Niedawno przez media przemknęła informacja, o projekcie Totalizatora Sportowego samoobsługowych punktów przyjmowania zakładów Newsy bardzo życzliwe dla Totalizatora zawierały
Niedawno przez media przemknęła informacja, o projekcie Totalizatora Sportowego samoobsługowych punktów przyjmowania zakładów Newsy bardzo życzliwe dla Totalizatora zawierały również informację o trwającej już sprzedaży „produktów” Totalizatora w kasach hipermarketów Real i o tym, że poprzez takie akcje Totalizator chce zdobyć nowych klientów. Nie dziwiąc się specjalnie życzliwości dziennikarzy (bo zapewne niejeden próbował i będzie próbował swojego szczęścia w „produktach” Totalizatora, że nie wspomnę o zamieszczanych w mediach reklamach tych „produktów”) muszę dołożyć do tych informacyjnych beczek miodu nawet nie jedną, ale wręcz parę łyżek dziegciu.
W wypowiedziach obecnego zarządu Totalizatora bardzo charakterystyczna jest oficjalnie używana zmiana nazwy miejsca (lokalu) w którym zawieramy zakłady: z KOLEKTUR na „punkty przyjmowania zakładów” - dalej w skrócie: ppz. Świetnie oddaje ona istotę procesu, trwającego od paru lat (także już za poprzednich zarządów), przenoszenia zawierania zakładów z wyspecjalizowanych KOLEKTUR, dla których była to podstawowa i najczęściej jedyna działalność - do sklepów, w tym sieciowych (np. „Żabka”, czy właśnie Real) sklepików, stacji benzynowych itp. - których podstawowa działalność jest zupełnie inna, a przyjmowanie zakładów tylko jej uzupełnieniem. Likwidacja kolektur następowała najczęściej samoczynnie, ponieważ zarobki kolektorów były prowizyjne, uzależnione od wielkości sprzedaży, a ta błyskawicznie malała, wobec rozpływania się klienteli po nowo powstających ppz – bo tam było po prostu bliżej. Uruchamiający ppz właściciele sklepów i sklepików, ale i szefowie sieci węszyli w tym dobry interes, ponieważ niedawne jeszcze prowizje kolektorskie były w stosunku do średnich zarobków całkiem przyzwoite.
O ile obecnie, dla sieci, przy efekcie skali, to może i jest jeszcze jakiś interes, o tyle wielu właścicieli niewielkich sklepów i sklepików na ppz się „przejechało” ponieważ z jednej strony Totalizator ciął prowizje nowo powstającym punktom, z drugiej wobec szybkiego wzrostu ich ilości te nieco wcześniej uruchomione musiały dzielić się sprzedażą (i zarobkami) z tymi najnowszymi. Zwłaszcza iż okazało się i wciąż okazuje, że rozbudowa sieci ppz prawie wcale nie przekłada się na ogólny wzrost sprzedaży Totalizatora – po prostu nie jest czynnikiem wzrostowym, bo w ogromnej większości ci sami gracze wydają te same pieniądze niezależnie od tego, gdzie grają. Gdyby sprzedaż „produktów” Totalizatora rosła w takim tempie, w jakim wzrasta ilość ppz w ostatnich kilku latach, to powinna być co najmniej trzykrotnie większa i oscylować obecnie w granicach 5 – 6 miliardów złotych rocznie, a tak nie jest.
A tak naprawdę, to sprzedaż jest wciąż uzależniona w największym stopniu od szczęścia graczy (czy też jego braku) czyli od ilości i stopnia kumulacji puli głównej wygranej w sztandarowej grze Totalizatora: LOTTO (dawniej Duży Lotek). Zapaść (brak kumulacji) w tej grze w roku 2010 spowodowała potężne tąpnięcie (mimo wciąż wzrastającej liczby ppz), a rekordowa seria kumulacji z września 2011 wzrost sprzedaży w skali całego roku. Oczywiście w indywidualnych przypadkach dla wielkości sprzedaży i prowizji prowadzących ogromnie ważna jest lokalizacja ppz i ich ilość zwłaszcza w małych miejscowościach, ale średnio, po odliczeniu naliczanego od prowizji podatku VAT i PIT jest tej prowizji ledwie kilkaset złotych miesięcznie. I każdy kolejny, nowy ppz uruchamiany w pobliżu ją natychmiast obniża.
Ważne, negatywne skutki tego procesu, inspirowanego przez kolejne – włącznie z obecnym - zarządy spółki są trzy :
- po pierwsze: wiele z nowych ppz po paru – kilkunastu miesiącach kończyło współpracę z Totalizatorem z powodu niewielkich dochodów w stosunku do koniecznych nakładów pracy (rozliczeń) i zabezpieczeń finansowych (poręczeń). W moim mieście takich zlikwidowanych już, zarówno kolektur, jak i ppz było mniej więcej tyle samo, ile tych które aktualnie działają. A likwidacja ppz, do którego gracz zdążył się przyzwyczaić bywa nie tak znowu rzadko niezłą okazją do zerwania z „nałogiem” gry. Natomiast wśród właścicieli sklepów coraz szybciej kształtuje się opinia, że współpraca z Totalizatorem nie jest opłacalna i uruchamianie nowych ppz coraz częściej będzie wiązać się będzie z koniecznością przyznawania im procentowo znacznie większych prowizji, co nie zostanie zapewne bez konsekwencji dla zysku Spółki.
- po drugie dramatycznie pogorszyła się jakość obsługi graczy, zarówno dlatego, że chcąc zawrzeć zakłady muszą często poczekać w kolejce innych klientów kupujących np. artykuły spożywcze, jak i dlatego, że wymagania Totalizatora wobec personelu ppz są systematycznie i celowo obniżane – bowiem dla platformianego zarządu Totalizatora liczy się tylko działająca na wyobraźnię ilość ppz, wykorzystywana do hurra optymistycznego PR. Proszę poprosić w kilku ppz (np. na stacjach benzynowych) o wyniki losowań sprzed roku, czy o wielkość tzw. „bonusu” - dodatkowej premii w Multi Multi, która miała uatrakcyjnić tą grę i zwiększyć sprzedaż by przekonać się, ilu obsługujących będzie w ogóle wiedziało o co chodzi i jak to zrobić, zwłaszcza że wobec niewielkiego dochodu z lottomatu ich szefom na tym, by personel jednak wiedział – też nie zależy,
- po trzecie wielkość sprzedaży zależy nie tyle od dostępności, czyli ilości ppz, co od specyficznej „hazardowej” atmosfery miejsc w których zawierane są zakłady. Atmosferę taką wytwarzali sami gracze, dzieląc się informacjami o swoich „systemach” i działając swoim przykładem na innych, nawet w niewielkich kioskach – kolekturach. Jest to rzecz nie do podrobienia w sklepiku, pomiędzy makaronami i jajkami, bo tam panuje niepodzielnie atmosfera „spożywcza”.
Zarówna ta atmosfera, jak i jakość obsługi w dawniejszych kolekturach (w których kolektor potrafił nawet doradzić, jak zagrać), a obecnych ppz jest po prostu nieporównywalna, dobrze jeżeli obsługujący w ppz potrafi w miarę sprawnie wrzucić blankiety do czytnika lottomatu, lub wydrukować kupon na chybił trafił. I ta fatalna wręcz, średnia jakość obsługi (oczywiście są chlubne wyjątki!) w większym stopniu negatywnie wpływa na wielkość sprzedaży, niż pozytywnie wpływa rozbudowa sieci. Ale rozbudową sieci, z braku innych sukcesów zarząd może się chwalić, pozytywnie odbierają takie informacje zarówno niezorientowane w temacie media jak i równie „fachowi” urzędnicy nadzorującego Totalizator Ministerstwa Skarbu, że nie wspomnę o wręcz dyletanckich posłach z Komisji Sportu poprzedniej kadencji, na wypowiedzi niektórych z nich „w temacie” (w trakcie prac tej komisji) lepiej spuścić zasłonę milczenia.
I tak to hazardowy interes Totalizatora się kręci, „stymulowany” symulowaną aktywnością i „samoobsługowymi” działaniami zarządu, bardzo jednak dbającego (wyłazi to jak szydło z worka z wypowiedzi p. prezesa Dudzińskiego), by z roku na rok sprzedaż nie była dużo większa, bo w kolejnym musiałaby być jeszcze większa, a wtedy metody symulacyjne mogłyby nie wystarczyć. A po co ryzykować, skoro dla utrzymania stołków wystarczy 5-cio procentowy wzrost sprzedaży. Czy mogłaby ona wzrastać znacznie szybciej, dostarczając do budżetu, na sport i kulturę więcej „kasy” niż obecnie? – oczywiście, ale to już temat na następny artykuł.