Problem kibolstwa jest tak prosty do rozwiązania jak rozcięcie gordyjskiego węzła. Ale nie u nas. U nas kibole są bo rządzącym opłaca się by byli. A opłaca się bo dzięki kilku idiotom z PiS-u udało się kibolstwo połączyć z opozycją. Istnienie kibolstwa jest więc przez Tuska konserwowane jako jeden z batów na PiS. A PiS jest w tej materii w czarnej dupie. I dobrze.
Problem kibolstwa nie jest żadną polską “zasługą” ani polskim wymysłem. Bandyci stadionowi i okołostadionowi byli w całej Europie. Byli. Bo normalne, europejskie państwa jakoś sobie z tym poradzić umiały. My nie.
Tu gdzie mieszkam, na Wyspach, zrobiono to tak:
Najpierw zmieniono prawo tak by stadionowe “występy” były traktowane jako rozbój a ten jest zbrodnią. I to niezależnie od tego czy jeden debil miał butelkę, drugi nóż a trzeci kastet.
Następnie tzw. służby rozpracowały środowisko od “wewnątrz” a technika i monitoring od “zewnątrz”.
Kolejną fazą było wyłapywanie “zwierzyny” nie tylko na stadionach. Także w domach o szóstej rano. Jak najbardziej.
Sądy, mając narzędzie prawne, zasądzały błyskawicznie drakońskie wyroki. Zwykle idiota miał wybór. Albo kilkuletni pierdel, albo liczona w setkach tysięcy funtów, grzywna. Idiota zza granicy, natychmiastowy deport bez prawa powrotu na Wyspy. Nigdy.
Część miejscowego kibolstwa złożona z byczków zdrowych na umyśle mogła uniknąć i jednego, i drugiego zaciągając się “dobrowolnie” do armii. I z nich składają się dziś całkiem dobre odziały SAS-u...
Do tego dochodził albo wieloletni, albo całkowity zakaz nie tylko wstępu na stadion ale na wszystkie imprezy sportowe i pozasportowe. Np. na tak popularne tu zloty samochodowe, pokazy lotnicze czy zabawy uliczne. A jeśli któryś złamał ten zakaz był, już bez sądu i natychmiast odwieziony do “hotelu”... Na długo.
Bardzo wielu idiotów, by ratować się przed pierdlem zaciągnęło pożyczki bankowe, które spłacają do dziś. Ba! Zadłużały się ich rodziny a także “organizacje kibiców”.
I co? I problem zniknął. Dziś na stadionach nie ma niczego co odgradzałoby kibiców i od boiska, i od poszczególnych sektorów na trybunach. Z jednym wyjątkiem.
Na stadionach klubów szczególnie “zaprzyjaźnionych”, są wydzielone, odgrodzone i pilnie strzeżone strefy dla “przyjezdnych”. I agresja sprowadza się do znanych gestów z użyciem jednego lub dwóch palców oraz szeptanych “fuck’ów”. Krzyczeć się nie za bardzo opłaca. Wykrzyczany “fuck” albo jakiś “wanker” cholernie drogo kosztuje...
Tak więc debile zostali całkowicie sparaliżowani, rozbici i okropnie “niehumanitarnie” zastraszeni. A niektórzy z nich bronią dziś własną piersią Jej Królewskiej Mości.
Niestety, jak widać, debilizm nie zna granic. Dosięga, w równym stopniu, media, rządzących i opozycję. W Polsce.
Bicie piany trwa w najlepsze. I o to chodzi.