JustPaste.it

Paryż w rocznicę zdobycia Bastyli.

...

 

Przez tydzień można zobaczyć w Paryżu więcej niż przez weekend. Poznać miasta nie sposób. Można mieć trochę wrażeń.

 Ze swoich wrażeń postanowiłem podzielić się z czytelnikami dwoma, które powinny zainteresować ze względu na częste artykuły i komentarze dotyczące reklamy i zagadnień związanych z emigracją.

 Temat reklamy we Francji nasunął mi się niespodziewanie zaraz po przylocie na lotnisko.

 Tanie linie. Cena biletu w obie strony 320 PLN.

Uboczny skutek naszej drożyzny. Podróż i ceny żywności we Francji (o ile uzyskamy instrukcje, gdzie można tanio kupić) jest na polską kieszeń. To nie to co za komuny. Ale lotnisko daleko od Paryża, czyli metra. Trzeba jechać autobusem prawie półtorej godziny. Płatna droga niezłej jakości z dużym ruchem i…

ŻADNYCH REKLAM. Żadnych banerów, billboardów.

 W metrze są plakaty reklamowe. Dotyczą w około 80. procentach wydarzeń kulturalnych. Teatry, muzea, wystawy, występy zespołów muzycznych z całego świata. Metro należy do miasta i jest to, jak mi się wydaje, jakaś polityka władzy. Dużo potencjalnych powierzchni reklamowych jest pustych. Co ciekawe, metro nie nadaje się zupełnie dla osób na wózkach inwalidzkich, a także dla wszystkich innych słabych fizycznie. Z walizką kilkunastokilogramową i bagażem podręcznym też nie jest łatwo przebrnąć przez schody na przesiadkach. Co z tego, że walizka na kółkach, skoro nie ma podjazdów.

 Również w centrum Paryża (Centrum jest ogromne) nie ma reklam typowych dla polskiego krajobrazu. Wszędzie małe sklepiki, najwięcej galerii i aptek. Szyldy z nazwami firm i nazwiskami właścicieli. Może reklama nie opłaca się wielkim koncernom. Klienci mają swoje przyzwyczajenia, które bardzo trudno zmienić.

 Irytowało mnie od dawna w Polsce to, że ludzie otwierają sklepy, kawiarnie, czy restauracje i nie reklamują logo własnej firmy, tylko jakiś browar zagraniczny albo napoje chłodzące. Ten głupi zwyczaj w Polsce powoli zanika.

 

Imigranci w Paryżu

 O imigrantach miałem w planie coś się dowiedzieć. Coś wyszpiegować w tej sprawie. Nie mam zaufania do mediów i ograniczone zaufanie do opowiadań turystów. Czy to Polaków powracających z zagranicy, czy to Francuzów zwiedzających Polskę.

 W kilkunastu centralnych dzielnicach Paryża spotykam na ulicach około 30. procent ludności kolorowej. W niektórych rejonach jest ich więcej. Większość  spotkanych na ulicach to ludzie młodzi. Dzieci jest mało, ale to podobno dlatego, że akurat są wakacje. Mało jest też emerytów (powyżej 60-tki). Znaczna część z nich to turyści. Ludzi po 80-tce nie spotyka się prawie wcale. Z jednej strony bardzo sprawna, skądinąd, komunikacja miejska jest nie dla nich. Z drugiej strony mieszkańcy centrum Paryża mają o wiele mniej samochodów niż warszawiacy lub gdańszczanie. Ceny parkowania są astronomiczne. Wynajmowanie mieszkań też kosztuje bardzo drogo i wygląda na to, że emeryci masowo wyprowadzają się z Centrum.

 Imigrantów jest bardzo dużo, ale zdecydowana większość ludzi spotkanych na ulicach rozmawia ze sobą po francusku. Zdenerwowało mnie trochę, że w Luwrze są wyłącznie francuskie podpisy pod eksponatami. Wprawdzie większość opisów rozumiałem mimo słabej znajomości języka, ponieważ zawierały dużo słów międzynarodowych, ale…

Wracając do emigrantów. Wielu z nich pochodzi z byłych kolonii francuskich. A tam… Wykształcenie na poziomie wyższym od elementarnego można uzyskać jedynie po francusku i według francuskich programów szkolnych. Co ciekawe, szczególnie dla Polaka, w zasadzie wszyscy, nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. To nasi dziadowie walczyli z rusyfikacją i germanizacją - "Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił", a oni nie widzą w tym żadnego problemu?

 Najbardziej dziwić się należy Arabom, którzy mają swoją własną bardzo starą i bogatą kulturę. Mniej Afrykanom z czarnej Afryki, gdzie sam wybór języka narodowego mógłby stać się źródłem poważnych konfliktów.

 Do Francji przybywają imigranci wykształceni, czyli już sfrancuziali. Różnica jest taka, że zgermanizowani Słowianie zostawali normalnymi Niemcami z Bismarckiem na czele, który jak wiadomo, pochodził ze słowiańskiej rodziny. A oni różnią się kolorem skóry. I od razu widać.

 Na ulicach Paryża widuję dużo par mieszanych oraz ludzi pochodzących z mieszanych małżeństw. Francuskich Baraków Obamów. Mieszańcy często wyróżniają się urodą i rzadkimi zdolnościami. To jest jedno z podstawowych twierdzeń genetyki.

Francuzi mają kompleksy kolonialne, a imigranci z kolonii są Francuzami z wykształcenia i czują się dyskryminowani, gdy mają lepsze wykształcenie od tutejszych. To długo jeszcze będzie potencjalnym źródłem konfliktów.

 

W Polsce występują lęki przed imigracją, która może się w przyszłości nasilić. Warto jednak wiedzieć co na pewno nie nastąpi. Nie będą masowo przybywać do Polski imigranci z Afryki, którzy maturę z polskiego zaliczyli na 80%, a maturę z matematyki na 95%.

 

Adam Jezierski

 

...