JustPaste.it

Podatki nas zaduszą

Mało kto ma świadomość, jak systematycznie podatki rosną w państwach tzw. „demokratycznych”. I końca tego wzrostu nie widać.

 

W starożytnych Atenach obywatele podatki płacili tylko w razie wojny (co więcej – gdy wojna przyniosła łupy, podatek częściowo zwracano). Ci, którzy obywatelami Aten nie byli, podatki płacili stale, ale niewielkie (0,5 – 1 drachmy miesięcznie od osoby).

 

W starożytnym Rzymie podatki nie przekraczały 10%. Po upadku Rzymu nastały czasy królestw, ale władcy średniowiecza mieli dochody raczej z własnych majątków. Dziesięcina w podręcznikach szkolnych opisywana jest jako dramat, dziś możemy pomarzyć o tym, by podatki nie przekraczały 10%.

 

W Anglii w czasie wojny z Napoleonem opodatkowano dochody powyżej 200 funtów stawką 10% (z tym, że średni dochód to było 20 funtów).

 

W USA wprowadzono federalny podatek dochodowy przy okazji wojny secesyjnej, czyli dopiero w 1862 r. i był to podatek do 5%. Po wojnie zniesiono go i przywrócono dopiero w 1894 r. Jednakże Sąd Najwyższy uznał podatek federalny za niezgodny z Konstytucją i trzeba było dla jego zalegalizowania zmienić Konstytucję. Stawki ? Od 1% do 7% (7% płacono od dochodu powyżej 500.000 $ ale mowa tu o $ z tamtego czasu, były znacznie więcej warte niż dziś). No ale już przed II wojną podatek w USA sięgał 94% ! Politykom wystarczyło pół wieku na skok z kilku procent do 94% (Melchior Wańkowicz opisuje, jak na przyjęciu zorganizowanym przez znaną firmę wstał Gość Najważniejszy i podziękował za zaproszenie . . . nie, nie firmie tylko Departamentowi Skarbu ! I miał rację, gdyby firma nie wydała tych pieniędzy na przyjęcie, to Departament Skarbu zabrałby 94% tych pieniędzy, więc Gość Najważniejszy prawidłowo rozpoznał rzeczywistego fundatora kolacji, firma dołożyła marne 6%). W USA do II wojny światowej całkowity podatek zapłacony przez rodzinę o dochodach do 50.000$ (ale tamtych $, o wiele więcej wartych niż dzisiejsze) nigdy nie przekroczył 14%, po II wojnie już nigdy nie był mniejszy niż te 14% (patrz Ateńczycy, którzy po zakończeniu wojny podatek znosili a nawet czasem zwracali).

 

W II RP podatki dochodowe były od 2% do 25%. Co ciekawe, budżet państwa w 1936 r. miał nadwyżkę !. Państwo powstałe zaledwie 18 lat wcześniej, państwo, które toczyło na wszystkich granicach wojnę o przetrwanie jeszcze 15 lat wcześniej, państwo wyjątkowo boleśnie dotknięte Wielkim Kryzysem (spadek produkcji nawet o 50%). Co by więc tu powiedzieć o III RP ? E, lepiej nic nie mówić …

 

Wielu ludzi myśli tak: „ok., podatki są coraz większe, ale zarabiamy coraz więcej, więc i tak żyjemy coraz lepiej”. No to warto porównać zarobki dawne i obecne.

Kilka stawek zarobków i cen w starożytności (imperium Rzymskie, koniec III stulecia n.e.)

Zarobki (dniówki w denarach):

robotnik rolny - 25 + utrzymanie

murarz - 50 + utrzymanie

cieśla - 50 + utrzymanie

poganiacz osłów - 25 + utrzymanie

malarz pokojowy - 75 + utrzymanie

malarz artysta - 150 + utrzymanie

fryzjer - za 1 strzyżenie 2 denary

 

Ceny (w denarach):

funt mięsa wieprzowego – 12

funt mięsa wołowego – 8

dobre buty męskie – 120

trzewiki damskie – 60

10 ogórków – 4

10 dobrych jabłek – 4

jajko – 1

wino - od 2 do 30 za 1/2 l

 

Wnioski:

Przyjmijmy, że dniówka współczesnego murarza to 100 zł – ale bez utrzymania.

Starożytny murarz mógł kupić dobre buty za 2,5 dniówki. Dziś dobre buty kosztują od 300 zł, współczesny murarz musi coś z zarobku wydać na jedzenie, więc liczmy, że kupi buty za 4 dniówki –wychodzi na to, że po 2000 lat w kwestii butów jest gorzej !.

Starożytny murarz mógł kupić 6 kg wołowiny za dniówkę. Dziś wołowina to ok. 25 zł/kg, więc współczesny murarz kupi ze 4 kg wołowiny. Po 2000 lat – gorzej !.

Jajka - starożytny murarz mógł kupić 50 jajek za dniówkę. Dziś 50 jajek kosztuje ok. 40 zł (nie mówię o „wyrobach jajkopodobnych” z supermarketów). Postęp przez 2000 lat – stać nas na 2 razy więcej jajek ! 2 razy więcej przez prawie 2000 lat … Hurra !!!

Starożytny murarz mógł kupić 120 jabłek za dniówkę co daje ok. 20 kg (kilogram jabłek to ok. 6 sztuk). Dziś 20 kg jabłek kosztuje ok. 50 zł. Postęp przez 2000 lat – jabłka są obecnie dwa razy tańsze. Hurra !!!

Buty damskie 2 razy tańsze od męskich ! Co na to organizacje feministyczne ?!

Ceny wina - najwyraźniej już wtedy wyrabiano wino "marki wino", "J-23", "alpaga", "uśmiech sołtysa", "czar PGR-u", "mamrot" itd, skoro butelka najtańszego wina to 3 jajka (dziś aż tak taniego to chyba nie ma, musiałoby być po 2,50).

 

Ceny paliw w III stuleciu n.e. nie podano.

 

Państwo (politycy, wielki biznes) to rak, który rozrasta się systematycznie i jest już bliski zaduszenia swojego nosiciela – czyli nas. Ostatni tzw. „kryzys” (nie lubię tego określenia na to co się dzieje od 2008 roku, bo dla mnie słowo „kryzys” oznacza „odstępstwo od stanu normalnego” a stan sprzed 2008 roku bynajmniej normalny nie był, tyle że nie wszyscy tym wiedzieli albo nie chcieli wiedzieć).

Mniej więcej rok temu premier Węgier Orban wprowadził podatek 99% a ponoć w Szwecji był już przypadek podatku ponad 100%. Wyraźnie zmierza to do realizacji zasady „z tego co zarobisz możesz zatrzymać tylko tyle, żebyś nie zdechł, żebyś jutro mógł przyjść do roboty i pracować dalej dla nas, resztę ci zabierzemy”.

Ludzie żyją średnio kilkadziesiąt lat, ale społeczeństwo jest „wieczne”. Widać, że społeczeństwo żyje w cyklu: stopniowo wyłania się grupa, która zagarnia państwo dla siebie. Ta grupa to wojownicy, arystokracja, kapłani, dowódcy armii, obecnie – politycy wraz z wielkim biznesem. Ta grupa władców nie ma nad sobą żadnych barier, więc jej rozrost i wchłanianie państwa to proces nieustanny, jak rozrost raka w organizmie. Co jakiś czas dochodzi do buntu, rewolucji, czasem do wojny wywołanej sporem pomiędzy władcami jednego państwa a władcami innego państwa (bo jak już grupa wchłonie swoje państwo a zwykli ludzie staną się niewolnikami, to się tym nie zadowoli tylko sięga po własność sąsiadów). W takiej zawierusze ginie dużo zwykłych ludzi, ale w sensie masowym i długofalowym to jednak taka zawierucha najbardziej uderza we władców, oni tracą najwięcej, bo tracą swoją własność, na trwałe i wszyscy z grupy władców. W masie zwykłych ludzi też są ofiary, ale ta masa trwa nadal. W czasie rewolucji francuskiej sporo z władców straciło też głowy – i to bardzo dosłownie. W Polsce już nie uznajemy tytułów szlacheckich i praw z nimi związanych. W Egipcie nie rządzą już kapłani Ozyrysa czy Izydy.

Nowej grupie zajmuje nieco czasu by znowu zagarnąć państwo a przez ten czas ludziom żyje się stosunkowo swobodnie, przynajmniej pod względem ciężarów, jakie na nich nakłada państwo. A potem znowu. I znowu.

To, co się teraz dzieje na świecie – głównie w Europie i Ameryce - to wg mnie „początek końca” państwa w obecnej formie. Mamy tego pecha, że żyjemy w czasach, gdy opresja państwa staje się już bardzo ciężka, ci co żyli 30-40 lat temu w Zachodniej Europie czy w USA – żyli pod mniejszym ciężarem państwa. Jeśli ktoś myśli, że najgorsze za nami – to jest naiwny. Nadchodzi taki krach, o jakim się nikomu nie śniło. I jak to zwykle bywa – społeczeństwo przetrwa, ale jednostki dostaną po głowie. Masz kredyt ? Bank puści cię z torbami, być może potem sam upadnie, ale wpierw ty. Stracisz pracę ? Ale rachunki będziesz musiał płacić i to coraz wyższe (w lipcu 2010 za butlę gazu płaciłem 36 zł, tydzień temu zapłaciłem 58 zł i to nie koniec). Ceny rosną ? Ale twoje zarobki bynajmniej (nie podoba się ? Na twoje miejsce za drzwiami czeka 10-ciu chętnych). Masz jakieś nieruchomości ? Dowalą ci taki podatek majątkowy, że nie będzie cię stać na dalsze ich posiadanie (wystarczy wyobrazić sobie, co się będzie działo w centrach dużych miast, jak wejdzie podatek katastralny 1% wartości nieruchomości. Np. w Warszawie na Mokotowie często żyją w 200-metrowym domu emeryci, których dzieci dawno poszły na swoje. Dom wart np. 3 mln. zł, więc podatek wyniesie 30.000 zł, tyle co całe ich emerytury. Będą musieli go sprzedać błyskawicznie i wynieść się do małego mieszkanka, ceny takich domów polecą „na łeb, na szyję”, kto wtedy będzie miał gotówkę – kupi taki dom za 30% wartości).

 

Nie wiem, co się wyłoni po tzw. „demokracjach” (nazwa wyjątkowo oszukańcza), ale nie wątpię, że to już ich kres. I mimo niepewności co do własnego losu – krwi poleje się i to dużo – czekam na to niecierpliwie.