JustPaste.it

Postkolonializm. Tak czy nie?

Czy Polska jest dziś państwem postkolonialnym?

Czy Polska jest dziś państwem postkolonialnym?

 

Mam teraz taki dziwny czas. Czas czytania. Ale moja wraża natura nie pozwala mi czytywać tego, co jest aktualnie “tryndy”.. To dokładnie tak jak wiele, wiele lat temu. Kazano mi czytać jakieś np. “Tańczące jastrzębie”, “Gdy tyram na cześć pokoju”, czy jakoś tak... Albo inne “Generały Barcze”. A ja, ni hu, hu. Sołżenicyny, Orwell’e ale i Stachury czy jakieś tam Herberty...

A teraz mię wzięło na Ściosa i Zimakiewicza. No i właśnie jestem po kilku pozycjach tych panów. I się tak zastanawiam. I tak myślę i myślę, i grzebię to tu, to tam. I znów się zastanwiam. A im dłużej uprawiam to trudne zajęcie, bo myślenie jest bardzo niewygodne a i czytanie samo jest takie męczące, o czym świadczą statystyki, to się mi robi i źle, i smutno. No i na co mi to?

Bo jeśli jest tak źle jak piszą w.w. Autorzy, to trudno by mi było dobrze. I nie jest.

Po lekturach, Polska i Polacy jawią mi się bardzo dziwnym bytem. A najgorsze jest to, że moje doświadczenia życiowe, tezy zawarte w książkach i artykułach tych panów, niestety potwierdzają. I to “niestety” nie jest tu żadną figurą. Jest najzwyczajniejszym niestety.

Kiedy możemy mówić o “społeczeństwie postkolonialnym”? Wtedy, kiedy co najmniej kilka pokoleń żyło w państwie zależnym od innej metropolii. A metropolia ta kierowała się innymi niż rodzime zasadami, normami, celami, sposobami działania etc.

Społeczeństwo w takim państwie, niemalże automatycznie ulega podziałowi. Na tych, którzy to, co “nowe” odrzucają i na tych, którzy usiłują się przystosować, przyjąć “nowe”. Ci pierwsi stają się niejako z automatu “be”, ci drudzy “cacy”.

Obie grupy mają swoje elity. Ci pierwsi te same, które mieli dotąd, ci drudzy część “starych”, które zdecydowały się na przepoczwarzenie i nowe, które nigdy wcześniej nimi nie były. A nuworysze, jak zawsze, są szczególnie zaangażowani...

Nikt tak szczerze nienawidzi Murzynów, jak Murzyn, który został oficerem w kolonialnej armii. Bo “dzięki” Murzynom był nikim, a “dzięki” kolonistom stał się kimś.

Jeśli kolonializm trwa wystarczająco długo, grupa pierwsza ulega marginalizacji i zamyka się we własnych gettach, gdzie rozkminia chwałę dni minionych i sama siebie postrzega jako jedynych nosicieli “prawdziwości”. Prawdziwości moralanej, państwowej, społecznej, kulturalnej i jakiej tam jeszcze.

Grupa druga a więc ta złożona z części przepoczwarzonych elit “pierwotnych” i elit nowych uważa tę pierwszą grupę za anachroniczną, nierozumiejącą, wsteczną i generalnie do dupy. Przy czym obie elity serdecznie się nie cierpią i wzajemnie odmawiają sobie elitarności.

Ale obie są grupami “czynnymi” czyli, w omawianym kontekście, obywatelskimi. To one tworzą tę część tkanki społecznej, która jest i aktywna, i swoiście zaangażowana.

Pozostałej przestrzeni nie stanowią obywatele tylko żywioł. A więc ci członkowie społeczności, którzy albo generalnie wszystko i wszystkich mają w miejscu, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę, albo ci, którzy nie wierzą żadnej elicie. Tu “mieszkają” także różnej maści debile, analfabeci. Ot takie ludzkie miazmaty.

Grupa ta jest, w zasadzie, grupą bezideową. Ale grupą bardziej lub mniej świadomie aspirującą do stania się częścią, nawet urojoną, jakiejkolwiek elity. I dlatego grupa ta jest i potencjalnie groźna, i potencjalnie użyteczna. Tak więc elita, która w państwie i społeczeństwie postkolonialnym aktualnie sprawuje władzę może ten miazmat użyć dla swoich celów, ale może, bardzo łatwo, “wepchnąć” ten żywioł w ramiona aktualnej opozycji.

Modernizacja. Słowo, które słyszymy sto razy każdego dnia. Ale jaka modernizacja?

Jeżeli w państwie poskolonialnym rządzi “nowa elita” to rozumie modernizację jako pogoń za tymi, którzy w ich rozumieniu są już bardziej zmodernizowani. I jest to czynnik decydujący. Te i takie elity zawsze przejawiają, świadomie lub nie, kompleks. Kompleks innej metropolii. Czyli: My na razie jeszcze jesteśmy tu gdzie jesteśmy, ale będziemy tam gdzie wy jesteście. To jest ich schemat myślenia.

Jeżeli rządzą “stare elity” to ich rozumienie modernizacji jest inne. Co nam tam inni. My zrobimy (zmodernizujemy) to tak by nam, w ich rozumieniu, było dobrze. A więc ich myślenie nie polega na gonieniu i naśladowaniu innych. Odwrotnie. Niech inni naśladują nas. Ergo; Metropolia jest “tu” a nie “tam”.

Czy więc Polska jest dziś państwem postkolonialnym? I, czy polskie społeczeństwo jest społeczeństwem postkolonialnym?

Nie wiem.