JustPaste.it

Kraina Słońca

Na wpół autobiograficzna, w całości metaforyczna... opowieść o poszukiwaniu prawdy. Tajemniczą wyspę spowija wieczna mgła a jej mieszkańcy nie pamiętają po co tu przybyli...

Na wpół autobiograficzna, w całości metaforyczna... opowieść o poszukiwaniu prawdy. Tajemniczą wyspę spowija wieczna mgła a jej mieszkańcy nie pamiętają po co tu przybyli...

 

Pierwsze wspomnienie zachowane w mojej pamięci pochodzi z chwili gdy pojawiłem się na Wyspie. Stoję na brzegu, za mną bezkresny ocean, przede mną nieznany ląd a wszystko wokół spowija wszechobecna, wieczna mgła...

Nie wiem co było wcześniej. Jak się tu dostałem? Co wcześniej robiłem? Kim byłem? Czy w ogóle miałem jakieś inne miejsce zamieszkania zanim przybyłem na Wyspę?

Od pierwszych chwil towarzyszyła mi tęsknota za Słońcem. Za jego widokiem i ciepłem, za pięknem skąpanego w  jego świetle nieba. Uczucie na tyle mocne co trudne do wytłumaczenia... nie potrafiłem przywołać przecież w sobie żadnych wspomnień, które by potwierdziły, że Słońce kiedykolwiek wcześniej widziałem. Jednakże ilekroć unosiłem głowę w górę ogarniało mnie głębokie przeświadczenie, że gdzieś tam, powyżej tej warstwy wiecznej mgły, istnieje rzeczywistość piękniejsza, że jest tam dużo więcej ciepła i światła niż w tym surowym krajobrazie, jaki nas otaczał. Szybko przekonałem się, że mieszkańcy Wyspy  podzielają moje tęsknoty i nadzieje.  Poszukiwanie drogi do "Krainy Słońca" jawi się tutaj jako nadrzędny cel naszego pobytu na Wyspie. Odnalezienie drogi nie jest jednak zadaniem łatwym, ponieważ wszechobecne mgły są źródłem licznych nieporozumień i wielkiej dezorientacji w terenie.

Wybrzeże, na którym się pojawiłem należało do pewnej krainy, którą wraz z miejscowymi nazywaliśmy po prostu Naszą Krainą. Początkowo myślałem, że na Wyspie istnieje tylko Nasza Kraina oraz Kraina Słońca. Potem dopiero miałem się dowiedzieć, że istnieją też inne krainy...

W Naszej Krainie droga do Krainy Słońca wydawała się być dosyć jasno określona. Prowadziła od wybrzeża wprost wgłąb wyspy. Pokazano mi jej początek i nakazano iść trzymając się wskazówek zapisanych w księdze oraz słuchając specjalnie oznakowanych przewodników, których będę spotykał na trasie. Poinformowano mnie przy tym, że jest to jedyna pewna droga i ostrzeżono abym uważał na "złych" co będą wskazywać błędne drogi. Ruszyłem ochoczo.

Po kilku dniach dopadły mnie wątpliwości. Odkryłem na przykład, że zalecenia przewodników bywają sprzeczne z tymi zapisanymi w księdze, same zaś zalecenia zawarte w księdze bywają niejasne i dwuznaczne. Innym razem mocno zaniepokoił mnie pewien przewodnik, który wskazując nam stromą ścieżkę pod górę sam podążał w kierunku dokładnie odwrotnym.
- Może go źle przeszkolili i sam teraz błądzi? - pomyślałem - A może to zły przebrał się za oficjalnego przewodnika i sprowadza nas na błędną drogę...?

Z upływem dni moje wątpliwości jednak powoli przygasały. Obserwując spokój i zaufanie  jakim przewodników obdarzali moi towarzysze, sam też nabrałem pewności, że podążamy jednak właściwą trasą. Pewnego dnia po długiej wędrówce, zatrzymaliśmy się by odpocząć. W tym miejscu naszą ścieżkę przecinała droga, którą od wschodu zbliżał się jakiś samotny wędrowiec. Zaczekaliśmy na niego,by mógł do nas dołączyć. On jednak tylko zamienił z nami kilka zdań i zdawał się zbierać dalej w swoim kierunku. Przystąpiłem do niego natychmiast i z całą żarliwością przekazałem mu wszystkie znane mi  argumenty przemawiające za tym, że do Krainy Słońca wiedzie stroma ścieżka, którą my podążamy nie zaś droga, którą on idzie. Że musi do nas dołączyć bo inaczej Krainy Słońca nigdy nie zobaczy!

Chwilę milczał... Potem uśmiechnął się życzliwie i powiedział nam, że w krainie, z której on pochodzi też mu wskazywano jedyną słuszną drogę do Krainy Słońca i że nie była to bynajmniej ścieżka, którą my teraz idziemy, że na Wyspie jest wiele krain i mieszkańcy niemalże każdej z nich twierdzą, iż to właśnie na ich terenie znajduje się ta droga, której wszyscy szukają. On zaś, wiedziony ciekawością postanowił to wszystko osobiście sprawdzić i dlatego przemierza różne krainy w poprzek ścieżek zalecanych przez lokalnych przewodników... Po tym pożegnał się i podszedł swoją drogą.

Tej nocy nie zmrużyłem oka. Odżyły we mnie wszystkie wcześniejsze wątpliwości. Czułem się oszukany, czułem złość na tych co ukrywali przede mną prawdę o innych krainach, o tych wszystkich innych ścieżkach... Przypomniałem sobie i szczerze znienawidziłem tego dwulicowego przewodnika co wskazując nam stromą ścieżkę pod górę sam szedł w przeciwnym kierunku!

Chciałem pobiec za wędrowcem i szukać od teraz prawdziwej drogi razem z nim. Duma jednak nie pozwoliła. Wspomnienie tego jak żarliwie przekonywałem go do swojej ścieżki wywoływało zbyt wielkie poczucie upokorzenia. Po tym czego się dowiedziałem nie mogłem też iść dalej ślepo wierząc naszym przewodnikom. Przed świtem wstałem i wyruszyłem na wschód. W kierunku, z którego wczorajszego dnia przybył nieznajomy...

Ten dzień zapoczątkował nowy rodzaj wędrówki. Wędrówki fascynującej ale też niezwykle trudnej, najczęściej samotnej, pełnej niebezpieczeństw i niespodzianek. Okazało się, że wybrałem najdłuższą z możliwych tras. Przemierzyłem całą wyspę dookoła, odwiedzając wszystkie krainy po drodze. W każdej krainie widziałem lokalnych przewodników wskazujących drogę do Krainy Słońca. Widziałem tych co podążają wskazywanymi ścieżkami i widziałem wielu, mi podobnych, szukających na własną rękę. Widziałem też niezliczone rzesze ludzi brodzących we mgle bez żadnego celu a nawet poddających w wątpliwość samo istnienie Krainy Słońca.

Po pewnym czasie nabyłem intuicyjną zdolność przewidywania kierunku jaki będą wskazywać lokalni przewodnicy. Zawsze wskazywali na ścieżki prowadzące wgłąb Wyspy i niemal zawsze były to ścieżki pod górę. W sumie było to dosyć logiczne.Gdzieś tam u góry ta mgła musi w końcu ustąpić. Wyjątek stanowili przewodnicy wysłani z innych krain. Ci nie kierowali  wędrowców bezpośrednio wgłąb wyspy lecz zalecali najpierw podróż wzdłuż wybrzeża do swojej rodzimej krainy.

Widziałem różne drogi, różne sposoby podróżowania oraz różne dziwne pomysły na to by "dorwać się" do upragnionego widoku Słońca. Niektóre były wręcz szaleńcze. Kiedyś idąc rozległą równiną spotkałem grupę ludzi, którzy w akcie desperacji skonstruowali wielkie wyrzutnie. Wystrzeliwali z nich  siebie nawzajem pionowo w górę. Osoby spadające po takim locie wydawały z siebie głośne okrzyki. Zgromadzeni wokół wierzyli, że jest to okrzyk zachwytu, który potwierdzał, że udało im się przebić przez mgłę i choćby przez ułamek sekundy zobaczyć Słońce. Czy tak było na prawdę? Trudno powiedzieć. Jedyna pewna rzecz była taka, że ich zderzenie z ziemią kończyło się śmiercią.

Wielkie zdziwienie wywołały we mnie zgromadzenia ludzi koczujących na szczytach kilku dużych pagórków. Mimo, że szczyt pagórka pogrążony był całkowicie  we mgle, jego mieszkańcy uwierzyli, że już znaleźli Krainę Słońca. Za dowód tego stawiali nikłe prześwity promieni słonecznych jakie się tam czasem pojawiały. Oni uwierzyli, że na nic lepszego na tej wyspie liczyć nie mogą i już nigdy nie podjęli dalszej drogi. Tą trzeba by było rozpocząć przecież od zejścia z lokalnego wzniesienia....

Dwa duże pagórki położone były na tyle blisko siebie, że ich mieszkańcy mogli się nawzajem słyszeć jeśli wołali donośnym głosem. Grupa z pierwszego pagórka  uważała, że ich wzniesienie jest wyższe i w wielką butą głosiła, że to właśnie oni zamieszkują "prawdziwą" Krainę Słońca. Ci z drugiego pagórka uważali dokładnie odwrotnie. Tyle zajadłości  i tyle zaślepienia nie widziałem w żadnym innym zakątku Wyspy. Obie grupy tkwiły przecież nadal w gęstej mgle, lecz  zamiast ruszyć w dalszą drogę, traciły czas na podtrzymywanie złudzeń i udowadnanianie swej wyższości...

Po wielu dniach wędrówki znalazłem się ponownie w mojej rodzimej krainie. Pomyślałem, że idąc wzdłuż wybrzeża zatoczyłem oto ogromne koło i wróciłem do punktu wyjścia . Okazało się jednak, że jest inaczej. Wędrowałem głównie samotnie ale często przyłączałem się "dla towarzystwa" do lokalnych wędrowców, tych szukających na własną rękę lub idących za wskazaniami swoich przewodników. Tak więc zupełnie nieświadomie, cały ten czas stopniowo przybliżałem się do centrum Wyspy. Mój tor okazał się czymś w rodzaju dośrodkowej spirali. Gdy wróciłem ponownie do mojej krainy jestem teraz w zupełnie innym jej miejscu. Bliżej środka wyspy i na znacznie większej wysokości nad poziomem morza. Co więcej, wszystkie znaki wskazują na to, że Kraina Słońca położona jest właśnie w samym Centrum Wyspy.

Od kilku dni wszystko idzie już ku lepszemu. Mgła staje się coraz rzadsza a  promienie słońca coraz częściej i śmielej przez nią się przebijają. Każdego dnia cieszę się też kolejnymi spotkaniami z ludźmi, z którymi wędrowałem wcześniej po różnych krainach. Staje się dla nas powoli oczywiste, że im bliżej Centrum tym więcej różnych ścieżek łączy się i splata ze sobą. Rozwiewają się resztki wątpliwości. Liczną grupą kroczymy już pewnie i radośnie, a Kraina Słońca stopniowo odsłania nam coraz więcej swojego piękna.

***

Wczoraj spotkałem przewodnika z czasu moich pierwszych dni  na wyspie. Tego, którego tak znienawidziłem owej bezsennej nocy po rozmowie z wędrowcem. Mijał nas, idąc znowu w przeciwną stronę. Podbiegłem do niego i zapytałem z wyrzutem:

- A ty dlaczego nie idziesz razem z nami?

- Cóż... Nasyciłem się widokiem i ciepłem słońca i schodzę teraz na jakiś czas w dół wyspy. Dużo tam błądzących, dużo tracących nadzieję... Któż może być im bardziej potrzebny jeśli nie ten, który tego ciepła sam doświadczył i zaniesie im jego odrobinę w sobie?

Moje osłupiałe oczy spotkały się z jego, pełnymi akceptacji i zrozumienia. Dalsze słowa nie były już potrzebne...  

Uśmiechnął się i ruszył w dół zbocza, znikając w gęstniejącej mgle.

 

 a03bcaaded87067ee2fe84749e337340.jpg

obrazek z netu