JustPaste.it

Pomorski Katyń

Mamy więc kuriozalną sytuację – rośnie nam pokolenie, które nie ma pojęcia o prawdzie historycznej. Niemcy wymordowali 2,5 mln Polaków, a z rąk NKWD zginęło ich 170 tys.

Mamy więc kuriozalną sytuację – rośnie nam pokolenie, które nie ma pojęcia o prawdzie historycznej. Niemcy wymordowali 2,5 mln Polaków, a z rąk NKWD zginęło ich 170 tys.

 

486934984b196e1c0e613926894f86a2.jpg

Wiedza na temat eksterminacji Polaków dokonanej przez Niemców w latach 1939-1945 jest coraz mniejsza. To jest rezultat prawdziwego „prania mózgu”, jakiego dokonują media, IPN i inne ośrodki kształtowania opinii. Młodzi ludzie w Polsce są święcie przekonani, że Polska poniosła największe straty z rąk NKWD i ZSRR. Czyż należy się dziwić? Jeśli przez 20 lat bębni się niemal codziennie o Katyniu i innych zbrodniach NKWD, przy coraz rzadszym mówieniu o zbrodniach niemieckich – to rezultaty są właśnie takie.

Polacy aresztowani w Gdyni w 1939 roku. Część z nich zostanie deportowana do Polski Centralnej, część rozstrzelana. Fot. B. Bojarska, “Piaśnica”, Wrocław 1978.

Mamy więc do czynienia z kuriozalną sytuacją – rośnie nam pokolenie, które nie ma pojęcia o prawdzie historycznej. Niemcy wymordowali 2,5 mln Polaków, a z rąk NKWD zginęło ich 170 tys. Ale w świadomości wielu ludzi proporcje są odwrotne. Tymczasem tylko na Pomorzu w latach 1939-1940 Niemcy zabili dwa razy więcej Polaków niż wynosi bilans zbrodni NKWD na polskich oficerach w Katyniu i innych miejscach kaźni. Tylko na Pomorzu, nie liczymy Wielkopolski, Śląska i Mazowsza.

Kto dzisiaj w Polsce wie co to była Piaśnica, gdzie rozstrzelano co najmniej dwa razy więcej ludzi niż w Katyniu? I była to polska inteligencja – księża, nauczyciele, urzędnicy, członkowie partii i stowarzyszeń.

Jak podaje Wikipedia, w bardzo obszernym i kompetentnym haśle o Inteligenzaktion na Pomorzu:

„Na Pomorzu największe nasilenie akcji eksterminacyjnej nastąpiło w październiku i listopadzie 1939, pokrywając się czasowo z likwidacją administracji wojskowej na okupowanych obszarach i utworzeniem Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Jeżeli na danym terenie struktury Selbstschutzu miały charakter scentralizowany i pozostawały pod nadzorem funkcjonariuszy niemieckich służb bezpieczeństwa, to masowych morderstw dokonywano zwykle w jednym lub dwóch specjalnie wyznaczonych w tym celu miejscach. W przypadku rozproszenia organizacyjnego miejsc egzekucji było zazwyczaj kilkanaście lub kilkadziesiąt. Masakry dokonywane w ramach operacji „politycznego oczyszczania terytorium” starano się przeważnie zachować w tajemnicy. Na miejsca straceń wybierano więc tereny ustronne, rzadko odwiedzane przez miejscową ludność – np. polany leśne lub żwirownie. Dostępu do miejsc egzekucji strzegły specjalne straże. Rodziny zamordowanych fałszywie informowano, że zaginione osoby wyjechały do Generalnego Gubernatorstwa, zostały wywiezione do obozów pracy lub po prostu ich miejsce pobytu nie jest znane władzom niemieckim.

Ofiary zazwyczaj rozstrzeliwano w większych grupach, czasami pod osłoną nocy. Zazwyczaj na miejscu egzekucji skazańców zmuszano do kopania zbiorowych grobów, następnie stawiano ich na skraju dołów (lub zmuszano do położenia się na ich dnie), po czym rozstrzeliwano ogniem z broni maszynowej, karabinów lub pistoletów. Wykonawcami egzekucji byli zazwyczaj volksdeutsche z Selbstschutzu, nadzorowani przez funkcjonariuszy policji bezpieczeństwa lub żandarmerii. Niekiedy bojówki Selbstschutzu działały na własną rękę, przy czym na szeroką skalę dochodziło wówczas do załatwiania przez volksdeutschów osobistych porachunków z Polakami”.

Kto padał ofiarą? Elita polska na Pomorzu. Barbara Bojarska, która w okresie PRL prowadziła badania dotyczące tych zbrodni, pisała:

„Do popularnych obywateli Gdyni i powiatu morskiego nale­żeli też zamordowani prawnicy, mianowicie prezes Sądu Okrę­gowego Jarosław Czarliński (także prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Gdyni), wiceprezes Sądu Okręgowego Leon Najman, Mir­za Kryczyński (członek Polskiego Towarzystwa Orientalistycznego, założyciel i były kustosz Muzeum Tatarskiego w Wilnie, hi­storyk tatarszczyzny w Polsce, odznaczony licznymi orderami i Złotym Krzyżem Zasługi), prokurator Sądu Okręgowego Adam Kozłowski, sędziowie — Władysław Kiedrowski, Kazimierz Schwarz, Jan Wunschik z Gdyni, sędzia Edward Knapik z Pucka, notariusz Stefan Bereza (także pianista i kompozytor) z Gdyni, naczelnik Sądu Grodzkiego w Gdyni Jan Konwiński, poza tym adwokaci — Karol Biliński, były burmistrz Wejherowa, Zdzisław Józewicz z Gdyni oraz szereg urzędników sądowych”.

To tylko mały wycinek ofiar z Gdyni. Miejscem największej kaźni była Piaśnica k. Wejherowa. Bojarska pisała:

„Zagłada przeprowadzona w Piaśnicy była rezultatem nacjo­nalistycznych i rasistowskich założeń politycznych Trzeciej Rze­szy. Już w pierwszych miesiącach wojny pozbawiła społeczeństwo Wybrzeża najwartościowszych jednostek, a w obrębie Rzeszy umniejszyła szeregi oponentów hitlerowskich oraz ludzi chorych uznanych tam za element zbyteczny, a nawet szkodliwy. Biorąc pod uwagę liczbę ofiar pochodzących z Rzeszy, można stwierdzić, że Piaśnica stała się miejscem największej zbrodni spośród wszystkich dokonanych w 1939 r. na Pomorzu. Rozłożone na przestrzeni kilku oddziałów leśnych, groby masowe świadczą o jej wielkich rozmiarach, określanych liczbą 12 tys. zamordowa­nych. W jakiej mierze liczba ta jest bliska prawdy, trudno ocenić. Faktem jest, że i niemieccy świadkowie potwierdzili ogrom zbro­dni. Wiadomo też z dokumentów archiwalnych i procesowych, że wszczęta na terenie Rzeszy w sierpniu 1939 r. akcja internowania tamtejszych cudzoziemców (zwłaszcza Polaków) objęła wiele ludzi straconych potem w Polsce. Do Piaśnicy przywożono ofiary przez szereg tygodni, a awiza kolejowe wysyłane do Wejherowa wska­zywały, że wymordowano ich tam tysiące”.

Ile osób zginęło ogółem? Autorzy Wikipedii zebrali dane przedstawiane przez różnych badaczy:

„W rezultacie liczba ofiar Intelligenzaktion na Pomorzu może być podawana jedynie szacunkowo. Zdaniem Dariusza Matelskiego, Kazimierza Radziwończyka oraz części autorów niemieckich między wrześniem 1939 a kwietniem 1940 zamordowano na Pomorzu około 30.000 osób. Dr Barbara Bojarska oraz dr Maria Wardzyńska oceniały liczbę ofiar na około 40.000. Również profesor Włodzimierz Jastrzębski szacował liczbę zamordowanych na około 36. 000 – 42. 000. Z kolei Dieter Schenk obliczył, iż w latach 1939–1945 w Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie okupanci niemieccy zamordowali od 52.794 do 60.750 osób. Z wyjątkiem kilkuset, niemal wszystkie te osoby miały stracić życie w pierwszych miesiącach po wkroczeniu wojsk niemieckich. Liczbę 60 000 zamordowanych podaje również Witold Kulesza”.

Nie może być żadnym argumentem twierdzenie, że w okresie PRL już dostatecznie dużo o tych ofiarach powiedziano. Być może, ale za to po 1989 roku nie mówi się nich prawie nic, co stwarza niebezpieczną sytuację zaniku wiedzy na ten temat. Ofiary II wojny światowej padły ofiarą „polityki historycznej”, a ta nakazuje wybiórcze traktowanie zamordowanych, których podzielono na dwie kategorie – „słuszne” i „niesłuszne”. „Słuszne” są ofiary ZSRR (w domyśle Rosji), „niesłuszne” to ofiary III Rzeszy i OUN-UPA. O jednych ofiarach media mówią prawie codziennie, o innych prawie nic. Jest to nic innego, tylko gwałt na historii, a nawet jej fałszowanie. Jedne ofiary są „nieciekawe” z punktu widzenia atrakcyjności, inne trafiają na czołówki.

Tak oto mamy do czynieni z grą ofiarami, którzy są nadal „potrzebni” na określonym odcinku walki politycznej (z Rosją), nie są zaś potrzebni ci, którzy mogliby popsuć nasze relacje z Niemcami czy Ukrainą. Ktoś niedawno napisał, że gdyby zbrodni na Polakach na Wołyniu dokonało NKWD, wówczas pomniki ich upamiętniające stałyby w każdej wsi, a tak nie nawet ani jednego cmentarza. To jest klęska moralna III RP, która co rusz podkreśla swoją wyższość nad PRL, i uznaje się za „wolną”. Okazuje się jednak, że takie zjawiska, jak kłamstwo, manipulacja, tendencyjność nie są wyłącznie przywarami państw „niedemokratycznych”. „Demokratyczna” manipulacja i fałsz są równie dotkliwe, jeśli nie bardziej.

Jan Engelgard  

 

Źródło: Jan Engelgard