JustPaste.it

Polski szpieg. Jerzy Sosnowski.

O tym arcyciekawym człowieku planowałem napisać już dawno. Jest to na tyle jednak znana postać, iż artykułów o nim powstało już dość dużo. Przejrzałem ich wiele i w prawie każdym to samo. Mniej lub bardziej dokładne ale podstawowe dane biograficzne są. Wszystko więc co ja dałbym radę napisać byłoby tylko kolejnym ich powieleniem. Sam z postacią Jerzego Sosnowskiego spotkałem się bardzo dawno czytając książkę, o której później wspomnę. Pod innym nazwiskiem pojawił się również w serialu "Pogranicze w ogniu" a rola jego zagrana została przez Tomasza Stockingera.

Wybrałem więc dwa. Z "Newsweeka" Rafała Geremka i "Wprost " Adama Nogaja. Z autorem pierwszego nie zgodzę się w stwierdzeniu, że Sosnowski był pierwowzorem Jamesa Bonda. O takich niby pierwowzorach słyszałem już tyle, że poważnie zastanawiałem się nad taką publikacją-Pierwowzory Jamesa Bonda w służbach wywiadowczych całego świata. Z czym jeszcze oprócz tego nie zgadzam się oczywiście napiszę.

"Podobno to Polak, Jerzy Sosnowski, był pierwowzorem najsłynniejszego agenta świata Jamesa Bonda. Niemcy, których szpiegował, zrobili nawet o nim film.

"Byłem szpiegiem z zamiłowania. Szpiegostwo to pasja jak sport, takie swoiste zawody, w których walczy się mózgiem” – tak po latach mówił o swojej pracy Jerzy Sosnowski, jeden z najwybitniejszych agentów przedwojennej Dwójki, czyli Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Wysoki brunet o ciemnych oczach i eleganckich manierach, który świetnie jeździł konno i dobrze znał języki, łatwo mógł udawać arystokratę. W Berlinie, gdzie brylował na salonach, nikt nie przeczuwał, że Georg von Nałęcz-Sosnowski, playboy ze Wschodu, jest agentem. Rotmistrz Jerzy Sosnowski przez osiem lat wodził za nos niemiecki kontrwywiad i to dzięki niemu w latach 1926-1934 wygrywaliśmy wojnę szpiegowską z Niemcami. Żył w Berlinie jak dandys, a kolejne kochanki wynosiły dla niego tomy akt z najważniejszych urzędów w państwie.

Raporty Sosnowskiego były dla międzywojennej Polski na wagę złota. To on jako pierwszy donosił do Warszawy o zacieśnieniu współpracy niemiecko-sowieckiej, które w 1939 roku doprowadziło do podpisania paktu Ribbentrop – Mołotow, przekazywał też informacje o niemieckich szpiegach w Polsce. Jednak największym sukcesem polskiego agenta było zdobycie planu sztabowego „Organisation-Kriegsspiel” (Organizacja Gra Wojenna), który zawierał wykaz działań na wypadek wojny z Polską.

Podobno to właśnie jego postacią zasugerował się pisarz Ian Fleming i stworzył swojego agenta nad agentami Jamesa Bonda. Aż dziwne, że u nas nie powstał film o rotmistrzu. Jedynie na przełomie lat 80. i 90. jego losami zainspirowali się twórcy serialu „Pogranicze w ogniu”. Rotmistrz Jerzy Osnowski był w nim jednym z agentów polskiego wywiadu w Niemczech. Film o Sosnowskim zrobili za to… Niemcy – poświęcili Polakowi jeden z odcinków serialu dokumentalnego o szpiegach. W Polsce Sosnowski do niedawna był kompletnie nieznany, ale na szczęście pojawiła się wreszcie pierwsza biografia „Rotmistrz Sosnowski. As wywiadu Drugiej Rzeczypospolitej” autorstwa prof. Henryka Ćwięka. Choć to praca historyczna, czyta się ją jak powieść sensacyjną.

Jerzy Sosnowski, lwowianin pochodzący ze średniozamożnej rodziny inteligenckiej, w 1914 roku w wieku 18 lat wstąpił do 1. Pułku Piechoty Legionów. Jeszcze w grudniu pierwszego roku I wojny światowej przeniesiono go do szkoły oficerów kawalerii austriackiej. Na koniu czuł się wyjątkowo pewnie, co od razu dostrzegli przełożeni i już w maju 1915 roku mianowano go dowódcą plutonu pułku ułanów. Rok później pięciokrotnie odznaczono go za odwagę na froncie. W 1916 roku przeszedł przeszkolenie lotnicze i latał m.in. w samolotach bojowych na froncie albańskim. Służbę w armii austriackiej zakończył w randze porucznika.

Po odzyskaniu niepodległości znowu został ułanem. Podczas wojny z bolszewikami w 1920 roku aż czterokrotnie odznaczono go Krzyżem Walecznych i awansowano na rotmistrza (kapitana kawalerii). W czasie pokoju jego pasją stały się wyścigi konne. Startował na torach w Berlinie, Paryżu, regularnie ścigał się w Sopocie. Pewnie mógłby odcinać kupony od wojennych wyczynów, gdyby nie słabość do kobiet. Odbił narzeczoną jednemu z przełożonych i pojął ją za żonę. Skandal wprawdzie w końcu ucichł, ale jasne było, że Sosnowski wielkiej kariery w armii już nie zrobi. Tym bardziej że marszałek Piłsudski promował przede wszystkim legionistów, a byłych oficerów armii państw zaborczych awanse omijały. Podczas podróży z żoną po Europie Sosnowski obejrzał niemiecki film o bohaterskim szpiegu i już wiedział, kim chce zostać.

W 1926 roku pojawił się w Berlinie, wynajął luksusowy apartament w dobrej dzielnicy i w stajni przy wyścigach umieścił sześć swoich koni. Natychmiast wzbudził zaciekawienie. Mówił wszystkim, że żyje ze sporego majątku ziemskiego pozostawionego w Polsce. W rozmowach określał siebie jako przeciwnika sanacji i zapiekłego wroga bolszewików. Elita berlińska przyjęła go z otwartymi ramionami, a najzupełniej dosłownie uczyniła tak Benita von Falkenhayn, jego pierwsza kochanka. Krągłą brunetkę Sosnowski poznał kilka lat wcześniej podczas wyścigów konnych w Sopocie, gdzie ścigał się jako dżokej z niemieckimi jeźdźcami. Stali się modną parą. Falkenhaynowie byli niezwykle ustosunkowaną rodziną, Benita znała wiele sekretarek w ministerstwach. Ponadto miała ponadprzeciętny talent do odkrywania ludzkich słabości. Z miłości do polskiego ułana dała się zwerbować, a potem już wspólnie namówili do współpracy oficera Abwehry Günthera Rudloffa, który z powodu skłonności do kart i alkoholu ciągle popadał w długi. Rudloff nie przekazał polskiemu wywiadowi jakichś rewelacyjnych materiałów, ale udaremnił próbę rozpracowania przez niemiecki kontrwywiad rotmistrza przeprowadzoną latem 1927 roku.

Kilka miesięcy później Benita wytypowała na szpiega Irene von Jena, urzędniczkę z ministerstwa wojny, która przekazała Sosnowskiemu dokumenty dotyczące budżetu Niemiec (w tym wydatków wojskowych). Kolejną agentką była Renate von Natzmer, która dostarczyła polskiemu wywiadowi niezwykle ważne dokumenty dotyczące niemiecko-sowieckiej współpracy wojskowej. Za dostarczane do kraju informacje w 1929 roku Sosnowskiemu nadano Złoty Krzyż Zasługi, a dwa lata później awansowano do stopnia majora.

Do wpadki polskiego szpiega doprowadził skrajny brak roztropności. Na początku 1932 roku rodzice Sosnowskiego złożyli mu wizytę w Berlinie. Mama rotmistrza przypadkiem zwierzyła się hrabinie Bucholtz, że wraz z mężem żyją skromnie w Milanówku. Dodała też, że nie mogą pomagać synowi. A przecież Sosnowski otwierał przy niemieckich znajomych koperty z pieniędzmi, które rzekomo miał mu wysyłać ojciec! Hrabina wcześniej próbowała zdobyć względy Sosnowskiego, ale ten ją ignorował, pałała więc żądzą zemsty. Zainspirowała powstanie artykułu w „Berliner Tribune”, w którym autor prawie wprost nazywał Sosnowskiego agentem. Wydawało się, że to bomba, ale po publikacji nic się nie wydarzyło. Rotmistrza nawet nie przesłuchano, a hrabinę Bucholtz – gdy się okazało, że to jej intryga – ludzie z towarzystwa wykluczyli ze swego grona. Zaś Sosnowskiego witano na przyjęciach żartobliwym powitaniem: „Dzień dobry, panie szpiegu!”.

Jednak Abwehra po cichu zaczęła prześwietlać Sosnowskiego, o czym poinformowała polskiego agenta kolejna kochanka z wyższych sfer. Oficerowie niemieckiego kontrwywiadu nasłali na dandysa piękną i rozwiązłą Ksenię von Bockenheim, by zdobyła serce rotmistrza, a potem przeszukała jego kieszenie i szuflady. Scenariusz wydarzeń znów był taki sam: Ksenia szaleńczo zakochała się w przystojnym obiekcie rozpracowania i wszystko mu wyśpiewała.

Sosnowskiego i jego siatkę zdekonspirowała w końcu tancerka Maria Kruse, którą rotmistrz rutynowo uczynił swoją nałożnicą. Podobnie jak w przypadku hrabiny Bucholtz kierowała nią zazdrość. Maria odnalazła listy, z których miało wynikać, że obiecał małżeństwo innej, poczuła się więc zdradzona. Gdy w styczniu 1934 roku major Sosnowski otrzymał rozkaz powrotu do kraju, zignorował go, bo pewnie wierzył, że znowu mu się uda wyprowadzić Niemców w pole. Jednak miesiąc później gestapo zgarnęło Sosnowskiego i jego świtę podczas przyjęcia, jakie wyprawił w domu. Aresztowano kilkadziesiąt osób, w tym samego rotmistrza i trzy jego najważniejsze agentki. Choć Polak nie mógł zapobiec temu, że dwie kobiety przez niego skazano na śmierć za szpiegostwo, podczas procesu w berlińskim sądzie całą winę starał się przyjąć na siebie, czym po raz kolejny ujął Niemców.

Sam Sosnowski był zbyt cenną zdobyczą, by tak po prostu ściąć mu głowę – dwa lata później wymieniono go na siedmiu niemieckich agentów złapanych przez polskie służby. W kraju na berlińskiego playboya i bohatera nie czekał jednak awans, ale dalsze więzienie. Polski wywiad uwierzył w prowokację Niemców, że Sosnowski był podwójnym agentem i pracował dla Rzeszy. Po stronniczym procesie, w którym m.in. nie dopuszczano świadków powołanych przez rotmistrza, został on skazany na 15 lat więzienia. Oprócz zdrady zarzucono mu także defraudację i niegospodarność – placówka pochłonęła w sumie 2 mln zł.

Po wybuchu II wojny światowej i zdobyciu Warszawy Niemcy nie dostali Sosnowskiego. Przewieziono go z Warszawy do Lwowa, a w końcu dostał się do niewoli sowieckiej. Miał umrzeć w wyniku wyczerpania po głodówce w celi więziennej w maju 1942 roku, jak wynika z dokumentów NKWD. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Polak, by przeżyć, podjął grę z sowieckimi służbami.

Do współpracy z Sowietami zwerbować go miał m.in. Paweł Sudopłatow, generał-lejtnant NKWD, specjalista od dywersji i zabójca Jewhena Konowalca, przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów na emigracji. We „Wspomnieniach niewygodnego świadka” opublikowanych w 1996 roku generał napisał, że Sosnowski miał odstąpić stronie sowieckiej dwóch swoich szpiegów pracujących ciągle w Niemczech. Oprócz tego rotmistrz miał w Saratowie szkolić młodych enkawudzistów.

Rzekomy flirt Sosnowskiego z Sowietami potwierdza także śledcza NKWD Zoja Woskriesienska-Rybkina, na której rotmistrz, mimo zniszczenia więzieniem, zrobił niesamowite wrażenie. Reszta to domysły i strzępy niepewnych informacji. Podobno w 1943 roku Sosnowskiego przerzucono na terytorium Polski, by pomagał Armii Ludowej. We wrześniu 1944 roku miał przebić się do walczącej Warszawy i dopiero tam zginąć. Potwierdził to Iwan Sierow, późniejszy szef KGB i GRU, dodając, że rotmistrza zabito na rozkaz AK.

Czy tak było? Nie ma na to dowodów, podobnie jak na to, że Jerzy Sosnowski kiedykolwiek szkodził Polsce. A za jego misję berlińską jesteśmy mu winni wdzięczność i pamięć.

Rafał Geremek"

Tu skorygować należy jeszcze to, w jaki sposób rotmistrz dostał się w ręce NKWD( o ile faktycznie tak było). Otóż 16 czy 17 września 1939 roku, kiedy jak wiemy wszyscy, większość znaczniejszych ludzi w państwie przekraczała granice rumuńską i węgierską, Sosnowskiego jako osobę wiele wiedzącą a zatem być może dla niektórych niewygodną i niebezpieczną, rozkazano rozstrzelać. Żandarmi wyrok wykonywali(czy wykonali?), czy wtedy zginął czy ciężko ranny dostał się właśnie w ręce NKWD? Są różne hipotezy. Jeżeli ktoś z szanownych czytelników wiedzieć coś będzie na ten temat byłbym ogromnie zobowiązany.

 

WPROST nr7/2007

"II Rzeczpospolita stworzyła jeden z najlepszych wywiadów na świecie
Miesiąc po rozpoczęciu II wojny światowej akta polskiego wywiadu wpadły w ręce wroga. W ten sposób pogrzebano doskonałe siatki wywiadowcze, które wojskowe służby specjalne stworzyły w krótkim, dwudziestoletnim, okresie istnienia II Rzeczypospolitej.
Historia wywiadu i kontrwywiadu wojskowego II Rzeczypospolitej jest nierozerwalnie związana z Oddziałem II Wywiadowczym Sztabu Głównego Wojska Polskiego, popularnie zwanym "dwójką". Był on jedynym organem wywiadu i kontrwywiadu państwa polskiego.
Oko na Rzeszę
Do najgłośniejszych upublicznionych sukcesów polskiego wywiadu należała działalność placówki IN3. Kierował nią rotmistrz Jerzy Sosnowski, były oficer armii austriackiej, oficer 8. Pułku Ułanów, czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1920 r. Wysłany przez Oddział II do Berlina grał tam rolę polskiego arystokraty negatywnie nastawionego do rządu.Wielki znawca i miłośnik koni, doskonały gawędziarz opisujący m.in. walki z bolszewikami, potrafił bardzo szybko nawiązać kontakty w środowiskach wojskowych. Zwerbował nawet oficera Abwehry Gźntera Rudolpha z placówki Abwehry przy dowództwie okręgu w Berlinie. Od niego otrzymał nazwiska kilku agentów w Polsce oraz tajne instrukcje Abwehry. Podbił także serce wcześniej poznanej w Polsce Benity von Falkenhayn, kuzynki szefa Sztabu Generalnego Reichswehry. W jej domu, w reprezentacyjnej dzielnicy Berlina Charlottenburg, często odbywały się przyjęcia, na których zdobywano cenne informacje oraz zawierano nie mniej cenne znajomości.
Rotmistrz Sosnowski zwerbował do współpracy z wywiadem nie tylko swoją starą przyjaciółkę, ale podając się za brytyjskiego dziennikarza, także kilka innych dam. Jedna z jego sympatii pracowała w Reichswehrministerium. Na podstawie fotokopii dokumentów oraz uzyskanych informacji dowództwo Wojska Polskiego miało wgląd w sytuację polityczną w Niemczech oraz plany rozbudowy armii niemieckiej. W 1932 r. Sosnowski zdobył nawet plany mobilizacyjne Reichswehry, ale zostały one uznane za niewiarygodne przez Oddział II. Sosnowski stracił bowiem zaufanie swoich zwierzchników. Podejrzewano go, że stał się sługą dwóch panów. Zdradzony przez jedną z kochanek trafił w lutym 1934 r. do więzienia. W kwietniu 1936 r. został wymieniony na siedmiu niemieckich agentów i przekazany do Polski. Tu jednak po dwuletnim śledztwie prowadzonym przez Oddział II, 7 czerwca 1939 r. skazano go za zdradę na 15 lat więzienia. Sosnowski nigdy się do zdrady nie przyznał."
 
O działalności słynnej polskiej "dwójki", niesamowitych wyczynach jej agentów, do roku 1939 i w czasie wojny do 1945, polecam książkę Stanisława Strumpha Wojtkiewicza "TIERGARTEN". Ja posiadam egzemplarz wydany przez wydawnictwo Książka i Wiedza z 1978 roku.

 

Źródło: Rafał Geremek Adam Nogaj