JustPaste.it

Jaka szkoła?

Tak więc by polski system edukacyjny stał się normalny, trzeba lat. Tu nie ma drogi na skróty bo to człowiek, uczeń i nauczyciel, musi zawsze być jego świadomym podmiotem.

Tak więc by polski system edukacyjny stał się normalny, trzeba lat. Tu nie ma drogi na skróty bo to człowiek, uczeń i nauczyciel, musi zawsze być jego świadomym podmiotem.

 

Finansowanie sytemu edukacyjnego nie może być traktowane przez państwo jako “wydatek”. Wszystkie, znane mi, systemy edukacyjne w hemisferze Cywilizacji Zachodniej, są i przez państwa, i przez rozumienie ich przez obywateli, traktowane jako inwestycja. A badania empiryczne są zgodne, że jest to inwestycja najpewniejsza i gwarantująca największą “stopę zwrotu”. Tak więc edukacja społeczeństwa, per saldo, nie “kosztuje” tylko “zarabia”.

Państwo, a więc nasi przedstawiciele, ci, którzy w naszym imieniu rządzą, mają obowiązek zdefiniowania, w dyskusji społecznej, celów edukacyjnych. Odpowiedź na pytanie “po co uczymy”, czyli “co chcemy osiągnąć” jest pytaniem, wbrew pozorom, wcale nie śmiesznym. Jest pytaniem podstawowym. Konstrukcja całego systemy edukacyjnego, na wszystkich jego poziomach jest zależna od odpowiedzi na to “proste pytanie”.

Na szczęście nie trzeba i tu wyłamywać z futryną zamkniętych drzwi. Cele edukacji społeczeństw też już są określone.

1) Wyposażyć w wiedzę.
2) Zdefiniować i ukierunkować osobnicze/indywidualne kompetencje.
3) Uświadomić/rozwinąć postawy zgodne z systemem wartości przynależnym kulturze.
4) Uświadomić/rozwinąć poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych.

To są cztery, główne cele każdego, znanego mi, systemu edukacyjnego. Oczywiście każdy z nich wymaga rozwinięcia i dookreślenia. Są też i inne. Ale tu nie ma miejsca na ich szczegółowe omówienie.

System:

Budowa sytemu edukacyjnego musi wynikać z powyższego. Jeśli już wiemy “po co”? Przychodzi pora na odpowiedź na pytanie “jak”? Tu, z oczywistych względów, odpowiem na to pytanie jedynie “hasłowo”.

1) Powszechna edukacja podstawowa:

Jednolite programowo szkoły elementarne, które nauczą pisać, czytać, myśleć i rozumieć. Oczywiście na poziomie adekwatnym do możliwości percepcyjnych i charakterologicznich uczniów. Ten poziom musi być absolutnie dla wszystkich. Chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego... A jak długo trzeba “edukować” na poziomie podstawowym? Sprawa do dyskusji. Najczęściej w Europie jest to lat sześć.

Na tym poziomie powinien być zachowany system klasowo-rocznikowy a ew. konieczność powtórzenia roku przez dziecko powinna być odbierana jako normalność i konieczność. Nigdy jako kara! Rozwój intelektualny i emocjonalny dziecka/ucznia jest zawsze indywidualny. Dziecko, które na pewnym etapie, nie radzi sobie tak dobrze jak rówieśnicy, nie jest, z reguły, dzieckiem/uczniem “głupszym” a jego nienadążanie jest najczęściej skutkiem sytacji rodzinnej i środowiskowej, w którym się wychowuje.

Szkoła na poziomie elementarnym musi nie tylko wykonywać zadania wcześniej wymienione. Musi także tego typu deficyty eliminować.

Szkoła podstawowa/elementarna wszędzie w normalnym świecie, jest mała i jest blisko ucznia. Nie wolno tych szkół eliminować ze względów ekonomicznych. Wbrew pozorom ten poziom edukacji jest, z wielu względów, poziomem najważniejszym. To tu zakłada się fudamenty.

Każdy nauczyciel klas wyższych doskonale wie, dostając klasę, kto i jak wykonał swoją robotę na poziomie elementarnym. A od tej roboty zależy, czy można “jechać dalej”.

2) Powszechna edukacja ponadpodstawowa:

Następny szczebel edukacji nie może być oparty na systemie klasowo-rocznikowym. Dzieci/uczniowie są bowiem różni. Różni na poziomie emocjonalnym, kompetencyjnym, intelektualnym. Różni pod względem indywidualnych talentów i deficytów. Różni odnośnie zainteresowań. I, w wieku lat kilkunastu, są tego coraz bardziej świadomi. System klasowo-rocznikowy staje się , w pewnym momencie, barbarzyństwem. W jednej klasie znajdują się uczniowie, których odbieramy jako “uzdolnionych” i kompletne “beztalencia”.

Tak więc, już na poziomie ponadpodstawowym, powinno się “przejść” na system poziomów nauczania, które nie są skorelowane z wiekiem biologicznym ucznia.

To tutaj bardzo często, ci uczniowie, którzy w szkole elemetarnej musieli powtórzyć klasę, doganiają tych, którzy tego nie doznali.

Szkoły ponadpodstawowe, oparte na poziomach nauczania, a nie na klasach rocznikowych, winny być, co do zasady, podzielone na dwie zasadnicze grupy.

Grupa pierwsza to szkoły ponadpodstawowe kształcące “ogólnie”. Przeznaczone dla tych, którzy jeszcze się nie określili. Albo zwyczajnie nie wiedzą co chcą “robić” w przyszłości. Takie odpowiedniki “ogólniaków”. Szkoły te powinny oferować maksymalnie wiele przedmiotów naucznia na wielu poziomach. Z tej “palety przedmiotów” uczeń(!) wybiera kilka ale nie mniej niż ich określona ilość. Najczęściej jest to od czterech do sześciu przedmiotów. O tym na jakim poziomie będzie się mógł uczyć decyduje jednolity dla całego kraju egzamin. Egzamin ten decyduje zawsze o przejściu na poziom kolejny. Kształcenie w tego typu szkole ponadpodstawowej trwa od trzech do czterech lat. Jest sprawą ucznia, na którym poziomie i z jakich przedmiotów ukończy ten szczebel edukacji.

Grupa druga to szkoły już ukierunkowane. Dla tych, którzy już wiedzą co chcą robić. Zasada poziomów nauczania zostaje i tu zachowana analogicznie do szkół typu pierwszego.

W obydwu typach szkół obowiązywać musi zasada, że na ukończenie danego poziomu edukacji obowiązuje określony czas. Różny ze względu i na poziom, i na zakres, i na rodzaj wiedzy, umiejętności i kompetencji, które dzieciak powinien osiągnąć. Jeśli się w określonym czasie “nie wyrobi” powtarza. Ale tylko ten określony poziom z tego, określonego przedmiotu.

Ale, analogicznie, każdy uczeń może ukończyć określony poziom, określonego przedmiotu wcześniej. I wcześniej rozpocząć edukację na kolejnym poziomie.

Taki system gwarantuje “normalność” powtarzania danego poziomu jak i “normalność” szybszego ukończenia innego poziomu, z innego przedmiotu.

Ponad to uczeń może zmienić typ szkoły w każdą stronę jeśli jego zainteresowania się albo ukonkretnią, albo wręcz odwrotnie. Uzna, że jego wcześniejsze zaiteresowania już mu przeszły... Bo i w szkołach “ogólnych” i “ukierunkowanych” obowiązuje jednolita zasada jednolitych poziomów nauczania. Tak więc określony poziom matematyki czy historii jest taki sam i w jednej, i w drugiej szkole.

W efekcie ten sam uczeń może “chodzić” na matmę - poziom drugi do szkoły “ogólnej” ale na historię - poziom czwarty, do szkoły “ukierunkowanej”. Bo np. nie lubi belfra. A belfer jego...

Zasadą bowiem określenia jego kwalifikacj jest nie szkoła ale określony poziom wiedzy i umiejętności z określonego przedmiotu. A gdzie ów poziom ukończył, jego bajka.

Omówiony pokrótce szczebel jest ostatnim obowiązkowym. Ci z uczniów, którzy z różnych względów, nie chcą dalej się uczyć, nie muszą. Od tego momentu nauka jest dla chętnych. I, per saldo, bardzo się opłaca. I to opłaca się wszystkim. Dosłownie.

A na tych, którzy już mają dość i wolą np. pić do końca swoich dni berbeluchę a nie szampana, czeka rozliczna paleta kursów zawodowych, ściśle skorelowana z określonym stanem lokalnego rynku pracy. Kursy te są najczęściej finansowane przez samorządy, które np. dostrzegą problem deficytu hydraulików czy fryzjerów. Ale... Ale nic za darmo. Jeśli delikwent zostanie, dzięki pieniądzom samorządowym, wykwalifikowanym konserwatorem powierzchni płaskich musi albo, w określonym czasie kasą oddać, albo przepracować w swoim zawodzie, w miejscu wskazanym przez samorząd, określoną ilość lat.

3) Edukacja na poziomie średnim.

Zasada poziomów nauczania, czasu ich zalczania/niezaliczania, powtarzania lub szybszego ukończenia pozostaje taka sama. O zdobyciu określonego poziomu kwalifikacji decyduje również egzamin, po każdym poziomie z każdego przedmiotu.

Jednak pierwszy stopień edukacji wyższej, w znaczeniu ponadpodstawowej, jest już ściśle skorelowany z możliwością studiów uniwersyteckich, politechnicznych czy jakich tam jeszcze.

W szkole tego typu, prowadzone jest nauczanie, które albo ma na celu przygotowanie przyszłych magistrów czy inżynierów, albo przyszłych techników. Te pojęcia proszę traktować hasłowo. Krótko mówiąc specjalistów stopnia średniego lub przyszłych specjalistów stopnia wyższego.

Kursy/poziomy w tej szkole pozwalają albo na ich ukończnie na poziomie “średnim”, albo kontynuowania nauki na uczelni wyższej. Przy czym, po zaliczeniu odpowiedniego poziomu, z konkretnych przedmiotów uczeń/student ma zagwarantowane miejsce na uczelni wyższej i to najczęściej  od drugiego lub trzeciego roku studiów wyższych.

Tutaj obowiązuje pełna korelacja i system zachęt finansowych dla tych uczniów, którzy wybiorą kierunki deficytowa dla gospodarki kraju. Bardzo często edukacja jest połączona z konkretną pracą w “swojej dziedzinie”.  

Taki człowiek, kiedy kończy naukę, jest przygotowany nie tylko teoretycznie. Nie ma problemów z pracodawcami, którzy wymagają nie tylko kwalifikacji ale i doświadczenia zawodowego. Ma i jedno i drugie, jest “kompletny”.

Podam wam jednen życiowy przykład. Mój synuś ma skurczony bo komputerowy móżdżek. Po kim? Lepiej nie będę się zastanawiał...

Zrobił w college’u jakieś tam lewele (poziomy) lepiej i szybciej niż inni. Ale z jakiegoś przedmiotu, co to głupi był i dla idiotów oczywiście, dał ciała. I ten beznadziejnie głupi poziom musi powatarzać. Bo to zły jest poziom i przedmiot okrutnie... No “wicie”, “rozumicie”...

Poszedł więc do odpowiedniej komórki organizacyjnej odpowiedzialnej za, przepraszam, “rozwój karier” i... I otrzymał propozycję.

Ponieważ uznano, że w tym a w tym jest dobry, zaproponowano mu, w wieku szesnastu lat(!), pracę przy obsłudze systemów komputerowych Narodowego Archiwum Szkocji. I jednocześnie “ułożono” tak obowiązkowe przedmioty i poziomy nauczania, że po ich zaliczeniu ma zagwarantowane miejsce na trzecim roku studiów informatycznych w dowolnie wybranej uczelni wyższej na Wyspach.

A ponadto, ponieważ jest, z takich czy innych względów, potrzebny i przydatny dla państwa, nie tylko nie płaci pensa za nic. To państwo chce mu płacić, w pierwszym roku pracy i nauki.

Jeśli to spieprzy to urwę mu łeb przy samej d...pie!

Na każdy poziomie nauczania, z każdego przedmiotu obowiązywać muszą jednolite podręczniki, które zabezpiecza szkoła, nie rodzice. Podręczniki te są wymieniane co kilka lat. Jeśli stan wiedzy w danym zakresie, w międzyczasie się zmienił, nauczyciel dostaje odpowiedni biuletyn wydawany przez ministerstwo i sam wprowadza zmiany. Proste? Proste.

Tak, pokrótce, wygląda system edukacyjny w normalnym kraju. Oczywiście z lokalnymi wariacjami. Ale zasada wszędzie jest taka sama.

System ten wymaga specjalistów. Jak zawsze. Najlepszy system jest kawałkiem papieru bez ludzi. Wszędzie to ludzie są najważniejsi.

Poszczególnych przedmiotów uczą specjaliści w danej dziedzinie. W szkołach ponadpodstawowych jest normą, że specjalista nauczający jednego, konkretnego przedmiotu, na jednym, konkretnym poziomie, na codzień jest właścicielem, współwłaścicielem, udziałowcem i kim tam jeszcze firmy, zakładu, instytutu zajmującego się na co dzień daną dziedziną. Jest więc nie tylko teoretykiem ale jest też praktykiem. To daje gwarancje, że wie co mówi a nie mówi tego co wie...

Nauczyciel jest nauczycielem. Oczywiście może być mistrzem ale może być wyrobnikiem. Ale cała, rozbudowana struktura go obsługuje. Nigdy nie jest sam. Administracja szkoły jest zawsze służebna wobec nauczyciela i wobec ucznia. I jest nie po to by być. Jest po to by i nauczyciel, i uczeń miał przygotowane warunki do pracy.

Kolejna reforma edukacji w Polsce jest kolejną ściemą. Prawdziwa i konieczna reforma systemu wymaga po pierwsze umówienia się co do systemu, jego kształu, obsługi i celów. Jak to już będzie wiadome, muszą być przygotowane kadry. Świadomi swej pozycji ludzie, którzy wiedzą po co są i do czego zmierzają. Dopiero po tym można stopniowo, rok po roku ale według określonego planu, znanego tym, którzy to będą realizować i społeczeństwu, wprowadzać reformę.

Tak więc by polski system edukacyjny stał się normalny, trzeba lat. Tu nie ma drogi na skróty bo to człowiek, uczeń, i nauczyciel musi zawsze być jego świadomym podmiotem.

To co powyżej, ze względów oczywistych, jest jedynie szkicem. Ale wyraża filozofię nowoczesnych ( w dobrym tego słowa znaczeniu) systemów edukacyjnych.

Jest też wiadomość dobra. Niczego nie trzeba wymyślać. Wzorce, sprawdzone wzorce, są gotowe. Jest więc i szansa i możliwość by Uniwersytet Jagielloński, w rankingu uczelni światowych, nie przynosił nam sromoty tylko uzasadniony powód do dumy.

Edukacja, nauka i kultura powinna być pierwszym elementem programu każdego, świadomego rządu. Bez tego wszystko inne będzie upośledzone i kalekie.

Nie pozwalajmy dłużej by rządziły nami i w naszym imieniu miernoty. Bo oni nigdy nie zrozumieją, czym dla istnienia i rozwoju narodu i społeczeństwa jest nauka, edukacja i kultura materialna i niematerialna. Oni nie są zdolni by to skumać!

Polska istnieje i przetrwała to, co przetrwała nie dzięki potędze armii. Jesteśmy i istniejemy jako naród dzięki kulturze. A nauka jest jej immanentną i niezbywalną częścią. Zakorzeniony w kulturze i wyposażony w wiedzę i umiejętności człowiek jest świadomym obywatelem.

Nie jest, w moim przekonaniu, przypadkiem, że obecnie rządzącym, świadomi obywatele nie są potrzebni. Potrzebny jest “ciemny lud, który wszystko kupi”...