JustPaste.it

Wuj Sam wiedział, nie powiedział...

a to było tak:

a to było tak:

 

Amerykanie już w 43. roku mieli ogromną wiedzę o mordzie katyńskim. O tym wiedzieliśmy. Natomiast po otwarciu amerykańskich archiwów nabraliśmy pewności, że prezydent Roosvelt ukrywał tę wiedzę z powodu… lojalności wobec generalissimusa Stalina.

Zauważają to i o tym mówią niemal wszystkie media rosyjskie i sporo amerykańskich. I ta lojalność okazana w tamtym czasie mnie specjalne nie dziwi, Amerykanom zależało na dobrej współpracy z Rosją, aby po prostu rozprawić się z Hitlerem. O wiele bardziej dziwi mnie co innego. Mianowicie „zrozumienie” i przejście do porządku, uznanie za usprawiedliwioną taką postawę prezydenta USA przez dziennikarzy i polityków (póki co, amerykańskich). Chodziło przecież o wyższy cel – zapewnienie bezpieczeństwa, zniszczenie faszyzmu, a bez Rosjan by się to mogło nie udać. Cel więc, uświęca(ł) środki.

8aa9ddc01f13cffaf0e52b4ea983eb51.png

Ci sami dziennikarze i ci sami politycy, którzy jak przysłowiowe psy gończe, jeszcze tak niedawno i w Stanach i w Polsce wściekle szukały winnych za tajne więzienia CIA w Europie i w Polsce. I nie istnieje dla nich żaden wyższy cel: walka z terroryzmem, czy bezpieczeństwo USA, Polski i innych krajów? Co to ma do rzeczy? Tam torturowano łudź! Wołali jednym chórem niektórzy politycy i dziennikarze, ścigając złoczyńców, morderców, dręczycieli bandytów. „bandyci, nie bandyci, ma być rzecznie, kulturalnie i spokojnie!” zdawali się wtedy krzyczeć nieprzyjmujący argumentów, że bezpieczeństwo kraju jest najważniejsze.

Schizofrenia jest o tyle dziwną przypadłością, że takie same powody, przypadki i sprawy, mogą być kompletnie odmiennie prezentowane, interpretowane i tłumaczone przez dotkniętych tą przypadłością. W zależności od aktualnego „wcielenia” schizofrenika. U tych „dotkniętych” osób wypowiadających się na ten temat owa przypadłość nazywa się „Jesteśmy lojalnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych”.

I nie ma żadnej kwestii, w której nie dałoby się wytłumaczyć nielojalności Ameryki. Oto, nie wyczytałem i nie usłyszałem ani jednej krytyki rządów Stanów Zjednoczonych, za zlokalizowane (ewentualne) w naszym kraju tajnych więzień, ze strony znanych dziennikarzy, czy polityków. Bo u nas na czarownice poluje się w domu. To, że USA postawiło polskie władze (ewentualnie postawiło) pod ścianą nie ma najmniejszego znaczenia dla dziennikarzy śledczych i polityków np. z Ruchu Palikota. Znaczenie ma to, ze nasze władze się zgodziły, a jak już się zgodziły to nie napisały listu do Bin Ladena informującego go o tym fakcie.

Zrobiłem tę wrzutę o tajnych więzieniach, bo jest to sprawa analogiczna do amerykańskiej wiedzy o Katyniu. Reakcja zaś dziennikarzy jest zaś do analogicznej przeciwna.

Porażające jest to, do czego mogą posunąć się inteligentni ludzie, aby wpisac się w „naszą” lojalność wobec amerykańskiego sojusznika. Wielu naszych dziennikarzy, niemal cała scena polityczna na jednym z czołowych miejsc w polskim systemie wartości stawia historię, ku przestrodze dla nas i przyszłych pokoleń Polaków. PiS wręcz „historią sto” na przykład, ciągle powtarzając, najczęściej wbrew logice i zaistniałym faktom, że Rosjanom nie można wierzyć, bo oni przecież kłamali, oszukiwali nas, dlaczego teraz miałoby być inaczej.

Ten sam PiS (zresztą nie tylko PiS), jak niedopieszczony kotek mizga się amerykanom i to na wszelkie możliwe sposoby, aby tylko zostać „pogłaskanym” i chociaż „powąchać” jakiegoś kociego smakołyka. A nuż dostanie się jakiś smakowity okruszek. A przecież historia uczy nas, że Amerykanie zawsze traktowali nas instrumentalnie, zawsze robili nas „w balona”, zawsze karmili nadziejami i obiecankami. A nasze władze, jeśli pozostać już przy tej kociej metaforyce, zawsze oblizują się smakiem i czasem, jeśli uda się uszczknąć jakiś kruszek smakołyka, jak kot wierzy, że następnym razem kotek zostanie i wygłaskany i smakowicie nakarmiony. Mruczy więc miłosne serenady do ucha swojego pana, nieustannie, aby nareszcie zostać usłyszanym i zadośćuczynionym.

Stany Zjednoczone Ameryki nie zrobiły w stronę Polski ani jednego gestu, który nie służyłby ich własnemu interesowi. Oddali na efy szesnaste zamiast przeznaczyć je na złom, a to przecież kosztuje. Na dodatek umieścili u nas swoje technologię uzależniając od nich sporą część naszego przemysłu zbrojeniowego. Kompletnie zignorowali nasz wkład w wojnę iracką nie realizując zobowiązań partycypacji w odbudowywaniu gospodarki Iraku. No chyba, że za taką uznać zatrudnianie polskich komandosów (po ich przejściu do cywila), pracujących jako ochroniarze w amerykańskich przedsiębiorstwach na tamtym terenie. Tarczy antyrakietowa nie ma i najprawdopodobniej nie będzie, itd., itd., itd…

A wizy? A co tam wizy, coraz większa rzesza obywateli już w ich zniesienie nie wierzy i na nie nie czeka, coraz więcej polityków stwierdza, że ich nie potrzebujemy, bo i tak nie pojedziemy tam za pracą. Tymczasem Rosjanie już wiz do Stanów nie potrzebują, mimo, że jeszcze w zeszłym tygodniu obowiązywały obywateli obydwu stron. Co prawda nie śledzę rosyjskich mediów, ale nie słyszałem, żeby była to dla Rosja tak ważna sprawa jak dla naszych elit.

Ot, czepią się Amerykanów ci Polacy jak rzep psiego ogona o jakieś pierdoły, zamiast być zadowoleni, że mogą przynosić rzucanego patyka panu, który ma ważniejsze sprawy na głowie.

Cóż jest warta walka części polskich polityków o więcej nauczania historii, mieniących się jej znawcami i krzewicielami, jeśli właśnie oni są kompletnymi dyletantami w tej dziedzinie.