JustPaste.it

Barbarzyństwo powróci

Niektórzy obwiniają chrześcijaństwo o wielowiekowe barbarzyństwo. Ci sami wróżą chrześciaństwu rychły koniec. Jeśli mają rację, to i barbarzyństwo powinno zniknąć.

Niektórzy obwiniają chrześcijaństwo o wielowiekowe barbarzyństwo. Ci sami wróżą chrześciaństwu rychły koniec. Jeśli mają rację, to i barbarzyństwo powinno zniknąć.

 

Dwie wrześniowe rocznice — wybuchu drugiej wojny światowej, najtragiczniejszego doświadczenia XX wieku, oraz zamachów terrorystycznych z 2001 roku, wyznaczających faktyczny początek wieku XXI — powinny skłaniać do zastanowienia nad tym, czy barbarzyństwo, pod znakiem którego stał miniony wiek, może jeszcze kiedykolwiek na taką skalę powrócić.

Żyjącym we względnym dobrobycie społeczeństwom zachodnim powrót barbarzyństwa na masową skalę wydaje się niemożliwy. Barbarzyństwo kojarzy się z brakiem cywilizacji i kultury, dzikością i okrucieństwem. Bardziej pasuje do starożytności i średniowiecza niż współczesności, zwłaszcza tej zachodniej.

Zupełnie inne zdanie na ten temat ma Thérèse Delpech, francuska politolog, która w swojej błyskotliwej książce pt. Powrót barbarzyństwa w XXI wieku[1] dowodzi, że znajdujemy się o krok od powtórzenia się tragedii podobnych do tych, które miały miejsce w XX wieku. Na jego początku wydawało się, że w wyniku gwałtownego postępu technicznego świat czeka tylko era pokoju. Szybko okazało się, jak płonne były to nadzieje. Autorka odkrywa niezauważone lub zlekceważone symptomy tragedii, które potem nadeszły; kreśli paralelę między początkami XX i XXI wieku, wskazując, że dziś możemy popełnić te same błędy. Książka francuskiej pisarki nie jest kasandryczną przepowiednią, lecz ostrzeżeniem, wezwaniem społeczeństw i rządów do zmiany postawy wobec przemocy i międzynarodowego bezprawia, zmiany, która mogłaby odwrócić bieg wydarzeń.

Zdaniem Delpech niespodziewane wstrząsy i nieustanna zmiana sytuacji to znaki naszych czasów. Od 11 września 2001 roku nasza wyobraźnia nie jest w stanie nadążyć za wydarzeniami. W tym stanie rzeczy powrót barbarzyństwa nie jest tak nieprawdopodobny? I nie byłby to wcale powrót z odległych epok historycznych, ale z czasów bardzo nieodległych — rewolucji francuskiej, pierwszej i drugiej wojny światowej, rewolucji kulturalnej w Chinach, rzezi w Rwandzie czy oblężenia Sarajewa.

Niewyobrażalne barbarzyństwo, którego doświadczyła ludzkość w XX wieku, musiało wpłynąć na stępienie wrażliwości całych społeczeństw. Żywioły zniszczenia, w których społeczeństwa te uczestniczyły, albo których tylko były świadkami, raz puszczone w ruch, nie dadzą o sobie łatwo zapomnieć.

Nauka z przeszłości

Powrót barbarzyństwa jest tym pewniejszy, im bardziej przestajemy rozumieć historię. A przecież to ona pozwala nam budować przyszłość na fundamencie przeszłości, czerpać z niej nauki, by nie powtarzać starych błędów. Skoro jednak lekceważymy historię, ślepi na obrazy, które nam ukazała, głusi na jej przesłanie — skazujemy się na to, że będzie nas zaskakiwać i brutalnie traktować.

Dotarliśmy do czasów, w których sami jesteśmy w stanie doprowadzić do rzeczywistego końca świata. To powinno skłaniać do większej ostrożności i odpowiedzialności, zwłaszcza Europejczyków, którzy w minionym wieku już dwa razy, w 1914 i 1939, podpalali świat. Obie te wojny nie wybuchły zupełnie niezapowiedzianie. Już na lata przed nimi zapaliło się wiele czerwonych światełek wieszczących nadchodzącą burzę. Niestety pozostały albo niezauważone, albo zlekceważone.

Według Delpech jedną z przyczyn ubiegłowiecznej przemocy było zachwianie równowagi między tempem przemian technologicznych, a tempem przemian społecznych i politycznych. Nowoczesna technologia w rękach zacofanych moralnie i politycznie społeczeństw może doprowadzić do katastrofy. Tak było z Niemcami w XIX i pierwszej połowie XX wieku, przeżywającymi regres duchowy i moralny połączony z brakiem równowagi politycznej i wyjątkowo szybkim uprzemysłowieniem.

Erozja teologii oraz idee końca religii ujawniły pustkę w cywilizacji Zachodu, pustkę szybko zapełnioną przez niszczycielskie substytuty — komunizm, faszyzm i nazizm. Chrześcijaństwo z wiarą we władzę wyższą, boską, w grzeszność ludzkości i ograniczoność ludzkiego rozumu oddziaływało hamująco na społeczeństwa i rządzących. Odrzuceniu tych wierzeń towarzyszyło pojawienie się wolnych od ograniczeń i zdolnych do wszelkich zbrodni totalitaryzmów.

Młodzi mieszkańcy Zachodu nie pamiętają już o tragediach XX wieku, które dotykały ich świat. Nie pamiętają, że zamożność, spokój i zaspokajanie przyjemności mogą się zostać brutalnie przerwane. A nie pamiętają, bo nie chcą pamiętać. Wypierają minione tragedie ze świadomości. Pomaga im w tym nowoczesna technologia, pozwalając spędzać więcej czasu w świecie wirtualnym, który wydaje się być ciekawszy, niż w rzeczywistym, który jest coraz mniej rozumiany.

Koniecznością staje się dziś odzyskanie umiejętności rozumienia rzeczywistości. Potrzeba ku temu pamięci, by nie powtarzać błędów przeszłości, często polegających na zwlekaniu do ostatniej chwili z podjęciem nieodzownych decyzji, lekceważeniu sygnałów ostrzegawczych, obserwowaniu rozwoju zła bez żadnej reakcji. Pamięć przypomina, że wolność i pokój nie trwają wiecznie. Aleksandr Sołżenicyn pisał: „Jeśli globalna lekcja XX wieku nie posłuży jako szczepionka, ogromny huragan może się odnowić z całą siłą”[2].

Na początku ubiegłego wieku, w 1905 roku Albert Einstein ogłosił teorię względności. Jej ogromne powodzenie przypisywał potem nie tyle jej doniosłości — bo tę tylko niewielu rozumiało — co samemu pojęciu „względność”. Ludziom podobała się myśl, że wszystko jest względne; że nie ma nic stabilnego i trwałego.

Nawet w sztuce nastąpiło zerwanie z tradycyjnym obrazem artystycznym, pojawił się chaos, agresywność, pochwała przemocy i wojny. To działało na wyobraźnię mas.

Potem pojawił się Adolf Hitler, który dowiódł, że zbrodnie, które były nie do pomyślenia przed nim, są jednak możliwe. A stały się możliwe dzięki zamętowi w umysłach oraz będącej pokłosiem pierwszej wojny światowej brutalizacji Europejczyków, ich niezdecydowaniu wobec szerzącego się zła i strachowi przed przyszłością.

Wiek przemocy i strachu

Nie ma wątpliwości, że rodzaj ludzki na początku XX wieku uległ spaczeniu, którego przyczyn i ostatecznych konsekwencji do końca jeszcze nie znamy. A jaki będzie XXI wiek? Zdaniem autorki Powrotu barbarzyństwa... rozwój technologiczny świata zachodniego, jego pustka duchowa oraz wszechobecna przemoc nie skłaniają do optymizmu.

  • Postęp technologiczny może nie tylko pomóc, ale i zagrozić naszej egzystencji. Nie zawsze jesteśmy w stanie nad nim zapanować. Poważnym ostrzeżeniem winien być tu Czarnobyl. Obawy budzi również gwałtowny rozwój biotechnologii, którego rządy nie są nawet w stanie do końca kontrolować. W 2003 roku naukowcy australijscy w trakcie badań nad ospą zniszczyli system odpornościowy doświadczalnych myszy. Co by się stało, gdyby podobne doświadczenia prowadzono na ludziach? Grozi nam też militaryzacja kosmosu. Satelity wojskowe są dziś oczami walczących na ziemi armii. Pojawienie się broni zdolnej niszczyć urządzenia kosmiczne wroga wydaje się przesądzone, podobnie jak pojawienie się kosmicznej broni zaczepnej wymierzonej w cele naziemne. Zważywszy na znaczenie cywilnej telekomunikacji satelitarnej taki konflikt poważnie zdestabilizuje sytuację na całym globie.
  • Terroryzm. Przewiduje się, że w ciągu najbliższych 20 lat co najmniej w jednym z państw zachodnich dojdzie do poważnego zamachu terrorystycznego. Nowoczesne technologie przenikają do ugrupowań terrorystycznych. Zdobycie przez nie broni atomowej, chemicznej lub — co bardziej prawdopodobne, bo najmniej kłopotliwe, a równie skuteczne — biologicznej, to tylko kwestia czasu. Co stałoby się z Europą zaatakowaną na jeden z tych sposobów? Ofiary nie będą wtedy liczone w tysiącach, a w setkach tysięcy. Jaki wpływ miałoby to na społeczeństwa europejskie, na wzrost populizmu i ekstremizmu?
  • Rozkład Afryki. AIDS, wojny, głód, korupcja, przestępczość i nieudolność rządzących niszczy cały kontynent. Afryka potrzebuje edukacji, opieki zdrowotnej i sił militarnych zdolnych utrzymać pokój, ale nikt z wielkich graczy tego świata nie kwapi się z pomocą.
  • Rozprzestrzenienie się broni nuklearnej na Bliskim Wschodzie. Dziś ma ją prawdopodobnie Izrael. Ale niedługo może mieć ją Iran, a za nim Arabia Saudyjska i Egipt, bojące się regionalnej dominacji Iranu.
  • Problem izraelsko-palestyński to kolejne zagrożenie mogące przerodzić się w konflikt międzynarodowy — nieustanny punkt zapalny w relacjach między Izraelem a sąsiadującymi z nim państwami muzułmańskimi.
  • Niestabilny Pakistan.  Co stałoby się, gdy radykalne ugrupowania islamistyczne przejęły władzę w dysponującym bronią atomową i środkami jej przenoszenia Pakistanie? Albo co stałoby się, gdyby doszło do konfliktu nuklearnego z Indiami? Destabilizacja tego regionu, to destabilizacja świata.
  • Chiny i Tajwan to kolejny zapalny punkt na mapie globu. Istnienie dwóch państw chińskich jest dla Chin nie do przyjęcia. Tajwańczycy zaś, objęci gwarancjami Amerykanów, ani myślą jednoczyć się z Chinami. Kryzys wydaje się nieunikniony.
  • Sytuacja w Korei Północnej również musi budzić niepokój, zwłaszcza jej wojownicza retoryka, za którą stoi jednak całkiem realna, uzbrojona po zęby armia, gotowa, choćby za cenę samozniszczenia, roznieść w pył swoich pobratymców z południa i ich amerykańskich sojuszników.
  • Klęski żywiołowe i pandemie. Początek XXI wieku już zaznaczył się wielkimi katastrofami naturalnymi — tsunami, które pochłonęło 300 tysięcy ofiar, i cyklonem, który zniszczył Nowy Orlean. A to dopiero początek wieku. Epidemie SARS, ptasiej i świńskiej grypy oraz rozszerzanie się AIDS i innych wydawałoby się zapomnianych już chorób, wzmagają tylko powszechnie odczuwalny strach przed przyszłością.

Wiek, który wciąż jeszcze jest u swego początku, będzie niewątpliwie wiekiem strachu i przemocy — przemocy wyrażającej się nie tylko zdolnością państw, ale nawet małych ekstremistycznych grup lub jednostek do wyrządzania szkód i popełniania zbrodni na olbrzymią skalę.

Czy jest ratunek?

W epilogu do swojej książki Depech stwierdza, że choć w sercu historii tkwi zło, to człowiek współczesny koniecznie chce to wyprzeć ze swojej świadomości, uczynić ze zła temat tabu, tak jakby obawa przed przyszłością miała zniknąć przez samo niemówienie o nim. Pisarka dochodzi do wniosku, że dzisiejszemu schyłkowemu światu, w którym panuje zamęt i duchowa pustka, najbardziej brak obietnicy przyszłości, bez której przetrwanie nie jest możliwe. Ratunek widzi w wyrwaniu etyki z odrętwienia, w jakim się znajduje, poddaniu przeszłych okrucieństw sprawiedliwej ocenie, wyciągnięciu z nich wniosków. Społeczeństwa muszą dążyć do odzyskania wolnej woli, widocznej w faktycznym wpływie na wydarzenia, by „nie dopuścić do fatalnego sprzężenia środków technicznych (...) z nihilistycznymi skłonnościami wyrosłymi ze współczesnych nieszczęść”[3].

Nie negując powyższej konkluzji i nadziei autorki Powrotu barbarzyństwa..., że byłoby dobrze, gdyby ludzkość z czegoś się wyrwała, coś odzyskała, czy do czegoś nie dopuściła, ośmielę się jednak wyrazić wątpliwość co do „samozbawczych” zdolności naszego gatunku. Jak dotąd bowiem udawało nam się tylko coś wręcz przeciwnego.

Jedyny ratunek jest w Jezusie Chrystusie — nie na darmo zwanym Zbawicielem — który zapowiadając swoje wniebowstąpienie, obiecał: „Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli”4. Dla ludzkości żyjącej w lęku to jest ta zagubiona obietnica przyszłości. Lepszej nie znajdziemy.

Olgierd Danielewicz

 

[1] Thérèse Delpech, Powrót barbarzyństwa w XXI wieku, w przekł. Wiktora Dłuskiego, Warszawa 2008.[2] Tamże, s 68. [3] Tamże, s. 304. [4] J 14,1-3.

[Artykuł został opublikowany w miesięczniku „Znaki Czasu” 9/2009].

 

 

Autor: Olgierd Danielewicz