JustPaste.it

Czy szkoła może być instytucją demokratyczną?

CZY  SZKOŁA MOŻE  BYĆ INSTYTUCJĄ DEMOKRATYCZNĄ?

Smutna bardzo jest polska szkoła. Smutna i ponura. Jest niedobrze, a zapewne będzie jeszcze gorzej. Wylano już tony atramentu po to, żeby opisać finansową nędzę naszej oświaty. Nie dostrzegam zatem najmniejszego sensu, aby ten wątek poruszać raz jeszcze. Spróbujmy przyjrzeć się innej kwestii, równie ważnej, a może nawet ważniejszej. Polska szkoła funkcjonująca w państwie demokratycznym coraz bardziej ugruntowuje feudalną strukturę swego istnienia i działania. Fakt ten buduje nie dające się przezwyciężyć napięcie pomiędzy rzeczywistością szkolną i pozaszkolną. Odczuwają je wszyscy, panuje jednak dziwna zmowa milczenia i udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Otóż nie jest w porządku. Problem narkotyków, który do niedawna był troską dużych miast, objawił się z całą ostrością w mniejszych miejscowościach.

Handlarze zwani dealerami mnożą się jak grzyby po deszczu, wietrząc interes i duże pieniądze. Nasza (czyli pedagogów) energia koncentruje się na sprawach drugorzędnych, na przykład pilnowania czy uczeń założył tenisówki lub papucie, a realne zagrożenia z pola widzenia nam umykają.
Narkotyki są potwornym zagrożeniem, ale niestety bardzo realnym. Tutaj nie wystarczy wprowadzenie do szkolnego regulaminu karania punktu, który przewiduje skreślenie z listy uczniów za posiadanie i zażywanie narkotyków. To jest zawsze ostateczność. Brak jest profesjonalnie opracowanych programów profilaktycznych, zbyt mała jeszcze dostępność materiałów i broszur z tej dziedziny, a te, które już są, nie spełniają swej funkcji. Apeluję do władz miast i powiatów, dyrektorów szkół, nauczycieli, rodziców i uczniów; do policji i straży miejskiej. Wydajmy wojnę handlarzom narkotyków. Pewnie nie uda nam się problemu wyeliminować całkowicie, ale możemy go ograniczyć.
I tu dochodzimy do sedna zagadnienia. Młodzi ludzie muszą się czuć w swojej szkole podmiotem. Chcą mieć wpływ na swoje miejsce pracy i mają do tego święte prawo. Nie chodzi jednak o to, że chcą szkołą rządzić (z takimi niemądrymi argumentami też się spotkałem), postulują jedynie, aby mogli współdecydować o sprawach, które ich bezpośrednio dotyczą. Jeżeli powstają rady szkoły, a wcześniej czy później powstaną, łatwiej będzie z powyższymi zagrożeniami sobie poradzić. Większość uczniów nie toleruje narkotyków na terenie szkoły, ale milczą, bo się boją. Czują, że "syf" jest blisko nich, a jednak nie mają wystarczająco zaufania by o tym z nami porozmawiać. W momencie, kiedy samorząd szkolny przestanie być demokratyczny, a stanie się jednym z autonomicznych podmiotów szkolnej rzeczywistości, współtworzących program działania i funkcjonowania placówki, wówczas wiele problemów po prostu przestanie istnieć. Sami sobie wyczyszczą "środowisko", dla narkomanów nie ma u nas miejsca. Na razie jednak jest brak zaufania i lęk przed sankcjami.
Ja oczywiście wcale nie twierdzę, że rady szkoły są uniwersalnym lekarstwem na wszystkie bolączki polskiej szkoły. Jednak warto sobie uświadomić, iż stały partnerski kontakt pomiędzy nauczycielami, rodzicami i uczniami tworzy zupełnie nową jakość. Gdyby rady funkcjonowały, nie musiałbym prawdopodobnie apelować o rozpoczęcie krucjaty przeciwko narkotykom.
Struktura rady szkoły jest wyjątkowo przejrzysta i zapewniająca demokratyczny charakter tego organu. W jej skład wchodzą w równej liczbie: nauczyciele wybrani przez ogół nauczycieli, rodzice wybrani przez ogół rodziców i uczniowie wybrani przez ogół uczniów. W posiedzeniach rady może brać udział dyrektor placówki, ale jedynie z głosem doradczym.
Na terenie powiatu żywieckiego, gdzie przeprowadzałem badania, tylko w nielicznych szkołach funkcjonują rady. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się prosta. Nie ma rad szkół, ponieważ nie chcą ich dyrektorzy. Ustawa o oświacie daje jednak możliwości,które pozwalają (mimo niechętnej lub nawet wrogiej postawy dyrektora) na powołanie rady. W jednej ze szkół średnich z ideą powołania rady wystąpił samorząd uczniowski. Młodzież zebrała podpisy, zredagowała również oświadczenie, pod którym złożyli autograf rodzice, przyłączając się w ten sposób - jako drugi podmiot - do inicjatywy powołania rady. Wszelako, tak czy owak, najłatwiejszą drogą powstania tego demokratycznego ciała, jest inicjatywa samego dyrektora.
Z badań, jakie przeprowadziłem, jasno wynika, że w szkołach, w których działają rady, łatwiej można dostosować się do turbulentnych zmian otoczenia działających przecież także na oświatę. Jest ona elementem innowacyjnym, a jako taki ułatwia dywersyfikację celów i zadań w oświacie. Im szybciej się ten proces rozpocznie, tym szybciej i skuteczniej dostosuje się szkoła do wyzwań XXI wieku. Jeszcze jest czas żeby zamortyzować "świadomościowy szok", który z całą pewnością nas czeka. My - pedagodzy - przeczuwamy go, ale chyba boimy się otwarcie artykułować zagrożenie. Niech mi więc będzie wolno zrobić to teraz. Młodzi ludzie mentalnie i "sprawnościowo" należą już do świata gospodarki globalnej, do świata szybkiej i powszechnej informacji zdobywanej w domowym zaciszu. Łatwiej przyswajają pewne nawyki demokracji, od najmłodszych lat uczą się brać udział w wyścigu do pieniędzy, władzy i sukcesu.
Jeżeli tych przesłanek nie weźmiemy pod uwagę - przegramy. Rada jest szansą i dla uczniów, i dla rodziców, i dla pedagogów. Uczymy się wspólnie działać w nowych warunkach społecznych, politycznych, gospodarczych i technologicznych. Z moich badań i obserwacji wynika, że tam gdzie rady powstały, zmieniły się także relacje pomiędzy nauczycielami a uczniami - stały się bardziej partnerskie, ludzkie. O wiele łatwiej w obszarze takich relacji realizować podstawowe cele i działania. O wiele łatwiej realizować cele i zadania - powtórzmy to raz jeszcze - które zostały wspólnie opracowane i uzgodnione. Młodzi ludzie - wbrew panującym opiniom - są odpowiedzialni i zrobią wszystko, by wykonać zadanie i osiągnąć cel. I odwrotnie, jeśli coś narzuca się im z góry, to - nawet jeżeli jest to słuszne - nie będą tego akceptować, bo to nie jest ich program.
Jest tu jeszcze jeden aspekt o fundamentalnym znaczeniu. Przedstawiciele samorządu uczniowskiego wchodzący w skład organu, będącego najwyższą władzą w szkole, uczą się podejmować decyzje. Dominująca wcześniej postawa roszczeniowa przekształca się w postawę współodpowiedzialności. W szkołach z radami młodzież doskonale wie, jakie szkoła posiada możliwości finansowe, a czasem wręcz aktywnie poszukuje sponsora.
Młodzież chce się uczyć w dobrej szkole, jest coraz bardziej świadoma swoich praw. My pedagodzy - z kolei - jesteśmy coraz bardziej świadomi ograniczeń, które stawia przed nami rzeczywistość. Śmiem zatem przypuszczać, że rady, choć przecież nie są lekarstwem na całe zło, pozwolą przezwyciężyć rutynę, utrwalone stereotypy, przesądy i fałszywe wyobrażenia.

Jan Stasica