JustPaste.it

Czy samo czytanie dzieł Junga wpływa na sny?

Oj, wpływa, wpływa.

Oj, wpływa, wpływa.

 

Ostatnio czytałam jeden z tomów dzieł zebranych Junga – tom 8. „Życie symboliczne”. Tak na marginesie, to jeśli chodzi o tłumaczenie symboliki Jung jest niekwestionowanym mistrzem.

 

 

Co jest symbolem?

Symbolem może być każde słowo lub znak, któremu można przypisać większe znaczenie niż ono samo oznacza. Zdaniem Junga, każdy symbol posiada dwie warstwy, świadomą, którą rozumiemy intelektualnie oraz podświadomą, którą odczytujemy instynktownie.

 

 

Skąd biorą się symbole?

Zdaniem Junga nie da się ich wymyślić świadomie. Coś, co wymyślimy świadomie jest jedynie znakiem, czyli czymś mającym jedynie warstwę świadomą. Symbole wychodzą z nieświadomości. Najczęściej są to obrazy. Mogą to być sny, fantasmagorie (obrazy, które pojawiają się przed oczami, gdy mózg jest w fazie alfa) lub spontaniczne obrazy, jakie pojawiają się nagle w naszym umyśle, gdy świadomość myśli o czymś zupełnie innym.

 

To tyle jeśli chodzi o teorię. A jak to wygląda w praktyce? Oto sen, który przyśnił mi się tuż po tym, jak skończyłam czytać rozdział o archetypach – bardzo starych symbolach występujących niemal we wszystkich kulturach. Sen ujęłam w formę bajki, żeby łatwiej się go czytało.

 

 

 

Jak mały Yang został złodziejem.

 

W dawnych czasach, gdzieś na uboczu Wielkiego Cesarstwa żył sobie mały Yang. Był straszliwym urwisem i nikt nie wróżył mu dobrej przyszłości. Zrozpaczona matka postanowiła wybrać się do świątyni Największej Bogini prosić ją o radę i wsparcie.

 

Mały Yang towarzyszył jej w tej wyprawie. Szli przez wiele długich dni, aż w końcu dotarli na miejsce. Świątynia Wielkiej Bogini była najwspanialszą budowlą w całym cesarstwie. Ściany kapały od złota i drogich kamieni, a posadzki były z najszlachetniejszych marmurów. Piękna świątynia stała na szczycie wzgórza, na którym nie rosło tam ani jedno źdźbło trawy.

 

Oboje z mamą weszli do świątyni. Mama natychmiast upadła przed ogromnym, wykonanym ze złota posągiem bogini i pogrążyła się w rozmowie. Rozmowa, której w ogóle nie było słychać, szybko znudziła chłopca, więc postanowił się nieco rozejrzeć. Szedł wokół ścian przyglądając się z tym wszystkim wspaniałościom, aż za jedną z kolumn zobaczył małe, lekko uchylone drzwi. Aż oczy mu rozbłysły z ciekawości. Rozejrzał się, czy nikt nie zwraca na niego uwagi i szybko wszedł do środka. Za drzwiami był korytarz i schody prowadzące do piwnicy. Piwnica, jak przystało na najwspanialszą budowlę w Wielkim Cesarstwie, również była marmurowa. Na środku białej posadzki zobaczył coś, czego nigdy by się tu nie spodziewał – kawałek suchego bambusa. Podszedł i podniósł go z niedowierzaniem.

- Jest całkiem suchy – usłyszał za sobą cichy głos i poczuł, że ktoś kładzie dłoń na ramieniu. Odwrócił się i zobaczył bardzo smutną kobietę. Kobieta, jakby w ogóle nie zwracała na niego uwagi, mówiła dalej. - Kiedyś byłam szczęśliwa. Żyłam w zielonym lesie, śpiewałam z ptakami, biegałam w wodach strumyka, malowałam kwiaty. Aż pewnego dnia jedna wieśniaczka dostrzegła odcisk mojej dłoni na drzewie, w którym mieszkałam. Otoczyła drzewo kręgiem z martwych kwiatów, a potem biła pokłony tak długo, aż mnie uwięziła w jednym miejscu. Potem było jeszcze gorzej - przyszli drwale, ścieli drzewa i zbudowali z nich świątynię. Sto lat ludzie spalili drewno i zamienili je na biały kamień i żółty metal. Od tego czasu zrobiło się tak ciasno, że ledwie oddycham.

 

Mały Yang spojrzał na kobietę, a potem na kawałek bambusa i już wiedział kim zostanie – złodziejem. Schował bambus w rękaw koszuli i szybko wyszedł. Tymczasem mama skończyła swoją rozmowę z Boginią i mogli już wracać do domu.

 

Po powrocie do mały Yang poszedł do bambusowego gaju, który rósł nad strumykiem i zakopał swój łup bardzo, bardzo głęboko.

 

W świątyni nikt nigdy nie zauważył zniknięcia kawałka suchego bambusa.