JustPaste.it

O wiatrach, nietrzymaniu moczu i....twórczym umieraniu.

               Ostatnio reklamy emitowane w telewizorze uświadomiły mi problemy, o których dotąd nie miałem bladego pojęcia. O, ja naiwny! Jak można żyć w aż tak błogiej nieświadomości. Błogosławiona bądź telewizyjna reklamo za wiedzę, jakiej dostarczasz  mi o sobie (o mnie, nie o tobie). Pozwalasz diagnozować dolegliwości, prostujesz ścieżki, w ogóle ułatwiasz poruszanie się w skomplikowanych meandrach rzeczywistości. Mówisz co dobre, wskazujesz co tanie i atrakcyjne, dostarczasz potrzebnej wiedzy o człowieku.

              Reklama w telewizorze uprzytomniła mi, na przykład, że mam problemy z oddawaniem moczu. Do tej pory wydawało mi się, że wszystko jest w najlepszym porządku, ale pewnie myliłem się, bo przystojny pan stwierdzający, że jego samochód potrzebuje prostownika  błądzić nie może. Cóż więc robię ja, mieszkaniec planety Ziemi, żyjący w XXI wieku? Oczywiście, biegnę do apteki po lekarstwo na mocz. I tam dowiaduję się, że medykament o nazwie "prostownik" nie istnieje. Co robić, panie dzieju! Toż problemy z oddawaniem moczu coraz większe, wizyty w toalecie coraz częstsze, a porcje oddawanej uryny coraz mniejsze. Jak żyć? - można zadać pytanie postawione onegdaj przez klasyka.

            Pogłębiający się fizjologiczny defekt doprowadził w konsekwencji do nietrzymania moczu. Lecz i tu z pomocą przychodzi reklama. Dowiaduję się otóż, że istnieje już farmakologiczne rozwiązanie moich trosk. A troska to niemała, bo teczka, do której zabieram materiały służbowe, zaczęła pęcznieć od bielizny na zmianę. Nietrzymanie moczu wprowadziło ogromny dyskomfort i obniżyło znacznie jakość mojego życia. Wyobraź sobie bowiem, drogi czytelniku, że jestem obecny na jakimś oficjalnym spotkaniu (w moim zawodzie zdarza się to często) względnie przebywam na koncercie w filharmonii lub na premierze w teatrze, a tu nagle....uuupssss. Bardzo niekomfortowa sytuacja.

           Życie moje powoli zamieniało się w koszmar, bo jakoś tak się dziwnie złożyło, że kłopoty z oddawaniem moczu i nietrzymanie moczu wystąpiły razem. Ma rację klasyk twierdząc, iż są na tym świecie rzeczy, które się fizjologom nie śniły. W tej, jakże trudnej, sytuacji znów z pomocą przyszła reklamowa telewizornia. Skoro już jest jak jest, należy skupić się na produktach służących do zachowania higieny intymnej. Znana prezenterka w sposób tak seksowny je zachwalała, że nie można było się oprzeć.

           Niestety, tabletki służące do higieny intymnej posiadały skutki uboczne. Zafascynowany seksowną prezenterką, nie zwróciłem uwagi na fakt, że są one (tabletki, nie prezenterki) przeznaczone wyłącznie dla kobiet (jakoś umknęła mi informacja, że chronią one drogi rodne). I to niedopatrzenie miało, niestety, przykre konsekwencje. Pierwszą z nich były straszliwe wzdęcia, które nie tylko potęgowały tłok w środkach komunikacji miejskiej, ale owocowały też gwałtownymi....wiatrami, co w połączeniu z trudnościami z oddawaniem moczu oraz nietrzymaniem moczu stawało się nieznośne, zwłaszcza w sytuacjach publicznych. Kombinacje owych czynników były różne:

          1) Głośne bekanie (to też jeden z efektów ubocznych) + nietrzymanie moczu.

          2) Głośne bekanie + gwałtowny wiatr (przypadek bodaj najgorszy).

          3) Gwałtowny wiatr + nietrzymanie moczu.

         Doszło więc do tego, że zacząłem łykać również tabletki na wzdęcia. Niestety, dotąd nie zauważyłem reklamy jakichkolwiek specyfików na wiatry (jeżeli Ty znasz, drogi czytelniku - podpowiedz). Tabletki na wzdęcia miały jednak także skutki uboczne, mianowicie zaczęły wypadać mi zęby. Nie było rady! Wyprosiłem audiencję u dentysty, który zaprojektował mi piękną sztuczną szczękę. Szybko pojawiły się jednak kłopoty, których wcześniej nie miałem - drobiny jedzenia dostawały się pod szczękę i wyraźnie utrudniały kontakty interpersonalne. Od tej chwili przebieg procesów życiowych był następujący: jedzenie, jego drobiny pod szczęką, wzdęcia, gwałtowne wiatry, bekanie, nietrzymanie moczu, kłopoty z oddawaniem moczu. Już nie byłem duszą towarzystwa i kobieta przestała mnie nazywać "moją śmieszką".

           W zaistniałej sytuacji przestałem publicznie się pokazywać. Siedzę na fotelu przed telewizorem, na przemian puszczając wiatry i mocz, z nadzieją oczekując pojawienia się spotu reklamującego specyfik na przyjemne i twórcze umieranie.

autor - Jan Stasica