JustPaste.it

O psychopatii - Jarosław Stukan

Fragment opinii znanego psychologa na temat psychopatii, jednakże pochodzący z książki nie jej w tytule poświęconej.

Fragment opinii znanego psychologa na temat psychopatii, jednakże pochodzący z książki nie jej w tytule poświęconej.

 

   Poszukiwanie dowodów na to, że seryjne morderczynie były psychopatkami nie ma najmniejszego sensu, bo ich działania w stopniu wyczerpującym psychopatię definiują. Psychopatia wyraża się poprzez amoralne i nieakceptowane działanie, które jest społecznie piętnowane. Zaburzeniem w sensie medycznym i psychologicznym psychopatia w żadnym razie nie jest.
Do czasu aż fantazje o wykorzystywaniu, krzywdzeniu, a nawet zabijaniu ludzi, nie są realizowane, psychopata nikomu nie przeszkadza i właściwie jest normalnym człowiekiem - bo jego obiektywna „patologia” wyrażana jest poprzez czyny, a nie myśli - na ich etapie nikt psychopaty nie piętnuje i nie karze, choć może go nie lubić, ale żeby leczyć osobę, która jest: niemiła, wredna, mściwa, agresywna, zawistna, pozbawiona uczuć etc...? - z jakich powodów nie miałaby ona zostać taką, jaką jest, jeśli sama nie chce się zmieniać?

   A należy tu dodać, że nieznane są przypadki „leczenia” psychopatów w opiece ambulatoryjnej lub szpitalnej, po ich dobrowolnym zgłoszeniu się po pomoc, bo nie posiadają oni podstawowej cechy, która jest tu wymagana - zaufania.
W przypadku innych „zaburzeń osobowości” pomoc psychologiczna zawsze podejmowana jest za zgodą i chęcią osoby „zaburzonej”. W psychopatii to nie ma miejsca, bo żaden psychopata nie czuje się chory i nie chce się zmieniać - w tym momencie psychopatia ukazuje swoje prawdziwe oblicze, bo w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych „zaburzeń osobowości”, tzw. psychopata nie przeszkadza sobie, tylko innym. Jest to więc wyłącznie etykieta podobna do tej, jaką niegdyś obdarzani byli murzyni - „czarnuchy”, a obecnie ma ją „zły człowiek”.

   Kiedy więc mówi się, do czego cały czas zmierzałem, że morderca był psychopatą, nie opisuje się jego specyficznego stanu psychicznego lub psychopatologii, a jedynie daje się wyraz szeroko pojętej „społecznej dezaprobacie”, dla nie szanującego praw innych ludzi i nie przestrzegającego przyjętych w społeczności zachodniej zasad współżycia osobnika. Dlatego też psychopatów się nie leczy, bo ani nie są chorzy, ani ze względów etycznych (na siłę), robić tego nie można (i pomimo tego, że
w innych książkach zwracam uwagę na to, iż przeróżnym czynom agresywnym można zapobiegać, to nie twierdzę tym samym, że coś należy leczyć). Psychopatów trzeba izolować w więzieniach, gdy zrobią coś złego, a na co dzień należy się trzymać od nich z daleka.

   Oczywiście ma to swoje korzenie w etiologii psychopatii, a określa ją deficyt i defekt w procesie socjalizacji - innymi słowy, jednostka nie nauczyła się w dzieciństwie zasad współżycia, szacunku dla cudzej własności, dla życia, a także, co ma za sobą związek, współczucia, miłości, empatii itd.

   Najważniejszą cechą tego procesu „edukacji” jest fakt, iż nie polega on głównie na nauce poznawczej: „rób tak, nie rób tak”..., lecz emocjonalnej i kształtowany jest w bliskiej relacji z matką i ojcem. Jeśli dziecko nie będzie kochane w dzieciństwie, to wszelkie normy społeczne, które sobie przyswoi, będą stanowiły dla niego pustą treść, zewnętrzną instrukcję, której przestrzeganie zależne będzie od, również zewnętrznych, zakazów, nakazów, represji etc. - a łatwiej je złamać niż postępować wbrew sobie (łamać zakazy wewnętrzne, gdy normy te stały się częścią własnego światopoglądu) - stąd też chociażby recydywa.

   Jeśli więc coś sensownego można powiedzieć na temat psychopaty, to będzie to stwierdzenie, iż stanowi on antytezą reprezentanta kultury zachodu, oraz, że jego resocjalizacja nie ma najmniejszego sensu i jest mitem.

   Po pierwsze, nie jest to choroba ani zaburzenie, więc nie ma co tu leczyć - psycholodzy i psychiatrzy nie mają więc co szukać w więzieniach - z zasady (nie pomoże tu nawet psychoterapia psychodynamiczna, która „naprawia” skutki wczesnodziecięcego, emocjonalnego rozwoju, bo z psychopatą nie można wejść w szczerą, głęboką relację emocjonalną), a po drugie, w związku z tym, że psychopatia tworzy się na bazie rozwoju emocjonalnego, a nie poznawczego, absolwenci resocjalizacji też nie mają w więzieniach co szukać, bo edukacja nic tu nie da (po raz kolejny - stąd recydywa) - pedagogika, właściwie z żadnym ku temu zapleczem, nie jest w stanie poradzić sobie tam, gdzie nie radzi sobie psychologia i psychiatria.

   W rozwoju człowieka występują okresy krytyczne, jeśli np. dziecko nie nauczy się w odpowiednim czasie mówić, to już przez całe życie będzie z tym miało trudności. Podobnie jest z rozwojem uczuć i moralnym - jest na to określony czas. Kiedy minie, uczucia już nigdy nie zostaną w pełni rozwinięte, a zasady współżycia, przy spełnieniu pierwszego warunku, w pełni zaintrojektowane (uwewnętrznione). Fakty te również odbierają wiarę w proces zmiany.

   „Większość społeczna” miała zdecydowanie lepsze dzieciństwo i generalnie, lżejsze życie, niż psychopata - i większość ta chce, by psychopata miał w dorosłym życiu tak samo, podczas gdy przez całe dzieciństwo i młodość miał inaczej. Ma się przy tym postarać, bo wszystko jest możliwe, jeśli się tylko chce. Nieskuteczność resocjalizacji, z opisanych już powyżej względów, prowadzi do wtórnej wiktymizacji przestępców, którzy „nie chcą się zmienić”. Nie uważam jednak by nie chcieli, oni nie potrafią, oni są ofiarami swojego życia, którego jako dzieci wybierać nie mogli. Jeśli więc resocjalizacja ma jakiś sens, to jedynie wówczas, gdy przyjmuje postać pracy socjalnej i jest podejmowana wcześnie, w dzieciństwie ofiar patologii rodziców (bo psychopatów wychowują psychopaci), poprzez znalezienie im nowych, „normalnych domów” (lecz to kolejny problem etyczny) - a też nie wyobrażam sobie, choć wiele już widziałem, by pracownicy poprawczaków i więzień resocjalizowali skazanych poprzez obdarzanie ich miłością, a inaczej nie da się jej nikogo nauczyć (aczkolwiek względem istnienia okresów krytycznych i tak trudno tu antycypować sukces).

Jest to zamknięty fragment książki pt. "Seryjne morderczynie". Po nim rozpoczyna się inny wątek.

Jarosław Stukan - psycholog, psychoterapeuta, pisarz.

Wprowadził wydawca.