JustPaste.it

Wielkousty Michael Jackson z Port Sunlight

Pete Burns - niegdyś wielka gwiazda, obecnie pośmiewisko opinii publicznej. Zaczął jak Michael Jackson, skończył jak człowiek-słoń. Ideał sięgnął bruku?

Pete Burns - niegdyś wielka gwiazda, obecnie pośmiewisko opinii publicznej. Zaczął jak Michael Jackson, skończył jak człowiek-słoń. Ideał sięgnął bruku?

 

Postać (co najmniej) nietuzinkowa

Zazwyczaj piszę o artystach z Polski, ale tym razem zajmę się zespołem muzycznym z ojczyzny Williama Szekspira. I to nie jakimś niszowym, elitarnym, mało znanym, tylko mainstreamowym i mającym za sobą chwile międzynarodowego rozgłosu. Zwrócę uwagę na jego twórczość artystyczną, a także na jednego z członków, który - delikatnie mówiąc - jest postacią nietuzinkową. Cóż, można się nie interesować życiem ludzi z popowego panteonu, ale są takie jednostki, obok których nie da się przejść obojętnie. Czasem pragnienie dowiedzenia się czegoś o jakiejś postaci jest silniejsze od wyznawanej zasady “gardzę głównym nurtem i jego personelem“. Nie pomoże tutaj fakt, że na co dzień odczuwa się potrzebę odkrywania nieznanych muzyków z własnego kraju.


Upiór Estrady

Wielkousty odpowiednik Michaela Jacksona, wymieniony w tytule niniejszego artykułu, zaintrygował nawet mnie, osobę preferującą mocne brzmienia i zaangażowane politycznie teksty. Napiszę więc kilkanaście akapitów o jego dolach i niedolach. Najpierw jednak scharakteryzuję jego formację, która - żeby było ciekawiej - bardzo mi się spodobała pod względem muzycznym. Wypada odnotować, że najpierw usłyszałam sztandarowy przebój tej grupy, a dopiero potem zobaczyłam zdjęcia wielkoustego i poznałam jego burzliwy życiorys. Miałam szczęście. Naprawdę miałam szczęście. Moim zdaniem, liczy się sztuka, nie zaś to, że atrakcyjny niegdyś wykonawca jest dziś Upiorem Opery (a raczej Upiorem Estrady). Dzięki temu, że w pierwszej kolejności zapoznałam się z brzmieniem muzyki, uniknęłam wielu szkodliwych uprzedzeń. Po prostu nie zdążyłam ukierunkować swojego toku myślenia.


Od gotyku do popu

Historia kapeli Dead or Alive (DOA) sięga lat siedemdziesiątych XX wieku, kiedy to w Wielkiej Brytanii funkcjonował zespół Nightmares in Wax, mający cechy post punku i gotyku. Formacja ta - jak podaje Wikipedia - okazała się fundamentem, na którym w 1980 roku wybudowano projekt DOA. Nowopowstała grupa Dead or Alive początkowo kontynuowała dzieło Nightmares in Wax, nagrywając utwory ponure i niekomercyjne. Szybko jednak zmieniła kurs i stała się kapelą mainstreamową, grającą szeroko pojętą muzykę popularną. Zespół DOA zdołał przetrwać ponad trzydzieści lat: oficjalnie zamknął swoją działalność w drugiej połowie 2011 roku. Pozostawił po sobie siedem płyt długogrających, wiele singli, teledysków, składanek i remiksów. Jego największy hit, “You Spin Me Round (Like a Record)”, jest chętnie słuchany aż po dziś dzień.


Podbój świata

Formacja, o której mowa, odniosła sukces nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, ale również za granicą. Duże uznanie zdobyła zwłaszcza w Japonii, gdzie dawała koncerty i występowała w telewizji. Dowodem na sławę Dead or Alive jest także fakt, że kawałki tej grupy stały się natchnieniem dla wielu młodszych wykonawców. Własne interpretacje “You Spin Me Round” stworzyli m.in. Danzel i Marylin Manson. Popularność DOA nie powinna dziwić, gdyż grupa ta nagrywała naprawdę przyjemne piosenki - rytmiczne, melodyjne, wpadające w ucho i pozostające tam jeszcze długo po zakończeniu słuchania. Pisząc o twórczości Dead or Alive, trudno nie wspomnieć o wokaliście, obdarzonym dobrym głosem i dużymi umiejętnościami śpiewackimi. Pete Burns, bo o nim mowa, to nie tylko utalentowany artysta, ale również postać barwna i kontrowersyjna. Przyjrzyjmy mu się nieco bliżej.


Androgynia i eksperymenty

Peter Jozzeppi Burns urodził się 5 sierpnia 1959 roku w Port Sunlight. Z pochodzenia jest pół-Anglikiem i pół-Żydem (jego matka, niemiecka Żydówka, wyemigrowała z hitlerowskiej III Rzeszy). Tym, co czyni Burnsa postacią nietypową i wzbudzającą zainteresowanie, jest androgyniczna osobowość - psychika częściowo męska, a częściowo żeńska. W latach osiemdziesiątych Pete manifestował swoją skomplikowaną tożsamość poprzez specyficzny image i nietypowe zachowanie. Prezentował się światu jako słodki, uroczy, zniewieściały chłopaczek albo silna, twarda, charakterna baba z jajami. Potem woda sodowa uderzyła mu do głowy i zaczął eksperymentować ze swoim ciałem, poddając się niepotrzebnym, wyszukanym i ryzykownym operacjom plastycznym. Skończył jak Michael Jackson, a nawet gorzej. Jeden z jego zabiegów, polegający na powiększeniu ust, okazał się absolutną porażką.


Nieudana operacja plastyczna

Podczas operacji Burns zaraził się gronkowcem. Zakażenie zrujnowało jego wygląd i zdrowie, a także doprowadziło go do depresji i myśli samobójczych. Przez osiemnaście miesięcy artysta zmagał się ze skutkami fatalnego zabiegu, wydawał fortunę na leczenie infekcji i operacje rekonstrukcji twarzy. W filmie dokumentalnym “Psychic Therapy with Pete Burns” (“Terapia Psychiczna z Petem Burnsem”) wokalista wyznał, że lekarze walczyli nie tylko o uratowanie jego zagrożonych amputacją warg, ale przede wszystkim o ocalenie jego życia. Największą pomoc otrzymał Pete od medyka specjalizującego się w ratowaniu ludzi oszpeconych wskutek choroby nowotworowej. Epizod z gronkowcem niewątpliwie był dla artysty bolesnym doświadczeniem. Można się o tym przekonać, oglądając fragment reportażu “Celebrity Plastic Surgery Gone Too Far” (“Celebryckie Operacje Plastyczne Zaszły Za Daleko”), w którym Burns mówi, że życzył swojemu chirurgowi plastycznemu śmierci.


Człowiek nieszczęśliwy (cz. 1)

Frontmana Dead or Alive nie da się uznać za człowieka szczęśliwego. W młodości padł on ofiarą gwałtu, był też prześladowany przez rówieśników ze względu na swoją odmienność (androgynię). Z przystojnego, ekstrawaganckiego mężczyzny, jakim był w latach osiemdziesiątych, przeobraził się w indywiduum o męskim ciele, zdeformowanej kobiecej twarzy i gigantycznych, odstających ustach przypominających wargi Claymana, bohatera gry komputerowej “The Neverhood”. Stracił znaczną część majątku zmagając się z konsekwencjami nieudanej operacji plastycznej. Gdyby nie konieczność ratowania własnej twarzy, mógłby przeznaczyć pieniądze na cele charytatywne albo na luksusy godne międzynarodowej gwiazdy.


Człowiek nieszczęśliwy (cz. 2)

Małżeństwo piosenkarza z Lynne Corlett rozpadło się po dwudziestu ośmiu latach pożycia. Późniejszy, dwuletni związek homoseksualny okazał się zaś wielkim rozczarowaniem i nieporozumieniem. Pete kilkakrotnie miał problemy z prawem (nielegalne posiadanie futra z goryla, rękoczyny podczas awantur z partnerem Michaelem Simpsonem). Na domiar złego, został kiedyś zaatakowany w miejscu publicznym przez agresywnego fana. Te wszystkie przykrości, połączone ze stanami depresyjnymi i skłonnościami samobójczymi, czynią życiorys artysty niezwykle ponurym. Jakże groteskowo wygląda smutna biografia zestawiona z cudaczną aparycją bohatera! Dzieje angielskiego muzyka byłyby zabawne, gdyby nie były tragiczne.


Kierunek - telewizja

Kapela DOA wyszła z mody gdzieś tak na przełomie XX i XXI wieku. Znerwicowanemu, ciężko doświadczonemu przez los Burnsowi zaczęło grozić kolejne nieszczęście: odejście w zapomnienie, zniknięcie ze świadomości społecznej. Pete, który widocznie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, został stałym bywalcem rodzimych stacji telewizyjnych. Wystąpił w wielu miernych programach rozrywkowych, takich jak “Celebrity Big Brother” (“Big Brother Sław”), “Wife Swap” (“Zamiana Żon”), “The Weakest Link” (“Najsłabsze Ogniwo”) czy “This Morning“ (“Tego Ranka“ - brytyjski odpowiednik “Dzień Dobry TVN“). O wzlotach i upadkach wokalisty rozpisała się prasa brukowa. I tak Burns, który niegdyś był gwiazdą światowego formatu, zamienił się w kogoś pokroju Frytki lub Joli Rutowicz.


Rozpaczliwy krzyk o pomoc

Ogólnokrajowe stacje telewizyjne pokazywały artystę bardzo chętnie, bo to przecież wielka osobliwość: przewrażliwiony facet, posiadający zdeformowaną kobiecą twarz i noszący wyłącznie babskie ubrania. Frontman Dead or Alive doczekał się nawet własnego reality show, w którym organizował casting na osobistego asystenta. Upadek z dużej wysokości, ot co! Angielski muzyk, mimo wszystko, zasługuje na wyrozumiałość i współczucie. Wiadomo, że człowiek jest kowalem własnego losu, a Pete sam sobie wybrał drogę życiową, ale chyba nikt nie chciałby się znaleźć w jego sytuacji. Przedziwne parcie na szkło, prezentowane przez wokalistę w ostatnich latach, nosi znamiona rozpaczliwego krzyku o pomoc. Nieszczęśliwy, mający problemy z samym sobą Burns próbuje zwrócić na siebie uwagę, a media traktują go jak żywe kuriozum, które może zwiększyć oglądalność danego programu. Frustrujące.


Michael i Pete - charakterystyka porównawcza

Istnieje wiele podobieństw między Michaelem Jacksonem a Petem Burnsem. Obaj artyści przyszli na świat pod koniec lat pięćdziesiątych: ten pierwszy w roku 1958, a ten drugi w 1959. Każdy z nich urodził się jako przedstawiciel mniejszości etnicznej (Michael był Afroamerykaninem, Pete miał matkę pochodzenia żydowskiego). W latach osiemdziesiątych opisywani piosenkarze byli gwiazdami, a dwadzieścia lat później stali się pośmiewiskami publiczności. Zarówno Jackson, jak i Burns ulegli oszpeceniu w wyniku częstych wizyt u chirurgów plastycznych. Obydwaj muzycy nabawili się problemów zdrowotnych (Michael zapadł na bielactwo nabyte, Pete zaraził się gronkowcem). Jackson miał kłopoty z nosem, a Burns z ustami. Królowi Popu zarzucano, że zmienił kolor skóry, bo nie akceptował swojej rasy. Naturalnie, była to nieprawda. O Pecie krążą plotki, że poddał się korekcie płci, chociaż jest to wierutne kłamstwo (Burns nigdy nie deklarował, że czuje się “nią”. W autoprezentacji, przygotowanej na potrzeby “Big Brothera”, tłumaczył, że nie chce być niewiastą, tylko próbuje kobieco wyglądać. Pete, wbrew pozorom, nadal postrzega siebie jako mężczyznę). Michael był zmuszony chodzić w masce, a ten drugi ukrywa swoją zniszczoną facjatę pod grubą warstwą makijażu. Zadziwiająca zbieżność ludzkich losów.


Obraz Burnsa w polskich mediach

Postanowiłam sprawdzić, jak o wokaliście Dead or Alive pisze się obecnie w polskojęzycznych mediach internetowych. Przeprowadziłam małe badanie, polegające na analizie dwudziestu stosunkowo nowych (lata 2011-2012) artykułów ze wzmiankami o tym artyście. Okazało się, że siedemnaście tekstów przedstawiało celebrytę w świetle jego odpychającej powierzchowności, dwa mówiły o przekraczaniu przez niego norm genderowych, a jeden opisywał go jako “upadłą gwiazdę lat osiemdziesiątych”. Myślę, że nie wymaga to obszernego komentarza. Dla polskich mediów Pete Burns jest “dziwakiem”, “dziwadłem”, “oryginałem”, “żabą”, “straszydłem” “kreaturą”, “potworem”, “maszkarą”, “bestią”, “monstrum”, “przerysowaną eksgwiazdą”, “karykaturą człowieka”, “największym koszmarem chirurgii plastycznej” i “straszakiem dla niegrzecznych dzieci”. Wymienione epitety to autentyczne cytaty ze znalezionych przeze mnie artykułów. Dziennikarze robią z piosenkarza chodzącą sensację, lekceważą zaś jego liczne osiągnięcia i niemały talent wokalny. Obraz Burnsa w polskich mediach jest zdecydowanie negatywny. Czy to na pewno słuszne i sprawiedliwe?


Wydobyć muzykę z lamusa

Szkoda, że tak rzadko pisze się o tym człowieku jako o zapomnianej gwieździe sprzed dwudziestu lat, a o utworach DOA - jako o starych przebojach, które warto wydobyć z lamusa. Jak już napisałam, kawałki Dead or Alive są całkiem miłe dla ucha. Brzmią one znacznie lepiej od współczesnych hitów, które często są pozbawione chwytliwej melodii i zniewalającego rytmu. “You Spin Me Round (Like a Record)” to piosenka nad wyraz uzależniająca, którą dałoby się słuchać przez kilka godzin bez przerwy. “Something In My House”, “In Too Deep”, “My Heart Goes Bang”, “Brand New Lover”, “Lover Come Back To Me” i “Come Home (With Me Baby)” to również utwory udane i godne polecenia. Nie są to, oczywiście, arcydzieła, ale bez wątpienia mogą dostarczyć odbiorcy odrobinę rozrywki. Tak, tak - kawałki Dead or Alive są przeznaczone do tańca, a nie do różańca. Ciekawą sprawą jest to, że kiedy ich słuchałam, odnosiłam wrażenie, iż skądś już je znam. Być może słyszałam je kiedyś w radiu, telewizji lub na jakiejś imprezie masowej. Albo po prostu padłam ofiarą zjawiska deja entendu (z franc. już słyszane).


Człowiek-słoń XXI wieku

Zarówno w polskich, jak i w zagranicznych mediach opowiada się o karierze Petera Jozzeppiego Burnsa jak o czymś przeszłym, zakończonym, pogrzebanym. Jak o czymś, co było, minęło i nigdy nie wróci. Wokalista Dead or Alive nie ma już statusu megagwiazdy, jest raczej pokazywany jako cudak, na którym można sporo zarobić. Przepraszam za porównanie, ale przypomina mi się przypadek dziewiętnastowiecznego człowieka-słonia. Media i ich odbiorcy często naśmiewają się z przerażającej, wynaturzonej aparycji Burnsa. Moim zdaniem, jest to nieetyczne, zupełnie jak wyszydzanie osoby chorej. Pamiętajmy: Pete zaraził się gronkowcem, lekarze w pierwszej kolejności walczyli o uratowanie jego życia, a dopiero w drugiej o ocalenie jego urody. Poszkodowany cierpiał fizycznie i psychicznie, zapadł na depresję, chciał popełnić samobójstwo, wydał na leczenie “większość swoich życiowych oszczędności“ (źródło: angielskojęzyczna Wikipedia). Otrzymał od losu bardzo dużo, a potem to wszystko stracił niczym biblijny Hiob.


Dajmy mu już spokój!

To nie jest śmieszne, nawet w kontekście faktu, że artysta zaczął uczestniczyć w idiotycznych programach telewizyjnych. Inna kwestia, że całej tej tragedii można było zapobiec. Burns nie doświadczyłby tych wszystkich nieszczęść, gdyby był człowiekiem z głową na karku, a nie pustym narcyzem, rozpuszczonym megalomanem i lekkomyślnym karierowiczem. Mówi się, że za głupotę (w tym przypadku - próżność) trzeba płacić. Frontman DOA faktycznie poniósł za swoje postępowanie dotkliwą i odstraszającą karę. Tyle mu wystarczy, nie musimy mu dokładać przykrości. Nie patrzmy na to, jak on teraz wygląda i jak rozpaczliwie próbuje nam zasygnalizować swoje istnienie. Słuchajmy jego największych przebojów, oglądajmy stare teledyski, podziwiajmy piękne zdjęcia z lat osiemdziesiątych. Bo właśnie to, drodzy Państwo, jest najistotniejsze.


Natalia Julia Nowak,
19-23 listopada 2012 r.



PS. Refleksja po zakończeniu pisania: chyba nie ma nic gorszego od starych “dinozaurów”, które kiedyś były wielkimi gwiazdami, a teraz za wszelką cenę próbują odzyskać popularność. Ci ludzie są sfrustrowani, bo nadal mają wielkie ambicje, ale brakuje im tego, co w show-biznesie najważniejsze: młodości, urody, zdrowia i energii. Przedstawiciele starszego pokolenia często próbują przypodobać się młodzieży, co w wielu przypadkach daje żałosny/komiczny efekt (przykład: opisany w powyższym artykule Pete Burns).

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych