JustPaste.it

Sygnet (1)

Ocalmy od zapomnienia...

Ocalmy od zapomnienia...

 

 

                            alt 

 

 

        Bronek już wiedział, że Niemcy też  nie są jednakowi i nie wszyscy kochają Hitlera, ale dyscypliny państwowej nie odważą się złamać. Naród Panów otrzymał niewolników nie po to, żeby ich dopieszczać. Niewiele im było wolno, ale przecież zawsze mogło być gorzej. Lepiej brać od nich zezwolenie niż złamać jakiś zakaz.

        Graf Bronka miał wszystko „gdzieś”, włącznie z gospodarstwem, ale w święta narodowe zakładał czarny mundur i szedł hailować jak cała reszta. Gospodarstwem rządziła żona, po swojemu, piątkę niewolników razem z Francuzem, traktowała jak marnych parobków i, choć byli przydatni, to jednak wcale nie cieszyło ją ich istnienie. Bronek sypiał w pomieszczeniu gospodarczym, a zimą na noc szedł czasem do krów, gdy mrozy były bardziej dokuczliwe. Jedzenie było raczej marne, bo Frau nie bawiła się w jadłodajnie. Trzeba było kombinować samemu. Dlatego lubił chodzić do sąsiadek. Za dodatkową pomoc nagradzały jakimś posiłkiem i uśmiechały się do chłopaków częściej niż inni.  Gospodyni wraz córkami pogodziły się już ze stratą ojca i męża, który zmarł na początku wojny. Dostały dwoje Polaków; chorowitą Ankę i przystojnego Tadeusza. Pole spore gleba marna, roboty dużo, więc silny i wesoły Tadek był tam szanowany za pracę, a na jedzenie się nie uskarżał, bo Berta lubiła kuchnię i szanowała pracę Tadka.

       Tadek znał się na gospodarstwie, bo w Polsce miał własne i nawet jakieś szkoły kończył. Był z dobrej rodziny i majątek prosperował też całkiem dobrze.Czasem zakładał nawe sygnet z rubinem, ponoć po dziadku. Miał też starszego brata, ale na roboty zabrali jego, starszy został w majątku. Tadek był już pełnoletni, mówił nieźle po niemiecku i lubił się śmiać. Tu, na wsi wojna była daleko, a młodość uodpornia na wiele stresów -  takie jej prawo. Kobiety, u których pracował były schludne i w ogóle byłoby prawie idealnie, gdyby nie młodsza z panienek, kłótliwa i humorzasta. Być może nie mogła pogodzić się z urodą i pozycją o rok starszej siostry Migrid, którą matka faworyzowała za pracę w polu i pomoc w domu. Młodsza Sigrid dopiero co ukończyła nauki, po obowiązkach zamykała się w sobie i odreagowywała fochy biegając na zebrania BDM. Portret Hitlera też wisiał tylko w jej pokoju. Parzyła krzywo, gdy Tadek z jej siostrą wychodzili razem w pole i pracowali wspólnie. Rozpogadzała się czasem, gdy Tadek siedział tylko z nią w kuchni i żartował. Wystarczyło jednak, żeby ktoś niespodziewanie wszedł, a zakłopotanie na jej twarzy przemieniało się natychmiast w chmurę gradową. Z czasem Tadek stał się niemal zarządcą, bo sam podpowiadał co należy w obejściu zrobić i co zaplanować,  Berta, jako gospodyni nie kryła w domu swojego zadowolenia z takiego obrotu sprawy. Tadek potrafił rozbawić i ją, choć obowiązki wdowy na gospodarstwie nie były łatwe.

        Czasy robiły się coraz  trudniejsze, choć dla każdego na różny sposób, ale po zimie czterdziestego trzeciego wszyscy odczuli pogorszenie. Kontyngenty się zwiększały, wszystko drożało, pomoc była coraz słabsza. Bronek zaprzyjaźnił ze starszym Tadeuszem, a Berta też lubiła jego pomoc w gospodarstwie, tym bardziej, że Bronek, mimo swoich dopiero ukończonych osiemnastu lat, miał posturę chłopięcą, chętnie śpiewał filmowe przedwojenne szlagiery i też był pogodny. Gdy pracowali z Tadkiem sami, podśmiewali się z Niemców po cichu, a najczęściej z grubego i grubiańskiego wachmajstra Schultzego, który na co dzień lubił siać postrach wśród „przymusowych”. Gdy wchodziła Migrid, Bronek widział jakim wzrokiem parzyła na Tadka: stawał się powłóczysty, a czasem nawet pazerny. Tadek wtedy szybko rzucał jakiś żart, albo robił coś śmiesznego tak, żeby mogli się śmiać  w trójkę. Wtedy przez jakiś czas było prawie normalnie.

     Wieść o aresztowaniu Tadka rozeszła się piorunem. Bronek przez cały dzień nie mógł sobie znaleźć miejsca, a następnego dnia, gdy doszła jeszcze wiadomość o aresztowaniu Migrid, poczuł się zupełnie przybity. Przeczuwał najgorsze, tak zresztą jak wszyscy we wsi. Niemcy stali się milczący i zasadniczy, Polacy patrzyli na siebie z niepokojem. Gospodarstwo Berty otoczyła martwa cisza, a ona sama nawet przestała jeździć po zakupy, wysyłała wszędzie młodszą Sigrid, zaś ta zabierała starszą i milczącą Ankę. Twarz Anki stała się stała się jeszcze bielsza niż zazwyczaj i zaczęła się garbić jakby miała na plecach ciężki worek. Rozbuchana wiosna dawała kontrast całkowicie niestosowny do panującej atmosfery.

        W piątek rozwieszono sztrajfy z ogłoszeniem obowiązkowe stawiennictwa wszystkich mieszkańców wsi w niedzielę  w południe na placu pod kościołem. Przymusowi mieli stanąć oczywiście w osobnej grupie. Niepokój osiągnął szczyt napięcia, i tylko ptaki wycinały swoje trele  bez opamiętania nieświadome sytuacji. Frau u Bronka chodziła jak osa, a graf wyjeżdżał do knajpy w miasteczku.

      Na placu grupa przyjezdnych esesmanów z wachmajstrem zagoniła Polaków w grupę naprzeciw Niemców, zostawiając między nimi szeroki pas wolnej przestrzeni. Pasa pilnowali esamani w brunatnych koszulach, a na jej końcu stała odkryta ciężarówka. Na środku stał w rozkroku szef powiatowego SA i oficer gestapo. W panującej ciszy słychać było szczekanie psów i ptasie nawoływania.

      Wreszcie ich wyprowadzili. Oboje szli wolno pasem między niewolnikami, a Niemcami; ona w kwiecistej sukience, on w białej, przybrudzonej już od plam koszuli,  z rękami związanymi do tyłu. Ona miała na szyi tablicę z napisem „polska dziwka”, on „Złamał zakazy ustawy rasowej”. Gruby Schulze od czasu do czasu walił Tadka dla formalności w plecy. Bronek szukał wzroku Tadeusza, ale go nie znalazł. Tadek patrzył pod nogi, ale szedł wyprostowany, Migrid schyliła głowę, tak aby jej potargane  blond włosy zasłoniły większość warzy Zapakowano ich na ciężarówkę i w asyście szupo odjechali, robiąc rundę wokół placu. Wedy czarny gestapowiec odczytał z karki treść ustawy i zawiadomił, że Polaka osądzi sąd Rzeszy i poda termin egzekucji. Potem rozeszli się mundurowi i reszta mieszkańców. Na placu został tylko Schultze w postawie urzędowej.

       Wyrok zapadł na Tadka szybko i mógł być tylko jeden. Gorzej było z wykonaniem; śmierć przez powieszenie musiał zadać kat z Berlina, a on miał pełne ręce roboty. Termin wyznaczono za dwa miesiące i więzień musiał czekać w areszcie policyjnym. Migrid wraz z tablicą wywieziono na myśliwską ambonę pod lasem, gdzie pozwolono jej umrzeć z głodu. Nikomu ze wsi nie wolno było zbliżać się do wieżyczki, a drabinę odcięto. Krążyła też później szeptana plotka, że Migrid ktoś otruł.

      Bronek dostał zakaz chodzenia do gospodarstwa Berty. Nie działo się tam dobrze, choć przez jakiś czas Schultze wychwalał Sigrid za wykrycie i zgłoszenie na gestapo romansu siostry z Polakiem. Podpity odgrażał się przymusowym, że ich też może spotkać taki los, za łamanie przepisów, Bronka nie lubił szczególnie, więc ten schodził mu z drogi na wszelki wypadek. Sam jednak przestał podszczypywać napotkane Polki.

     Na trzy dni przed wyrokiem zaczęli budować szubienicę na placu. Wtedy Bronek spotkał Franka. Franek był nieukończonym licealistą, nosił grube okulary „jak denka od butelki, bo był przeraźliwie krótkowzroczny i chudy. Jego bauer, kulawy weteran pierwszej wojny, na wieść o przegranych Wehrmachtu upijał się i wyganiał Franka z siekierą rąbać drewno na cienkie drzazgi. Potem Franek chodził z rękami owiniętymi w szmaty. Gdy się spotkali we wsi, powiedział Bronkowi, że przywieźli już Tadka do piwnicy pod odwachem. Było tam spore okienko od strony podwórka, więc Bronek postanowił się tam zakraść gdy gruby wach majster pójdzie na obchód. Trafiła się okazja przy odniesieniu mleka do sklepu.

        Tadek był wychudzony i brudny, a w cieniu piwnicy jego twarz wyglądała ziemiście. Ucieszył się, przywołany do okienka i, co zdziwiło Bronka, był - w odróżnieniu od niego,  spokojny. Bronek dał mu coś do jedzenia, a Tadek wyciągnął do niego rękę i zapytał - Masz nóż?.

        Bronek miał ostry scyzoryk, który dostał od ojca tuż przed odjazdem na roboty, ale to pytanie kolegi wzbudziło w nim niepokój. Po co ci nóż?! – zapytał.

         - Nie mnie. Widzisz ten palec z sygnetem? Odetnij, bo nie mogę go zdjąć - sygnet jest rodowy, a palce mi spuchły.- powiedział szybko Tadek.

         - Oszalałeś! - Bronek prawie wykrzyknął .

      - Chcę, żebyś po wszystkim zawiózł go do mojej rodziny. Zrób to, proszę cię Bronek! Dam ci adres, zawieziesz po wojnie do rodziny w Warszawie, a jak nie, weź go sobie.. Inaczej ktoś go ukradnie, to złoto z rubinem. Zrób to...-. Bronek nie był w stanie się zgodzić; taka operacja nie mieściła mu się nawet w głowie. Zapadło milczenie. Koledze chyba też błysnęły łzy, gdy ściskali sobie dłonie przez lufcik okienka.

     W niedzielę znów spędzono wszystkich wokół szubienicy. Najbliżej niej, dosłownie o kilka metrów musieli stanąć przymusowi. Obok kata ubranego w garnitur i kaptur stał w rozkroku gruby wachmajster w swojej haubie z ogromną „gapą” nad czołem. Gębę miał czerwoną, a karabin błyszczał jak na odpuście. Mimo to chwiał się troszkę, jakby miał jakiś kłopot z utrzymaniem swojej nadmiernej wagi. W pewnej chwili przyprowadzono Tadeusza i reszta odbyła się szybko i typowo. Po odczytaniu wyroku wprowadzono skazańca na stołek, kat go wykopnął i pociągnął całym swoim ciężarem ciało Tadka . Obejrzał potem dokładnie zwłoki, po czym odszedł.

      Stojący w pierwszym rzędzie Bronek był na pograniczu omdlenia. Wtedy Schultze zauważył go złapał za rękaw i wyciągnął pod szubienicę, Podstawił przewrócony stołek, wyjął bagnet i rozkazał odciąć trupa. Bronek stał jak słup soli i nie reagował na krzykliwe ponaglenia policjanta. Wreszcie grubas zrobił to sam: pochylił się nad leżącymi zwłokami Tadka i sprawnym ruchem odciął palec z sygnetem. Zdjął go i schował do kieszeni, a brudną od krwi prawicą wymazał twarz Bronka. Od policjanta zalatywał słodkawy smród nie przetrawionej wódki. Wachmajster kopniakiem odesłał półprzytomnego chłopca do grupy i wydał polecenie rozejścia się. do pracy.

        I znów słychać było ptaszyska i szczekanie wiejski psów; za to  Bronek nie rozmawiał z nikim przez dwa tygodnie. Z czasem udało mu się "sposobem" zmienić bauera i miejscowość. Małomówny jednak pozostał. Żałował, że nie wziął choć adresu do Warszawy, ale co miałby tam opowiedzieć...

                                                                                cdn.

                                 / Imiona i nazwiska zostały przez autora zmienione./