JustPaste.it

Kilka cech natury ludzkiej

Czym się różnią mózgi kobiety i mężczyzny? O czym decyduje testosteron? Dlaczego mężczyźni zdradzają? Czym jest świadomość i wolna wola?

Czym się różnią mózgi kobiety i mężczyzny? O czym decyduje testosteron? Dlaczego mężczyźni zdradzają? Czym jest świadomość i wolna wola?

 

 

Skąd się wzięły dwie płcie? Czym się różnią mózgi kobiety i mężczyzny? O czym decyduje testosteron? Dlaczego mężczyźni zdradzają? Czym jest świadomość i wolna wola? Czym jest miłość?

 

 

Słaba płeć?

Niektóre różnice między kobietą a mężczyzną są powszechnie znane:-) a niektóre prawie wcale. Przedstawię tu część a zainteresowanych szczegółami odsyłam do świetnych książek: ”Płeć mózgu” autorstwa Anne Moir i Davida Jessela oraz „Lewy mózg, prawy mózg” autorstwa Sally Springer i Georga Deutscha. Przy czym oczywiście mowa o przeciętnej kobiecie i przeciętnym mężczyźnie.

  • Dziewczynki wcześniej zaczynają czytać a później łatwiej radzą sobie z językami obcymi i mają bogatsze słownictwo  natomiast mężczyźni są lepsi w naukach ścisłych i myśleniu abstrakcyjnym.
  • Kobiety lepiej słyszą.
  • Kobiety lepiej widzą w nocy a mężczyźni lepiej w jasnym świetle.
  • Kobiety mają lepszą pamięć wzrokową a mężczyźni lepsze wyczucie perspektywy.
  • Pole widzenia mężczyzn jest węższe, ale z większą głębią ostrości.
  • Kobiety silniej reagują na ból, ale ich wytrzymałość na długotrwały ból jest większa.
  • Kobiety mają nieporównywalnie większą wrażliwość dotykową.
  • Kobiety są bardziej wrażliwe na smaki gorzkie a mężczyźni lepiej rozróżniają smaki słone.
  • Kobiety mają czulsze powonienie i generalnie bardziej wrażliwe zmysły.
  • Mężczyźni lepiej orientują się w terenie i łatwiej czytają mapy, ale kobiety lepiej radzą sobie w relacjach międzyludzkich.
  • Mężczyźni mają lepszą koordynację linii oko-ręka i wyższe zdolności motoryczne przy przewidywaniu toru rzuconego przedmiotu.
  • Kobiety lepiej wykonują precyzyjne prace manualne.
  • Kobiety lepiej wykonują proste obliczenia (być może dlatego więcej jest księgowych-kobiet niż księgowych-mężczyzn) a mężczyźni lepiej radzą sobie tam gdzie niezbędne jest bardziej skomplikowane rozumowanie matematyczne (np. przekształcanie wzorów).

Istotne różnice można znaleźć również w samej budowie i funkcjonowaniu mózgu:

  • kobiety mają większą liczbę połączeń między półkulami, dzięki czemu między prawą i lewą półkulą następuje wymiana większej ilości informacji;
  • funkcja mechanizmów językowych jest u kobiet skoncentrowana w przedniej części lewej półkuli a u mężczyzn rozproszona po przedniej i tylnej części półkuli;
  • funkcja zarządzania słownictwem jest u kobiet rozproszona po obu półkulach a u mężczyzn skupiona w lewej półkuli;
  • funkcja postrzegania wzrokowo-przestrzennego jest u kobiet rozproszona po obu półkulach a u mężczyzn skoncentrowana w prawej półkuli;
  • funkcja odczuwania emocji jest u kobiet rozproszona po obu półkulach a u mężczyzn w prawej półkuli.

Generalnie mózgi męskie są bardziej wyspecjalizowane a kobiece bardziej uniwersalne.

 

No i wreszcie – mężczyźni noszą w sobie naturalną agresję, za którą odpowiedzialny jest testosteron. Są bardziej skłonni do przemocy fizycznej i częściej popełniają przestępstwa – miażdżąca większość osadzonych w więzieniach to mężczyźni. Czy to znaczy, że świat bez mężczyzn byłby lepszy? Pewnie tak, ale nie trwałoby to wiecznie. To, że nosimy w sobie agresję nie jest w zasadzie naszą winą, tak nas stworzyła natura i było to korzystne ewolucyjnie. Po pierwsze, na polowaniach trzeba było wykazać się agresywnym i zdecydowanym działaniem, osobnicy lepiej wyposażeni w te cechy osiągali lepsze rezultaty i w efekcie mogli mieć więcej potomstwa. Po drugie, naturalna skłonność do przejmowania władzy w stadzie (a później w plemieniu), oczywiście siłą, powodowała, że aktualny przywódca stada/plemienia był jednocześnie najsilniejszym i najtwardszym osobnikiem. Gdyby w tej chwili pozbawić świat mężczyzn z pewnością na jakiś czas znacznie spadłaby przestępczość, liczba wypadków samochodowych itd. Jednak ewolucja premiuje zachowania stanowcze czy nawet agresywne i prawdopodobnie po pewnym czasie w jakiejś grupie kobiet te cechy zostałyby uwypuklone i wzmocnione.

Za to najpewniej świat byłby lepszy gdyby to kobiety uprawiały politykę i rządziły państwami. Znacznie mniej byłoby wojen, konfliktów itd.

 

Wiele z ww cech jest uwarunkowanych ewolucyjnie i wynika z dawnego podziału obowiązków: mężczyźni, a właściwie samce, wyruszały na polowanie do czego przydatne były: siła, szybkość, agresja, orientacja w terenie, koordynacja ruchowa. Kobiety pozostawały w jaskiniach (stąd zapewne to lepsze widzenie nocne:-) i zajmowały się uprawą roślin i dzieci (często musiały te dzieci przeliczać czy się nie zgubiły i stąd ta sprawność w prostych rachunkach:-).

 I na koniec również „ewolucyjne” wyjaśnienie różnic w podejściu do sposobu ubierania się a właściwie do wagi jakie poszczególne płcie do tego przywiązują. Otóż strój pań od zawsze miał przyciągać uwagę samców natomiast niedbałe podejście panów do stroju wynika stąd, że w dawnych czasach strój samca miał odstraszać nieprzyjaciela – niektórym tak zostało do dziś:-).

 

Płeć od bakterii

A skąd wzięły się w ogóle dwie płcie? Oczywiście pojawienie się płci miało miejsce na długo przed pojawieniem się człowieka. Skąd się wzięła druga płeć? Wygląda na to, że przypadkiem. Najkrócej jak się da: jedna bakteria połknęła drugą, mniejszą, i nie zdołała jej strawić za to przyswoiła jej zestaw genetyczny tworząc mitochondrialne DNA.

Jakie są korzyści ewolucyjne z płci? Mieszanie materiału genetycznego powoduje szybsze zmiany a tym samym umożliwia szybsze dopasowywanie się do zmieniającego się otoczenia i wykształcanie cech dających przewagę.

 

 

Testosteron, życie płodowe i płeć

O tym kim będzie noworodek: dziewczynką czy chłopcem, w zasadzie decyduje chromosom wniesiony przez ojca: jeżeli jest to X powinna urodzić się dziewczynka, jeżeli Y – chłopiec (matka zawsze wnosi chromosom X). O ile wszystko pójdzie bezproblemowo.

Przez pierwsze sześć tygodni noworodek ma w zasadzie płeć nieokreśloną (choć struktura mózgu jest żeńska) i może się stać zarówno dziewczynką jak i chłopcem: ma pełny zestaw niezbędny do wykształcenia jednego lub drugiego. Po tym czasie płód z zestawem XY jest bombardowany najbardziej „męskim” z hormonów - testosteronem i wykształca cechy męskie. Jeżeli płód nie zostanie zbombardowany testosteronem wykształci cechy żeńskie.

Mózg płodu ma przez pierwszych sześć tygodni strukturę żeńską a staje się mózgiem płci męskiej w wyniku zmasowanego radykalnego działania testosteronu.

Reasumując:

  • w przypadku płodu z zestawem chromosomów XX testosteron się nie włącza i mózg pozostaje żeński, pojawiają się również oczywiście żeńskie narządy płciowe;
  • w przypadku XY ogromna ilość testosteronu powoduje przekształcenie mózgu w męski, zablokowanie wytworzenia żeńskich organów płciowych i wytworzenie męskich.

Oddajmy głos Moir i Jesselowi („Płeć mózgu”):

Jeżeli płód jest genetycznie żeński, podstawowy sche­mat mózgu nie ulega żadnym zasadniczym zmianom.

….

Inaczej dzieje się z chłopcami. Tak jak wykształcenie się męskości zależało od występowania hormonu męskiego, tak też potrzebne jest działanie o radykalnym charak­terze, aby naturalnie żeńską strukturę mózgu zmienić w schemat męski.

Proces ten, w sensie dosłownym zmieniający umysł roz­wijającego się osobnika, jest rezultatem tego samego zjawiska, które determinuje inne zmiany fizyczne - działania hormonów.

 

Tak to się odbywa zazwyczaj. Problemy zaczynają się jeżeli coś pójdzie nie tak.

Może zdarzyć się, że płód genetycznie żeński (tj. wyposażony w zestaw chromosomów XX) zostanie w krytycznym okresie szóstego tygodnia życia z jakiegoś powodu „potraktowany” testosteronem lub jakimś hormonem o zbliżonym działaniu. Np. nieprawidłowe działanie gruczołu nadnercza może spowodować wydzielanie substancji bardzo podobnej do testosteronu. Bądź może to być hormon męski z jakiegoś powodu przyjmowany przez matkę (np. w przypadku toksemii). Ilość testosteronu lub substancji do niego podobnej może nie być wystarczająco duża aby całkowicie przekształcić mózg w męski, zablokować rozwój żeńskich i spowodować rozwój męskich organów płciowych. Ale może spowodować, że pojawią się zachowania typowo męskie w charakterze (agresja, dominacja) lub pociąg do kobiet (kobieta będzie homoseksualna) a w budowie fizjologicznej – np. częściowo wykształcone męskie organy płciowe. Może nawet zdarzyć się, że takie niemowlę zostanie rozpoznane jako chłopiec i tak wychowywane. Stąd z kolei biorą się kobiety w męskim ciele. Jak piszą Moir i Jessel:

 „Czasami takie niedomaganie nadnerczy powoduje wy­dzielanie tak dużej ilości hormonu podobnego do hor­monu męskiego, że genetycznie żeńskie (XX) niemowlę rodzi się z narządami płciowymi chłopca. Oczywiście, dzieci takie wychowywane są jako chłopcy. Dopiero w okresie dojrzewania, kiedy chłopiec nie przeobraża się w mężczyznę, zasięga się rady lekarza i testy laboratoryj­ne wykazują, że ”on” jest genetycznie płci żeńskiej.”

Ale może również zdarzyć się, że mózg zostanie przekształcony do postaci męskiej a ciało pozostanie kobiece – mężczyzna będzie skazany na życie w kobiecym ciele.

 

Możliwy jest również inny scenariusz.

Zdarza się, że kobiety z różnych powodów w czasie ciąży przyjmują dodatkowe dawki żeńskich hormonów. Mogą one częściowo lub nawet całkowicie zniwelować działanie testosteronu. Zdarza się więc, że genetycznie męski płód (z chromosomem XY) zaczyna wytwarzać testosteron (co rozpoczyna wykształcanie męskiej struktury mózgu i męskich narządów płciowych). Testosteronu będzie wystarczająco dużo do wykształcenia męskich narządów płciowych, lecz za mało do pełnego a czasem nawet częściowego przekształcenia struktury mózgu w męską. Tak może narodzić się mężczyzna homoseksualny a w skrajnym przypadku nawet kobieta w męskim ciele.

 

Tak więc homoseksualizm to nie choroba ani nie wybór lecz najpewniej efekt nieprawidłowości w gospodarce hormonalnej w okresie życia płodowego – mówiąc brutalnie osoby homoseksualne „miały pecha” jeszcze zanim się urodziły.

 

 

 

Jajo czy kura?

A jak już jesteśmy przy życiu płodowym warto wspomnieć o często spotykanym rzekomym dylemacie „co było najpierw: jajo czy kura”.

Otóż takiego dylematu nie ma.

Najkrótsza odpowiedź jest taka: kura nie mogła urodzić się bez jaja więc jajo musiało być najpierw. A jajo wcale nie musiało być z kury. Mogło powstać z mezaliansu dwóch innych gatunków np. orła i wróbla:-).

A tak na serio to odpowiedź na pytanie „co było najpierw?” to tylko kwestia sprecyzowania czy jajo, o które się rozchodzi to jajo zniesione przez kurę czy jajo z którego wykluła się kura. Jeżeli chodzi o jajo zniesione przez kurę to najpierw siłą rzeczy była kura. Jeżeli chodzi o jajo, z którego wykluła się kura to pierwsze było jajo a rodzicami były ptaki innych gatunków.

 

 

 

Sekretny system punktacji kobiet

Natknąłem się w jednej z książek o różnicach między kobietą a mężczyzną, niestety nie pamiętam w której, na ciekawostkę wartą wymienienia, gdyż jest ona dla nas, mężczyzn, niezmiernie ważna. Otóż podobno kobiety, a konkretnie żony, stosują tajemny system oceny męża oparty na konkretnej punktacji. Za różne zachowania przyznają nam punkty, zarówno dodatnie jak i ujemne, a na koniec dnia sporządzają swego rodzaju bilans sumując je. Jeżeli bilans wyjdzie ujemny to … wieczór też będzie ujemny;-).

Co ciekawe, podobno nawet za ciężkie przewinienia można zarobić najwyżej kilka ujemnych punktów a pojedyncze punkty dodatnie dostaje się nawet za takie drobiazgi jak czułe przytulenie (ale bez obłapiania). Tak sobie myślę, że w takim razie ten system jest dość podatny na cyniczne manipulacje. Przykładowo: mąż wraca za późno do domu i jest lekko zawiany za co najpewniej otrzyma ze trzy punkty ujemne. Musi zatem do wieczora przytulić żonę co najmniej cztery razy aby wyjść na plus.

Czyżby to było aż tak proste?

 

 

 

Teraz trochę o zmysłach

Jak wiadomo zmysłów mamy pięć. Zaraz, zaraz. Na pewno? Policzmy: wzrok, słuch, węch, smak, dotyk. Rzeczywiście, to by były te podstawowe. Ale przecież mamy jeszcze co najmniej dwa: zmysł temperatury i zmysł położenia ciała. A nawet jeszcze jeden: prędkości czy przyśpieszenia jakiemu poddawane jest nasze ciało.

W zasadzie działanie poszczególnych zmysłów jest dość jasne. Z jednym wyjątkiem. A mianowicie węchu. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że działanie tego zmysłu jest oczywiste. Wpada zapach do nosa a tam specjalne komórki robią swoje. Ale w jaki sposób? Przecież upraszczające wyrażenie „zapach wpada do nosa” oznacza, że do nosa dostały się lotne cząsteczki jakiejś substancji. I co teraz nos ma z tymi cząsteczkami zrobić? Jak je obrobić żeby je rozpoznać i zakwalifikować żeby mózg mógł wytworzyć odpowiednie wrażenie zapachu?

Początkowo funkcjonowała hipoteza, wg której w nosie cząstki są rozpoznawane po kształcie w ten sposób, że do odpowiednich „dziurek” w wyspecjalizowanych komórkach nosa pasują tylko cząstki o odpowiednim kształcie. Jeżeli mają właściwy kształt to mogą wpaść do „dziurki” i aktywować odpowiedni receptor. Niestety, hipoteza ta nie może być prawdziwa ponieważ zidentyfikowano różne pary związków, których cząsteczki różnią się bardzo znacznie i kształtem i rozmiarem a pachną tak samo.

Obecnie obowiązuje zupełnie inna, fascynująca wręcz hipoteza: cząsteczki nie są rozpoznawane po kształcie lecz analizowane jest widmo wibracyjne ich wiązań atomowych. Komórki analizujące to widmo miałyby zatem coś ze spektroskopu. Przy czym czynnikiem działającym na cząstkę w celu sprawdzenia jej widma wibracyjnego byłby strumień elektronów.

Więcej na ten temat w „Pachnidle” Patricka Suskinda:-).

 

I na koniec tych krótkich rozważań dotyczących zmysłów pytanie: Czemu właściwie lubimy alkohol? I nie chodzi mi tu o skutki odurzające, ale o to, że po prostu szklanka soku pomarańczowego lepiej smakuje z odrobiną alkoholu niż bez. I jakiś czas temu gdzieś natrafiłem na takie o to wytłumaczenie – nasi praprzodkowie rozpoznawali czy owoce są w pełni dojrzałe w ten sposób, że zaczynały one już lekko fermentować a więc miały w sobie zawartość ok. 1-2% alkoholu.

 

 

 

Czym jest miłość?

Ambitne zadanie zbadania tej tematyki postawiła przed sobą Helen Fisher, amerykańska antropolog zajmująca się ewolucją, seksualnością, biochemią odczuć i zachowań.

W książce zatytułowanej „Dlaczego kochamy” przedstawiła wyniki swoich prac, eksperymentów, badań i przemyśleń.

Główny opisywany przez autorkę eksperyment polegał na rejestrowaniu aktywności poszczególnych fragmentów mózgu (w oparciu o śledzenie przepływu krwi) uczestników przy pomocy magnetycznego rezonansu jądrowego, MRJ. Pobudzone komórki mózgu wchłaniają więcej krwi co można na bieżąco śledzić i rejestrować przy pomocy MRJ. Uczestnicy, dobrani spośród studentów-ochotników deklarujących się jako osoby silnie zakochane, najpierw wypełniali szczegółową ankietę. Natomiast w trakcie samego, dwudziestominutowego, eksperymentu na przemian oglądały przez trzydzieści sekund zdjęcie ukochanej osoby a następnie odliczały w dół co siedem zaczynając od jakiejś dużej liczby (co miało za zadanie, odwrócić ich uwagę). Taki cykl był powtarzany wielokrotnie z rożnymi zdjęciami. Przebadano w ten sposób dwadzieścia osób.

A następnie powtórzono cały eksperyment z dwudziestoma osobami, które deklarowały się jako „niedawno porzucone, cierpiące z powodu odrzucenia ich miłości”.

 

W efekcie badaczka stwierdziła silną aktywność w częściach mózgu tworzących tzw. układ nagrody (wyniki zostały później potwierdzone w innych eksperymentach przeprowadzonych przez innych badaczy), głównie w jądrze ogoniastym:

„Jądro ogoniaste pomaga nam odkryć i spostrzec nagrodę, wybierać między rożnymi nagrodami, przedkładać jakąś nagrodę nad inne … i spodziewać się nagrody. Wytwarza motywację do osiągnięcia nagrody i planuje konkretne posunięcia w celu jej zdobycia. Ma ono również związek z procesami zwracania uwagi i uczenia się. Osoby badane nie tylko wykazywały aktywność jądra ogoniastego, ale im większa ogarniała je namiętność, tym było ono aktywniejsze.”

„Siła” namiętności działającej na poszczególnych badanych została ustalona dzięki szczegółowym ankietom przeprowadzanym przed badaniem.

 

Tym co aktywuje układ nagrody z punktu widzenia biochemicznego jest dopamina, wytwarzany w mózgu neuroprzekaźnik. Podniesienie jej poziomu w mózgu powoduje „silną koncentrację uwagi, wytwarza motywację i wywołuje zachowania ukierunkowane na osiągniecie celu”. Bardzo wysokie stężenie dopaminy wywołuje silny przypływ energii, bezsenność, utratę apetytu, euforię a nawet ekstazę.

Kolejne neuroprzekaźniki generujące objawy charakterystyczne dla zakochanych to noradrenalina (zwiększa efektywność zapamiętywania owych bodźców) i serotonina (niski poziom powoduje zachowania obsesyjne).

Te trzy neuroprzekaźniki wpływają na siebie:

„W miarę jak romans się rozwija, te natrętne, obsesyjne myśli mogą się nasilać, za sprawą negatywnego związku między serotoniną a jej kuzynkami, dopaminą i noradrenaliną. Wzrost poziomu dopaminy i noradrenaliny spowodować może spadek poziomu serotoniny. Wyjaśniałoby to, dlaczego wzrastająca ekstaza osoby zakochanej zwiększa przymus marzenia na jawie, fantazjowania, dumania i rozmyślania o partnerze czy partnerce.”

Czym zatem jest miłość? Czy to zespół zachowań obsesyjnych mających swoje źródło w wysokim stężeniu w mózgu dopaminy i noradrenaliny a niskim stężeniu serotoniny?

Zostawmy to bez komentarza, albo lepiej niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie.

Jak podsumowuje autorka:

„Miłość romantyczna, jak się wydaje, faktycznie ma związek z dopaminą, a ponieważ namiętność ta emanuje z jądra ogoniastego, w grę wchodzą motywacja i zachowania ukierunkowane na osiągnięcie celu. Prawdę mówiąc, odkrycia te skłoniły mnie do jeszcze szerszego ujęcia: zaczęłam uważać, że miłość romantyczna jest przede wszystkim wytworem układu motywacyjnego  w mózgu, krótko mówiąc, fundamentalnym ludzkim popędem ukierunkowanym na dobór partnera.”

 

Korzeni ewolucyjnych można poszukiwać w zachowaniach plemiennych/stadnych. Młodzi osobnicy próbowali zaimponować potencjalnym partnerom na różne sposoby a partnerzy potrzebowali mechanizmów do oceny tych działań i podświadomie poszukiwali jak najlepszych genów dla swojego potomstwa. Już po wydaniu potomstwa szanse na przetrwanie były większe jeżeli rodzice współpracowali, jeżeli partner opiekował się i zajmował się partnerką.

Ma to zresztą ścisły związek z kryzysami, które statystyczne małżeństwo zaczyna przeżywać po ok. 4-6 latach, co rodzi znaczną liczbę rozwodów w tym okresie. Ewolucyjnie rzecz biorąc, kilkuletnie potomstwo nie było już tak narażone na niebezpieczeństwa i opieka partnera zmniejszała się a związek z partnerką ulegał rozluźnieniu.

 

I na koniec miłosnych rozważań warto dodać, że istnieje też wyjaśnienie fenomenu, który można opisać krótko: kto się lubi ten się czubi, a mianowicie faktu, że miłość tak łatwo przeradza się w nienawiść i na odwrót. Jest to spowodowane tym, że obszary mózgu odpowiedzialne za powstawanie obu tych rodzajów uczuć są ze sobą ściśle powiązane (Fisher):

„… miłość i nienawiść są ze sobą misternie związane w ludzkim mózgu. Główne połączenia nerwowe układu reagowania nienawiścią/złością biegną przez rejony ciała migdałowatego w dół, do podwzgórza i do ośrodków w istocie szarej okołowodociągowej, do grup komórek śródmózgowia….

Podstawowa sieć połączeń mózgowych układu reagowania złością jest ściśle powiązana z ośrodkami w korze przedczołowej, które opracowują informacje na temat oceny nagrody i oczekiwania na nią.”

 

 

 

Genetycznie niewierni

Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów działania ewolucji jest skłonność, że tak powiem, poligamiczna mężczyzn. W bardziej zacofanych społecznościach przejawia się tym, że rodzina składa się z męża i kilku (czasem kilkunastu a być może nawet kilkudziesięciu) żon. W społecznościach zaawansowanych poligamia jest zakazana a standardowym modelem małżeństwa jest jedna żona dla jednego męża (a może jeden mąż dla jednej żony:-). Jednak wówczas problemem kobiet są skoki w bok małżonków (wg statystyk mężczyźni zdradzają trzy razy częściej niż kobiety). Skąd się bierze ta potrzeba „zaliczania” rożnych kobiet u mężczyzn? Niestety, było to działanie silnie premiowane przez ewolucję.

Można to pokazać na maksymalnie uproszczonym przykładzie.

 

Załóżmy, że jesteśmy na planecie, na której istnieje dokładnie 1 mln osobników (po 500 tys. kobiet i mężczyzn) i wszyscy mają aktywny „gen wierności” tzn. jeżeli już małżonkowie się sparują to pozostają ze sobą do końca i są sobie wierni. Załóżmy też dla uproszczenia, że wszyscy po osiągnięciu odpowiedniego wieku pobierają się i z każdego małżeństwa rodzi się dwoje dzieci a statystycznie będzie to jedna dziewczynka i jeden chłopiec. Tym sposobem liczebność tej populacji jest stała na poziomie 1 mln i jej struktura również (500 tys. kobiet i tyleż mężczyzn). Pełna stabilizacja.

A teraz przypuśćmy, że w wyniku jakiejś przypadkowej mutacji genetycznej jeden z chłopców rodzi się z wyłączonym genem wierności. Dla uproszczenia przyjmijmy, że w ciągu swego dorosłego życia płodzi on zamiast dwójki dzieci – dziesięcioro (dwójka „prawowita” i ósemka w wyniku skoków w bok), w tym pięć dziewczynek i  pięciu chłopców (którzy również będą mieli wyłączony gen wierności). Odpowiednio mniej rodzi się wówczas chłopców z aktywnym genem wierności (dla uproszczenia zakładamy, że ci bez genu wierności „zastępują” prawowitych mężów w „obowiązkach” rozrodczych).

W pierwszym pokoleniu mamy więc jednego osobnika bez genu wierności a w drugim już pięciu.

Co będzie się działo w następnych pokoleniach? Oczywiście udział mężczyzn bez genu wierności będzie się zwiększał. Jak szybko? Bardzo szybko bo wykładniczo. W trzecim pokoleniu ich liczba osiągnie 25, ale w czwartym już 125.

Osiągnięcie całkowitej dominacji w populacji mężczyzn nastąpi już w dziesiątym pokoleniu:

Pokolenie

Liczba osobników bez "genu wierności"

Ich udział

1

1

0,0002%

2

5

0,0010%

3

25

0,0050%

4

125

0,0250%

5

625

0,1250%

6

3 125

0,6250%

7

15 625

3,1250%

8

78 125

15,6250%

9

390 625

78,1250%

10

przekracza populację (1 953 125)

 

 

W powyższym przykładzie liczbowym oczywiście zawartych jest mnóstwo uproszczeń i nierealistycznych założeń, mnóstwo istotnych elementów nie zostało uwzględnionych. Ale wyłania się z niego z niego jasny mechanizm. Jeżeli pojawi się osobnik „niewierny”, który zaspokajając swoje żądze będzie „rozsiewał” swoje geny, to jego działanie premiowane będzie przez ewolucję w ten sposób, że jego udział w populacji będzie się zwiększał.

Efekt – wszyscy obecnie żyjący na naszej planecie mężczyźni mają wyłączony gen wierności, lub jego brak lub włączony gen niewierności, jak kto woli. Stąd poligamia, stąd zdrady itd. itd. Tak gwoli – wcale tego nie usprawiedliwiam, pokazuję tylko skąd się bierze.

Poza tym, panie też nie są takie święte. W ich przypadku zdrada również jest premiowana ewolucyjnie. Jak? Jeżeli kobieta będzie miała (w skrajnym przypadku rzecz jasna) każde dziecko z innym mężczyzną to zwiększa szanse trafienia na ojca z najlepszymi genami, a w efekcie zdrowsze i silniejsze dziecko a to spowoduje większe szanse na przetrwanie tego  dziecka i wydanie większej liczby własnych dzieci, itd.

 

Co ciekawe, wygląda na to, że istnieje też „hormon wierności” – wazopresyna. Jest ona wytwarzana w mózgu i ma wielorakie działanie, w tym właśnie wzmacnianie relacji z tą jedną jedyną:

http://wyborcza.pl/1,76842,7550676,Gen_wiernosci__czyli_na_ile_nasza_moralnoscia_kieruja.html

W tym miejscu polecam też bardzo fajny artykulik dość luźno związany z omawianym tematem:

http://wyborcza.pl/1,75476,11943761,Geny_rozwiazlosci_.html

 

 

 

 

Świadomość i samoświadomość

Wśród czynników odróżniających nas od królestwa zwierząt niemal zawsze wymieniana jest świadomość a w zasadzie samoświadomość a więc z grubsza zdawanie sobie sprawy z własnego istnienia, odrębności, wartości itd.

W jaki sposób z sygnałów wymienianych między neuronami rodzi się świadomość
i samoświadomość tego jeszcze nie wiemy. Nie wiemy też jak funkcjonuje ani gdzie dokładnie się „mieści”.

Coś tam jednak wiemy.

 

Zacznijmy od rozszczepienia.

Mózg ludzki składa się z dwóch półkul komunikujących się przez tzw. ciało modzelowate. Poczynając od lat czterdziestych w celach terapeutycznych (w celu łagodzenia najcięższych przypadków padaczki) dokonywano przecięcia ciała modzelowatego czym powodowano, że półkule nie mogły się „wymieniać informacjami”. Niezwykle interesujące okazały się badania osób żyjących z rozdzielonymi półkulami.

W niektórych przypadkach wystąpiły niezwykłe efekty. Jak piszą Springer i Deutsch („Lewy mózg, prawy mózg”):

„Na przykład jeden z pierwszych pacjentów opisywał jak pewnego ranka, podczas zakładania spodni, jego ręce walczyły ze sobą: jedna podciągała spodnie, a w tym samym czasie druga usiłowała je ściągnąć.”  (pamiętamy, że każda z półkul kontroluje jedną połowę ciała)

Cytowany przez nich badacz osób z rozszczepionym mózgiem, Roger Sperry (za te badania otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny), wnioskował:

„Każda półkula ma własne uczucia, spostrzeżenia, myśli i poglądy, które zostały odcięte od analogicznych doznań półkuli przeciwległej. Zarówno lewa jak i prawa półkula posiada swoją własną pamięć i doświadczenia związane z uczeniem, które są niedostępne dla drugiej półkuli. Pod wieloma względami każda z rozdzielonych półkul sprawia wrażenie, jakby miała własny oddzielny umysł.”

Kolejne eksperymenty wrażenie to pogłębiły. Jak pisze Roger Penrose („Nowy umysł cesarza”):

„Najbardziej uderzającą cechą pacjentów z rozszczepionym mózgiem jest fakt, iż dwie strony mózgu zachowują się u nich niemal jak niezależne jednostki, z których każda może się niezależnie komunikować z osobą przeprowadzającą eksperymenty…

W 1977 roku Donald Wilson ze współpracownikami opisali bardzo interesujący przypadek pacjenta z przeciętym ciałem modzelowatym, określanego inicjałami P.S. Po operacji tylko lewa półkula miała zdolność mówienia, ale obie półkule rozumiały co się do nich mówi! Po pewnym czasie prawa półkula również nauczyła się mówić! Niewątpliwie obie półkule były świadome. Co więcej, wydaje się, że ich świadomości były oddzielone od siebie, ponieważ półkule wyrażały odmienne upodobania i pragnienia.”

Tak więc wygląda na to, że świadomość jest niejako rozproszona po obu półkulach i „normalnie” obie świadomości płynnie ze sobą współpracują tworząc wrażenie jedności. Rozdzielenie ich siedzib powoduje, że obie świadomości zyskują niezależność choć zwykle prawa jest zdominowana przez lewą, która „potrafi mówić” (zdolność mowy jest zlokalizowana właśnie w lewej półkuli).

 

Gdzie dokładnie mieści się świadomość tego nie wiemy. Jednak wiele wskazuje na to, że w korze przedczołowej. Jak pisze Bernard Korzeniewski, polski biofizyk i biochemik, w krótkiej, ale trudnej książce „Od neuronu do (samo)świadomości”:

„Siedlisko (samo)świadomości mieści się więc, moim zdaniem, w korze przedczołowej, gdzie zachodzą zjawiska leżące u podłoża pamięci operacyjnej mózgu. Przebiegające w jej obrębie procesy myślenia, planowania, podejmowania decyzji oparte są na czasowych, krótkotrwałych strukturach asocjacyjnych (stanowiących część zawartości pamięci krótkotrwałej), które następnie mogą, choć nie muszą, ulec przeniesieniu do pamięci długotrwałej. Można by więc zaryzykować tezę, że świadomość podtrzymywana jest przez pamięć krótkotrwałą. Potwierdzałby tę tezę fakt, iż ludzie z uszkodzonym hipokampem i pozbawieni przez to możliwości nabywania pamięci długotrwałej nadal najwyraźniej wyposażeni są w (samo)świadomość.”

 

Czy możliwa jest częściowa świadomość? My, ludzie, dysponujemy jak się wydaje pełną świadomością (cokolwiek to oznacza). Ale czy świadomość ma charakter zero-jedynkowy? Tzn. albo jakaś istota ją posiada albo nie? Wydaje się, że tak być nie musi. Porównajmy następujące zwierzęta: kot, pies, delfin i szympans. Wydaje się, że wszystkie te stworzenia mają coś co określilibyśmy „większą lub mniejszą” świadomością. Prawdopodobnie delfin ma „większą” świadomość niż kot czy pies a szympans „większą” niż delfin. Wyłania się z tego szeregu pewien schemat. Być może świadomość wcale nie ma charakteru zero-jedynkowego lecz stopniowy a może nawet płynny (ciągły).

Możliwe, że stopień świadomości jest związany ze stopniem złożoności mózgu.

 

A jak już jesteśmy przy częściowej świadomości to ciekawym zjawiskiem, choć zupełnie innej natury, jest częściowe wyłączenie świadomości. Ze zjawiskiem tym często mają do czynienia kierowcy w długiej trasie. Po przejechaniu dłuższego odcinka kierowca nagle orientuje się, że w zasadzie nie pamięta co się działo w ostatnich minutach. „Ktoś” prowadził samochód, ale jakby automatyczny pilot.

Wydaje się, że w takich chwilach prowadzenie auta przejmuje nieświadoma część mózgu a świadomość zostaje przynajmniej częściowo zawieszona. Być może ma z tym zjawiskiem coś wspólnego hipnoza, która także jest stanem częściowego wyłączenia świadomości.

 

I jak już jesteśmy przy częściowym zawieszeniu to warto wspomnieć o pewnej ciekawej kwestii związanej z czasowym brakiem świadomości. Jest to problem związany z teleportacją, który zasygnalizowałem w artykule dot. świata kwantów. A chodziło mi o to, że zgodnie z ideą teleportacji oryginał po zeskanowaniu zostaje unicestwiony a kopia zostaje odtworzona w innym miejscu na podstawie „rysopisu kwantowego”. W teorii, po otrzymaniu tego „rysopisu” w drugim teleporterze budowana byłaby idealna kopia, która posiadałaby wszystkie cechy oryginału, zarówno fizyczne jak i psychiczne, z jego doświadczeniami, pragnieniami i wspomnieniami włącznie. Dla całego otoczenia efekt byłby taki: ktoś wszedł do jednego teleportera i wyszedł z drugiego. Nawet dla tej kopii, która wyszła z drugiego teleportera wyglądałoby to tak, że osobnik teleportowany wszedł do pierwszego teleportera, położył się, zamknął oczy, zasnął i natychmiast obudził się w innym teleporterze. To, że wymieniona została każda cząstka jego ciała, każda komórka i każdy atom, nie ma żadnego znaczenia. Problem istnieje jedynie z punktu widzenia „oryginału”, który wchodzi do pierwszego teleportera z pełną nomen omen świadomością, że za chwilę przestanie istnieć, zaśnie i już nigdy się nie obudzi. Co to za pociecha, że gdzieś tam powstanie osobnik identyczny? Przyznam, że osobiście nigdy bym się na coś takiego nie zdecydował.

 

Ale kontynuując ten eksperyment myślowy można dojść do ciekawych pytań dotyczących ciągłości świadomości. Skróćmy mianowicie odległość między teleporterami. Postawmy je obok siebie. I znowu gdybym miał wejść do jednego i wyjść z drugiego czy to byłbym dalej ja? Nadal mam głębokie przekonanie, że jednak przestałbym istnieć w pierwszym teleporterze. A teraz zrezygnujmy z drugiego teleportera. Powiedzmy, że eksperyment polega na wejściu do teleportera, zeskanowaniu, rozproszkowaniu na atomy a następnie złożeniu z tych samych atomów tej samej osoby. Teraz mam wrażenie, że wygląda to trochę inaczej. Zasnąłem i obudziłem się. Czy ma jakieś znaczenie to, że w „międzyczasie” zostałem zdezintegrowany/rozproszkowany? Wręcz zlikwidowany a potem przywrócony do życia? Jeżeli nic o tym nie wiem, stało się to w czasie kiedy „spałem” to czy ciągłość mojej osoby została przerwana czy nie? Osobiście odnoszę wrażenie, że tym razem to zupełnie co innego.  Że jeżeli stało się to w czasie „snu” to wszystko jedno co się stało ważne, że się obudziłem. Ale wpadamy tu w pułapkę bo tak w istocie co to za różnica czy to jeden teleporter czy dwa, czy stoją obok siebie czy są na różnych planetach? I co to za różnica czy do „odbudowy” wykorzystano te same atomy czy inne? Przecież atomy tego samego pierwiastka nie różnią się od siebie.

 

Dochodzimy tu do pytań o ciągłość świadomości a nie sądzę aby istniały już dobre odpowiedzi na te pytania, o ile kiedykolwiek będą. To podobne pytania do tych o ciągłość istoty ludzkiej. Jeżeli zastąpimy komuś obie nogi sztucznymi protezami to nikt nie będzie kwestionował, że to ta sama osoba. Jeżeli zastąpimy protezami również ręce nadal bez wątpienia będziemy mieli do czynienia z tą samą osobą. A jeżeli wymienimy na sztuczne wszystkie organy wewnętrzne inne niż mózg takie jak: serce, płuca, układ pokarmowy, wątrobę itd.? To czy nadal będzie to ta sama osoba? Sądzę, że miażdżąca większość osób odpowiedziałaby twierdząco. A teraz jeżeli w ogóle pozbawimy biednego ochotnika korpusu i zostanie tylko głowa? Spora część osób pewnie zawahałaby się. Ale gdyby ta głowa nagle otworzyła oczy i zaczęła po swojskiemu kląć na czym świat stoi i zażądałaby np. butelki wódki? Znowu pewnie mielibyśmy nieodparte wrażenie, że to nadal ta sama osoba.

A teraz idźmy dalej. Wyjmujemy mózg i przesadzamy do innej głowy, pustej. Po ocknięciu nasz osobnik dalej wykazuje ciągłość osobowości, tzn. żąda wódki i dodatkowo kobiety. Czy to ta sama osoba?

Dalej wyjmujemy mózg i przesadzamy do innej głowy, ale całkowicie syntetycznej. Makabra, ale osobnik dalej jest ten sam.

A teraz uwaga, zastępujemy wszystkie fragmenty mózgu sztucznymi odpowiednikami, opartymi na krzemie podzespołami, pełniącymi identyczne funkcje jak organiczne oryginały. Osobnik budzi się i zastanawia dlaczego wciąż nie dostał wódki (nie mówiąc już o kobiecie). Czy to ta sama osoba? W tym miejscu zapewne większość odpowiedziałaby już przecząco. Gdzie zatem przebiega granica? A gdybyśmy podmienili wszystkie kawałki mózgu osobie z normalnym ciałem, tak że bez specjalistycznych badań nie dałoby się stwierdzić żadnej różnicy ani w wyglądzie ani w zachowaniu?

Starczy tej makabreski.

 

A czym w ogóle jest samoświadomość? Najprostsza, jednak niewiele wnosząca, odpowiedź brzmi: aparatem analityczno-poznawczym nakierowanym na siebie samego.

Z punktu widzenia neurofizjologicznego wydaje się, że świadomość jest emergentną cechą niezwykle złożonego układu jakim jest ludzki mózg. Cecha emergentna to zjawisko powstające z połączenia wielu prostych elementów, z których żaden z osobna nie posiada tej cechy. Przy czym wydaje się, że istota nie w tym z jakiego materiału zbudowane są elementy podstawowe, ale jak działają i jak są ze sobą powiązane. Ian Stewart i Jack Cohen w „Wytworach rzeczywistości” do wytłumaczenia jak życie wyłania się z połączenia prostych elementów materii używają bardzo fajnej analogii, którą można również wykorzystać do zobrazowania relacji świadomość-neurony. Weźmy samochód i jego zdolność do jeżdżenia. Gdzie ona się konkretnie kryje? Próżno jej szukać w poszczególnych elementach, nie znajdzie się jej w kołach, silniku czy skrzyni biegów ani tym bardziej w paliwie. Jest cechą, która pojawia się gdy odpowiednio złożyć te wszystkie elementy. Tak samo jest ze świadomością. Jest cechą właściwie poskładanych i współdziałających odpowiednich części mózgu.

Przy okazji, warto przeczytać króciutki, ale interesujący artykulik dot. emergencji w wikipedii:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Emergencja

 

I w tym miejscu dochodzimy do ciekawego zagadnienia: czy komputery mogą uzyskać świadomość. Tak jak pisałem wyżej, świadomość jest emergentną cechą układu złożonego jakim jest mózg. Złożonego z prostszych elementów jakimi są neurony. Z czego zbudowane są elementy prostsze układu emergentnego w zasadzie nie ma znaczenia, liczy się sposób ich działania i połączenia między nimi. Gdyby zatem zamienić w mózgu wszystkie neurony na ich identycznie działające, ale syntetyczne odpowiedniki to w zasadzie nic w pracy mózgu nie powinno się zmienić. Czy to oznacza, że odpowiednio złożony (w sensie skomplikowany) układ mógłby uzyskać świadomość? Niekoniecznie, ale nie można tego wykluczyć. Można spotkać się ze zdaniem, że świadomość jest tylko funkcją (pochodną) złożoności układu, tzn. każdy odpowiednio złożony układ elastycznie współdziałających elementów w pewnym momencie uzyskuje świadomość. Bez wątpienia potrzebne do tego będą conajmniej: szybkie przetwarzanie informacji (w wielu równoległych strumieniach, a nie liniowo jak obecnie czynią to mikroprocesory), możliwość uczenia się a więc samomodyfikacji, pamięć krótkotrwała (choć długotrwała pewnie też by się przydała). Bernard Korzeniewski („Od neuronu do (samo)świadomości”) dorzuca jeszcze kilka:

Obdarzony psychiką komputer musiałby mieć jakiś odpowiednik centrum motywacyjnego, siedliska „popędów” a także połączonego z nim ośrodka nagrody/kary w ludzkim mózgu. Ośrodek ten utrwalałby te połączenia w sieci elementów neuropodobnych, które sprzyjałyby realizacji jakichś autonomicznych celów odpowiadających popędom.

Taki świadomy komputer miałby … obraz świata zewnętrznego, stale uzupełniany przez nowo napływające z tego świata sygnały… Rozwój i funkcjonowanie takiego odwzorowania świata nadzorowałby pewien ośrodek poznawczy. Jego nakierowanie nie tylko na świat zewnętrzny, ale także na samego siebie  spowodowałoby wyłonienie się podmiotu, poczucia własnego „ja”…

Czy coś tu jest nie do zrobienia? Wg mnie to tylko kwestia czasu. Przełomem będą komputery kwantowe, które nie tylko będą dysponowały ogromną mocą obliczeniową, ale też odejdą od logiki zerojedynkowej i wniosą charakterystyczny dla ludzkiego mózgu element niepewności. Jeżeli udało się ewolucji w wyniku prób i błędów to dlaczego nam miałoby się nie udać w drodze świadomych działań?

 

 

 

Wolna wola

Przez wolną wolę można rozumieć możliwość samodzielnego i świadomego podejmowania decyzji. Prawdopodobnie wszyscy mamy wrażenie, że taką właśnie cechę posiadamy.

Tymczasem eksperymenty naukowców sugerują coś wręcz przeciwnego. Pionierem tych eksperymentów był Benjamin Libet, amerykański psycholog i badacz świadomości, a rozwinął je Hans Kornhuber, niemiecki neurolog i neuropsycholog. W eksperymentach badani mieli wykonać prostą czynność motoryczną (naciśnięcie przycisku, w innych wersjach tylko zgięcie palca) w dowolnej chwili kiedy się na to zdecydują. Aktywność ich mózgów była badana przez EEG. I okazało się, że komórki w mózgu „zapalały się” już ponad sekundę przed rozpoczęciem fizycznego działania palca. Badani tymczasem twierdzili, że podejmowali czynność natychmiast po tym jak się zdecydowali, bez żadnych opóźnień a już na pewno nie sekundowych.

Obecnie większość neurobiologów skłania się ku poglądowi, że wolna wola w zasadzie jest fikcją, wrażeniem. Wydaje się, że faktyczne decyzje są podejmowane w drodze „przepychanki” między licznymi procesami w nieświadomej części mózgu. Efekt tej „przepychanki” zostaje podany świadomej części mózgu „tylnymi drzwiami” tak, że świadomość ma wrażenie, że to ona podjęła tę decyzję. 

Zresztą, łatwo samodzielnie przeprowadzić prosty „eksperyment”. Na czym polega? Postanów sobie, że w ciągu najbliższej minuty wykonasz jakąś prostą czynność, np. tak jak w eksperymencie Kornhubera zegniesz palec wskazujący. Tylko nie określaj z góry kiedy to zrobisz i nie patrz na zegarek. Po prostu czekaj aż najdzie Cię ochota. Jeżeli już to zrobiłeś to zastanów się czy nie odnosisz wrażenia, że decyzja w którym momencie to zrobić powstała gdzieś w głębi Twojego mózgu i została Ci podana na tacy, po prostu nagle się pojawiła nie wiadomo skąd. Ja w każdym razie takie wrażenie odnoszę zawsze kiedy podejmuję decyzję o zjedzeniu kolejnego Michałka (tym razem na pewno już ostatniego) - za każdym razem decyzji nie podejmuję ja tylko ktoś zupełnie inny:-).

 

 

I tym słodkim akcentem zakończmy rozważania na temat ludzkiej natury.

 

 

 

Posceptyk

 

 

 

 

 

W serii artykułów próbuję opisać co nauka ma do powiedzenia w następujących kwestiach:

Skąd się wziął Wszechświat?

Czym jest czas i jakie ma właściwości?

Świat na poziomie kwantowym

Skąd się wzięło życie?

Czy istnieje życie na innych planetach?

Skąd się wziął Homo Sapiens?
Dlaczego jesteśmy tacy jacy jesteśmy?
Dokąd zmierzamy?
Przyszłość Ziemi, Drogi Mlecznej i Wszechświata.

 

Zapraszam też na mojego bloga poświęconego książkom:

http://recen.blox.pl/html

i polecam swój najnowszy kryminał

https://play.google.com/store/books/details/Robert_Mi%C5%9B_Belladonna?id=_MJtCQAAQBAJ