W kinie studyjnym Helios-Nowe Horyzonty obejrzałam dziś "Akacje"
„Akacje” reż. Pablo Giorgelli
Film rozpoczyna się od widoku lasu akacji, drzew potężnych, wysokich i bardzo kolczastych. Potem słyszymy warkot silnika i widzimy drwali, którzy je ścinają.
Pocięte pnie wiezie z Paragwaju do Argentyny Ruben (German de Silva). Na jednym z postojów zabiera do wozu Jacintę (Hebe Duarte) wraz z pięciomiesięczną córeczką mającą już kolczyki w uszach i z tobołkami. Jadą do Buenos Aires. Nie znają się więc on prowadzi ciężarówkę popijając mate, a ona przytula dziecko. Podróż jest długa, dziecko małe więc trzeba zrobić postój na podgrzanie butelki i karmienie. Czasem pada pytanie: jak masz na imię.
Ruben wyrzuca papierosa gdy dziecko kaszle, a gdy znudzone płacze daje mu pobawić się zakrętką termosu. Słychać tylko szum silnika, nikt nie włącza radia czy płyty. Za oknem miga krajobraz. Jadą i jadą, właściwie nic się nie dzieje. Ale jakoś się nie nudziłam.
W filmie nie ma nagłych zwrotów akcji – najwyżej kontrola celna, na parkingu Jacinta zadzwoni do matki, czy zatrzymają się na nocleg.
Brak też błyskotliwych rozmów i celnych ripost. Ale z tych niewielu słów dowiadujemy się jaką bohaterowie mają sytuację rodzinną, dlaczego ona jedzie tak daleko i jakie zwierzęta lubią.
Kolce obcości i nieufności zmniejszają się, aby wreszcie całkiem odpaść.
Ten film drogi jest jak zwyczajne życie - ona po przejściach, on z przeszłością, spotkali się i powoli polubili. Życzę im, aby mieli dobrą wspólną przyszłość. Polecam.