JustPaste.it

"Tylko to co w nas najbardziej stałe, jest w stałej opiece niebios".

                   To był chłodny, paskudny, jesienno-zimowy dzień. Jeden z tych depresyjno-okrutnych dni, jakie zdarzają się tylko w Krakowie. Czterdzieści godzin wcześniej pod moimi oknami na ulicy Stolarskiej doszło do regularnej wojny pomiędzy oddziałami ZOMO a Federacją Młodzieży Walczącej. Wyrwane kostki z bruku, kamienie przyniesione Bóg wie skąd i przez kogo, naprędce sklecone barykady. No, ale ja nie o tym. Więc była to niedziela. W pokoju wynajmowanym przeze mnie i świętej pamięci mojego przyjaciela Bogusia Ogibę zimno jak w psiarni, bo nikomu z nas nie chciało się przynieść z piwnicy wiadra węgla. Tego dnia jednak mojego przyjaciela nie było, a ja postanowiłem napalić w kaflowym piecu, który z pewnością dawno już zapomniał, co to znaczy być ciepłym. Trwał na posterunku samotny i bezrobotny. Więc idę! Ale to nie było proste zejście do piwnicy, wymagało charakteru i nie byle jakiej odwagi, ponieważ grasowały tam szczury wielkości kota, a krakowskie koty wcale nie były wielkości pumy. W związku z tym gryzonie zdominowały ten poziom miejskiej egzystencji. Oszczędzę czytelnikowi scen batalistycznych, bo przypominałyby one fragmenty poematu heroikomicznego. Brudny, pogryziony, ale szczęśliwy wracam z wiaderkiem węgla do pokoju. Kiedy wkładałem papier i szczepki, piec aż piszczał z radości, biedak wreszcie poczuł się potrzebny. Ciepło, które nagle ogarnęło pomieszczenie, było czymś tak rozkosznym, że kaflak w pokoju stał się kosmiczną osią.

                   Wziąłem książkę – do dziś pamiętam, że były to eseje Gadamera. Wziąłem stary fotel, przytuliłem się do kafelków i popłynąłem z nurtem hermeneutycznych dyskrypcji niemieckiego filozofa. Nie jestem dzisiaj w stanie dokładnie odtworzyć momentu, w którym przełącznik zmienił swoje położenie z jawy na sen. Tego, co się stało w ciągu kilku następnych minut, nie potrafię wyrazić, bo słowa są jednak niedoskonałe, a ich zakres semantyczny, niestety, zbyt wąski. Gdybym musiał, porównałbym to do cichych drzew okrytych zimowym szronem, unoszącym gałęzie do góry w geście modlitwy. Mróz ścina soki, rozsadza słoje, kosmiczna ciemność wciąga w swe wiry, ale drzewo trwa, stoi – matka ziemia nie wypuszcza z ramion swoich dzieci. Dziwna aura otula rzeczywistość: biel śniegu łączy się w jakimś tajemniczym uścisku z mrokiem zimnej nocy tworząc razem łono, na którym spoczywają pijani, cierpiący i nieszczęśliwi. I nagle już nie wiem, czy przedmiotem opisu jest drzewo, czy jestem ja sam. Wszystko staje się jednym, umiera i rodzi się w tym samym momencie. Znika gdzieś niepokój, rozwiewa się rozpacz, chaos codzienności przeradza się w harmonię wrażeń i doznań. Świadomość staje się ciałem, ciało świadomością, a myśl szybuje wysoko ponad rozłamanym bytem. A potem już tylko cisza.........

                  Obudziłem się, a w głowie wibrowało jedno zdanie: Tylko to co w nas najbardziej stałe, jest w stałej opiece niebios. Gorączkowo szukam go w książce, która spokojnie spoczywała na kolanach. Szukam...nie ma. Piec grzeje, w pokoju ciepło, a ja w jakimś amoku poszukuję zdania, które jest dla mnie objawieniem. Za oknem zadymka, płatki śniegu przyklejają się do płaszczy przechodniów udających się na mszę do kościoła oo. Dominikanów. Idą pochyleni, ręką podtrzymują kołnierze lub kapelusze. Zimny wiatr, napierając z przodu, utrwala kształty ich sylwetek. Dzieliła mnie od nich tylko szyba w oknie, a byłem w tym momencie oddalony o lata świetlne. Tak jakbym oglądał niemy film w starym kinie.

                 Tylko to co w nas najbardziej stałe, jest w stałej opiece niebios. Nie poszukuję już źródła tego zdania, bo wiem, że go nie odnajdę. Było ono darem, które otrzymałem od niebios. Jakby Ktoś mi powiedział: Masz poprańcu wskazówkę, zrób z nią co chcesz.

               Od tej chwili minęło dwadzieścia kilka lat. Wiele razy zakopywałem głęboko w sobie mądre przesłanie tego zdania. Plątałem się w chaosie i niekonsekwencji. Ale ono nigdy nie pozwalało o sobie zapomnieć. Zmienność, postęp albo to co postępem nazywamy, jest domeną czarta. Stałość jest w stałej opiece nieba. Stałość jest łaską, którą się wyrywa Bogu dzień po dniu, godzina po godzinie. Stałość jest rodzajem przemocy człowieka względem Boga. To archetyp najlepiej uosobiony przez biblijnego Jakuba wojującego z aniołem, przymuszającego Jahwe do błogosławieństwa. Bo na tym świecie śmierć wszystko zmiecie, robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.Stałość jest zatem w pewnym sensie zwycięstwem nad śmiercią, która wznosi swój sztandar wyłącznie nad światem przemijania, zmienności i marności. Wobec stałości kostucha jest bezradna. Albo inaczej, stałość nie umiera, bo inaczej zaprzeczyłaby własnej naturze.

autor - Jan Stasica