JustPaste.it

Małe wielkie zwycięstwa

Czy wiemy wszystko o swoich dzieciach? Pewnie, że nie. Ich umysł pracuje intensywnie, wyobraźnia nigdy nie umiera. Wypada pogodzić się z tym, że nigdy nie odkryjemy ich w pełni.

Czy wiemy wszystko o swoich dzieciach? Pewnie, że nie. Ich umysł pracuje intensywnie, wyobraźnia nigdy nie umiera. Wypada pogodzić się z tym, że nigdy nie odkryjemy ich w pełni.

 

91daf697104f37a959d8580d8e575bdb.jpg

 

Małe wielkie zwycięstwa
Wakacje spędzane u babci i dziadka w Rybniku stanowią wyjątkowe miejsce w mojej pamięci. Zresztą ostatnimi laty wracam tam częściej i z innymi refleksjami...
...co jest właściwym porządkiem rzeczy.
Dzieci to specyficzne stworzenia. Łatwo je wystraszyć i wydawałoby się, że będą one unikać wszelkich sytuacji, które sprowadzają ryzyko odczucia lęku.
A niekoniecznie. Dzieci są specyficzne i zafascynowane lękiem. Ja nie byłem inny i jako berbeć też byłem skłonny sam skazać się na lęk. Właśnie w Rybniku.
Ja i brat spaliśmy na werandzie, a ściślej, w prawym jej skrzydle. Wąskim skrzydle - między łóżkiem, a przeciwległą ścianą mieścił się tylko rząd starych (acz szykownych), wycofanych już ze służby krzeseł. Krzesła, upchane w rządku, często przywalał stos narzuconych pierzyn i narzut. Taki efekt nie mógł zostać przeoczony przez moje skłonne do wyobraźni i fantazjowania oko. Powała pościelowa stała się potężną zaspą śnieżną, kryjącą pod sobą długi, miejscami kiepsko oświetlony tunel.
Tunel grozy.
Do której ciągnęła mnie nieznana siła - być może zdrowa i zwyczajna cecha małego człowieka, który nie unika konfrontacji i bierze się za bary ze strachami, bo instynktownie czuje, że później będą wyzwania jedynie trudniejsze...
Groza polegała na tym, że kiedy już wczołgałem się do tunelu, nie było żadnej możliwości opuszczenia go bocznymi ujściami, włazami ewakuacji i tym podobnymi drogami - tunel wprost ugniatał się pod zaspą. W rzeczy samej odnosiłem wrażenie, że przeciskam się pod jakąś górą, której Alpy by się nie powstydziły.
Smaku dodawało niepokojące wrażenie klaustrofobiczne. Byłem drobny, lecz miałem wrażenie, że nogi krzeseł - to jest: ściany tunelu, oczywiście - krępują mi ruchy i wręcz napierają.
Co więcej, na końcu tunelu można było wydostać się jedynie na niewielką "polanę" pod oknami, blokowaną dookoła przez zaokrągloną ścianę oraz łóżko przywalone kolejną alpejską górą pościeli.
Co oznaczało, że wolność przywróci jedynie powrót do mrocznego chodnika.
Pamiętam to uczucie. Strach, jakieś przebłyski podchodzącej paniki, mieszały się z zafascynowaniem i odczuciem satysfakcji.
Co ciekawe, nie pamiętam, czy mój brat kiedykolwiek towarzyszył mi w tych starciach z lękiem. Zdaje się, że za wyprawę do tunelu zabierałem się tylko wtedy, gdy byłem całkiem sam.
Ta konfrontacja ze strachem - wyobrażonym, lecz przecież wcale przez to nie martwym - wracała do mnie we wspomnieniach. Ostatnio postanowiłem wrócić do tunelu. Ja, stary byk, znów zmierzyłem się z klaustrofobicznym niepokojem i dziwnym lękiem, który sprowadza specyficzne uczucie zakleszczenia. Mężczyzna nie lubi mieć skrępowanych rąk. Być może stanowi o tym specjalnie poświęcona sprawie cegiełka w DNA, być może jakaś kropla w podświadomości; kropla, która nigdy nie wyschnie - bo przecież historia zatacza koło i może znów będzie trzeba szybko chwycić za włócznię, by obronić siebie i rodzinę przed gwałtownym najeźdźcą...
Nie lubię mieć wrażenia, że moje ręce tracą na znaczeniu - dlatego nie spieszy mi się do trumien, szybów wentylacji i dziupli wiewiórczych.
Spróbujcie błyskawicznie sięgnąć po włócznię w środku tunelu z krzeseł, mając 38 lat!...
Po włócznię nie sięgnąłem, lecz odniosłem oczywisty sukces. Zmuszając ciało do zapomnianych technik uwężawiania się i przemieszczania w trudnych warunkach - przeciągnąłem je przez tunel grozy.
I nawet zaspy nie zsunęły się ze szczytu góry!
Oczywiście nie wróciłem do tunelu grozy, by pokonać traumę, której nie było. Strach utworzony na potrzeby chwili dawno już się rozwiał... Zresztą była to tylko zabawa z krzesłami przywalonymi pościelą... Być może.
Teraz tunel okazał się po prostu niezłą rozrywką dla mnie i syna, przy czym wyprawy miały charakter dzienny i nocny. Na zdjęciu powyżej widzicie Kubę w tunelu, oświetlającego mi drogę. Wyprawa wyraźnie nocna...
Jak powiedziałem, jako dziecko do tunelu wchodziłem sam. Nigdy nikomu nie powiedziałem o tej zabawie.
Wyciągam dziś z tego wnioski. Takie jak ten, że dzieci, które żyją w naszych domach, mają fantazje i własne światy, których nie znamy.
Takie jak te, że możemy nie wiedzieć, kiedy i jak - rzucają wyzwanie swoim lękom.
Że możemy nigdy nie dowiedzieć się o ich małych, a tak wielkich zwycięstwach.
O przynajmniej części z tych zwycięstw - lub porażek - które będą miały swoje znaczenie do końca ich życia.
To jeszcze jeden z tych niezliczonych powodów, dla których staję nad moim synem i patrzę na niego jak na zwycięzcę, którym jest. Bo może właśnie dziś przełamał kolejną barierę?
Tydzień temu oglądaliśmy wspaniałą komedię "Co z tym Bobem?". Mały chłopiec zmagał się w tym filmie z lękiem przed głęboką wodą. W końcu przezwyciężył strach i skoczył.
Dwa dni później mój syn zrobił to samo na basenie. Piękne, błyskawiczne, zaskakujące zwycięstwo sześciolatka.
A ile takich zwycięstw odnosi każdego dnia?
O ilu nie wiem?
Bez względu na wynik konfrontacji, których sam sobie przysporzy, i których naniesie mu życie, sam fakt, że do nich stanie, czyni go zwycięzcą.
Bo prawdą jest, że wszyscy nimi jesteśmy. Stanowimy życie i każdego dnia zwyciężamy już samym w nim udziałem.
Nie wiem, o ilu małych wielkich zwycięstwach mojego syna nie dowiem się nigdy. Ale już dziś stoję nad nim i patrzę na niego tak, jak powinien patrzyć ojciec zwycięzcy. Bardzo seryjnego zwycięzcy.