JustPaste.it

Europa traci duszę

Rozmowa z dr Ewaldem Stadlerem, posłem Parlamentu Europejskiego (niezrzeszony), byłym Rzecznikiem Praw Obywatelskich Austrii,

Rozmowa z dr Ewaldem Stadlerem, posłem Parlamentu Europejskiego (niezrzeszony), byłym Rzecznikiem Praw Obywatelskich Austrii,

 

aa18cf0c716519251192b445a6627c76.jpg


Jakie są rzeczywiste przyczyny kryzysu w Europie? Czy są one jedynie natury politycznej, czy również gospodarczej?  

Kryzys Europy to przede wszystkim kryzys duchowy. Jak ostrzegał już Papież Jan Paweł II, Europa jest na skraju „utraty swojej duszy”. Pod wpływem ideologicznych eksperymentów 20. wieku zaprzeczyła swoim chrześcijańskim korzeniom, uszkodziła je i częściowo już zniszczyła. Jednocześnie jednak wszystkie ideologie 20. wieku – niezależnie od tego, czy był to narodowy czy międzynarodowy socjalizm, liberalizm, hedonistyczny konsumpcjonizm, nihilizm, czy też aktualny postmodernistyczny kult egoizmu – poniosły żałosną klęskę, pociągając za sobą koszty milionów ofiar. Wszystkie one zawiodły, nie tylko z perspektywy historycznej, ale również pozostawiły po sobie znaczące szkody w krajobrazie politycznym i ekonomicznym Europy. Przykładowo: dług publiczny i przede wszystkim zadłużenie gospodarstw domowych nie były jeszcze nigdy tak duże, jak obecnie. Ten system zadłużenia jest już bliski wyraźnej zapaści. Obecnie taki wzrost gospodarczy, który umożliwiłby spłacenie długów i gigantycznych odsetek, nie może zostać osiągnięty. To będzie prowadziło nieuchronnie do poważnych kryzysów politycznych. Można to zaobserwować już na przykładzie Grecji. Przykład ten można traktować jako sygnał ostrzegawczy.

Jakie, kluczowe wydarzenia w historii europejskiej są odpowiedzialne za tłumienie chrześcijaństwa w Europie?

Najważniejszym z kluczowych wydarzeń historii europejskiej, które przyczyniły się do tłumienia chrześcijaństwa, było wystąpienie Marcina Lutra przeciw Kościołowi Rzymskiemu w 1517 roku z fałszywym postulatem, że bez  Świętego Kościoła Rzymsko-Katolickiego i jego sakramentów można zostać zbawionym. Kolejnym etapem tego tłumienia była deifikacja człowieka przez masonerię, która propagowała pogląd, że dla wiecznej szczęśliwości można zrezygnować z Jezusa Chrystusa. To doprowadziło bezpośrednio do terroru rewolucji francuskiej z 1789 roku i pojawienia się jej trzech duchowych córek – nacjonalizmu, liberalizmu i socjalizmu – które przyniosły historii europejskiej bezgraniczną nędzę. Następnie najważniejszym i znaczącym punktem była rosyjska rewolucja z 1917 roku. Za jej sprawą oficjalną doktryną został polityczny ateizm. Jego celem było przekonanie człowieka do wiary w to, że można osiągnąć szczęście bez Boga, już w życiu doczesnym. Biorąc pod uwagę fakt, że Święty Kościół Rzymsko-Katolicki przetrwał te wszystkie ataki, można przyjąć to za potwierdzenie biblijnej obietnicy, że „bramy piekielne go nie przemogą”.

Jakie rozwiązania polityczne mogą zatrzymać kryzys w Europie?

Europa musi na nowo stać się świadomą nie tylko swoich własnych korzeni, swojej własnej tradycji, ale również swojej etnicznej i kulturowej różnorodności.  Europa chrześcijańska albo się zjednoczy, albo zupełnie przestanie istnieć. Próba dzisiejszej UE narzucenia narodom europejskim namiastki cywilnej religii w formie „Zjednoczonej Europy” i zwodzenie tychże narodów karykaturalną pseudodemokracją ubraną w formę praw obywatelskich nie powiedzie się i nie może się powieść.  Europa – ze wspólnym kanonem chrześcijańskich wartości – musi zostać odbudowana oddolnie, tj. zgodnie z zasadą pomocniczości z maksymalną samodzielnością małych, historycznie ugruntowanych struktur i instytucji. Federalne struktury europejskiego państwa powinny być dozwolone jedynie tam, gdzie sytuacja zewnętrzna wymaga wspólnego działania (np. do zapewnienia dostaw energii, do obrony przed militarną, polityczną czy gospodarczą agresją, do zagwarantowania różnorodności kulturowej przy jednoczesnej obronie przed strumieniem migracyjnym  itp.). Każde rozwiązanie musi być jednak poprzedzone powrotem do fundamentu zachodnich, chrześcijańskich wartości. Kto to neguje,  z całą pewnością poniesie klęskę. 

Czy uważa Pan, że w Unii Europejskiej może przetrwać model państw narodowych czy raczej model państwa federalnego?

Unia Europejska musi dokonać samoograniczenia, co oznacza, że duże obszary kompetencji, które w ostatnich dziesięcioleciach arogowała – przypisała sobie, muszą zostać przywrócone na poziom państw narodowych czy poziom regionów. Widać to najwyraźniej w unii walutowej. Są państwa narodowe, które muszą poradzić sobie z kryzysem, ponieważ organy unijne są nieskuteczne. Nawet pozostające w konflikcie państwa narodowe tak czy inaczej są szczeblami wspólnoty, podczas gdy europejskie państwo federalne – z racji swojej wewnętrznej sprzeczności – jest skazane na klęskę. Szczególnie ważne wydają się, moim zdaniem, przez wieki kształtowane lokalne i regionalne wspólnoty, które właśnie z racji swej przejrzystości są w lepszym położeniu, jeśli chodzi o możliwości zwalczenia kryzysu, aniżeli skomplikowane, anonimowe, wielkie struktury. Apologeci EU twierdzą, że etatyzm państw narodowych jest odpowiedzialny za kryzys, zaś rozwiązaniem jest umocnienie EU. W tym kontekście należy od nich żądać udowodnienia tej, fałszywej, tezy, która zaprzecza sama sobie. Etatyzm na poziomie megastruktury EU jest nadal dopuszczalny, podczas gdy ten sam etatyzm na poziomie szczebla krajowego powoduje kryzys. Rozwiązanie może więc polegać tylko na wzmocnieniu lokalnych,  regionalnych i krajowych szczebli -  zgodnie z zasadą pomocniczości. Z całą pewnością rozwiązanie to nie kryje się we wzmocnieniu UE czy innych monstrualnych, anonimowych aparatów.

Co dla Pana, byłego Rzecznika Praw Obywatelskich w Austrii, jest największym zagrożeniem w zakresie praw człowieka i obywatela w Austrii i ewentualnie w Europie?

 Największe zagrożenie w zakresie praw człowieka i obywatela w Europie tkwi w stopniowym ubezwłasnowolnieniu prze anonimowy, biurokratyczny aparat, który -  wraz z pojawieniem się legitymacji demokratycznej – wciąż rozwija nowe zasady, normy, wymagania, zakazy i wprowadza je za pośrednictwem nowych metod ich kontroli. Możliwości techniczne monitorowania sprawiają, że ludzie stają się w coraz większym stopniu przedmiotem subtelnej arbitralności instytucji unijnych, które sprawiają, że sam obywatel nie może już ani przejmować kontroli, ani też współdecydować. W ten sposób z każdym dniem przepaść pomiędzy rządzącymi i rządzonymi zwiększa się. Nie można zapominać, że nomenklatura Unii Europejskiej w jej sposobie myślenia i zachowania odsunęła się o milę od myślenia i uczuć obywateli. Łatwo to zrozumieć w odniesieniu do obecnej debaty aparatczyków EU z narodem węgierskim. Jest to również podstawą faktu, że ta nomenklatura niczego tak bardzo się nie obawiała, jak przeprowadzania referendów w państwach członkowskich. W tym kontekście chciałbym tylko przypomnieć zapowiedź greckiego premiera Papandreu, który po tym, jak odważył się myśleć głośno o referendum w sprawie wytycznych UE dla Grecji, pozostał tylko kilka tygodni na urzędzie. Strach klasy rządzącej w UE przed własnymi obywatelami pokazuje, że słowa o demokracji w Unii należy traktować w rzeczywistości jak pustosłowie.

Odnosząc się do obecnego kryzysu, wielka szansa tkwi w tym, by obywatele znów stali się świadomymi swych praw, nie pozwalali na dalsze ubezwłasnowolnienie siebie i rozwinęli poczucie osobistej odpowiedzialności za swoje codzienne problemy.

 

 

Źródło: Tomasz Miszczuk