JustPaste.it

Z cyklu PeKaeS - Pegaz na emeryturze

....to jest prawdziwa historia jednego żartu

Prawem wersu cepem z lewa – prask rekuzą w hreczkosiewa !

Kiedy wir ma sens orędzia, hreczkosieja też napędzia,
renonsując się na raucie, wers swój zbryla po brylancie.

Rady proste w każdym calu - renonsować się po balu.

Kudy tekstu nie kumato - rżnąć należy na kanciato -
jedną chwilą w drugim słowie, bo ta mieści po połowie

Rozbryzgując sporne harce można solo albo w parce
rozgraniczać co splątane - będzie znów renonsowane.

(korektorum tutaj wnoszę, bo splątane za trzy grosze).

Lecz nie winna statystyka, że za pióro ma krytyka…

 d774d85bd489a6d706683c795a258def.jpg

Ten słowny żarcik ma swoją historię. Odnalazłem go przypadkowo niedawno w swoich notatkach akademickich sprzed lat.

Na mojej uczelni przed laty pojawił się (bez wątpienia z rozdzielnika KW) w roli wykładowcy propedeutyki filozofii - pan magister P. Szło o to, by studentów jednak zdyscyplinować politycznie.

Atutem magistra P. było, że nie zrażał się, wyczuwając ze strony słuchaczy kompletne  desinteressement, dla prezentowanych przez siebie tematów, oczywiście jeśli poziom szumu nie przeszkadzał mu w prowadzeniu wykładu z zakresów materializmu dialektycznego i negacji -oddziaływania czynnika solidarności społecznej -w odczuciu sensu bytowania jednostki - w aspekcie subiektywno - empirycznym…

Cały wydział miał nos spuszczony na kwintę, bo po pierwsze - to nikogo nie interesowało a poza tym tajemnicą poliszynela było, że zaliczenie  u magistra P.  jest teoretycznie mało możliwe.

Kiedyś, gdy zobaczył, że piszę zapytał: „czy udaje się panu notować mój wykład ?”

Niezupełnie panie magistrze, .napisałem drobny utwór poetycki.. tak en passant

Magister P. nie dał się wyprowadzić z równowagi:

Nie traci pan czasu, interesujące, a czy mógłby go nam pan przeczytać?

Coś mnie podkusiło. Pomyślałem, że jak na ten upiorny wykład filozofii moja abstrakcyjna rymowanka, może być zabawnym przerywnikiem… a jako kompletny ignorant w temacie filozofii  i tak mam przechlapane…

Podjąłem więc  decyzję publicznej prezentacji, ryzykując swoją  karierę..

Magister P po wysłuchaniu spojrzał na mnie z pewnym uznaniem,  ja na niego z coraz większą obawą co do ewentualnego zaliczenia w tym semestrze.

 Nie pozostawało mi nic innego jak czekać na najgorsze.

 No cóż, postawmy sprawę jasno - powiedział magister P. - takie talenty pojawiały się już samorodnie po roku 1950… pod przykrywką analfabetyzmu… ale poproszę pana o kopię pańskiego utworu… i indeks.

Gdy mu je dostarczyłem, byłem jedynym, który otrzymał zaliczenie w pierwszym terminie.

Spotykałem go przelotnie w następnych latach. Na mój widok uśmiechał się i z lekkim rozbawieniem zadawał to samo pytanie - czy  para się pan nadal  piórem?.

Myślę, że magister P. był jedynym odbiorcą, który wytrzymał moją „subtelność” przekazu
i że miał duży wpływ na moje dalsze skłonności do formowania materii twórczej.

Siwy