Jesień już rżyskiem pod stopą chrzęści,
liście me drzewa dzielą na części.
Już mi nie mruczą złotawe bąki -
bo czas rozłąki.
Po polach łażą zbudzone chłody
dziergając nitki mej siwej brody.
Gdzieś w chaszcze wsiąkły znajome ciepła.
Zupa mi skrzepła.
Smętki pląsają wokół mej gruszy,
każdy się w chłodnych racjach burmuszy.
Jakieś mi baje w duszę zadaje...
A ta się kraje.
Lecą z ptakami znów w inne strony,
gdzie poszarzałe są nieboskłony,
jeszcze poszukać na krańcach świata
okruchów Lata.
Już sobie razem chuchamy w piąstki
łupią nas kości, bolą nas chrząstki,
co wczoraj było tańcem i balem -
dziś ciepłym szalem.
Siedzę i dumam, że na Eiobie
można o niczym, można o sobie.
Gdy się nostalgia w myślach kołacze
piszę i płaczę.
Po dachu łazi zbudzone licho
i głośno jęczy i wzdycha cicho,
a w mym kominie przeciągów tłuszcza
z wiatrem się puszcza.
Mój stary zegar w rytm serca tyka
zastawka z żalu się nie domyka,
pająk zza pieca zaczął się gapić..
Jak się nie napić?
Siwy