JustPaste.it

Cierpienie uszlachetnia?

Jeśli wiesz gdzie jest piekło, możesz obrać przeciwny kierunek. Jeśli nie wiesz, możesz tam przypadkiem się znaleźć.

Jeśli wiesz gdzie jest piekło, możesz obrać przeciwny kierunek. Jeśli nie wiesz, możesz tam przypadkiem się znaleźć.

 

  Mówi się, że cierpienie uszlachetnia. Bzdura. Cierpienie zostawia na nas fizycznie lub psychicznie blizny. Spoglądając na nie będziemy sobie przypominali skąd się wzięła, będzie to przestroga czego unikać musimy, aby nie zranić się znowu. To pamięć o błędach swoich czy innych pomaga stawać się lepszym. Dopóki pamiętamy jak wygląda piekło, sami do niego nie wejdziemy.

  Dawno temu miałem sen, był niezwykle realistyczny. Śniło, że jak co dzień idę sobie do szkoły, stoję sobie na chodniku czekając na zielone światło, żeby przejść na drugą stronę głównej ulicy miasta. Kiedy ja oraz kilka osób czekających razem ze mną doczekała się zielonego światła i ruszyliśmy do przodu usłyszałem pisk opon. Obudziłem się na podłodze. Od tamtego czasu cieszę się, gdy bezpiecznie przeszedłem przez tą jak i inną ulicę, mimo że był to tylko sen.

  W pamięci wyrył mi się pewien dzień, było to pod koniec listopada kilka, może nawet i kilkanaście lat temu. Skończyłem wcześniej zajęcia, było zimno więc po drodze, żeby się po części zagrzać i zająć trochę czasu poszedłem do miejskiej biblioteki wypożyczyć kolejną lekturę, potem po drodze załatwiłem kilka zaległych spraw i poszedłem pod szkołę młodszego brata. Siedziałem na murku około półtora godziny, żeby razem pójść do sklepu gdzie pracowała nasza mama. Tam poczekaliśmy nie więcej niż półgodziny i w trójkę pomaszerowaliśmy do domu. Jak to mówią w grupie siła, nie baliśmy się, że ojciec będzie próbował kontynuować wczorajszą awanturę. Poprzedniego dnia znowu wrócił pijany od swojego kolegi i szukał tylko pretekstu do kłótni, doszło do tego, że dla bezpieczeństwa wezwaliśmy policję, spaliśmy w trójkę w pokoju gościnnym na rogówce. Był to wtedy dość burzliwy okres, do dziś mam u siebie pozew rozwodowy swoich rodziców, który przygotowałem na prośbę mamy na wszelki wypadek. W zasadzie odkąd pamiętam to rodzina się zbierała razem i nikomu się nigdzie nie śpieszyło właśnie kiedy ojciec pijany spał po mniejszej lub większej kłótni. Kiedy zdał sobie sprawę, że to może być już koniec przyrzekł, że kończy z jakimkolwiek alkoholem i jak na razie dotrzymuję obietnicy.

  Kiedy zaczynały się jakiekolwiek kłótnię to pierwsze co robiłem to patrzyłem gdzie jest młodszy brat. Nie chciałem, żeby miał takich przykrych wspomnień z dzieciństwa jak ja. Sądzę, że udało mi się i brat mimo to miał w miarę normalne dzieciństwo, często w takich okresach brany był do jakiejś ciotki na kilka dni. Nie musiał siedzieć przy drzwiach pokoju rodziców i pilnować czy się pokłócą czy pogodzą, czy rozejdzie się po kościach czy będę musiał interweniować lub nawet dzwonić po kogoś do pomocy. Może i miał w miarę normalne dzieciństwo i dzięki wielu osobom nie doświadczył tego co chociażby ja to brakuje mu pewnego rozeznania. Wtedy mimo młodego wieku już sporo widziałem, sporo doświadczyłem i dziś mając w pamięci wiele wydarzeń z dzieciństwa, w których nie najlepiej się działo wiem co jest dobre a co złe, umiem się cieszyć z tego co już posiadam nawet jeśli dla większości były to śmieć, on tak nie potrafi, ciągle mówił np, że jak urośnie to wyjedzie do USA zrobić karierę, bo tu w Polsce nawet nie ma co próbować. Kiedy dostał od chrzestnej na komunię gotówkę do ręki to poszedł z kolegami kilka dni później i wszystko wydał na słodycze. W domu wtedy się nie przelewało, powiedziałbym że żyliśmy gorzej niż skromnie, ale razem jakoś sobie dawaliśmy radę. Z resztą afer ze zaginiona gotówką było nawet kilka w jego wykonaniu. Ja tymczasem zawsze oszczędzałem, kiedy było krucho pożyczałem rodzicom, nawet nie zapisywałem, żeby zapomnieć i ich potem nie martwić tym.

  Pomagać rodzicom w pracach w domu zacząłem jak miałem około 7-8 lat. Nie mówię tutaj o zmywaniu naczyń czy zamiataniu, przychodziłem z podstawówki i szedłem z tatą zrzucać drewno przez okienko w piwnicy, bo akurat dostaliśmy z opieki możliwość kupna taniej tony desek. Pomagałem mu też często gdy chodziliśmy na różne "fuchy", bo było krucho i trzeba było jakoś dorobić. Przychodziliśmy czasami pod wieczór i sam siadałem do lekcji. Do dziś poprawianie ocen, czy to semestralnych czy cząstkowych to dla mnie coś egzotycznego. Zawsze dałem sobie radę nauczyć się na pierwszy termin, miałem motywację. Tymczasem kochany braciszek całymi dniami ogląda telewizję a rodzice chodzą na wywiadówki i się załamują. Całą podstawówkę mama wydzwaniała do jego wychowawczyni i go za coś usprawiedliwiała, chociażby za to, że jutro przyjdzie bez odpisanych lekcji, bo nie miał od kogo przepisać. Czasem się zastanawiam kto chodzi do szkoły, on czy matka. Kiedy zwracam na to uwagę to efekt widać przez pewien czas. Aktualnie istnieje prawdopodobieństwo, że będzie powtarzał ostatnią klasę gimnazjum. Cztery jedynki na semestr z czego z dwóch żadnej pozytywnej cząstkowej. Powtarzam z nim większość przedmiotów, często udaje mi się go nauczyć całego materiału ze zrozumieniem i wraca mi wiara w jego możliwości to przynosi poprawę na dwa na szynach. Co gorsza jest z tego zadowolony.

  Często zastanawiam się czy próby ochrony brata przed ciemna stroną życia było słuszne. Czy przez to nie wyrządziłem mu większej krzywdy niż gdyby mógł na to popatrzeć i czasem zapłakać w nocy. Właśnie w takich momentach zmieniałem kierunek swojego życia, w takich chwilach uświadamiałem sobie czasem i strasznych rzeczy o sobie i swoim życiu, ale dzięki temu wiem czego unikać, znam konsekwencję jakie mogą mnie spotkać gdy zmarnuję swoje życie. Czym ma kierować się mój brat? Mimo, że traktuje mnie w pewnym sensie jako autorytet, to jednak szybko zapomina o czym mówiłem. Ja się z piekła wyrwałem, dużo pracy włożyłem w to, aby moje życie wyglądało inaczej niż to z dzieciństwa, bez dokuczającej biedy, bez ogromu alkoholu i bez strachu przed tym co przyniesie przyszłość. Obawiam się jedynie o brata, w końcu mój ojciec też miał podobne problemy w dzieciństwie...