Prawem wersu cepem z lewa – prask rekuzą w hreczkosiewa !
Kiedy wir ma sens orędzia, hreczkosieja też napędzia,
renonsując się na raucie, wers swój zbryla po brylancie.
Rady proste w każdym calu - renonsować się po balu.
Kudy tekstu nie kumato - rżnąć należy na kanciato -
jedną chwilą w drugim słowie, bo ta mieści po połowie
Rozbryzgując sporne harce można solo albo w parce
rozgraniczać co splątane - będzie znów renonsowane.
(korektorum tutaj wnoszę, bo splątane za trzy grosze).
Lecz nie winna statystyka, że za pióro ma krytyka…
Ten słowny żarcik ma swoją historię. Odnalazłem go przypadkowo niedawno w swoich notatkach akademickich sprzed lat.
Na mojej uczelni przed laty pojawił się (bez wątpienia z rozdzielnika KW) w roli wykładowcy propedeutyki filozofii - pan magister P. Szło o to, by studentów jednak zdyscyplinować politycznie.
Atutem magistra P. było, że nie zrażał się, wyczuwając ze strony słuchaczy kompletne desinteressement, dla prezentowanych przez siebie tematów, oczywiście jeśli poziom szumu nie przeszkadzał mu w prowadzeniu wykładu z zakresów materializmu dialektycznego i negacji -oddziaływania czynnika solidarności społecznej -w odczuciu sensu bytowania jednostki - w aspekcie subiektywno - empirycznym…
Cały wydział miał nos spuszczony na kwintę, bo po pierwsze - to nikogo nie interesowało a poza tym tajemnicą poliszynela było, że zaliczenie u magistra P. jest teoretycznie mało możliwe.
Kiedyś, gdy zobaczył, że piszę zapytał: „czy udaje się panu notować mój wykład ?”
Niezupełnie panie magistrze, .napisałem drobny utwór poetycki.. tak en passant
Magister P. nie dał się wyprowadzić z równowagi:
Nie traci pan czasu, interesujące, a czy mógłby go nam pan przeczytać?
Coś mnie podkusiło. Pomyślałem, że jak na ten upiorny wykład filozofii moja abstrakcyjna rymowanka, może być zabawnym przerywnikiem… a jako kompletny ignorant w temacie filozofii i tak mam przechlapane…
Podjąłem więc decyzję publicznej prezentacji, ryzykując swoją karierę..
Magister P po wysłuchaniu spojrzał na mnie z pewnym uznaniem, ja na niego z coraz większą obawą co do ewentualnego zaliczenia w tym semestrze.
Nie pozostawało mi nic innego jak czekać na najgorsze.
No cóż, postawmy sprawę jasno - powiedział magister P. - takie talenty pojawiały się już samorodnie po roku 1950… pod przykrywką analfabetyzmu… ale poproszę pana o kopię pańskiego utworu… i indeks.
Gdy mu je dostarczyłem, byłem jedynym, który otrzymał zaliczenie w pierwszym terminie.
Spotykałem go przelotnie w następnych latach. Na mój widok uśmiechał się i z lekkim rozbawieniem zadawał to samo pytanie - czy para się pan nadal piórem?.
Myślę, że magister P. był jedynym odbiorcą, który wytrzymał moją „subtelność” przekazu
i że miał duży wpływ na moje dalsze skłonności do formowania materii twórczej.
Siwy