JustPaste.it

Mój powrót z delegacji za dwadzieścia lat

Jak zmieni się świat za dwadzieścia lat? Czy ktoś w roku 1980 przewidziałby tak radykalną zmianę jaką wywołały telefony komórkowe? Trudno coś przewidzieć, ale pobawić się można.

Jak zmieni się świat za dwadzieścia lat? Czy ktoś w roku 1980 przewidziałby tak radykalną zmianę jaką wywołały telefony komórkowe? Trudno coś przewidzieć, ale pobawić się można.

 

- Już wyjeżdżasz? Ale wrócisz tu kiedyś? - mówiąc to skośnooka piękność wpatruje się we mnie uważnie.

dd4551a58550e964d5eea995edd75d4d.jpg

- Małe szanse. Mamy krótkie, jednorazowe turnusy - nie tak jak wy. Ale zapraszam do Polski, chociaż Tokio też mogę odwiedzić.

- Więc, bądźmy w kontakcie – dziewczyna uśmiecha się do mnie.

- Nie zapomnę cię – mówiąc to obejmuję ją na pożegnanie.

To już ostatnia żegnana osoba. Przechodzę przez wąski tunel do wnętrza pojazdu. Walizkę przymocowuję do ściany i podobnie jak współpasażerowie zajmuję miejsce w fotelu przypinając się pasami. Kilka minut później startujemy. Przez iluminatory widać tylko czerń za oknem.  Kiedy milkną silniki słyszę pytanie pasażera obok:

- Podobno jutro wybieracie prezydenta?

- Tak, właśnie mi pan przypomniał.

- Jak pan myśli, kto nim zostanie?

- Wiem tylko, że raczej nie mój kandydat.

Tak rozmawiając, skracamy sobie czas, jakiego potrzebuje nasz statek by dogonić satelitę i zacumować przy nim. Wkrótce tak się dzieje i już w stanie nieważkości przemieszczamy się tunelem do stacji kosmicznej. Część czekających tam rusza do naszego promu by zająć nasze miejsca w stacji badawczej. Reszta czeka na prom do kopalni. Jeden z nich zagaduje do mnie przyjaźnie:

- O, pan Polak. A ja dopiero co wróciłem z letniej olimpiady w Warszawie. Jestem zauroczony waszym krajem i ludźmi.

- To bardzo mi miło, chociaż mnie tam nie było, ale na pewno amerykańscy sportowcy radzili sobie tak świetnie, jak zawsze.

Tymczasem cumuje kolejny prom i Amerykanin nas żegna. A kilkadziesiąt minut później przybija statek do przewiezienia nas na Ziemię. Jego wnętrze jest wygodniejsze do dłuższych podroży, ale tylko w stanie nieważkości. Znowu ktoś mnie zaczepia:

- Pan ze stacji badawczej to pewnie astronom?

- Jestem tylko informatykiem. Piszę programy poszukujące śladów obcej inteligencji w sygnałach z  kosmosu - odpowiadam.

- Ciekawe zajęcie. Na pewno kiedyś pan coś znajdzie i stanie się sławny.

Po bez mała dobie cumujemy do satelity Ziemi, gdzie czeka nas przesiadka do ziemskiego promu kosmicznego. Lądujemy na kosmodromie pod Paryżem, skąd łapię kolej magnetyczna na zaledwie dwugodzinną podróż do Polski. W pociągu wprost w moich myślach pojawia się przypomnienie o dzisiejszym głosowaniu na prezydenta. To tak zwany szósty zmysł, który działa również w drugą stronę i tak głosuję.

Na dworcu czeka na mnie cała rodzina.

- Nie czujesz się tata za ciężki ? – pyta córeczka.

- Nie. Uskrzydla mnie twój widok – śmieję się z niej.

- A kiedy wszyscy polecimy na Księżyc? - docieka z kolei syn.

- Przecież dopiero rok temu byliśmy na stacji orbitalnej. Może trzeba trochę poczekać na kolejną atrakcję? Na pewno nikt z twoich kolegów jeszcze tam nie był – wypaliłem to ostatnie bez zastanowienia i doczekałem się kary:

- Nieprawda, bo Natalia i Marek już tam byli. Zwiedzali kopalnię i mieli kilka wycieczek w skafandrach – syn mówi to z wyraźną satysfakcją, że załapał mnie na nieznajomości realiów.

- No tak, ale ich rodzice tam stale pracują w kopalni - wtrąciła żona.

- A my pomyślimy, bo powinny stanieć bilety i ceny księżycowych hoteli – podsumowuję ugodowo.

- To ja zamawiam taksówkę – żona stanęła ze skupionym wyrazem twarzy koncentrując się nad realizacją tego swoim szóstym zmysłem.

Po chwili przyjeżdża pojazd rozsuwając przed nami swoje dwuskrzydłowe drzwi. Rozsiadamy się w nim na trzyosobowych kanapach naprzeciw siebie. Drzwi zamykają  się i automatyczny kierowca prowadzi nas ulicami miasta.

- Czy wiesz tato, że straciłeś właśnie swoje prawo jazdy? A ja nadal mogę jeździć motocyklem – syn mówi to tonem, w którym trudno nie doszukać się skrywanej satysfakcji.

- Jak to? - spoglądam pytająco na żonę.

- Niestety. Właśnie sejm uchwalił ustawę zakazującą prowadzenia samochodów przez ludzi. Cały ruch samochodowy ma być automatyczny – żona bezlitośnie pozbawiła mnie ostatnich złudzeń.

- A co z motocyklami? Przecież on nam kiedyś się zabije – po raz któryś z rzędu wykazuję dezaprobatę dla hobby syna.

- Też nad tym ubolewam, ale mimo wielu głosów na razie tylko zaostrzono wymogi sprawnościowe i nienagannego poruszania się po drogach. Posłowie bali się protestów sfrustrowanych kierowców, które i tak mają miejsce, ale uważają, że prawa jazdy na motocykl to wentyl bezpieczeństwa przy mniejszym zagrożeniu dla innych uczestników ruchu.

Westchnąłem tylko spoglądając w górę na nowy wzór graficzny zdobiący fronton naszego najnowszego centrum handlowego wyłożonego e-atramentem.

- Zmienili zaraz po twoim wyjeździe, ale zapowiadają, że już niedługo zmiany będą częstsze, bo chcą zaprezentować wszystkie ciekawe prace jakie spłynęły na konkurs plastyczny z całego świata - objaśnia córka.

- Ewy pracę też pokażą. A przy okazji chcielibyśmy ci z Ewą podziękować za nową drukarkę 3D. Może zauważyłeś , że mamy nowe sukienki – żona pocałowała mnie w policzek.

- No tak. Takich wzorów nie dałoby się zrobić na naszej starej. Kupiłem za dodatek rozłąkowy. Długo nad nimi pracowała? - pytałem z ciekawości czysto technicznej.

- Moja wyszła w półtorej godziny, a z sukienką Ewy męczyła się dwie godziny – odpowiedziała żona.

W tym momencie taksówka wjeżdża bramą do naszego bloku i staje. Po chwili czujemy jak rusza w górę zatrzymując się już na naszym piętrze. Hall wyłożony e-atramentem znowu wygląda inaczej. Wchodzimy do mieszkania i odruchowo myślę o telewizorze, który na to zaczyna wyświetlać wieczór wyborczy.

- Proszę państwa. Niespodziewanie, Polak wygrywa wybory na prezydenta Unii Europejskiej.