JustPaste.it

Hej kolęda, kolęda

Buszując po Internecie natknąłem się na problem, z którym borykają się mieszkańcy różnych miast, i którego rozwiązania szukają na rozmaitych forach regionalnych i tematycznych. Problem ten jest natury ekonomiczno-religijnej i pojawia się regularnie, co roku w styczniu. Jaki to problem? „Ile zapłacić księdzu za kolędę.”, aż pojawił się szyderczy uśmiech na mojej twarzy. Przyjrzyjmy się sprawie bliżej.

 

Potocznie „kolęda”, naprawdę „wizyta duszpasterska”

 

Skąd wzięła się tradycja kolędy? Jak powszechnie wiadomo kościół katolicki jest nieszczególnie nowatorską instytucją i wprost obfituje w zapożyczenia z innych religii i kultur. Kolęda nie jest wyjątkiem. Została ona prawdopodobnie zapożyczona od starożytnych Rzymian. Odwiedzali się oni w domach w styczniu, w dniu tzw. „Kalend” (Kalendae), czyli pierwszego dnia tego miesiąca lub pierwszego dnia po księżycowym nowiu.

Początkowo to zapożyczenie powiązane było ściśle z błogosławieniem domów wiernych podczas święta Trzech Króli, ale w miarę jak ilość wiernych, niestety, rosła, wizyta duszpasterska została ze względów logistycznych rozłożona na kilka dni. Kolęda jest więc uwieńczeniem błogosławienia domu, rozpoczętego od napisania na drzwiach święconą kredą skróconej wersji „Christus Mansionem Benedicat” (to może wydać się szokujące, ale wcale nie „Kacper Melchior Baltazar”). To tyle jeśli chodzi o historię, czas na fakty z czasów bieżących.

 

Biedny ksiądz musi łazić zimą od domu do domu. Należy mu się wynagrodzenie.

 

Czy naprawdę tak jest, że księża, prowadzeni powołaniem, odwiedzają z uśmiechami na twarzach parafian, aby pobłogosławić ich domostwa? Otóż nie.

 

Kodeks prawa kanonicznego

kanon 529 §1.

Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza,

proboszcz powinien starać się poznawać

wiernych powierzonych jego pieczy. Winien

zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w

troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i

smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak

również - jeśli w czymś nie domagają -

roztropnie ich korygując.

 

Tylko, że katolicy to ciemna masa, nie korzystają z tego, że po latach walk i palenia na stosach, człowiek może wreszcie interpretować Pismo, a także zaznajomić się z prawem kanonicznym. Ale przecież zamiast dowiedzieć się co jest obowiązkiem, a co jest dobrowolne, lepiej dać w łapę i mieć spokój, prawda?

Proboszczowie wypełniają postanowienia kanonu 529 raz w roku – podczas wizyty duszpasterskiej. Jasne, że nie każdy, że trafi się jakiś dobry duszpasterz z powołania, ale mówmy o większości. Rolą proboszcza jest, w myśl kanonu 529, poznawanie wiernych powierzonych jego pieczy. Co „mój” proboszcz wie o mnie? Że nie chodzę do kościoła. O moich rodzicach? Że są ciężko pracującymi lekarzami. Czy uczestniczy w troskach, niepokojach i smutku mojej rodziny? Nie, odpicowuje plebanie.

W zasadzie można powiedzieć, że na co dzień nie widuje się proboszcza ani wikarych poza kościołem. Ja wiem, to zarobieni ludzie, muszą przecież podejmować parafian w biurze parafialnym, odprawiać msze, nadzorować remont plebani, ale wydaje mi się, że nie tylko na tym polega bycie księdzem.

Co więcej, mam pewną teorię dlaczego księża przychodzą do domów tylko w okresie kolęd w styczniu. Przecież ludzie, którzy nie spodziewają się wizyty duchownego nie mają przy sobie gotówki! No, a po co łazić za darmo i głosić posługę duszpasterską? Przecież to nieekonomiczne.

 

Ile płacić?

 

Podsumowując to, co napisałem i odpowiadając tym, co nie wiedzą ile zapłacić księżom za wizytę, odpowiedziałbym „nie płaćcie, nie musicie, miejcie to w poważaniu”. Ale wiem, że „nie wypada, bo sąsiedzi zapłacili, jak my potem będziemy wyglądać w kościele”, ten żenujący argument to temat na osobną pracę pisemną, dlatego doradzę, wybierając złoty środek – zapłaćcie symbolicznie, nie przepłacajcie. 10 zł za kilkanaście – kilkadziesiąt minut rozmowy i błogosławieństwa, i tak przekracza ustawową płacę minimalną w Polsce. No i nie jest opodatkowane. Jak wszystko w kościele.