- Co mam ci napisać kochana?
To pytanie było nieostrożne, bo skazało mnie na ukierunkowaną twórczość.
- Przestań się wyzłośliwiać na wszystko i pisz sonety - odrzekła żona z niewymuszoną szczerością - i przynajmniej jeden na miesiąc a najlepiej o miłości.
Nie ukrywam, że trochę zbiła mnie z tropu. Do miłości bowiem mam stosunek, no powiedzmy, lekko refleksyjny. Ale z żoną się kłócić nie będę, bo jak mówi zwrotnicowy Józek W.: - żona to rzecz święta, której się nawet tknąć nie godzi ..
Mówisz – masz (wprawdzie nie będą to Stepy Akermanu, co najwyżej Małopolska) ale słowo się rzekło i będę tak co miesiąc…
Nie płyń pod falę, gdy płótno umyka
i nie jest lotne, z kierunkiem skłócone.
Twoja samotność nie zniesie ryzyka
gdy ją zapętlisz w pustki drugą stronę.
Nie szukaj echa w zaułkach zmęczonych
gdzie kłamią ciszą zagubione usta.
I nawet miłość błąka się speszona
w szyderstwie śmiechu pozostając pusta.
Nie chcę Cię gonić czółnem pełnym wiatru
i łowić iskry w przeciągach rozchwiane,
co było - będzie do… zawsze kochane.
Odwróć się – biegnie za Tobą czekanie
snów niespełnionych w modlitwach wyklute,
skomląc o Ciebie jak grzech o pokutę.