JustPaste.it

Szokująca historia pewnej śmierci

Czy wszystko da się wybaczyć, czy też są czyny, których wybaczyć nie można?

Czy wszystko da się wybaczyć, czy też są czyny, których wybaczyć nie można?

 

Należał do ścisłej światowej elity. Stał na czele organizacji o rozlicznych międzynarodowych kontaktach. Bogaty. Odważny. Czasami liryczny. Podobał się kobietom i obficie z tego korzystał. Brał każdą, która mu się podobała, i robił, co chciał. Bez większych sprzeciwów. Aż niepostrzeżenie przekroczył wszelkie granice.

Spodobała mu się żona jego pracownika. Gdy ten wyjechał na dłuższą delegację, zaprosił ją do siebie, w celu wiadomym. I wszystko potoczyłoby się jak zwykle, bez większych problemów, gdyby nie to, że zaszła w ciążę. Usunięcie ciąży nie wchodziło w grę. Nie mógł sobie pozwolić na skandal. Pod pretekstem złożenia sprawozdania z postępu działań wezwał do siebie z delegacji męża tej kobiety. Nawet wydał na jego cześć mały bankiet. Komplementował, obiecywał awanse, częstował najlepszymi trunkami — by na koniec mocno podchmielonego, przed kolejnym wyjazdem w delegację, odesłać do domu, do żony, w celu wiadomym. 

I tu stała się rzecz dla niego niepojęta — jego pracownik tak bardzo był przejęty sprawami firmy, że nie chciał wracać do żony, zanim nie wróci do pracy, by skończyć wyznaczone mu wcześniej zadania. W końcu wszyscy poszli spać.

Nieudane podejście go nie zniechęciło i przez kolejne dwa dni dalej próbował upijać i odsyłać swojego pracownika do żony. Bezskutecznie. Ten natychmiast chciał wyjeżdżać do pracy, uparcie powtarzając, że na małżeńskie figle przyjdzie czas później.

Ujawnienie skandalu zbliżało się nieubłaganie. Ale to mogłoby zniszczyć publiczny wizerunek naszego bohatera. Dlatego postanowił sięgnąć po środek ostateczny. Polecił... zabić swojego nadlojalnego pracownika. Oczywiście tak, żeby to wyglądało na wypadek. Gdy tak się stało, ożenił się z wdową i wydawało się, że skandal został zażegnany. Wydawało się.

To nie jest historia Dominique’a Strauss-Khana, byłego szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, choć stracił stanowisko w wyniku skandalu z seksem i przemocą w tle, ani historia żadnego innego współczesnego celebryty. Nie jest to też fabuła żadnego filmu hollywoodzkiego, choć wiele podobnych już nakręcono; ani żadnej powieści miłosno-kryminalnej. To autentyczna, choć nieco podkoloryzowana, historia... żydowskiego króla, a jednocześnie Bożego proroka i autora Księgi Psalmów — Dawida, opisana w rozdziałach 11. i 12. starotestamentowej Drugiej Księgi Samuela.

Szokujące? Trochę tak. Zwłaszcza dla kogoś, kto pierwszy raz czyta Pismo Święte.

Ta historia się na tym nie kończy. Bóg widział wszystko i nie podobało Mu się postępowanie Dawida. Wysłał do niego proroka Natana, który rozpoczął z Dawidem „grę operacyjną” i doprowadził do tego, że Dawid pękł i wyznał swój grzech. Ale i to nie zakończyło całej historii. W efekcie grzechu Dawida jego dziecko zmarło, a to dopiero był początek klęsk, które spadły na jego dom. Zachował władzę, ale już nigdy nie był taki jak przedtem. Wszystko to przeorało duszę Dawida do głębi. Jeden z najpiękniejszych psalmów, jakie napisał — Psalm 51 — powstał jako wyraz szczerego żalu i wyznania grzechu po tych wydarzeniach. „Zmiłuj się nade mną, Boże — pisze Dawid — według łaski swojej, według wielkiej litości swojej zgładź występki moje! Obmyj mnie zupełnie z winy mojej i oczyść mnie z grzechu mego! (...) Serce czyste stwórz we mnie, o Boże, a ducha prawego odnów we mnie! Nie odrzucaj mnie od oblicza swego i nie odbieraj mi swego Ducha świętego!”[2].

I Bóg wysłuchał błagania swego grzesznego sługi. W nowotestamentowym Liście do Hebrajczyków imię Dawida wymienione jest w rzędzie innych bohaterów wiary, co do których Bóg objawił, że będą zbawieni. Przez tysiące lat słowa Dawida były pocieszeniem dla wszystkich pokutujących grzeszników. Świadczyły, że jest dla nich jeszcze nadzieja.

Szokujące? Zbawiony morderca? Dlaczego nie? Nie będzie jedyny. Choć Pismo Święte uczy, że „niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą (...) ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy”, to jednak zaraz stwierdza, że „takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego”[2]. O czym to świadczy? Że niebo nie jest zamknięte dla grzeszników, o ile żałują swoich grzechów.

Po co o tym piszę? Przecież nie jest to wprowadzenie do żadnego z głównych tematów tego numeru. Nie mogłem jednak nie napisać nic o tym, o czym mówi ostatnio cała Polska — o śmierci Madzi z Sosnowca i roli jej matki w tej śmierci. Właściwie to nie wiem, jaka to była rola. Ani ja, ani nikt inny. Matka Madzi mówi, że dziecko wyśliznęło się jej z rąk. Ustalenia lekarzy temu nie przeczą. Nie wiadomo, jakie będą ostateczne ustalenia prokuratury i sądu, ale póki co wszelkie wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść podejrzanej. To rzeczywiście mógł być wypadek, a cała reszta mogła być tylko brnięciem w kolejne kłamstwa młodej kobiety, przerażonej tym, co się stało. Jeśli tak było, to mamy do czynienia z olbrzymią tragedią młodej matki; tym większą, że duża część lokalnej społeczności już wie lepiej, i to bez żadnego sądu, że matka Madzi to... morderczyni. Za nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka — jeśli tak to zostanie w końcu zakwalifikowane —  na pewno spotka ją kara. Być może nawet za zbezczeszczenie zwłok i wprowadzenie w błąd organów ścigania, co przez wielodniowe poszukiwania naraziło skarb państwa na poważne straty. Żadna z tych kar nie będzie jednak większa niż to, co już spotkało tę kobietę.

Bóg przebaczył Dawidowi cudzołóstwo i morderstwo. Jeśli matka Madzi mówi prawdę i szczerze wyzna swoje grzechy Bogu, a nie tylko detektywowi, prokuratorowi i sądowi — Bóg jej przebaczy. Tylko czy ludzie jej przebaczą? Czego trzeba, żeby nasz chrześcijański naród wybaczył tej kobiecie i pozwolił jej rozpocząć życie na nowo? Bo jak na razie wydaje mi się, że zbierane są tylko kamienie na ukamienowanie.

Andrzej Siciński

 

 [1] Ps 51,3-4.12-13. [2] 1 Kor 6,9-11.

 [Artykuł ukaże się jako wstępniak marcowego numeru miesięcznika "Znaki Czasu"].