A właściwie zawsze byli...
Poniedziałek 18 maja 2009
Godzina 9.37 - Pokój w domu studenckim w dużym mieście.
< Bardzo głośny dźwięk dzwoniącego telefonu>
Cholera!!! - pierwsze słowa po przebudzeniu ponoć odzwierciedlają dzień - Jak to znowu Orange to..., to właściwie nic, bo nie potrafię krzyczeć i robić awantury o zbyt wczesne telefonowanie.
Mama??!! - rzekłem już bardziej zdumiony, odbierając połączenie - Jak to, co robię?? Właśnie się ogarniam i przygotowuje śniadanie - wypaliłem, choć nie chciałem pogrążać się w kłamstwie.
Co?? - ton mojego głosu obudził współlokatora. No dobra, tylko uspokój się, zaraz zorientuje się w sytuacji.
< Tutaj została pominięta seria dialogów, przestraszonej rodzicielki z synem mieszkającym daleko od domu, w każdym razie połączenie zakończono>
W telewizji dominowało jedno hasło, a właściwie słowo - INWAZJA. Jak dotychczas nie pokazali sylwetki domniemanego kosmity. Co najmniej dziwne. Jakiś „ekspert” opowiadał jak ludzie pod wpływem nieznanych bodźców, substancji chemicznych zmieniają się w "ICH narzędzia".
„ICH narzędzia” – zaśmiałem się głośno. To już nie mówią na nich kosmici albo ufoludki??
Znak rozpoznawczy –kontynuował ekspert - czarne oczy, ograniczone sprawności ruchowe, przez co wszystko robią powolnie, nie wydają żadnych dźwięków. A przynajmniej inni ich nie słyszą.
Zmieniam kanał.
Właściwie, pokazują to samo. Jacyś ludzie gadają, tłumaczą, co się dzieje. Mało zdjęć, i ciągle brak zdjęcia „najeźdźcy”
Szybko zbieram się w sobie i wyglądam za okno.
Nic się nie dzieje. Słoneczko z rana ładnie grzeje, sporo ludzi wolno spaceruje sobie w stronę parku, uśmiechają się. Nie widać jakiejś większej paniki. Choć sporadycznie słychać gdzieś jakieś szaleńcze głosy, to niczego niepokojącego nie dostrzegłem.
Jak już wstałeś to skocz po chleb i pączka z toffi!!! - powiedział ten, co nie sypia.
Zazwyczaj wyśmiewam tą propozycję, ale tym razem uznałem, że warto by się rozejrzeć po mieście.
Ubrany jak zawsze w słoneczne dni, wyruszam na podbój miasta, a właściwie na jego obserwację.
Otwieram drzwi i potworny zapach niemal rzuca mnie na ziemię. Zakrywając nos rękawem koszuli, wychodzę nieśmiało, stawiając małe kroczki.
Wstawaj i zobacz !!!!- krzyknąłem już chyba co sił - na korytarzu wszędzie pełno śluzu, czy czegoś klejącego.
Z rękawem przy nosie dochodzę do windy. Dziwny odgłos wciskanego guzika, nie zwrócił mojej uwagi.
Zaraz, zaraz - powiedziałem w myślach - to nie dźwięk guzika. Po czym niewiele myśląc udałem się na klatkę schodową.
Dlaczego złamałem moją obietnicę o niepodążaniu za dziwnymi dźwiękami, zwłaszcza w okresie domniemanego zagrożenia – nie wiem – nie potrafię sensownie odpowiedzieć.
Kur** co to jest !!!- krzyknąłem z nadzieją, że ktoś mi odpowie.
W efekcie zwróciłem tylko ICH uwagę.
Muszę powiedzieć, że odbiegają dość mocno od wykreowanego wizerunku kosmity o drobnej posturze z wielką głową i wielkimi oczami. Ci są po prostu byli obrzydliwie brzydcy. Coś w na podobieństwo znanego z filmów predatora bez maski tylko ze skórą, która nie dość, że śmierdzi to wydziela dziwną substancję. Z sylwetki nie przypominali człowieka, raczej jakiegoś goryla. I te oczy... Czarne jak rzeczy wyprane w Perle, niewyrażające żadnych emocji, po prostu nic niewyrażające.
Zanim zdążyłem pomyśleć o zrobieniu kilku kroków do tyłu, zorientowałem się, że stoją niecały metr ode mnie.
Nim myśl o ucieczce, przyszła mi do głowy, "potwór " wydał się z siebie niewyobrażalny dźwięk. Aż mnie ciarki przeszły. To był najcudniejszy dźwięk, jaki w życiu słyszałem. Pomimo otwartych oczu czułem się jakbym odpływał gdzieś w kierunku mitycznego raju. Po chwili dźwięk ucichł, a ICH nie było. Dopiero teraz zauważyłem, że opieram się o ścianę, która jest cała w tej galaretowatej breji. Zresztą wcale, aż tak bardzo nie śmierdziała. Po zdjęciu (chociaż odklejenie to lepsze słowo) jej od skóry, to, co pozostało szybciutko zaschnęło przez co nawet nie pomyślałem o poszukiwaniu ręcznika.
Idę na górę - rzekłem z nieskrywaną radością - chłopaki mi nie uwierzą.
Wchodzą spokojnym krokiem na górę. Ten, co nie je mięsa siedział przed komputerem, a najwyższy czytał jakąś książkę. Mój widok ewidentnie ich przeraził i zmieszał.
Co ty masz na sobie ??- wrzasnął z łóżka najwyższy.
Spojrzałem na ręce i koszulę. Wszystko w tym dziwnym śluzie.
Panowie oni przybyli w pokoju - rzekłem spokojnie - a tego śluzu jest pełno wszędzie.
Zdawali się tego nie słyszeć. Jak coś można usłyszeć w ciągłym krzyku.
Panowie!!! - znowu zacząłem - to nie zrobi wam krzywdy, to tak jakby galareta . Po czym bez zastanowienia obrzuciłem ich tą tym, aby pokazać im, że to nic groźnego.
Po chwili uspokoili się. Można nawet było zauważyć lekkie uśmiechy.
No fakt - rzekł ten, co nie je mięsa - nic strasznego.
Ten śluz chyba pozwala im chodzić – rzuciłem, ale moja uwaga nie zrobiła na nikim wrażenia
Słyszałeś, że wszędzie piszą o inwazji??
Owszem - odpowiedziałem - ale to bujda. Sam spotkałem te stworzenia i oprócz tego, że trochę odstają od nas z wyglądu, to są nadzwyczaj pokojowo nastawieni.
Też tak myślałem - odrzekł najwyższy - rząd jak zwykle wyolbrzymia.
Cholerny rząd - rzekł ten co nie je mięsa – patrzcie!!!
W tym momencie zerknęliśmy na nagłówek na Wp.pl.
WOJSKO I POLICJA ROZPOCZĘLI DZIAŁANIA ZBROJNE PRZECIWKO KOSMITOM.
Zastrzelono już ponad 3 tysiące zainfekowanych osób i liczba ta ciągle rośnie.
Myślę, że tu jest zbyt niebezpiecznie, musimy udać się do naszych domów - rzekłem
Nie czekając na reakcję wstałem i spokojnym krokiem udałem się w stronę drzwi. Wiedziałem, że mój pomysł spotka się z aprobatą. Wszyscy razem udaliśmy się do mnie, abym mógł zabrać jakieś podręczne rzeczy. Dookoła ludzie wciąż biegali w panice. Nikt nikomu nie ufał, nikt do nikogo się nie zbliżał. Mijaliśmy tylko płacz i wielki strach.
To wielkie oszustwo - krzyczeliśmy zgodnie - nic nam nie grozi.
Na piętrze było jeszcze więcej śluzu niż wcześniej.
Wstałeś ??- zapytałem na wejściu.
Tak - usłyszałem w odpowiedzi – myślę, że trzeba udać się do domów. Tu jest zbyt niebezpiecznie.
Wyszliśmy więc wszyscy z pokoju, kierując się ku schodom.
Zejście nie trwało długo. Ale wszędzie byli, zapłakani i przestraszeni ludzie. Wielu dzwoniło gdzieś, ale ciężko było usłyszeć, gdyż atmosfera nieufności osiągnęła apogeum.
Na dole pusto.
Przez megafon jakiś głos nawoływał, aby zachować spokój, i nie przemieszczać się.
Jak dojedziemy do domu to musimy zacząć działać - odparł ten co nie śpi - to są nasi przyjaciele, nie przybyli nas zniszczyć.
Jakież było nasze zdziwienie, kiedy przy wejściu czekał, chyba cały oddział wojskowy.
Odkąd to tak nas pilnują ??- zapytał ten co nie je mięsa
Dbają o młodą i przyszłą inteligencję naszego kraju – rzekłem z uśmiechem.
Zachować spokój - jakiś facet przez megafon ciągle to powtarzał - zachować spokój.
Ale ja jestem spokojny - odparł najwyższy.
Nie wiedzieć czemu te słowa nie spodobały się wojskowym. Seria strzałów sprowadziła nas do parteru. Strzelali nieprzerwanie z taką furią, jakiej wcześniej u ludzi nie widziałem.
Nie przestawać !!!- wrzeszczał przez megafon znajomy głos - zachować odległość.
Leżąc nie czułem bólu, brakowało mi tylko sił, aby się podnieść.
To oni są odpowiedzialni za tą paranoję, oni chcą nas zabić !! - krzyczał jeszcze najwyższy
Spokojnie, my i tak zwyciężymy - powiedział ten co nie śpi.
My i tak zwyciężymy!!! - powtórzyliśmy razem