JustPaste.it

Politycznie niepoprawny poczet prezydentów III RP w kabaretowym skrócie. Część 1

Lech Wałęsa: "O take Polske walczyłem."

Lech Wałęsa: "O take Polske walczyłem."

 

"Kiedy się pomyśli, że pijak Jelcyn był carem, a ignorant Wałęsa symbolem wolności, uginają się nogi pod człowiekiem". - "Wywiad z sobą samą" 2005 r. - Oriana Fallaci.

***


Bezrybie na polskiej scenie … a raczej estradzie politycznej powoli przestaje mnie już śmieszyć... Dzięki takim prezydentom jak Wałęsa... Kwaśniewski.... L.Kaczyński... Komorowski...  żyjemy w kraju, w którym od pewnego czasu dwa kawałki drewna i nieboszczycy są nie tylko ważnymi ale wręcz trwałymi i nieodłącznymi elementami... a raczej "rekwizytami" obecnej kultury politycznej. Skazani są na nie wszyscy urzędnicy państwowi bez względu na orientację polityczną i zajmowane stanowiska... Społeczeństwo - zresztą - również.

Oprócz protekcjonalnego poklepywania przez zachodnich (rzadziej wschodnich) polityków lub nawet drugorzędnych eurobiurokratów (najlepiej przed kamerami telewizyjnymi) jedyną ambicją polityczną tych "mężów stanu" było i jest przyjmowanie pozycji konkordatowo-klęczącej przed watykańskimi teokratami.

Przyszli polscy Prezydenci! Nie chcę, aby Nasz Kraj stał się skomercjalizowanym katolickim Disneylandem. Nie chcę, aby Polska była dla świata eksporterem niewykwalifikowanej, taniej siły roboczej oraz pijaczków, złodziei, religijnych świrów i księży pederastów. Nie chcę abyśmy na zawsze pozostali przedmiotem niewybrednych dowcipów, w kraju słynącym z "Polish jokes" i naszym nowym "Wielkim Bracie" - USA. O ile modły o deszcz podczas obrad sejmu RP wywołały w Zachodnich mediach lekkie drwiny, o tyle ogłaszanie Jesusa Chrystusa Królem Polski pobiło wszelkie rekordy absurdu.

Kto w końcu wyciągnie Polaków z tego cywilizacyjnego bajorka i śmiało wskaże wyzwania godne niemałego europejskiego narodu w XXI wieku? Jak długo będziemy leczyć się z post-PRL-owskiego kaca i wschodnioeuropejskich kompleksów? Jak długo będziemy pozostawać zakładnikami cuchnącego ekshumowanymi zwłokami, martyrologiczno-eschatologicznego nonsensu?

 

 ☆

LECH WAŁĘSA - PREZYDENT "NATURSZCZYK"

Człowiek, któremu wyrządzono krzywdę wybierając na prezydenta.

"W Kraju Rad kucharki uczą się jak rządzić państwem" - W.I. Lenin

 

2868dab03e7970aa3c6ac18a51c4ca34.png

"Miała być demokracja, a każdy głosuje, jak chce" -  Lech Wałęsa na zjeździe Solidarności



"Chamstwu należy przeciwstawiać się siłom i godnościom osobistom."

"Kazałbym spałować tę cywilbandę" - o działaczach związku zawodowego, którego niegdyś był przywódcą.

"Zaproszę braci Kaczyńskich, pod warunkiem że Lech przyjdzie z żoną, a Jarosław z mężem" - L.Wałęsa

"Jestem potomkiem rzymskiego cesarza" -  słowa internowanego Lecha Wałęsy zarejestrowane na taśmie magnetofonowej i znalezionej w archiwach UB. Podobne zapisy robiono na potrzeby ówczesnego DTV. Brzmiało to na tyle absurdalnie, że nawet UB, która nagrywała rozmowę w celu skompromitowania Wałęsy, wolała z tej "perełki" nie korzystać. 

„ Agenci BOR wyliczyli ile butelek alkoholu Lech Wałesa wypił w okresie internowania. Skonsumował on samotnie lub w towarzystwie osób odwiedzających: spirytus – 2 but., wódka – 289 but., wino – 158 but., winiak i koniak – 59 but., szampan – 238 but., piwo – 1115 but. – pisali funkcjonariusze. Oto jak wygladaly głodówki: Stwierdzono jednak, że mimo nie przyjmowania dostarczanych Wałęsie posiłków, odżywiał się zapasami słodyczy, w tym czekoladą..." - wg książki "Kryptonim 333" Tomasza Kozłowskiego i Grzegorza Majchrzaka z IPN opisujacej  szczegóły z życia Lecha Wałęsy w okresie internowania.

"Lubiłem szampana i parę butelek wypiłem - przyznaje się.  Ale tylko do tego i do niczego więcej." - o prześladowaniach okresu internowania podczas 11-miesięcznego pobytu w rządowym ośrodku  wypoczynkowym.

"Nie mów nikomu, co się dzieje w domu!" - ulubione powiedzenie Wałęsy

"Pierdłem, bekłem i wyszłem, bo chamstwa nie zniese."

"Pan to się ode mnie o..."

"Nie chcem ale muszem." - o swoim udziale w wyborach prezydenckich

"Jestem za, a nawet przeciw!"

"Bo musi byś noga prawa i noga lewa. A ja będę pośrodku."

"Są plusy dodatnie i plusy ujemne!"

"Nie można mieć pretensji do Słońca, że kręci się wokół Ziemi!"

"Bendem prezydentem!"

"A róbta co chceta!"

"Ani be, ani me, ani kukuryku."

"Ja sie nazywam Prezydent!"

"Sprzedam sprzęt elektryka rok produkcji około lata 80."

"Gdyby w jeziorze były ryby, wędkowanie nie miałoby sensu."

"... coś tam brałem, coś tam podpisywałem..." - odpowiedź Wałęsy na zarzuty o współpracę z PRL-owskimi organami bezpieczeństwa.

Z raportu funkcjonariusza SB dotyczącego działalności agenta "Bolek":

"Po ustabilizowaniu się sytuacji dało się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem. Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej."

Stenogram rozmowy z funkcjonariuszami bezpieki i prokuratorem LWP w ostatnim dniu izolacji Wałęsy (14 listopada 1982 r.):

Wałęsa: — Ma pan dowody na to, że robiłem porządek. W Gdańsku wyrzuciłem wszystkich, którzy wam się mogli nie podobać, Borusewicza, Walentynowicz.

Płk Henryk Starszak: — Wiemy, dlaczego Walentynowicz?

Wałęsa: — Dlaczego? Dlatego, że za bardzo się mieszała, a jednocześnie bardzo mi przeszkadzała. Przyznaję się do tego. Ja naprawdę nie mam ambicji przewodzenia itd. Nigdy ich nie miałem i do dzisiaj ich nie mam.

Płk Bolesław Kliś: — Walentynowicz to nie jest osoba, która mogłaby przewodzić.
Wałęsa: — Wiedziałem, że to się władzy nie podoba.
Kliś: — Mogło się nie podobać albo mogło podobać.
Wałęsa: — Nie zarzuci pan mi nic, że w Gdańsku miał pan jednego człowieka, który wam mógł się nie podobać. Wyczyściłem.

"W diagnozie wspieram Palikota, nie wspieram, kiedy próbuje rozwiązywać problemy jak saper, bez znajomości rzeczy." - Wałęsa w wywiadzie dla Moniki Olejnik.

Dzwoni Wałęsa: - Jasiu, odpuść, idźcie do domu, po ryjach dostaniecie, i tyle. Rulewski: - Lechu, nie wyjdziemy! Trzy godziny później przepowiednia Wałęsy się spełnia - działacze "Solidarności" zostają pobici w gmachu bydgoskiej rady narodowej.

"Pralkę kupiliśmy dzięki temu, że mąż znów wygrał w totolotka. Grał wtedy w totolotka sportowego. Były to zakłady o wyniki drużyn piłkarskich.(...) On do dziś gra w totolotka. Jednak Pan Bóg obecnie nie daje mu wygrywać, gdyż nie potrzeba mu już tych wygranych. On zawsze powtarza: Kiedy bardzo potrzebowałem, to wygrywałem" - fragment książki Danuty Wałęsowej 


 

 

 Już w roku 1980 roku Lech Wałęsa został ostatecznie doceniony przez Zachód i wkrótce umiejętnie wylansowany przez Reagana i Thatcher na potrzeby zachodniej zimnowojennej propagandy za pośrednictwem rozgłośni BBC, Głosu Ameryki i RWE, dzięki którym jego nazwisko poznała cała Polska. W ten oto prosty ale skuteczny sposób Wałęsa przekształcił się w klasyczną postać "mem" czyli medialny socjotyp "bohatera narodowego". Miliony Polaków słuchających po nocach tych - rozpaczliwie ale bezskutecznie zagłuszanych - rozgłośni uwierzyło w mit o Wałęsie nie mając z nim żadnego bezpośredniego kontaktu. Pan Wałęsa - zdając sobie sprawę ze swojej wartości propagandowej dla Zachodu - zręcznie wykorzystał swoją życiową szansę. Doskonale wiedział, że - paradoksalnie - medialne poparcie (publicity) Zachodu gwarantowało mu pełną nietykalność ze strony ówczesnych władz PRL-u. Po prostu było już o nim wtedy zbyt głośno. Zresztą dokładnie nie wiadomo kiedy Wałęsa ostatecznie zerwał współpracę z komunistycznym reżimem. Śmiem nawet twierdzić, że lider związkowy/trybun ludowy o takim "potencjale" intelektualnym nawet urządzał satrapów z PZPR-u, najwidocznie jeszcze nie w pełni świadomych skali niezadowolenia społecznego w PRL-u na przełomie lat 70-ych i 80-ych. 

 Z biegiem czasu liderzy tzw. Wolnego Świata - bezlitośnie zwalczający ruch związkowy w swoich własnych krajach i czynnie wspierający takich zbrodniarzy jak Pinochet, "Contras" w Ameryce Środkowej czy irańskich teokratów - zamienili jego wyświechtany stoczniowy waciak - na skrojony według najlepszych wzorców Demokracji Zachodnich - garnitur “męża stanu” i “laureata“ Nagrody Nobla, do którego do dziś wynalazca minusów dodatnich i ujemnych - mimo licznych honorowych doktoratów - w żaden sposób nie potrafi się cywilizacyjnie, intelektualnie, kulturowo i lingwistycznie przystosować.

 Klapki zaczęły nam powoli spadać z oczu gdy w ostatniej turze, pierwszych wolnych wyborów przyszło Polakom wybierać między Lechem Wałęsą i Stanem Tymińskim. Większość z nas - po obejrzeniu "debat" telewizyjnych - zaczęła sobie powoli uzmysławiać, a nawet rozumieć śmieszność sytuacji, że mamy do czynienia z dwoma politycznymi Nikodemami Dyzmami. Cóż mogliśmy zrobić?... Było już za późno... Musieliśmy dokonać emocjonalnego wyboru. Fakt, że kandydaci takiej a nie innej jakości stanęli do ostatecznego pojedynku i to, że Tymiński o mały  włos tych pamiętnych i jakże ważnych, symbolicznych wyborów nie wygrał jest tragikomicznym odzwierciedleniem naszej postokrągłostołowej mentalności i naiwnego, czasami wręcz infantylnego pojmowania demokracji. Niestety "syndrom Wałęsy" jest obecny w naszej "kulturze politycznej" po dzień dzisiejszy.

Potwierdzeniem tych obserwacji były już następne wybory, podczas których były komunistyczny aparatczyk, lepiej "ociosany" i  otoczony dobrymi specjalistami od "imydżu" Kwaśniewski bez większych problemów pokonał "geopolitycznie zmodyfikowaną legendę Solidarności". Był to dla Wałęsy cios na tyle bolesny i poniżający, że... oskarżył Komisję Wyborczą o "nieścisłości" w przeliczaniu głosów. Jego oficjalnego odwołania już nikt nie traktował poważnie.

Później - zdobywając we wszystkich plebiscytach i badaniach opinii publicznej jednocyfrowe poparcie społeczne - Pan Wałęsa zrozumiał co elektorat (w tym byli członkowie sierpniowej "Solidarności") naprawdę o nim myśli i w końcu dał sobie spokój z udziałem w wyborach a nawet z czynną działalnością polityczną. Do dziś żyje już tylko wspomnieniami otoczony wycinkami z wypłowiałych gazet, pożółkłymi fotografiami z papieżami, prezydentami i innymi celebrytami. Podejrzewam, że trochę się obraził na swój Naród... nieoficjalnie - od czasu do czasu - grożąc nam... emigracją...

Pan Wałęsa – kompletnie lekceważony na polskiej scenie politycznej – za wszelka cenę walczy o medialne zaistnienie nawet kosztem dalszego publicznego ośmieszania się.

Zaczynał jako prezydent a kończy jako giermek Pana Kulczyka podczas jego wizyty w Ułan Bator... No cóż Nikodemem Dyzma wiecznie być nie można...

Wstydzimy się za niego ale dla usprawiedliwienia naszej krótkowzroczności i naiwności trzymamy tego człowieka w naszej narodowej podświadomości trochę z historycznej konieczności czyli - tak naprawdę - z braku lepszych mitycznych symboli wolnej, demokratycznej po-gorbaczowskiej Polski.

Prawie każde publiczne wystąpienie tego dziś już raczej dość karykaturalnego solidarnościowego emeryta z bardzo wybiórczą pamięcią to niepotrzebujący poprawek i przeróbek, doskonały materiał kabaretowy…

    Zatrzymajmy się na kilku charakterystycznych punktach z jego biografii:

  • Swego czasu w rozmowie z bratem twierdził, że jest potomkiem rzymskiego cesarza Valesa.
  • Założyciel “własnego instytutu-fundacji”, wykładowca-celebryta cieszący się dużym wzięciem zwłaszcza w krajach niepolskojęzycznych (załączam jednocześnie wyrazy głębokiego współczucia wszystkim zagranicznym tłumaczom Pana Wałęsy). 
  • “Patron” portu lotniczego, ojciec Jarosława - europosła i popularnego w Polsce motocyklisty.
  • Publicznie przyznaje się do faktu, że w życiu nie przeczytał żadnej książki oprócz autobiografi, którą napisał.
  • Jak stwierdziła jego małżonka w latach 70-ych mimo prześladowań ze strony reżimu komunistycznego jej mąż regularnie wygrywał w totolotka, co całkowicie pokrywało bieżące wydatki i zaspokajało potrzeby domowego budżetu.
  • Nic nie jest w stanie przekonać tego pozbawionego podstaw myślenia przyczynowo-skutkowego i nadętego do groteskowych rozmiarów człowieka, że bez "wiatru od Wschodu" - w przerwach między strajkami i stanami wojennymi - nadal stalibyśmy w kolejkach po papier toaletowy i kiełbasę zwyczajną... na oczach zagranicznych fotoreporterów... A dyplomaci reprezentujący tzw. Demokracje Zachodnie - po wygłoszeniu kilku symbolicznych protestów - nadal wznosiliby toasty za rozbrojenie, odprężenie, światowy pokój i współpracę kieliszkami wypełnionymi  "Jasiem Wędrowniczkiem" czy "Stoliczną" z radzieckimi kolegami po fachu w imię post-jałtańskiej "realpolitik"... dokładnie tak samo jak to robili po (bardziej krwawych od naszych zrywów) Węgierskim powstaniu w 1956 czy Praskiej Wiośnie 1968 roku. Słuchając autotyrad Pana Wałęsy można odnieść wrażenie, że to właśnie on - wymachując śrubokrętem - osobiście zmusił Gorbaczowa do zburzenia Berlińskiego muru. Gdyby Sowieci się uparli albo w przypadku zwycięstwa konserwatywnej frakcji Janajewa Pan Wałęsa zapewne nadal siedziałby okrakiem na stoczniowym płocie w oparach gazu łzawiącego "czekając na Godota", modląc się przy tym do "Najświętszej Panienki" o zbawienie nas od złych duchów Jałty i Poczdamu, o poprawę warunków pracy, lepsze zaopatrzenie sklepów, o obniżkę cen na podstawowe artykuły spożywcze  i - ma się rozumieć - o szczęśliwe wyniki w "totolotku sportowym".                                             

 

Dzisiaj Pan Lech Wałęsa to zgorzkniały, nieobliczalny i zdziwaczały karzełek na szczudłach, do którego żadna formacja polityczna i społeczna za bardzo nie chce się przyznawać; łącznie z Kościołem a nawet założonym przez niego związkiem zawodowym. Najwyraźniej jednak sam były prezydent, jego zwolennicy, większość historyków a nawet polityków zmęczona "medialnymi odlotami" naszego najsłynniejszego (po paru dobrych tenisistach, taniej, niewykwalifikowanej sile roboczej, księżach, wódce i ogórkach konserwowych w occie) "towaru eksportowego" doszła do kolektywnego wniosku, iż najlepszym kompromisem - uwzględniającym zwłaszcza dobro przyszłych pokoleń - jest zamiana Wałęsy - obecnie zredukowanego do roli rozpaczliwie się autoreklamującego, żywego, objazdowego, wyświechtanego eksponatu muzealnego - w spiżowy pomnik.
Wątpię czy kiedykolwiek dowiemy się całej prawdy o pierwszym prezydencie III RP? Sądzę, że raczej już na zawsze pozostanie on ustawowo chronioną postacią mityczną - prawie jak... rzymski cesarz.

Oczywiście, życzę Panu Wałęsie jak i jego małżonce dużo zdrowia i wiele długich i szczęśliwych lat wspólnego życia...jednakże jestem pewien, że gdy pewnego dnia przyjdzie mu stanąć przed katolickim bogiem na Sądzie Ostatecznym - tu na ziemi znajdą się tacy, którzy na miejsce jego wiecznego spoczynku zaproponują Wawel... No i wtedy zacznie się - znana nam wszystkim - bogoojczyźniana "powtórka z rozrywki". Nie wierzycie?

 

Na zakończenie pokuszę się o bardzo osobistą refleksję. Dla wszystkich tych, którym przyszło żyć w okresie ustrojowej transformacji Naszej Ojczyzny Lech Wałęsa na długo pozostanie w pamięci jako barwna kontrowersyjna, pełna "plusów dodatnich i ujemnych" postać. 
Dla mnie jednak na zawsze będzie on "Himilsbachem" polskiego, politycznego folkloru.

Drodzy zwolennicy Pana Wałęsy, tylko - na miłość bliźniego - nie obrażajcie się na mnie. Jan Himilsbach to wspaniały i ... mój ulubiony aktor.

PS
W San Francisco niedawno radni pozbyli się nazwy ulicy Lecha Wałęsy (biegnącej w pobliżu ratusza). Na nowego patrona jednogłośnie wybrali działacza LGBT, który zasłynął jako twórca Gejowskiej Olimpiady - śp. dra Tom'a Waddell'a.