JustPaste.it

Z cyklu: Felietony Siwego - Panopticum DU

 

Zadzwonił do mnie mój stary przyjaciel agent Malina:

- No to co, po piwku?

Wiedział, że mam do niego słabość. Do piwa też. Wiedział tez że jego opowieści nie pójdą na marne, a kondycja mojej wątroby zaowocuje literacko…

I  tak powstał ten felieton:

O ubezpieczeniach powiedziano i napisano niemal wszystko. O firmach ubezpieczeniowych-wiele. Opisano tysiące technik jak zostać mistrzem świata nowego fachu.

Poszczególne ekipy rządowe ostatniego dwudziestolecia w celu uzasadnienia swojej przydatności fundowały nam na  ten temat kompletnie idiotyczne ustawy.

Jakby to określili ci zza Buga: ni priczom.

Jedna z tych ustaw dotyczyła również nazewnictwa. Ustalono odgórnie, że agent ubezpieczeniowy będzie się tytułowałdoradcą i to pod karą grzywny.

.Agentom się to nawet podobało, choć sprawa była mocno naciągana .Argumentowano, że agent ub. nie najlepiej się kojarzy. I słusznie. Zaprotestowało jednak natychmiast lobby prawno-handlowo–podatkowo-techniczno-polityczne, doradcy premiera. Itp.

Następna więc ekipa przemianowała bogu ducha winnych akwizytorów nazad (jak mówił pan Maciej, woźnica, do swojej kobyły)

Czyli na agentów.

Ostania ekipa zorientowała się, iż zajmuje się nie tym co potrzeba i uwolniła tę funkcję na wolną amerykankę czyli agent – doradca, specjalista, konsultant, rzeczoznawca  i coś tam jeszcze (po co ja się tak rozpisuję?…)

Ad rem

O agentach, czy też akwizytorach ub. tj o ludziach będących nie tak dawno jeszcze  inżynierami, nauczycielami, ekonomistami, artystami itd., ludziach z wieloletnim stażem
i dorobkiem, .ludziach, których smutna konieczność zmusiła do zmiany zawodu - o tym pisano czasem, coś niecoś, przy okazji jubileuszu i to przeważnie pod zdjęciem prezesa firmy otoczonego wianuszkiem wiernych współpracowników.

Każdemu z nich (no może prawie każdemu) los spłatał figla. Dyplomy ukończonych uczelni wylądowały w głębokich szufladach. Efekt? - obecna megalomania ludzi parających się doradztwem różnorakim (od straganu do senatu) jest porażająca, choć jest zjawiskiem normalnym.

To wszystko skłania mnie do opisania głównych typów agentów ub. (sorry: doradców) w krzywym zwierciadle, czyli z odrobiną sarkazmu

Najbardziej rozpowszechnionym typem agenta-doradcy, którego dla wygody poprzedzę skrótem DU, jest:

DU SPRINTER, zwany też młodym wilkiem.

SPRINTER to produkt szybkiego, chaotycznego szkolenia, z którego i tak niewiele zrozumiał. Zanim życie go nauczy, wypuszcza się go na miasto, aby nabrał szlifów.

SPRINTER idzie na full (tatuś złapał pracę) i bywa skuteczny. Sprzedaje „na wiarę” bądź na „przyjaciela”. Najtrudniej w swojej rodzinie, bo tam już było paru potrzebujących.

A więc przyjaciele po jego wyjściu są zdezorientowani jak dziewica po debiucie, ale czasem kupują, bo „Kazio to fajny gość i trzeba mu pomóc”

SPRINTER na ogół nie ma skrupułów, bo walczy o przetrwanie.

Ze sprinterów wyrastają czasem dobrzy DU, oczywiście jeżeli ich stopień wiedzy i pokory nie pozostaje w zbyt długiej sprzeczności z inteligencją i wyczuciem.

Ogólnie zawód DU charakteryzuje się popadaniem w skrajności, co czasem przeradza się
w niekontrolowaną siłę własnego przekazu i  uwielbienia - oczywiście dla siebie, tzw. syndrom polityka (przyp. autora)..Wtedy głównym problemem staje się „słowotok”.

Pojawia się wtedy wyższa forma ewolucji:

DU MENTOR

Ten typ DU, jeżeli zacznie mówić, nie może przestać, bo jest to silniejsze od niego.

Nie słyszy nikogo poza sobą, wygłaszanie swoich wyuczonych formułek uważa za dowód wybitnych uzdolnień i pełnego profesjonalizmu

I tak powstaje wyższa forma ewolucji tj.DU  PROFESOR

Jeżeli stosowany wariant powtórek nie trafia do danego klienta, lub nie pasuje do sytuacji, PROFESOR czuje się wysoce nie usatysfakcjonowany. Uważa swego słuchacza za ignoranta, kompletnego analfabetę i laika.

PROFESOR przy spotkaniu drugiego DU zadaje zwykle pytanie – no i jak?

Jest to pytanie sprytne, bo pod pozorem troski o samopoczucie kolegi (koleżanki) zaspokaja swoją ciekawość co do ewentualnych sukcesów, bądź niepowodzeń interlokutora. A to może być źródłem fałszywego współczucia lub cichej satysfakcji.

Profesorowie to na ogół DU uzdolnieni.

Jeżeli uda im się coś sprzedać, wpadają w dziki zachwyt… nad sobą

Pojawia się wtedy typ DU KOGUT- ŁOWCA.

KOGUT-ŁOWCA, wchodząc do oddziału firmy, wyraźnie daje wszystkim do zrozumienia, że wraca z udanego polowania. Łaskawie udziela rad na prawo i lewo i pęcznieje od nadmiaru autorytetu. Jego identyfikacja z firmą, którą reprezentuje jest tak silna, że aż iskrzy.

Nie drażnią go administracyjne nonsensy, ewidentna „podpucha” prezesów. .Ma zawsze przygotowane na entree kilka dowcipów, a żonglowanie przyniesionymi dokumentami jest jego popisowym, do perfekcji opracowanym numerem.

Obserwuje przy tym bacznie, czy aby wzbudza należne mu uznanie i pożądaną sensację.

KOGUT ŁOWCA jest przy tym gotów odpowiedzieć na wszystkie pytania, choćby dotyczące interpretacji Kamasutry oraz udzielić stosownych wyjaśnień i porad w tematach, o których ma na ogół mętne pojęcie.

Po złożeniu wniosków o ubezpieczenie – puszy się jeszcze czas dłuższy, z lubością wystając przed listami rankingowymi, by udokumentować swój sukces.

Najzabawniejszym typem agenta jest  DU DOBOSZ-PIANISTA.

DOBOSZ z muzyką ma niewiele wspólnego. Na ogół ma raczej drewniane ucho. Natomiast uważa, że „bicie piany” jest jego przywilejem, ba! - posłannictwem. Więc bije ją przy każdej nadarzającej się okazji.

Partytura problemów ubezpieczeniowych jest tak zagęszczona, że obojętnie, od którego miejsca zacznie swój „utworek”, potrafi o swoich problemach zawodowych bębnić  „non stop”.

DU Doboszz siłą wodospadu wywiera presję na słuchaczach (głównie kolegach
i koleżankach) polegającą na konieczności wsłuchiwania się w jego sprawy.

Ponieważ wyczuwa  intuicyjnie (syndrom posła sejmowego. przyp. autora), że ta melodia już dawno nikogo nie interesuje - no może poza menagerem kierownikiem, który zlicza  prowizje - więc nasz Dobosz buduje frazy po mistrzowsku, bez stawiania kropek. Są to zdania złożone, nieskończone. Kropka grozi, że ktoś mu wpadnie w słowo i przerwie wypowiedź. Tego zaś nasz DU żadną miarą nie toleruje.

Ci, którzy muszą tego słuchać, są po pewnym czasie są tak ogłuszeni, iż odbiera im to radość życia. Po pierwsze dlatego, że problemy Dobosza ich zupełnie nie interesują, a po drugie, że sami mają ich po dziurki w nosie.

Jeśli jednak uda im się przebić i zabrać głos to nasz muzykant jako uznany  fachowiec – nie mogąc w tym momencie bębnić - mruczy coś pod nosem, udając, że nie wie o co chodzi, skoro ci biedacy są i tak na szarym końcu.

Następna kategoria to DU UZDRAWIACZ-POPRAWIACZ.

Jest to rodzaj DU bardzo przydatnego dla firmy, szczególnie, że jego cechą, (zapewnie dziedziczną) jest lojalność.

UZDRAWIACZ wychodzi ze słusznego założenia, że lojalność stwarza pozycję. Gotowy zawsze i wszędzie opowiedzieć się po stronie firmy, nawet jeśli jego lojalność jest firmie zupełnie obojętna . Nad czym boleje wieczorem.

Jego filozofia rozwiązywania nonsensów ubezpieczeniowych ma utarte stereotypy, wypowiedzi i przeważnie rozpoczyna się od słów:

- Kochani, spokojnie nie dajmy się zwariować…

- Wszystko jest do załatwienia…

- Popatrzmy na to z innej strony…

- Nie twórzmy problemów…

I te pe i te pe.

UZDRAWIACZ  także pilnie bada czy jego lojalność jest zauważana przez przełożonych i pozytywnie oceniana.

Bardziej męczącym typem  od Uzdrawiacza jest

 DU NEGAT

Negacja jest cechą opozycji i wygodnym usprawiedliwieniem własnej słabości (dlatego pewnie z lubością wyżywają się w ciągłej negacji wszelkiej maści politycy i publicyści)

W ubezpieczeniach ten typ DU neguje wszystko i wszędzie. Firma ma według niego same wady, żona mu przeszkadza w pracy, dzieci go nie rozumieją, rynek jest zdrenowany, klienci napastliwi a jego erudycja, wdzięk osobisty i uroda wysoce niedoceniane.

DU NEGAT, o dziwo, potrafi być skutecznym sprzedawcą. Szczególnie jeśli trafi na klienta –również negata. Wywiązuje się wówczas między nimi głębokie porozumienie duchowe oparte na czarnej opozycji, co może sprzyjać wypisaniu wniosku

Kolejny  to  DU MRÓWKA

Mrówka jest na ogół wierną robotnicą, bez większych sukcesów. Za to pracującą bezszmerowo, po kilkanaście godzin dziennie. Stosującą się do wszystkich okólników wytycznych zaleceńplanówi obowiązków. Składającą cichutko wymagane wypracowania-sprawozdania a nawet pisemną samokrytykę. Bo naiwnością jest sądzić, że  to już relikt minionej epoki.

Nasza MRÓWKA nie protestuje, robi to po cichutku z reguły na boku ze łzami w oczach, rozglądając się przy tym trwożliwie.

Mrówka jest łatwa do wdrożenia do pracy niewolniczej, polegającej na bezdyskusyjnym obniżaniu wynagrodzenia z czego firma chętnie korzysta.

Opisane typy nie występują w formie czystej  w przyrodzie i mają cechy obojnacze, tworząc tym samym podtypy - jak DU POLITYK, DU PODRYWACZ, DU REKIN  (o tym ostatnim  mówią, że tylko w oceanie czasem puszcza)  i inni.

Ale to pomysł na następne opowiadanie. Wszystkie te cechy wyłuskałem z materii i opisałem dla potomności na prośbę mego starego przyjaciela agenta Maliny,  według zasady  „prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.

A że przy piwie, to trudno ...

Ps. Dla firm ubezpieczeniowych DU mimo wcześniejszych szumnych zapowiedzi o dozgonnych korzyściach - jest dokładnie wart tyle, ile jego ostatni sukces

Siwy.