JustPaste.it

Eucharystia

Jest sakramentem miłości. W nim objawia się miłość Boga przez ujawnienie nam swojej mądrości, potęgi, dobroci i miłosierdzia

Jest sakramentem miłości. W nim objawia się miłość Boga przez ujawnienie nam swojej mądrości, potęgi, dobroci i miłosierdzia

 

images?q=tbn:ANd9GcQtkAwUObCVXDHJwCLWTgrtKMCPWW7IU15E_YVvtJkX48Z8rv4LIg

Obecnie wiele osób zostaje pozbawionych Komunii Świętej w miejscach odległych 
od kościołów i kapłanów, np. w więzieniach, przy pracy na wakacjach itp. Mimo to może korzystać z błogich skutków wyżej wymienionych przez przyjmowanie Komunii duchowej. Komunia duchowa polega na gorącym pragnieniu przyjęcia Pana Jezusa z pobudki miłości napełniającej serce. Ta Komunia pragnienia, zwana Komunią duchową, jest niezmiernie pożyteczna dla duszy, gdyż wzbudza w niej pociąg do rzeczy Boskich i do życia doskonałego, daje moc do ćwiczenia się cnotach i przynosi niekiedy więcej korzyści niż Komunia sakramentalna przyjęta z mniejszą miłością. Nadto ma tę samą korzyść, że można przyjmować ją codziennie w każdej chwili dnia i nocy, w każdym miejscu, a szczególnie przy nawiedzeniu Przenajświętszego Sakramentu.

Sposób przyjęcia duchowej Komunii jest następujący: 
W danej chwili skupiamy się i przenosimy się przed tabernakulum z Przenajświętszym Sakramentem. Wzbudzamy akt wiary, nadziei, miłości i żalu, uwielbienia i pragnienia. Wyobrażamy sobie, że kapłan podaje nam Przenajświętszy Sakrament. 
Przyjmujemy w duchu z wielką pokorą i uszanowaniem oraz miłością ufną, a następnie odprawiamy dziękczynienie jak po Komunii sakramentalnej. Właśnie w czasie takiej Komunii duchowej s. Faustyny anioł Pański trzynaście razy zasilał ją sakramentalnie w chorobie, zaznaczając przez to, jak miła jest Bogu ta praktyka, którą służebniczki Miłosierdzia Bożego będą stosować i zachęcać inne dusze dobrej woli ku temu.

 

"Boże, chociaż jesteś najmędrszym, 
nie mogłeś uczynić nic lepszego; 
chociaż jesteś wszechmocnym, 
nie mogłeś uczynić nic doskonalszego; 
chociaż jesteś najbogatszym, 
a nie masz nic cudowniejszego 
ponad Ten Przenajświętszy Sakrament".

Orędzie Boga 

Chcę, abyście zrozumieli, że kocham was od chwili waszego zaistnienia i nie przestaję kochać nigdy; że życie wasze tu, na ziemi jest terenem nieustannej walki i wyborów, które powoli krystalizują się i po śmierci ciała ustawią w stałości wedle prawdziwej woli waszego serca.

Jeżeli wybierzecie nienawiść do Mnie i bliźnich waszych, sami uciekać będziecie od światła, od prawdy, od potęgi miłości mojej — bo znieść Jej nie możecie, kiedy przesyca was nienawiść. Sami się osądzacie i sami wybieracie wieczność beze Mnie: straszliwą otchłań bezlitosności, w całym jej okrucieństwie i wieczystej agonii ducha.

Ja nie zabijam istnień tych, których powołałem do bytu, lecz że powołała je Miłość w pragnieniu uszczęśliwienia miłością, odrzucenie jej powoduje wieczystą udrękę, głód i powolne konanie z braku mojej obecności.

Pragnę oszczędzić wam piekła. Chcę, żebyście poznali, jak łatwo Mnie przebłagać, uprosić, jak prosta jest droga do Mnie. Chcę też, abyście dowiedzieli się z ust braci waszych, jaką jest nieustanna pomoc, której wam udzielam, jaką jest moja ojcowska miłość do tych, którzy z samego zaistnienia swego powołani są do miłości wzajemnej, do szczęścia w domu moim.

Świadectwo Jerzego

 

Miałem dać świadectwo osobiste.

Śmierć jest najważniejszym momentem życia. Może to brzmi dziwnie, ale dla nas jest narodzinami do życia w wieczności, w które wchodzimy w pełni naszej — różnej dla każdego — możliwości rozumienia. Powinna to być — w zamierzeniu Boga — dojrzałość duchowa, ale jakże rzadko to się zdarza.

Jedno jest pewne: każdy, kto umiera, wie, że to jest śmierć, chociażby był dla oczu ludzkich nieprzytomny. Natomiast zdarza się, że ludzie niezmiernie do życia przywiązani i kurczowo trzymający się życia ze względu na lęk przed utratą — według ich pojęć — wszystkiego, nie chcą uwierzyć, tłumacząc sobie, że to jest sen, majaczenie gorączkowe czy złudzenie. Bóg nikogo nie zmusza do pozbycia się złudzeń, jeśli tak kurczowo jest się do nich przywartym.

I w czyśćcu istnieje czas, ale w innym znaczeniu; można go nazwać w przybliżeniu — czasem psychologicznym. Tak jest, że każdy ma dość „czasu", aby będąc „w drzwiach" postanowić o sobie, bo myśl jest poza czasem i jeśli Pan nasz, Jezus Chrystus (nasz Zbawca, Odkupiciel, a zatem Ten, który nabył — swoją ofiarną śmiercią — prawo do nas), jeśli Pan uznaje, że potrzeba komuś z nas czasu na decyzję, daje go nam tyle, ile jest niezbędne. Przecież Jemu chodzi o nasze (!) szczęście. On jest przy każdym, który Go wzywa, chociażby był Żydem, mahometaninem czy ateistą, a za tych, których przez chrzest przyjął do swego Kościoła, jest odpowiedzialny, bo tak postanowił. On jest Prawodawcą — sam.

Kiedy zrozumiałem, że umieram, a może, że umarłem — zobaczyłem Jezusa, Pana naszego. Zrozumcie! Ja, niewidomy, zobaczyłem Pana wyciągającego do mnie ręce, uśmiechającego się cudownym uśmiechem, wzruszonego i szczęśliwego na mój widok! Usłyszałem: „Mroki przeminęły na zawsze. Mój synu, oczekiwałem cię z tęsknotą. A ty, czy chcesz być ze Mną?"

Czy chcę? Pan nasz, Jezus Chrystus jest samym światłem! Samą miłością! Zachwytem! Olśnieniem!... Brak tu słów. Czy chcę? On na mnie czekał! Na mnie! On — sama czystość! Słońce wieczności! Matka i ojciec! brat i przyjaciel! — WSZYSTKO!

To się czuje, nie rozumie, a wie z całą pewnością, że to jest Ten, który był naszym celem, spełnieniem naszych marzeń, końcem poszukiwań i trudów, zaspokojeniem tęsknoty, odpoczynkiem, ochłodą, uciszeniem łez i najgłębszym pokojem spragnionego serca.

A ja...? I tu widzi się nagle siebie takiego, jakim się jest: niegodnym, brudnym, małym i lichym, niewdzięcznym, bezrozumnie marnotrawiącym Jego nieustanną miłość, narzekającym, niezadowolonym, pełnym pretensji i żalów — absolutnie niegodnym. I wtedy, kiedy całe serce wyrywa się, aby paść do nóg, przylgnąć na zawsze do tych przebitych — za mnie — stóp i nigdy, nigdy już odeń nie odejść — sumienie mówi: nie jesteś godny!

W oczach Pana jest zrozumienie, współczucie i usprawiedliwienie. On nas tłumaczy: „nie chciałeś tego", „nie rozumiałeś", „nie wiedziałeś, jak bardzo jesteś kochany", „cierpiałeś", „było ci trudno i ciężko", „byłeś sam", „krzywdzono cię". Jezus wie o mnie wszystko, bo nigdy nie pozostawił mnie samego. On usprawiedliwia i tłumaczy, ale ja wiem, że wiedziałem — byłem ochrzczony, uczyłem się religii, słyszałem Jego słowa, mogłem w każdej chwili sięgnąć po nie (po Ewangelię) — podczas gdy miliony ludzi tej pomocy nie miało. Ja miałem ogromny skarb, z którego nie korzystałem, który zlekceważyłem. To jest stanięcie twarzą w twarz z prawdą o sobie!

Nie myślcie, że Pan nas osądza. On rad by przytulić każde swoje dziecko do serca i za jedno słowo miłości zapomnieć mu wszystko złe, a kiedy Bóg zapomina — wina przestaje istnieć. Nie ma jej i nie będzie.

Ale my nie możemy darować sami sobie. Nie możemy podejść do Nieskazitelności Przeczystej — brudni z własnej winy, cuchnący i ociekający gnojem. To jeszcze bardzo łagodne słowo. Wydaje się nam, że wydobyliśmy się z bagna i czuć od nas całą zgniliznę ziemi. Bo w świetle Pana widoczny jest najmniejszy pył na nas. Zaczynamy odczuwać najgłębszy wstyd, zażenowanie i pragnienie natychmiastowej ucieczki, aby zedrzeć z siebie ten haniebny brud, umyć się, a właściwie myć i myć, aż śladu nie pozostanie z tego, co nas tak plami.

To wszystko są przenośnie, a rzeczywistość jest nieporównywalnie tragiczniejsza. Bo zrozumienie miłości Pana do nas porywa nas i przemienia, a sumienie ukazuje wszystko, cośmy zawinili przeciwko sobie i przeciwko bliźnim naszym jako w przenośni — brud, w rzeczywistości — zło, ohydę, trupi odór i trupią zgniliznę, gdyż wszystko, co przynieśliśmy ze sobą, a co przynależy do ducha nienawiści i buntu, jest tu martwe, rozkłada się i wydziela trupi jad.

A przecież tak wielu, prawie wszyscy stajemy przed naszym Zbawcą, naszą miłością — tak właśnie odrażający. Wtedy On zezwala nam na pracę oczyszczania się aż do pełnej bieli. I czeka na nas, wspomaga, dodaje sił i zawsze kocha. A niebo całe prosi za nas i przeprasza, wy zaś dajecie zadośćuczynienie. Wam wszystkim zawdzięczamy nasze wieczyste szczęście.

Powiedziałem, że osądzamy się sami w świetle Bożym, bo nie zawsze Chrystus Pan jest obecny. Wiem, że mnie chciał oszczędzić nawet „sekundy" niepokoju, niepewności, lęku. Przecież ja przez tyle lat nic nie widziałem i tę niepewność i ukryty lęk przed niewiadomym zagrożeniem miałem w sobie głęboko wrośnięty i przeniosłem go w nowy świat. Pan go natychmiast unicestwił. Radość widzenia, którą obecność Jezusa Chrystusa — Boga — przesłoniła (bo On przesłania wszystko, jako że Jego obecność jest pełnią szczęścia i nic nie istnieje wtedy poza zachwytem, uwielbieniem, wdzięcznością i zdumieniem, że się tej nieskończonej miłości mogło nie zauważyć ani przyjąć), teraz żyje we mnie wciąż nie umniejszona.

Sądzę, że każdy, kto był na ziemi niepełnosprawny fizycznie czy umysłowo, przeżywa większe szczęście; określić to można by jako szerszy zasięg szczęścia, gdyż brak upośledzenia jest przez nas odczuwany szczególnie silnie. To samo dotyczy ludzi przykutych do łóżka, chorych psychicznie, zniewolonych, zmarłych w więzieniach i obozach.

Dom Pana to wolność! Wolność od jakichkolwiek uwarunkowań, wolność bycia sobą prawdziwie i w pełni.

 

 

Autor: ks. Michała Sopoćko