JustPaste.it

Pielgrzymka, dzień XIV

Mirów - JASNA GÓRA

Mirów - JASNA GÓRA

 

Dzień XIV:

Dziś wstanie jeszcze wcześniej niż wczoraj. Jest coś koło 3.30, na dworze jeszcze ciemna noc. Nie ma żadnego zgiełku, wszyscy po cichu wstają, bez większych rozmów. Jest dość chłodno, ubieramy się w bluzy i płaszcze. Na szczęście nie pada jak rok temu (na Jasną Górę weszliśmy cali mokrzy). Jemy jakieś proste śniadanie aby nie paść na trasie. Bardzo mało, może po dwie kanapki. Czas ruszać, wszyscy śpiący, ale mimo wszystko podoba mi się, że grupa potrafi się zorganizować, mimo tak wczesnej pory. Po kilkuset metrach stajemy, bo jakaś grupa zaspała i teraz muszą nas minąć (na Jasną wchodzimy według kolejności).

Idziemy w ciszy. Tylko różaniec odmawiamy. Oczywiście ze względu na bardzo wczesną porę. Nie ma dyskusji jak zwykle to bywa. Idziemy… po prostu idziemy przed siebie. Jest już coś koło 5. Świt, powoli robi się jasno. Uwielbiam wschody słońca. Najpierw niebo robi się granatowe, potem ciemnoniebieskie, potem różowe aż w końcu pokazuję się słoneczko… to taki piękny widok. Po różańcu odmawiamy jeszcze koronkę do miłosierdzia Bożego. Trochę smutno jest, sporo przemyśleń. Co tak naprawdę wydarzyło się przez ostatnie kilkanaście dni? Teraz kiedy już niemalże jesteśmy u stóp Jasnogórskiej Pani na pewno każdy zadaje sobie to pytanie. W każdym z nas, pątników, wydarzyło się coś innego. Jedni umocnili się wierze, drudzy dopiero poznali Boga i Kościół, jeszcze inni odkryli swoje powołanie, a w kilku osobach nie zmieniło się kompletnie nic ;) to zależy trochę od chęci zmian.

Śpiewamy godzinki, ostatni raz na trasie. Jest już jasno, ale nie widać klasztoru, nie widać miasta. Nie widać nawet drzew stojących 50 metrów od nas. Jest ekstremalnie gęsta mgła! Już drugi rok z rzędu nie trafiam na pogodę.

Przez noc bardzo mocno powiększyła się nam grupa. Przyjechały rodziny naszych pielgrzymów. Wejdą na Jasną razem z nami. Seba wyciąga gitarę z pokrowca, kilka sióstr muzycznych kieruję się w stronę miksera. Śpiewamy piękne, pielgrzymkowe pioseneczki. Minęliśmy już przedmieścia, wchodzimy do Częstochowy. Spory ruch jak na taką godzinę, ale nikt nas nie wita, pewnie pielgrzymki w tym czasie to dość powszechny widok.

Gitarę przejmuje Niewiar, ja też chciałem tego dnia pograć, ale z drugiej strony, ostatni będą pierwszymi ;] Ostatnie zakręty na ulicach miasta i oto już wchodzimy na znajomą chyba każdemu aleję Najświętszej Maryi Panny. Taka ostatnia prosta. Normalnie jak się tędy idzie to widać klasztor bardzo dobrze. No ale jest mgła…

Przed nami grupa 9d, za nami grupa 10b. Są dość głośni ;) my również się już budzimy, robi się cieplej więc zdejmujemy płaszcze, niektórzy bluzy. Grupa staje się coraz bardziej żółto - biała. Każdy ma białą lub żółtą koszulkę. Ładnie to wygląda. Za nami w 10b wszyscy na brązowo ;)

Stajemy, widać już niewielkie wzniesienie przed nami. A na nim kilka również stojących grup. Jest mała kolejka jeśli chodzi o wejście. Więc tańczymy, śpiewamy.

Kiedy przede mną, straszna głębina, Boże Ty o mnie, nie zapominaj! Kto Tobie patrzy, prosto w oczy, ten się nie boi do wody wskoczyć! Alleluja!”

Za nami również głośno. Robimy nawet małą bitwę na głosy ;) jest bardzo radośnie, a również powoli posuwamy się do przodu. Powoli cichnie, raczej spokojne piosenki teraz gramy. Jeszcze kilka metrów, i oto zza mgły ukazuje się klasztor Jasnogórski. Teraz każdego nachodzą refleksje. Niektórzy płaczą. I ja również, chociaż staram się to ukryć ;)

Podchodzimy już, teraz nasza kolej. Ma miejsce tzw. Prezentacja grupy. Jakieś statystyki, opinie. Widzimy naszego biskupa stojącego na górze. Machamy mu pięknie.

„Grupa 10a przyklęka. Przybywamy oto przed tron twój Maryjo…”

Kierujemy się w stronę kaplicy cudownego obrazu. Teraz nachodzą nas jeszcze większe refleksje. Co dała mi pielgrzymka? Na pewno wiele wspaniałych doświadczeń, wiele nowych znajomości, nauczyła mnie postaw chrześcijańskich. Pielgrzymka uczy pokory, pięknej modlitwy, miłości…

Zwijamy całe nagłośnienie. Łapiemy się za ręce i wchodzimy. Przy wejściu jakiś diakon kropi nas wodą święconą. Już jesteśmy w kaplicy. Widzę ten obraz. W nim naprawdę coś jest. Moje serce samo wyrzuciło moje intencje, nie musiałem sięgać po nie głęboko. Nie przytoczę ich tutaj, bo są zbyt osobiste.

Ta modlitwa trwała może dwie minuty. Ja czuję się jakbym spędził tam kilka godzin. Wychodzimy do bazyliki. Tam dziękuję Bogu, że już drugi raz bez żadnych problemów pozwolił mi tutaj dojść. Czy to jakiś znak? Podobno pielgrzymka jest łaską, nie każdy może jej dostąpić. Pewien ojciec opowiadał mi, że był na pielgrzymce już kilka razy, nigdy nie trwało to dłużej niż trzy dni. Nie dostąpił tej łaski. Raz zachorował, innym razem za bardzo bolały już go nogi, jeszcze innym razem zmarła jego babcia.

Lekko na duchu „wielbi dusza moja Pana!”. Wychodzimy na zalane słońcem błonia. Sporo ludzi. Ja trzymam się Kamila, Mateusza, Agi, Żuczka. Wszyscy bez gadania kierujemy się do KFC ;) jemy dużo (ja aż przesadziłem), rozmawiamy, śmiejemy się. Już niewiele będzie takich okazji …

Około 9 ma miejsce Msza przed szczytem. Celebransem jest jakiś kardynał pochodzący z innego kraju. Jego polski nasuwa nam na usta szeroki uśmiech ;) Rozpoczyna się homilia, mówi jakiś arcybiskup. Nawet mądrze i fajnie, ale słowa coraz bardziej uciekają mi gdzieś poza umysł. Świat się rozmazuje, chyba zasnąłem. Zerwałem się gdy rozległy się gromkie brawa. Nie tylko ja się zdrzemnąłem, tak 50% pątników leży na jakichś plecakach, bluzach etc. To bardzo dziwne, że przeraźliwe zmęczenie dopadło nas dopiero po dojściu do celu.

Po Mszy idziemy na pamiątki. Kupuję sobie książkę „wykład o Mszy Świętej”, bo za mało o niej wiem, mimo, że jestem lektorem. Różaniec na palec (rok temu zgubiłem go dokładnie miesiąc później, teraz gdy to piszę już dawno nie mam tego drugiego różańca ;) haha ), jakieś dewocjonalia dla mamy i babci. Wydałem już tyle pieniędzy ile przez całe dwa tygodnie na trasie. Zresztą moi bracia i siostry tak samo…

W tym roku ja, Kamil, jego brat Michał, Mateusz i Seba wracamy pociągiem, więc zachodzimy na dworzec aby kupić sobie bilety. Idziemy jeszcze do McDonalds. Ale my dużo jemy ;) już nie mam pieniędzy prawie. Zostało mi może 50zł

Wracamy do Mirowa autobusem miejskim. Czekając na przystanku obserwujemy jak schodzą się na niego niezliczone rzesze pątników. Są z nami siostry z 12stki. Jedną z nich, Monikę, poznałem dokładnie rok temu, dokładnie w tym samym czasie (to jest gdy wracałem autobusem). Przyjeżdża autobus, który już JEST pełny. Ludzie się wpychają, my, jako, że jesteśmy inteligentni stajemy z tyłu (za 3 minuty przyjedzie kolejny autobus ;) )

Ludzie się jakoś wepchali, my czekamy nadal i oto przyjeżdża. Mieliśmy racje, jest niemalże pusty :D Spokojnie, bez tłoku jedziemy do Mirowa. Po drodze autobus robi się jednak pełny. Mam bilet ale nie mam zbytnio jak go skasować, bo jedyny kasownik jest z przodu pojazdu. No trudno…

Pogubiliśmy gdzieś ludzi. Jestem sam tylko z Mateuszem. Pojechaliśmy nieco za daleko, aż do mirowskiego wzgórza. Piękny widok, ogromne rzesze pielgrzymek idą na Jasną. Dołączamy się do Warszawskiej (300 raz w tym roku idzie). Jednak po chwili uciekamy w boczną uliczkę, na nasze pole namiotowe. Niektórzy śpią, inni rozmawiają, robią zakupy, myją się. Dołączam do tych ostatnich. Myję się tak jak wczoraj, pod szlaufem. Następnie do sklepu. Nieco mniejsze kolejki niż wczoraj. Po porannej mgle ani śladu. Świeci słoneczko, gorąco. W naszym namiocie jeszcze bardziej niż na zewnątrz. Ja rzucam się do niego i próbuję spać. Bez koszulki. Tak jak wczoraj na zewnątrz china party.

Nadszedł czas na tzw. rozwiązanie grupy. Siadamy w grupie. Cała nasza dziesiąteczka, śpiewamy piosenki. Powolutku się żegnamy ze sobą. Dziękujemy wszystkim służbom: muzycznej, technicznej, medycznej, porządkowej. Dziękujemy naszym klerykom i księżom. Ksiądz przewodnik prawdopodobnie szedł z nami ostatni raz :/ kilku facetów podrzuca księdza Wiesia w górę. Niektórzy płaczą… Jak rok temu dostałem fajny kubek. XXXI PPP na Jasną Górę.

O 18.30 na mirowskim wzgórzu gra zespół „Porozumienie”. Wszyscy młodzi z mojej grupy udajemy się na niego. Ale czad! Wszyscy skaczą, pod sceną pogo. No na takim koncercie pogo? Się nie spodziewałem ;) Skaczę z innymi. Moje białe skarpetki szybko zrobiły się czarne, jestem w SANDAŁACH. Przypomniałem sobie o tym, gdy ktoś w GLANACH skoczył mi na paznokcia. Idę z Paulą na pole namiotowe przemyć ranę i zmienić buty. Po czym biegnę z powrotem skakać i śpiewać! Ściemnia się. Nie zauważyliśmy nawet kiedy. Śpiewamy apel trzymając się za ręce. Aniołki po raz ostatni. Z dziewczynami z 12stki się poprzytulaliśmy. Potem 10b. Monika z 10b dała mi nawet buziaka, no no ;)

Wracamy na pole wszyscy razem. Prawie wszyscy muzyczni etc. Jeszcze się przytulamy ile wlezie. To już prawie koniec pielgrzymki. Będzie mi brakować tych ludzi, wszystkich. Jeszcze aniołki z niektórymi np. Ewelina czy Monika Sz. Wbijamy do namiotu. W moim trzyosobowym jest tylko sześć osób. Ja, Kamil, Mati, Aga, Seba i Kamila. I tak rozmawiamy na filozoficzno – teologiczno tematy. Nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Jest tak ciepło…

Dziękuje Panie, za ta pielgrzymkę, za rok idę kurcze znowu ;)