JustPaste.it

Nietzsche, Dostojewski...... (chrześcijaństwo - siła czy słabość?). Część II

               Pierwszą część eseju zakończyłem cytatem z dzieła Eckharta Tolle'a "Potęga teraźniejszości", który mówi o tym, jak ogromna moc płynie z poddania się. Długo nie dawało mi to spokoju, ponieważ wiedziałem, że w moich literackich podróżach zetknąłem się z bohaterem będącym wyrazistą egzemplifikacją tej tezy. Sprawa nie jest przecież zwykła, musiał to być zatem geniusz pióra i wybitny znawca ludzkich dusz. Obszar poszukiwań został znacząco zawężony, a wtedy było już łatwo....Dostojewski.

              Jedną z najciekawszych postaci, wykreowanych przez rosyjskiego pisarza, jest Mikołaj Stawrogin z powieści pt. "Biesy". Człowiek obdarzony tajemniczą charyzmą, działającą na ludzi jak magnes; odważny do szaleństwa - mógłby pójść (jak pisze autor) z samym tylko nożem na niedźwiedzia, stanąć bez mrugnięcia okiem przed plutonem egzekucyjnym, ale zdolny byłby też bez wahania zabić drugiego człowieka, gdyby zostały narażone jego duma, godność i honor. I oto tenże Mikołaj Stawrogin otrzymuje policzek od studenta Szatowa, brata kalekiej i pomylonej idiotki, z którą - nie wiedzieć czemu - ożenił się młody, przystojny i emanujący potężną wewnętrzną energią Mikołaj. Szaleniec Szatow nawet nie daje sobie sprawy z tego, na jak wielki gniew się wystawia. Wszyscy świadkowie tego wydarzenia zamarli, oczekując najgorszego. Tymczasem...Posłuchajmy:

Ledwo Stawrogin zdołał wyprostować się po otrzymanym ciosie, który zmusił go do przegięcia się wpół, i zdawało się, że słychać jeszcze w pokoju plugawy, jakiś miękki odgłos uderzenia pięści w twarz, gdy natychmiast chwycił Szatowa za ramiona. Niezwłocznie jednak, w tej samej chwili, cofnął ręce i skrzyżował je za plecami. Milcząc wpił się wzrokiem w Szatowa i - zbladł jak płótno. Lecz wzrok jego gasł. Po paru chwilach patrzył już zimno i nawet, wiedziałem to dobrze, spokojnie. Blady był niesłychanie. Nie wiem, co się tam w nim działo, widziałem tylko, jak wyglądał. Zdaje mi się, że gdyby jakiś człowiek, chcąc wypróbować swoją wytrzymałość, chwycił i ścisnął mocno rozpaloną sztabę żelaza, a potem w ciągu dziesięciu sekund zmagałby się z potwornym bólem i wreszcie przezwyciężył go, człowiek taki przeżyłby prawdopodobnie to samo, co przeżył w ciągu tych dziesięciu sekund Mikołaj Wsiewołodowicz.

         
         Poddanie się rozumiane jest najczęściej jako przejaw słabości. Poddać się to znaczy zrezygnować z walki o coś, o siebie. Człowiek słaby podlega działaniu mechanizmu resentymentu. Fryderyk Nietzsche w dziele Z genealogii moralności szczegółowo analizuje ów mechanizm. Człowiek silny jest źródłem i panem wartości. Ludzie słabi natomiast, obawiając się potężnych, starają się ich poskromić jako absolutne głosząc wartości stada. Bunt niewolników na polu moralności - pisze niemiecki filozof - zaczyna się tym, że "ressentiment" samo twórczym się staje i płodzi wartości. Jest rzeczą oczywistą, iż resentyment nie może być uznany przez stado jawnie i działa jedynie w sposób pośredni.

           W owym konflikcie pomiędzy dwiema postawami moralnymi i dwoma moralnymi poglądami stado nie zadowala się wyłącznie utrzymaniem własnych wartości, ale stara się narzucić je innym. By tak się stało, rzecze autor dzieła, musi istnieć ideowo-religijne zaplecze, które pozwoli wartości stada uznać za absolutne i uniwersalne. W Europie Zachodniej takim zapleczem okazało się chrześcijaństwo i jego podstawowe wartości - miłość, pokora i nieodpowiadanie złem na zło. W moralności panów nie istnieje poddanie się zewnętrznym okolicznościom, sytuacji życiowej. Istotą tejże moralności jest wola mocy. Mechanizm resentymentu można opisać bardzo krótko: jeżeli nie dostaje ci woli mocy, uczyń z tego cnotę. W ten sposób słabość staje się wartością. Ktoś bije cię w prawy policzek, nadstawiasz mu lewy. Nie oddajesz, poddajesz się sytuacji, ponieważ brakuje ci woli mocy - tak pojmuje moralność chrześcijańską Nietzsche.

         Mikołaj Stawrogin jest jednak wręcz kryształowym ucieleśnieniem Nietzscheańskiego nadczłowieka. Jest on uosobioną wolą mocy. Dlaczego zatem nie zabija Szatowa, dlaczego ktoś, kto reprezentuje moralność panów, ktoś, kto sam dla siebie (i dla innych) stanowi źródło wartości, nadstawia drugi policzek? Dlaczego poddanie się sytuacji nie jest oznaką słabości, ale ogromnej siły duchowej? Odpowiedź, w kontekście naszych rozważań, wydaje się prosta. Nietzsche trafnie postawił problem, lecz błędnie go zdiagnozował. Rację zatem ma nie on, ale autor "Potęgi teraźniejszości".

Następna część eseju o istocie obecności.

autor - Jan Stasica