JustPaste.it

Rozmowa kontrolowana

Na sekretarce automatycznej telefonu znajomego usłyszałem kiedyś: „Jeśli masz złą wiadomość, to zachowaj ją dla siebie, a jeśli dobrą, to mów po sygnale”...

Na sekretarce automatycznej telefonu znajomego usłyszałem kiedyś: „Jeśli masz złą wiadomość, to zachowaj ją dla siebie, a jeśli dobrą, to mów po sygnale”...

 

Od razu zatęskniłem, żeby słowa te stały się fabrycznym i nieusuwalnym  ustawieniem każdego nowo kupionego aparatu telefonicznego. Stale przypominane być może powstrzymałyby nas przed mówieniem wszystkiego, co mamy w głowie. Pewnych rzeczy bowiem nie warto ani mówić, ani słuchać.

Pisałem już o tym nie raz, ale skala problemu wymaga nieustannego powtarzania, że słowa mają moc — mogą budować, ale i burzyć. Słowami możemy wysławiać Boga oraz podnosić na duchu zgnębionych, możemy nieść bliźnim radość, pociechę i zachętę, jednać zwaśnionych, wyrażać najszlachetniejsze uczucia[1]. Słowami można też ranić. Wtedy język staje się mieczem, żądłem, trucizną, przekleństwem, ogniem i klęską[2]. Obmowa, bezmyślnie rzucone podejrzenie, świadome oszczerstwo, a nawet prawda, lecz wypowiedziana w złej intencji — mogą przynieść wielkie spustoszenie. Jedno pchnięcie tego miecza przebija (o czym się często nie wie lub zapomina) trzech naraz: tego, o kim się mówi, tego, który słucha, i tego... który mówi.

Nie bez przyczyny Bóg poświęcił temu zagadnieniu osobne przykazanie: „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”[3]. Przykazanie to nie tylko zakazuje kłamania, ale również — od strony pozytywnej — nakazuje dbać o dobre imię bliźniego. To tak jak z przykazaniem: „Nie zabijaj”, które nie tylko zakazuje zabijania, ale i nakazuje dbać o zdrowie. Podobnie jest z przykazaniem o święceniu soboty — zakazuje pracy dnia siódmego, ale też nakazuje pracować w sześć pozostałych dni.

Na straży cudzego dobrego imienia stoją również inne biblijne zalecenia, m.in.: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”[4] oraz „(...) nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc”[5]. Biblijna zasada ochrony cudzego dobrego imienia rozciąga się nawet na osoby błądzące — które (świadomie czy nie) łamią Boże przykazania. Zasada ta każe je napominać, ale najpierw w rozmowach sam na sam. Dopiero gdy taka rozmowa nie przyniesie spodziewanej poprawy postępowania błądzącego, pozwala powiedzieć o cudzym grzechu najwyżej kilku innym osobom — ale nie żeby wzbudzać sensację, tylko aby te kilka osób mogło wspólnie wpłynąć na błądzącego, żeby się poprawił. Jeśli i to nie przyniesie rezultatu, dopiero wtedy można o tym powiedzieć całej lokalnej społeczności wierzących (Kościołowi), by ta podjęła ostateczną próbę napomnienia grzesznika. Postępowanie to, opisane w Ewangelii Mateusza 18,15-18, określane jest czasem postępowaniem dyscyplinarnym. Nakreśla ono tryb samooczyszczania się Kościoła chrześcijańskiego z osobników nie tyle błądzących, co uparcie trwających w błędzie, przekonanych o własnej nieomylności i impregnowanych na wszelkie napomnienia.

Powyższy fragment Ewangelii wyraźnie pokazuje również, że jeśli grzesznik przyjął napomnienie i uznał winę, to nie wolno nam dalej upowszechniać wiedzy o jego upadku. Bogu zależy bowiem nie tylko na moralnej czystości Jego Kościoła, ale także na zachowaniu dobrego imienia grzesznika, które należy chronić tak dalece, jak to tylko możliwe.

Dlaczego tak? Może dlatego, że dobre imię to nieraz jedyna wartość, jaką się posiada. Jedno nieopatrznie czy złośliwie wypowiedziane słowo może je zszargać i zniesławić. Takie słowo jest jak mała grudka śniegu oderwana od góry, która zanim spadnie w dolinę, stanie się lawiną mogącą zniszczyć wszystko, co po drodze napotka. Lawinę łatwo wywołać, ale trudno zatrzymać. Tak samo łatwo ufarbować biały materiał na czarno, ale ufarbowanie go z powrotem na biało jest już raczej niemożliwe.

Co prawda rozważane słowa odnoszą się do problemu grzechu w Kościele, ale jak się wydaje, są równie aktualne w sferze świeckiej — „zwykłych” ludzkich błędów i różnych nieetycznych cudzych zachowań. Nie spieszmy się z ich rozgłaszaniem, ale też niech nie będą nam obojętne.

Nie chcę tu moralizować albo udawać jedynego sprawiedliwego, który nigdy na nikogo złego słowa nie powiedział. Nie ma pod tym względem ani jednego sprawiedliwego. Są tylko jeszcze niezłapani, ale do czasu. Jeśli więc przyjdzie nam ochota na klasyczne obsmarowanie kogoś w rozmowie z jeszcze kimś innym, to przypomnijmy sobie słowa powtarzane w publicznych automatach telefonicznych w czasach stanu wojennego: „rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana” i ugryźmy się w język. Wszystkie nasze rozmowy są bowiem „kontrolowane” i — jak mówi Biblia — ze wszystkiego, co mówimy, kiedyś przyjdzie się nam rozliczyć[6].  
Andrzej Siciński

[1] Zob. Hi 4,4; Dz 13,15; 2 Kor 5,19; 1 Tes 4,18. [2] Jk 3,3-10. [3] Wj 20,16. [4] Mt 7,1. [5] 1 Kor 4,5. [6] Zob. Mt 12,36-37.

[Artykuł ukaże się jako felieton redakcyjny w miesięczniku "Znaki Czasu" 2/2012].