JustPaste.it

Kasia Tusk przeciwko równouprawnieniu kobiet?

Kasia Tusk stała się w ostatnim czasie ulubienicą mediów, wszyscy przedstawiają ją jako postać negatywną. Czy cierpi za postępowania ojca?

Kasia Tusk stała się w ostatnim czasie ulubienicą mediów, wszyscy przedstawiają ją jako postać negatywną. Czy cierpi za postępowania ojca?

 

W ostatnim czasie dużo słyszy się o Kasi Tusk. Między innymi za sprawą artykułu  Ilony Witkowskiej i Marty Karaś opublikowanym w Przekroju. W prawdzie użyły nazwiska Kasi w cudzysłowie,  tłumacząc w  wywiadzie dla Newsweeka, że Tuskówna w ogóle ich nie obchodzi, że chciały przedstawić  pewien schemat, symbol, przykład stylu życia, w którym zakupy są najważniejsze. Ale wydaje mi się jednak, że cały artykuł jest atakiem na Kasię i wbijaniem zbędnych szpilek w jej wizerunek. 

 

W założeniu artykuł Witkowskiej i Karaś miał być prawdopodobnie krytyką propagowania konsumpcyjnego stylu życia. Niestety czarno na białym widać, że jest to uderzenie, nie tyle w samą Kasię, co w jej ojca. I nie zamierzam tutaj w żadnym wypadku bronić pana Premiera , stawać za nim murem, ani opowiadać się za którąkolwiek z opcji politycznych, ale nie podoba mi się sposób w jaki autorki rozwinęły temat blogów modowych.

 

Z tego co się orientuję (a zdarza mi się śledzić blog Kasi Tusk i nie ze względu na to, że jest on blogiem KASI TUSK, ale ze względu na moje zainteresowania, jest on po prostu jednym z wielu, które przeglądam) Kasia zakładając swojego bloga, nie miała w założeniu prowadzenia pamiętnika na temat swojego życia prywatnego, miał to być blog sticte modowy. Dlatego zupełnie nie rozumiem czemu autorki tekstu o Kasi próbują w nim, zrobić z niej pustą, bezuczuciową dziewczynę, która nigdy nie ma zespołu napięcia przedmiesiączkowego, która całe swoje życie poświęca ciągłemu kupowaniu must have’ów sezonu, i której największym problem jest to, czy dziś założyć kobaltowy, czy szafirowy sweterek. A już w ogóle nie pojmuję jak biedna Kasia, która po prostu chciała podzielić się z ludźmi swoją pasją „przekreśla 200 lat walki kobiet o równouprawnienie” – jak twierdzą Witkowska i Karaś.

 

Autorki wielokrotnie w artykule wytykają Kasi, że jej miesięczne wydatki na garderobę nie rzadko przekraczają 800zł i, że robi wodę z mózgu młodym dziewczynom, którym się wydaje, że „styl życia Kasi Tusk jest osiągalny dla każdej absolwentki psychologii”. Na litość boską! Niech sobie wydaje miesięcznie 5000zł na garderobę, to nie jest ważne. Kasia pokazuje swój STYL, a nie każe iść i kupić tej konkretnej bluzki, czy tych konkretnych spodni. Chcąc naśladować styl Kasi, wcale nie trzeba kupować tego co ona, wiele podobnych rzeczy można, przy odrobinie szczęścia i chęci, znaleźć w lumpeksach za 2zł. Dlatego oliwy do ognia dolało pytanie postawione przez autorki: „Ile dziewczyn poddanych dyktatowi mody tworów typu Makelifeeasier, posuwa się do kredytowania ich swoim ciałem i zrezygnowania z godności dla kolejnej pary jeansów, czy kremu z Sephory?” – nie muszę chyba tego komentować.

 

Blogów modowych ostatnio jest mnóstwo, sprytniejsze dziewczyny zarabiają na nich spore pieniądze, ale czy jest w tym coś złego? Wszystkie blogerki natomiast robią to, co lubią, bo to jest  ich pasja, chcą się nią dzielić, bo wiedzą, że kogoś to również może interesować. Idąc tropem Witkowskiej i Karaś powinniśmy skrytykować blogi kulinarne, makijażowe czy krawieckie, za propagowanie treści przeczących idei równouprawnienia kobiet.  Ale do czego to prowadzi i czy w ogóle ma sens?