Jadąc po raz pierwszy przez kraje bałtyckie, byłem pod wielkim wrażeniem i strasznie mnie wszystko interesowało. Muszę przyznać, że było co podziwiać.
Rynek w Talinie jest mały ale za to uroczy i pełno tu handlarzy w strojach z dawnej epoki.
Restauratorzy mają tu dziwny sposób łapania klienta, przy ogródkach stoją piękne panie i zachęcają do wejścia. Oczywiście daliśmy się zaprośić. Dania były smaczne, ale o rachunku wolę nie wspominać, tu przecież mają euro.
Córunia po obiedzie przystąpiła do szybkiego zwiedzania.
Miejsc do odpoczynku i wypicia jest mnóstwo.
Karolinka nadal oprowadza nas po mieście. Naszą ambasadę omija bardzo szybko.
Taki pojazd przydaje się do szybkiego zwiedzania.
Wyroby kowalskie, szkoda, że nie miałem już miejsca w samochodzie, ten piecyk byłby idealny do przyszłej chaty.
Kobiety, jak zwykle, przy skórach.
Stroje z dawnej epoki, fajne klimaty. Ruch tu jak w Krakowie czy Gdańsku. Nie mieliśmy dużo czasu na zwiedzanie, gdyż samochód zostawiliśmy przy chodniku, gdzie jest widoczna laweta. Parkingu szukaliśmy bezskutecznie. Po krótkim zwiedzeniu Starówki, obiedzie i odpoczynku w parku na wzgórzu, zaczęliśmy odszukiwać nasze Volvo, ale to już inna historia.
Widok ze Starego na Nowe.
Ten kościół pewnie jest zamknięty, gdyż obok jest parking. Tu czas zatrzymał się od czasów Związku Radzieckiego.
Uliczki jak w naszym Krakowie i Lwowie.
Rosyjskie klimaty są tu bardzo częste. Więcej miejsca nie ma, więc reszta w następnym odcinku, gdzie mowa będzie o Łotwie i starej Rydze. Chciałbym dodać, że po wejściu Estonii do strefy euro, ceny są tu takie jak w Finlandii, odrobinę taniej jest w Szwecji i dużo mniejsze ceny od norweskich. Może mi się tak wydaje, tu wszędzie jest drogo.