JustPaste.it

Miłość...

Bywa, że jesień dziwnie wpływa na ludzi...Dziwna wena...

Bywa, że jesień dziwnie wpływa na ludzi...Dziwna wena...

 

Niniejszy tekst jest wymysłem chorej głowy autora. Podobieństwo do czegokolwiek i kogokolwiek jest przypadkowe.

 

Niewielu wierzyło, że pożegna się z miłością. Niewielu wierzyło, że zatrzaśnie uczuciu drzwi przed samym nosem. Nie wielu wierzyło, że odważy się odejść, zostawić wszystko i wyjść, wyjść bez słowa, wyjść bez wypowiedzenia tych dwóch pożegnalnych słów: do widzenia. Zresztą dlaczego miałaby mówić do widzenia, przecież nie planowała się z nim widzieć, nie planowała się z nim spotykać. Odeszła i nie zamierzała już nigdy do niego powrócić.

***

Poznali się na imprezie u wspólnych znajomych. Ona spodobała się jemu, a on jej. Szybko wpadli sobie w oko, można by było powiedzieć, że zakochali się w sobie od pierwszego spojrzenia. Też nie wierzę w takie miłości, ale cóż, podobno zdarzają się i takie.

Podczas tej pierwszej, wspólnej imprezy co rusz zerkali w swoją stronę. Ona przeszywała go wzrokiem na wskroś, a on patrzyła na nią swoimi pożądliwymi oczami.. Zdawało się niejednemu, że jego wzrok miał coś ze zwierzęcej pożądliwości. Chciał, pragnął, niemal rozbierał ją wzrokiem. Ona czuła, że facet patrzy na nią nieco inaczej niż pozostali mężczyźni uczestniczący w imprezie, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę. Tak naprawdę czuła się zaszczycona. Co więcej czuła się wyróżniona tym, że taki facet jak on pożąda jej ciała, być może i duszy. Może nie od razu duszy, w końcu nawet jej nie znał. Zresztą, czy on był facetem, który mógłby zafascynować się duszą? Fascynowała go ona, podniecało go jej ciało. Uszlachetniała go myśl o tym, co mógłby z nią robić, gdyby los pozwolił im znaleźć się z sama na sam w ustronnym, romantycznym miejscu, na przykład w toalecie. Tak, każdy ma inne poczucie romantyzmu.

Wracając do duszy. Czym w ogóle jest ta dusza? Jego jakoś ta kwestia nigdy nie obchodziła, miał inne zainteresowania. Lubił czytać. Wprawdzie jedyną książkę, którą przeczytał, a raczej obejrzał, była książka poruszająca kwestie pozycji, nie społecznych oczywiście, ale to nic. Gość lubił też poezję. To, co wyrabiał z kobietami w jego mniemaniu było czystą poezją. Jakie piękne onomatopeje, jakie wyszukane epitety. Oksymoron. Nic tylko nadstawić ucha. Dusza nigdy nie dostarczyłaby mu takich uniesień. Dusza zresztą nie bywa tak podniecająca jak ciało. Właśnie ciało sprawiło, że facet zapragnął ją dogłębnie poznać. Zresztą w swoich pragnieniach nie był osamotniony.

Dogłębnie poznali się już tamtego wieczoru. Dogłębnie, bardzo dogłębnie. Do tego od północy do południa i od zachodu na wschód. Nie, tak naprawdę z przodu i z tyłu. Ładną miała twarz i gładkie plecy. Ładnie. Gruntowne poznanie, niczym gruntowne porządki. Nie, no może to dwie odmienne kwestie, ale i to i to może być gruntowne.

Na drugi dzień byli już parą, nie przestali jednak praktyk poznawczych, nadal dogłębnie się poznawali. Poznawali co dzień, po kilka razy. Wprawdzie niewiele rozmawiali, ale słowa nie były im do niczego potrzebne. Oni rozumieli się bez słów. To była miłość od pierwszego wejrzenia – zaglądnięcia w głąb.

Pierwszy raz uderzył ją po tygodniu znajomości. Wprawdzie nie wymierzył jej ciosu, który byłby widoczny dla oczu innych ludzi, ale uderzenie dało się odczuć. Zabolało. No ale miłość musi boleć, tak sobie wówczas myślała.

Najtrudniejszy pierwszy krok, kiedy jednak człowiek odważy się uczynić ten znaczący ruch, później jest już o wiele prościej. Kolejne ciosy przychodziły mu łatwiej. Ją jednak tak samo bolało każde uderzenie, a może z czasem coraz bardziej, szczególnie wówczas, gdy zdołał trafić w miejsce, w które z impetem walił dzień wcześniej. Dzisiejszy cios na wczorajszym ciosie bolał podwójnie.

Bicie zadowalało go na samym początku, ale im dłużej z nią był, im częściej ją bił, tym mniej radości sprawiały mu uderzenia, jakie wymierzał jej tak na sucho. Potrzebował innej stymulacji. Ile można było bić z powodu? Bo zupa była za słona. Bo zupy nie było. Bo prąd wyłączyli. Bo telewizor się zepsuł. Bo nie chciała, kiedy on chciał. Bo uderzył w miejsce, w które uderzać nie chciał. Jak długo można było bić bez powodu, tak dla hecy? Czegoś mu brakowało. Postanowił więc ją upodlać. Zwierzęcy seks, to było to, co teraz zaczęło go kręcić. Kilka uderzeń. Kilka szybkich akcji. Ryki. Sapania nad jej smutną, zmęczoną, błagającą o łaskę twarzą. Kopy w brzuch.

Była w ciąży. Dziecko nie wytrzymało ilości uderzeń, siły ciosów.

Kochało go. Kochała go mimo wszystko. Czasem go nienawidził. Czasem modliła się, by zdechł jak ten dziki pies pod płotem, kiedy ledwo trzymając się na nogach wracał do domu po imprezie i zaczynał swój trening. Wówczas jakoś szybko trzeźwiał. Zamykała oczy i poddawała się mu bez słowa.

Nie potrzebna było mu jej dusza, bo i po co? Czy worek treningowy musi mieć duszę, aby spełniał swojej zadanie? Ona jednak tęskniła za jego duszą, duszą, którą chyba zaprzedał diabłu kilkanaście dni po tej imprezie, na której się poznali. Na początku był taki...Taki jak wszyscy na początku. Miły, ale bez przesady. Troskliwy, ale nie nadgorliwy. Czuły, ale nie delikatny. Twardy, ale nie brutalny. Kochający, ale nie wymuszający kochanie. Zmienił się w bestię, a ona naiwna, głupia darzyła prawdziwym uczuciem tę bestię. Dobrem otoczyć zło. Czy zło od nadmiaru dobra nie powinno było zgnić, zdechnąć, umrzeć w męczarniach?Próbowała zamknąć przed nim drzwi do...do serca? Nie, jemu jej serce nie było w ogóle potrzebne, więc i serca zamykać nie musiała. Ona potrzebna mu była do czegoś innego. Tak jak kościół potrzebuje wiernych, tak i on, kat, potrzebował ofiary.

Bywały dni, że bestia okazywała skruchę, że przepraszała, że płakała jak małe, zastraszone dziecko, prosząc o wybaczenie. Wybaczała, bo właśnie takiego go najbardziej kochała.

Ludzie wokół wiedzieli co dzieje się w zaciszu czterech ścian, oczywiście ci z najbliższego jej otoczenia, bo sąsiedzi. Sąsiedzi słyszeli krzyki, ale nie wierzyli, że on taki dobry, wesoły, uczynny, kulturalny tłucze swoją dziewczynę.

Przyjaciele prosili, by od niego odeszła. Nawet siostra damskiego boksera stała po drugiej stronie, po stronie ofiary i próbowała namówić dziewczynę do porzucenia kata. Wielokrotnie proponowała jej schronienie, ale tamta nie chciała odchodzić, poza tym podejrzewała, że siostra ma w stosunku do niej inne plany. Od dawna było wiadomo, że podkochuje się w niej. Bywały momenty, że próbowała wykorzystać chwilę słabości i zbliżyć się do niej. Próbowała przekraczać granicę, tyle że była delikatniejsza od brata i rozumiała znaczenie słowa nie. Chciała ją poznać, podobnie jak niegdyś jej brat. Ale ona chciała ją prawdziwie poznać. Chodziło jej przede wszystkim o duszę. Kobiety wiedzą czym jest dusza. Poza tym kobieta bardziej zrozumie kobietę. Kobieta wie, czego oczekuje i pragnie druga kobieta. Tamta jednak nie była z tych.

Wiele lat trwała w toksycznym związku. Wiele lat była upokarzana, gwałcona, bita, katowana. Wiele razy odchodziła, po czym za chwilę wracała. Wiele razy mówiła żegnaj, po czym po kilku minutach wypowiadała zwykłe dzień dobry. Wracała, po czym przepraszała. Tak, bywało, że i ona przepraszała. Dlaczego? Ona też była winna. Na swoje barki przyjmowała większą część winy, a później znowu dostawała strzała w nos. Znowu płakała. Znowu cierpiała. Siostra kata zawsze była przy niej. Wstawiała się za nią. Prosiła by odeszła. Wiedziała, że brat nigdy się nie zmieni. Ich ojciec był taki sam. W ciągu całego jej życia, życia w rodzicami, przepraszał matkę z miliard razy, po czym robił to samo. Lał gdzie popadło. Lał z byle powodu. Skatował ją na śmierć. Po tym wydarzeniu przyrzekła sobie, że nigdy nie zaufa facetowi. Wolała iść przez życie w towarzystwie własnego cienia, niż zmagać się z bólem, cierpieniem i bezdusznym męskim nasieniem.

Za każdym razem, kiedy pocieszała ją po kolejnym ataku sfrustrowanego palanta prosiła, aby odeszła. Błagała, aby zostawiła tego bydlaka. Bała się, że i ona, kolejna najbliższa osoba jej sercu, w jej szarym życiu pewnego dnia skończy tak jak jej matka.

- Odejdź – prosiła.

Tamta zawsze miała tylko jedno wytłumaczenie.

  • Nie jestem lesbą, a poza tym kocham go.

    Nie chodziło o to kto z kim, po co, na co i dlaczego. Chodziło o to, żeby pomóc. Po ludzku pomóc.

    Niewiele kobiet decyduje się wyrwać z piekła. Niewiele kobiet odchodzi od kata. Dlaczego? Boją się. Poza tym miłość, na to przede wszystkim się powołują. Bywa jednak, że w przypływie nadludzkiej odwagi?, w momencie, niemalże zginięcia pod gradobiciem ciosów, ofiary podejmują decyzję o pożegnaniu się z katem.

    Tamtym razem przesadził. Dał się ponieść swoim najbrutalniejszym, zwierzęcym instynktom. Ledwo, co uszła śmierci. Z ramion kostuchy wyrwała ją ta, która czuwała nad nią niczym osobisty anioł stróż. Ta, która była przy niej bez względu na wszystko. Ta, która była gotowa na największe poświęcenia w imię MIŁOŚCI? Choć nieodwzajemnionej.

    Pomogła jej, uratowała jej życie i nie pozwoliła wrócić do przeszłości. Zresztą do przeszłości nie da się wrócić. Można co najwyżej spotkać się z jutrem, które podobne bywa do wczorajszego dnia. Podobne, ale nie takie samo.

    Zamieszkała z nią, choć na wstępie zastrzegła sobie nietykalność. Wspólnie ustaliły zasady funkcjonowania pod jednym dachem. Obie się do niego stosowały. Kat nachodził ich wielokrotnie. Próbował przepraszać. Bywało, że miękła, ale anielica kazała być twardą.

    Mieszkało im się razem dobrze. Rozumiały się doskonale. Bratnie dusze? Dużo rozmawiały. Często gdzieś razem wychodziły. Co jakieś czas urządzały sobie babskie wieczory. Tylko one, wino, łóżko, dobry film i świadomość zasad, które wspólnie ustaliły.

    Ktoś kiedyś powiedział, że zasady są po to, żeby je łamać. Czyżby miał rację? Bywało, że siostra kata próbowała obchodzić niektóre z zasad, szczególnie te dotyczące nietykalności i szczególnie wówczas, gdy nadmiar alkoholu odbierał jej zdolność zdroworozsądkowego myślenia. Tamta jednak zawsze w pogotowiu trzymała czerwoną lampkę, którą zapalała w momencie, kiedy trzeba było ugasić pragnienia rozpalonej do czerwoności przyjaciółki, która żywcem płonęła z pożądania.

    Bywały jednak chwile, kiedy lampka zapalała się dość późno. Czyżby tamta choć trochę czuła, czyżby chciała? Nie pozwalała jednak przekraczać pewnej granicy. Powoli zaczynała czuć. Może to z powodu miłości, której jej brakowało, a którą tamta jej dawała. Może to z powodu tego, że....jak działają tamte mechanizmy. Czy możliwe, że ziarno istnieje, ale póki nie spotka odpowiednie żyznej gleby, nie daje o sobie znać? Czy możliwe, że „chorobę” tę nosi się w sobie i jeśli nie da się jej okazji to ona nigdy się nie rozwinie? Jak to działa? Czy można poczuć i chcieć, gdy wcześniej nic takiego się nie odczuwało i nie chciało? A może to sprawka innego mechanizmu. Strachu przed mężczyznami. Może to taka fanaberia?

    Był piątek. Dziewczyny postanowiły urządzić sobie babski wieczór. Kupiły wino. Rozłożyły łóżko. Włączyły telewizor. Włączyły płytę z muzyką, którą obie lubiły. Piły i rozmawiały. Procenty coraz bardziej uderzały im do głowy. Z każdym wypitym kieliszkiem nastroje ich stawały się coraz bardziej wisielcze. Brak miłości. Traumatyczne przeżycia. Samotność. Pragnienie bliskości. Co one mogły sobie ofiarować? Piły i rozmawiały. Coraz częściej ich ciała spotykały się. Dotykały się. Przypadkiem? Wiadomo, dobry dotyk jest w stanie dać człowiekowi więcej niż milion najsłodszych słów. Dotyk to nie grzech. Poklepanie po plecach. Dotknięcie kolana. Pogłaskanie uda. Czułe muśnięcie ręką policzka. Siostra kata czuła jak wzrasta w niej pragnienie. Co czuła tamta? Rozmawiały i przytulały się. Było miło, przyjemnie i nastrojowo. Postronny obserwator mógłby pomyśleć, że obie grają w jakąś dziwną grę. Wstępną? Obie pragnęły czułości. Obie spragnione były bliskości. Tęskniły za miłosnym uściskiem. Tęskniły za całkowitym zatraceniem się w tym uścisku. Czasem człowiek tak bardzo tęskni za bliskością. Czasem tak bardzo jej pożąda. Umiera z tęsknoty. I co? Pragnąc popełnia błąd? Pragnąc grzeszy, bo pragnie kogoś, kogo nigdy pragnąć nie powinien.

    Zapomniały się obie. Popłynęły. Odkrywały swoje ciała, tak jak przez cały ten czas, kiedy mieszkały razem, odkrywały swoje dusze. Powoli, bez zbędnego pośpiechu. Delikatnie, bez niepotrzebnej nachalności. Mówiły do siebie za pomocą dotyku. Nie potrzebne im były słowa. Mogły milczeć, a i tak wiedziały, czego oczekuje i pragnie ta druga. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność. Ta chwila była najwspanialszą chwilą w ich życiu. Były ze sobą, tak blisko. Po raz pierwszy. Nie musiały wychodzić na ulicę i krzyczeć, że pragną tolerancji. Tolerancji dla inności. Czy ktokolwiek wiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich sypialni? Nie musiały żądać zrozumienia? Nie musiały krzyczeć o wolność. One były wolne. Wolne dla siebie, wolne, bo uwolniły swoje emocje, dzięki miłosnemu uściskowi. Nikt inny nie dałby im takiej wolności, jaką ofiarowały sobie. Nikt i żadne krzyki, demonstracje i nawoływania.

    Nowe doświadczenie.

    Miłość.

    Dusza.

    Bliskość.

**

To była niesamowita noc.

Ranek jednak nie był już taki wspaniały.

Tamta odeszła. Na siostrę kata czekał list.

„ Nie szukaj mnie....” Tylko tyle. Zero słów wyjaśnień...