JustPaste.it

Zostańmy przyjaciółmi.

To chyba najbardziej żałosny tekst, na jaki stać rozstającą się parę.

To chyba najbardziej żałosny tekst, na jaki stać rozstającą się parę.

 

Jak znam życie, to osoby składające sobie takie deklaracje, nawet nie są dobrymi kumplami. Bo też po co? Jeśli z kimś zrywamy, to chcemy się tej osoby najzwyczajniej w świecie pozbyć. Spławić, wyrzucić do śmieci, jak zwykły, zbędny odpadek. "Zostańmy przyjaciółmi" to po prostu śmieszne, puste słowa. To taki synonim do "spierdalaj z mojego życia". I to raz na zawsze! 

Naprawdę niewiele jest związków, które rozstają się, zwyczajnie podając sobie rękę, gdzie każdy idzie po prostu w swoją stronę i jedyne co pozostaje, to miłe wspomnienia i odrobina sentymentów. Jedno wiem, jeśli nie jesteś na 100% pewien swojej decyzji, płacz, męcz się, gryź pięty, po łokciach, ewentualnie zdradzaj, ale trwaj... ile tylko możesz. Pewnego dnia zrozumiesz, że dłużej już nie pociągniesz. I wtedy właśnie odejdziesz. Nie proponuj przyjaźni, coś takiego jest wręcz nie na miejscu. Jeśli oboje rozumiecie, że ten związek nie miał przyszłości, kontakt między wami nie zginie. A jak zginie, nikt nie będzie z tego powodu płakał.

Gorzej, jeśli był to związek gatunku... pasożytniczego. W takim przypadku usilnie starasz się pozbyć chwasta, ale skurwiel ma zbyt mocne korzenie. Ostatnio spotkałem znajomego z liceum, z którym jakoś nigdy nie miałem specjalnie dobrego kontaktu. Wspólna podróż zmusiła mnie niejako do rozmowy na nudne tematy, ale on wyszedł trochę poza schemat i starannie opisał mi jak go ta "szmata" potraktowała. Chłopak przeżywał rozstanie już drugi tydzień. I może zrozumiałbym, gdyby czuł ból i pustkę, ale on najzwyczajniej w świecie był na nią zły. Kumacie? A ja bardzo nie lubię określenia "szmata". To jak traktujemy swoich byłych partnerów jest odzwierciedleniem nas samych. W ogóle nie dziwie się tej dziewczynie.

Bo w większości przypadków tylko jedna strona decyduje się odejść. Druga strona poczuje żal, niekiedy rozczarowanie, ale może się też zdarzyć, że poczuje... nienawiść. Rozumiecie? Bo niektórzy nawet z miłości, która oczywiście jest kompletnym złudzeniem, potrafią zmienić uczucia o 180 stopni i zacząć nienawidzić. W głowie mi się to nie mieści, ale wyjaśnienie tego może być całkiem proste. Te osoby po prostu bardziej kochały siebie. To łatwe, kiedy coś tracisz, obwiniasz za to innych. Kiedy ktoś odbierz ci rzecz, którą traktujesz w specjalny sposób, wszyscy dookoła będą winni. Postaram się to przedstawić w najprostszy sposób, na przykładzie, który wpadł mi właśnie do głowy.

Wystarczy spowodować wypadek samochodowy, a będziesz szukał stu tysięcy argumentów, by usprawiedliwić siebie.  To przecież nie ty, ale ktoś TOBIE wyjechał. Wszyscy inni są w błędzie, jebać prawo. Kobieta jednak nie jest samochodem, może odejść sama, z własnej woli. Nawet jeśli ucieka do innego faceta, nie oznacza to, że ktoś ją kradnie, sprzątnie sprzed nosa, bo kobieta nie jest zabawką (chociaż mogę się mylić...) i sama dobrze wie, czego oczekuje od życia. Uciekając, wybiera to, co lepsze. Pytanie, co ma on, czego nie mam ja, jest kompletnie nie na miejscu. Z doświadczenia wiem, że otwieranie kolejnej szufladki, czyli innymi słowy alternatywa dla obecnego partnera, znacząco przyśpiesza rozstanie.

To jak traktujemy swoich byłych partnerów jest odzwierciedleniem nas samych. 

Trochę to rozwinę. Kiedy ja poznaję jakąś kobietę, zawsze zwracam uwagę, jaki ma stosunek do swoich ewentualnych byłych. Bo nie da się ukryć, ten temat zawsze jest poruszany. Oczywiście jeśli takich miała, bo fajnie by było, gdyby taka laska przez te 70 parę lat żyła w czystości, ale nie ma się co oszukiwać, smoki nie istnieją. Na pewno przyjdzie mi spotkać jakąś używkę, przerżniętą przez kilku wcześniejszych partnerów. Jakoś to przełknę, one i tak będą miały gorzej, chociaż hipokryzja podpowiada mi, że w drugą stronę ten mechanizm nie działa. Każdy bowiem dobrze wie, że jeśli jeden kluczyk pasuje do każdej kłódki, to mamy zajebisty sprzęt, natomiast kiedy jedną kłódkę można otworzyć każdym kluczykiem... to nawet Natanek by ci powiedział, że to już jest źleeee...

Jakoś nie miałbym ochoty spotykać się więcej niż na jedno bzykanko z osobą, która źle wypowiada się o kimś, z kim spędziła kilka miesięcy bądź też kilka lat w związku. Zbyt dobry kontakt też nie jest wskazany, bo jeśli były partner robi za pocieszyciela, przeważnie twoja kobieta budzi się rano w jego łóżku. Czyli tak źle... i tak niedobrze. Czyli... jak zwykle, do niczego sensownego nie doszedłem.