JustPaste.it

ŚLEDZTWO

Opowiadanie policyjne

Opowiadanie policyjne

 

f0e598938237ac05a259e9cf03d4a309.jpg
Kapitan Amy McDowning wydmuchnęła dym z papierosa, spojrzała na ośnieżone lasy stanu Maine i powróciła wzrokiem na ziemię.
Na śniegu, tuż przed schodami prowadzącymi do wejścia do domu leżały równo ułożone dwie obcięte ręce. Nie było ani śladu krwi.
- No więc, gdzie jest ciało?- spytała cierpko sierżanta przydzielonego do ekipy śledczej.
- Pani kapitan...przeszukaliśmy cały dom od strychu po piwnice, zerwaliśmy podłogi, rozwaliliśmy ściany, rozbiliśmy szafy, potłukliśmy nawet lustra, bo może tam sie schowało, ale nic nie znalezliśmy, co muszę z ogromnym wstydem przyznać. Muszę też powiedzieć, że wbrew ogromnym protestom sąsiadów, przeszukaliśmy dokonując tej samej strategii kilkadziesiąt okolicznych domów i wynik jest podobny.
- Czyli żaden- prychnęła McDowning.
- No tak- przyznał mocno zaczerwieniony sierżant Goldstone.
- Okoliczne lasy przeszukane?
- W promieniu pięćdziesięciu kilometrów przy użyciu termoradarów, pani kapitan. Z podobnym wynikiem.
Amy McDowning spojrzała na dziesiątki radiowozów policji hrabstwa i stanowej. Przesuwała wzrokiem po krzątajacej się ekipie techników, fotografów, zwykłych policjantów i zatrzymała się na furgonetce koronera.
- Więc równie dobrze te ręce mogły przyfrunąc z kosmosu!!!- wybuchła nagle sierzantowi prosto w twarz.
- O kur...- sierżant cofnął sie nagle, wystraszony, potknął się i wylądował na ziemi prosto na tyłku.
- Do komendy na odprawę!- krzyknęła do wszystkich kapitan. – I zabrac mi to!- głową wskazała ręce leżące na śniegu.
Ekipa powoli zaczęła zbierać się do odjazdu. McDowning odjechała pierwsza, za nią radiowozy stanowe, a nieszczęsny sierżant Goldstone chwilę jeszcze bezradnie wpatrywał się w leżące ręce.
- No powiedzcie coś do cholery! – zawołał nieco bezsensownie. Potem odszedł wolnym krokiem do samochodu.
Odprawa odbyła się równo o godzinie 15.00, obecna była McDowning, naczelnik hrabstwa, komisarz policji stanowej oraz cała ekipa biorąca udział w śledztwie.
Wszyscy usiedli na starych, nieco już skrzypiących krzesłach. McDowning i komisarz policji stanowej za biurkiem.
Przez dłuzszą chwilę panowała głucha cisza. Nagle dało się słyszeć potajemne chrupanie. Wszystkie głowy naraz obróciły się w stronę Goldstone’a, który, jak się okazało jadł batonika KitKat. Kiedy napotkał spojrzenie zza biurka, batonik wypadł mu z ręki.
- Możemy zacząć?- nieco ciszej niż zazwyczaj (co złowrożbnie świadczyło) zapytała McDowning. Komisarz stanowej miał bardzo marsową minę.
Wszyscy grzecznie sie wyprostowali, przybrali miny pełne powagi I wyczekiwania I wytrzeszczyli oczy na biurko.
- Dobrze. No więc jakie mamy hipotezy? Gdzie mogło podziać się ciało?
Przez chwilę wszyscy udawali, że intensywnie myslą, drapiąc sie po głowach i nosach.
- Zabójca ukrył je w lesie? – ktoś rzucił nieśmiało.
- Las przeszukany termoradarem idioto!- syknęła kapitan.
- W jeziorze?- rzucił ktoś inny.
- Jezioro jest w lesie przygłupie- dobrotliwie rzucił komisarz stanowej.
- Moze psy zjadły...- dodał inny policjant.
- Zamarznięte ciało w całości ty debilu?- odpowiedział mu inny.
- Ręce przyszły tam same?- rozległ się głos ukryty gdzieś w tłumie.
Komisarz stanowej zaczął się śmiac otwarcie, a nawet na twarzy McDowning pojawiło sie coś na kształt wstrzymywanego uśmiechu.
Kapitan odetchnęła głęboko, wstała, wolnym krokiem przeszła po sali przygladając sie kazdemu policjantowi z osobna, wzbudzając niejaki cien niepokoju, po czym wrociła do biurka I stwierdziła autorytatywnie:
- Poniewaz ciała nie ma, żadnych hipotez rowniez nie ma a nasza wróżka nie potrafi nic konkretnego powiedziec, uzgodnilismy z komisarzem, że śledztwa nie będzie.
Podniosła sie wrzawa, policjanci zaczęli głośno rozmawiac między sobą, niektórzy złośliwie coś komentować.
- Spokój!- huknęła McDowning- albo śledztwo albo pączki na porannych odprawach! Wybierajcie! Proszę, głosujemy. Kto jest za śledztwem? Ręka w gorę!
Nie podniosła sie ani jedna.