JustPaste.it

„Świadectwo”

Leżące na podłodze kawałki stłuczonego szkła, ociekające świeżą krwią były jedynym świadectwem minionej kłótni. Cisza zastygła w powietrzu niczym całun okrywający śmierć miłości- tak pięknej i namiętnej, ale jakże kruchej. Równie delikatnej jak to lustro, należące już do przeszłości, które pod wpływem zamaszystego uderzenia pięścią rozsypało się na drobne kawałki. Podobnie jak jej życie.

Stała nieruchomo pośrodku salonu, wpatrując się w drzwi niewidocznym spojrzeniem, z którego biła jedynie pustka. Była ona Jej ostatnim uczuciem wśród dzisiejszych emocji. Wpierw nadeszła złość, będąca skutkiem tych przeklętych, bezbarwnie wypowiedzianych słów, odbijających się wciąż w jej głowie niczym echo:

-Odchodzę. Przykro mi. Zakochałem się… w kimś innym.

Później już tylko ból, rozpacz, gniew oraz strach zradzały się w jej sercu równie szybko, co umierały. Przeplatała je chwilami znikoma, naiwna nadzieja, że kiedyś stanie On w tych cholernych drzwiach, zatrzaśniętych z hukiem, mówiąc: Przepraszam. Wybacz. Popełniłem błąd. Czy możemy spróbować to naprawić?

Teraz nie czuła już nic.

Krople krwi ściekały stróżkami po jej drobnej dłoni. Spadając na śnieżnobiały dywan, wybijały niemal regularny rytm. Szkarłatny, życiodajny płyn rozprzestrzeniał się po pomieszczeniu wsiąkając w kolejne włókna jaj koszuli oraz wszystko inne, co stanęło mu na drodze. Przypominało to epidemię, lecz pomiędzy tą sceną, a szerzącym się wirusem istniała jedna, zasadnicza różnica. Trędowaci, chorzy, zakażeni żyli nadzieją, że przetrwają, ocaleją.

Ona nie chciała życia. Zrezygnowała z niego w momencie, kiedy wraz z odgłosem zamykanych drzwi podniosła lustrzany odłamek. Wbrew pozorom, na początku nie chciała się zabić. Jej dłoń zastygła w pół drogi do twarz, a oczy spoglądały na swoje odbicie, zniekształcone w potłuczonym kawałku zwierciadła. Co takiego zobaczyła, co skłoniło ją do późniejszych czynów?

Nic nadzwyczajnego: brązowe włosy, rozczochrane w porannym nieładzie, smutne, zielone oczy przepełnione łzami, które również spływały rzewnie po bladych policzkach oraz ramiona zwieszone w dół w przypływie rezygnacji. Jednak nic tak nie zwracało uwagi jak jej spojrzenie, z którego można była wyczytać, że już się poddała.

Przystawiła ostrze do lewej ręki, przecinając żyły, wyraźnie rysujące się na porcelanowej skórze. Z każdą kroplą uciekało z niej życie. Promienie słońca wpadały do salonu przez szklane drzwi prowadzące do ogrodu, oświetlając kałuże szkarłatnej kwi i ledwo żywe jeszcze ciało, które leżało zimne, bezwładnie na podłodze. Zimny wiatr wpadał przez uchylone okno, wprawiając w ruch błękitne zasłony, które zaczęły łopotać.

Niczym przez mgłę dostrzegła jeszcze pochylającą się nad nią, przerażoną twarz, którą dobrze pamiętała z dzieciństwa, usta wołające o pomoc oraz ręce sięgające po telefon. To były jej ostatnie chwile, jej ostatnie wspomnienia. Potem nastał już tylko czarna otchłań.

Kilka miesięcy później ktoś wspominał tą historię. Dziewczynę, która zabiła się w samotności, nie mogąc znieść rozstania i pustki. Zrozpaczonego, obwiniającego się mężczyznę, który trzy dni po pogrzebie byłej narzeczonej dowiedział się, że nosiła w sobie jego dziecko.
Osoba, rozpamiętując te wydarzenia uroniła jedną, samotnie spływającą po policzku łzę, po czym odłożyła, trzymaną od dawna w ręce żyletkę na dno szuflady. W jej głowie zrodziła się myśl, która będzie jej towarzyszyć do końca życia:
-Za dużo już jest na tym świecie niepotrzebnej śmierci.