Brakuje mi Ciebie... Choć teraz jest inaczej... Słońce razi a nie koi... Każdy dzień jak cos boli...
Kiedy wstaję rano i twarz mam wciąż zaspaną
Przypominam sobie Ciebie, moje myśli nie zostaną
Zapomniane... Nie zapomnę choć czasem tego chcę
Byś odeszła tak na zawsze z mego serca... mówię precz...
Lecz po chwili mówię zostań, nie potrafię temu sprostać
Zero konsekwencji... uderza jak cięta riposta
Nokaut w pierwszej rundzie, chcę na deskach tylko zostać
I doczekać do końca... Po prostu do końca...
Zamykam oczy i chcę być jak najdalej stąd
I choć czuję teraz ból, wiem że to nie był błąd
Chwile z Tobą, choć teraz tak ulotne
Myślę sobie: Może się po prostu potnę
I skończę to wszystko, przerwę wtedy swoje męki
Ale by to zrobić jestem już trochę za miękki
To nie żadne rozwiązanie
Kochać Ciebie nie przestanę...
Teraz więcej palę, to jedyne rozwiązanie
Więcej pije i nie wiem gdy przestanę...
Choć nie koją mego bólu nie potrafię już inaczej
Stoję u Twych drzwi... dzień i noc w nie kołaczę
Lecz Ty nie otwierasz , moje miejsce zajął inny
Popełniłem błąd, i nie byłem tak niewinny
Jakbym chciał... Pozwoliłem odejść Tobie
I przez ten błąd, robię teraz to co robię
Już nie jestem ideałem i w otchłani ciągle spadam
Łamię swoje kości z myślą że je wciąż poskładam
W całość jedną, wierzę w to teraz na pewno
Mojej egzystencji pragnę to odnaleźć sedno
Krople deszczu tak spokojnie już spływają
Ciągle myślę jak nadążyć tutaj za nią
Chcę ją złapać i zatrzymać już dla siebie
Idę krętą drogą, choć do końca tego nie wiem…