JustPaste.it

Rodzice - media - dzieci. Nowy światowy człowiek?

Rzeczywistość archewirtualna, prewirtualna i wirtualna; świat medialny i wirtualny; scena publiczna naturalna i medialna; infosfera; epoki: druku, telewizji i Internetu.

© Edward M. Szymański

Rodzice – media – dzieci.  Nowy światowy człowiek?

 Rzeczywistość archewirtualna, prewirtualna i wirtualna; świat medialny i wirtualny; scena publiczna naturalna i medialna; infosfera; epoki: druku, telewizji i Internetu.

 

      Czy nie lepiej byłoby podzielić tak długi artykuł na kilka mniejszych? Byłoby  jednak wprowadzeniem Czytelników w błąd sugerowanie, że można takie mniejsze części  czytać w dowolnej  kolejności. Wątpliwe jest, czy każdą porcję wiedzy można podzielić na mniejsze, samodzielne pod względem możliwości funkcjonowania w obiegu czytelniczym, porcyjki, bez szkody dla sprawnego wykładu całości.

        Czytelnikom pozostawiam decyzje, w jakich porcjach zechcą się z tekstem zapoznawać. Podzielony jest na 5 części. 

Część I

Uwagi wstępne

Waga i atrakcyjność problemu

           Dorośli są odpowiedzialni za opiekę nad procesem dojrzewania najmłodszych do dorosłości, za wprowadzanie ich w świat dorosłych, w  problemy dorosłych, w problemy wyzwań, którym wypadnie stawić im czoło. Niby to oczywiste, ale w odniesieniu do jednostkowego  dziecka warto zadać pytania: którzy dorośli i w jakim stopniu?

            W jakim stopniu? – dla mnie dość wątpliwe są sukcesy w odpowiedzi na drugie pytanie. Jest ona zwykle w centrum zainteresowania autorów biografii najbardziej znanych postaci, ale ich miarodajność pozostaje dyskusyjna. Cóż dopiero mówić o całych populacjach.

            A którzy dorośli? – pytanie niby łatwiejsze. Rodzice – taka nasuwa się odruchowa odpowiedź. Ale jest ona niepełna. Jak dalece niepełna? – szkicowa próba odpowiedzi jest w istocie treścią niniejszego artykułu.

          Jak to mogło wyglądać kiedyś  i jak to wygląda dziś? – wbrew pozorom, postawienie tego zagadnienia nie jest próbą komplikacji rozważań lecz sposobem ułatwienia dojścia do choćby prowizorycznej odpowiedzi na pytanie o identyfikację dorosłych  mających wpływ na rozwój dzieci. Kim ci dorośli są,  jak realizuje się ich styczność  z dziećmi?

         Odpowiedzi na powyższe pytanie mogą być bardzo różne w zależności od potrzeb badawczych.  Niniejsza, bardzo wstępnie naszkicowana,  uwzględnia czynnik rewolucyjnych zmian w sferze technologii informacyjnych w ostatnich dziesięcioleciach, a właściwie niemal  w całym  ostatnim stuleciu.

          Nie jest to artykuł stricte naukowy - wypada się zastrzec. Zawiera eseistyczną eksploracją problemu, a właściwie wielu problemów. Za brak szaty bibliograficznej trzeba Czytelników przeprosić, ale identyfikacja intelektualnych zapożyczeń wobec tematycznej rozległości i ogólności rozważań  byłaby mało sprawiedliwa. Mimo długów wdzięczności wobec wielu osób ze środowisk naukowych i nie tylko, nie mam poczucia, że dokonałem tylko kolejnej kompilacji myśli powszechnie znanych. A to za sprawą bardzo specyficznej perspektywy teoretycznej, którą trochę sygnalizuje tytuł artykułu.

         Po co to wszystko? By lepiej rozumieć to, co dzieje się wokół nas i z nami samymi. A nie wystarczy tu tylko słuchać i patrzeć. Niezbędna jest również teoretyczna refleksja wykraczająca poza namysł nad bieżącymi, konkretno-sytuacyjnymi  trudnościami, chociaż to właśnie one są praprzyczyną wszelkich, najbardziej nawet abstrakcyjnych poszukiwań sposobów radzenia sobie z nimi tak w działaniach indywidualnych, jak i zbiorowych.

         Jak świat światem nigdy relacje między rodzicami a dziećmi nie układały się bezproblemowo. Ale też nigdy w historii świata postęp techniczny  tak  radykalnie nie zaznaczał swej obecności w międzypokoleniowym konflikcie i to w tak newralgicznej sferze, jaką jest sfera komunikowania się ludzi między sobą.

         Czy rodzice i dzieci posługują się jeszcze tym samym językiem?

           Rewolucja informatyczna na porządek dzienny wystawia antropologiczne pytanie, czy nie mamy już do czynienia z narodzinami nowego człowieka? Jaki on nada kierunek dalszemu rozwojowi cywilizacji? Co tu może zależeć od dzisiejszych dorosłych i od których?

Strategia metodologiczna

           Usiłując  prześledzić pewne zmiany trzeba znaleźć jakąś stałą płaszczyznę, stabilny punkt odniesienia, aby można było dokonać pewnych porównań, aby zmiany w ogóle stały się jakoś postrzegalne.

           Takim stałym punktem odniesienia jest okoliczność czy fakt, że dzieci przychodzą na świat w rodzinie. A więc dziecko posiada matkę i ojca, którzy wspólnie je wychowują. Tak było sto lat temu i tak jest dzisiaj. Ale tu znowu pewne zastrzeżenie. Zarówno sto lat temu jak i dzisiaj z najróżniejszych przyczyn zawsze istniał pewien margines obejmujący dzieci, o których trudno powiedzieć, że wychowywały się  w rodzinie kompletnej. Sytuacji takich mogło być i nadal jest sporo. Nie umniejsza to faktu, że takie sytuacje uważane były i są za odbiegające od pewnej normy społecznej.

          Ostatnia obserwacja każe zasygnalizować, że w niniejszym artykule mowa jest o sytuacjach typowych, a więc dokonana została pewna idealizacja. Taki zabieg nie jest czymś oryginalnym. Przeciwnie, jest poniekąd warunkiem koniecznym, by można było w cokolwiek uporządkowany sposób o ogromnie złożonych realiach rozmawiać.

           Intencja choćby skromnego i bardzo wstępnego, szkicowego  porządku w omawianiu problemu podpowiedziała dość nietypowy chyba zabieg metodologiczny. Bohaterem niniejszego artykułu będzie Pawełek pojawiający się w trzech różnych epokach, których cezurą są pewne etapy w rozwoju środków i sposobów komunikowania się ludzi. Za każdym razem w centrum uwagi będzie świat dorosłych, jaki jawi się, i którego doświadcza nasz odradzający się kilkakrotnie Pawełek. Pawełek ten dorasta i staje się Pawłem, a z czasem także Panem Pawłem.  Będzie on po królewsku potraktowany i otrzyma stosowne numerki odpowiednio do kolejnych epok: Pawełek 1, Pawełek 2, 3 i odpowiednio dotyczy to także Pawła i Pana Pawła. Każdy z Pawełków będzie żył w innej epoce medialnej.

         W innej epoce, ale gdzie? Czy rozważania odnoszą się tylko do Polski? Nie. A skąd takie przekonanie? Stąd, że świadomie  ograniczam się do bardzo ogólnych czynników technologicznych, gospodarczych i politycznych  określających zmiany w relacjach między rodzicami i ich dziećmi, pomijając zaś kulturowe, religijne czy jeszcze jakoś inaczej rozumiane zróżnicowanie świata.    

         Sądzę, że uczytelniający  sens takiego zabiegu stanie się jaśniejszy po lekturze artykułu. W każdej z wyróżnionych trzech epok  identyfikowany będzie świat dorosłych otaczających naszego bohatera i ten świat podzielony będzie na sfery i kręgi dorosłych.

          Do podstawowych pojęć w niniejszych rozważaniach należy pojęcia świata wirtualnego i świata medialnego. Z tego powodu wymagają one specjalnej uwagi.

Świat wirtualny i świat medialny

            Pojęcie rzeczywistości wirtualnej czy wirtualnego świata zarezerwowane jest w powszechnym rozumieniu do sztucznego świata wykreowanego dzięki współczesnej technice opartej na komputerach. Lapidarnie tę rzecz ujmuje  Wikipedia: rzeczywistość wirtualna (ang. virtual reality) – obraz sztucznej rzeczywistości stworzony przy wykorzystaniu technologii informatycznej.

Nie traktuję tu Wikipedii jako źródła wiedzy, ale jako źródło inspiracji. Czy technika oparta na komputerach a technologia informatyczna jest jednym i tym samym? W tym miejscu nie jest to problem konieczny do roztrząsania.

             Określenie z Wikipedii po prostu mi pasuje jako określenie projektujące w dalszych rozważaniach.  Przystając bowiem na taką umowę terminologiczną bardzo łatwo  zadać pytanie o to, co było przedtem, gdy nie było komputerów? Czy przedtem nie było żadnego obrazu sztucznej rzeczywistości?

            Był i rozwijał się całkiem nieźle, przynajmniej odkąd tylko ludzie zaczęli się posługiwać mową. Wynalazek pisma znacznie ten rozwój zintensyfikował. Bohater powieści Krasickiego Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki znalazł się na wyspie Nipu, a bohaterowie powieści   Verne`a wybrali się na Księżyc. Warto zaznaczyć, że obydwaj pisarze mieli ogromną plejadę znakomitych poprzedników i naśladowców, którzy wcale komputerem się nie posługiwali.  Dzięki np. takim pisarzom ludzie bardzo wyraźnie doświadczali  odczucia  kontaktu ze sztuczną rzeczywistością.

            Sam przymiotnik wirtualny ma antyczną, łacińską etymologię i dorobił się przez wieki sporo różnych odcieni znaczeniowych. Rzeczownik virtus oznaczał w starożytnym Rzymie personifikację cnoty odwagi, męstwa a także wprost oznaczał  odwagę, męstwo, nieugiętość czy stanowczość. Od tego słowa pochodzi np. dzisiejszy termin wirtuoz (‘mistrz’, ‘perfekcjonista’).

           Przymiotnik wirtualny zaś   wg internetowej WEP ma współcześnie dwa znaczenia: 1. «stworzony w ludzkim umyśle, ale prawdopodobnie istniejący w rzeczywistości lub mogący zaistnieć» oraz 2. «wykreowany na ekranie komputera, telewizora, ale tak realistyczny, że wydaje się rzeczywisty»

            Biorąc pod uwagę to dwojakie znaczenie nic nie stoi na przeszkodzie, aby pojęcie wirtualnego świata nie kojarzyć automatycznie z techniką komputerową. Taki skojarzeniowy nawyk jest jednak dzisiaj powszechny, więc dla uniknięcia możliwych nieporozumień chyba zasadne jest użycie określenia świat prewirtualny  w odniesieniu do sztucznego świata wytworzonego bez użycia technik komputerowych.  Okreslenie świat prewirtualny odnosi się tutaj -   innymi słowy -  do obrazu świata stworzonego w ludzkim umyśle, prawdopodobnie istniejącego w rzeczywistości lub mogącego zaistnieć, choć ten ostatni warunek – zauważmy -  wcale nie jest konieczny, gdy owo prawdopodobieństwo jest równe zeru.  Taki nazewniczy zabieg ma tę zaletę, że zwraca uwagę na pewne etapy historyczne w rozwoju omawianego sztucznego  świata czy sztucznej rzeczywistości.

            W tytule niniejszego rozdziału znajduje się określenie świat medialny. Czymże on jest, czym różni się od świata wirtualnego? Niniejsza propozycja jest dość chyba prosta, choć może niekonieczne odzwierciedlająca powszechniejsze skojarzenia. 

              Tak więc pod pojęciem świata medialnego w niniejszych rozważaniach kryje się ogół osób, instytucji oraz środków technicznych, dzięki którym kreowany jest intencjonalny obraz  świata wirtualnego (i odpowiednio - prewirtualnego) oraz dostarczany jest odbiorcom.

             Świat medialny, to w niniejszej propozycji świat zupełnie realny. To realni ludzie, realne instytucje (takie jak wytwórnie filmowe czy kina), to realne urządzenia techniczne. Dzięki tym realnym składnikom medialnego świata odbiorca może mieć odczucie kontaktu ze światem wirtualnym. Nie musi więc chyba budzić zdziwienia sformułowanie, że określone fragmenty obrazu  wirtualnego świata dostarczane są odbiorcom. Owo dostarczanie wymaga zaś jakiegoś  materialnego nośnika, co chyba jest zrozumiałe; nośnikiem może być np. książka czy dyskietka.

              Świat wirtualny jest zaś w niniejszym ujęciu swoistym obrazem powstającym w umysłach ludzi pod wpływem  wytworów  świata medialnego, a więc ludzi i środków, którymi się posługują, a wśród tych środków wiodącą rolę odgrywa komputer.

              Jaki zaś jest ontologiczny status wirtualnego świata w odróżnieniu od realnego świata medialnego?  Nawiązując do  fenomenologicznej terminologii Romana Ingardena, a  szczególnie do jego teorii dzieła literackiego, można byłoby najogólniej  powiedzieć, że postacie, rzeczy i zjawiska wirtualnego świata przynależą do bytów idealnych lub  intencjonalnych. 

              Jeśli telewizor w pokoju jest włączony, ale nikt go nie ogląda, to nie mamy do czynienia z żadnym wirtualnym światem. Aby o nim mówić niezbędny jest odbiorca telewizyjnego przekazu w którego umyśle powstaje określony obraz pod wpływem bodźców płynących z telewizora.

              Dość wątpliwe, czy można ingardenowski koncept stworzony na potrzeby analizy dzieła literackiego wprost ekstrapolować na wszystko, co objęte jest tu mianem prewirtualnej (i wirtualnej) rzeczywistości. Te kwestie stanowią niezmiernie złożoną problematykę, które niech tu pozostaną w takiej sygnalnej  wzmiance.

             Czy powyższe  rozróżnienie świata medialnego i wirtualnego nie kłóci się jakoś ze zdrowym rozsądkiem? Warto jego użyteczność  sprawdzić na przykładzie części współczesnego świata medialnego jakim jest przemysł filmowy.

             Aby powstał film potrzebny jest jego producent dysponujący ogromnie złożonymi środkami technicznymi, producent zdolny do zaangażowania całego zespołu ludzi, z których aktorzy to tylko jedna z części tego zespołu. Aby ten przemysł funkcjonował niezbędna jest cała infrastruktura organizacyjno-techniczna w postaci instytucji dystrybucji filmu oraz środki techniczne, dzięki którym widz będzie mógł  film obejrzeć. Czy będą to sale kinowe z odpowiednimi projektorami czy aparatura pozwalająca na urządzenie kina domowego to już sprawa konkretnych warunków. Cały ten wytwórczy mechanizm filmu jest bytem jak najbardziej realnym.

              Świat wirtualny jest zaś w niniejszym ujęciu swoistym obrazem powstającym w umysłach ludzi pod wpływem  wytworów  świata medialnego, a więc w tym wypadku filmu wyświetlanego  na ekranie, f[lmu  zarejestrowanego na jakimś nośniku (dawniej na taśmie filmowej, dziś – np. na dyskietce).              

Prewirtualny świat druku i prewirtualny świat telewizji

            Filmy dostarczane są dziś na dyskietkach i z nich są odtwarzane, więc skojarzenie filmu z komputerową techniką jest już dość naturalne. Ale przecież filmy powstały zanim pojawiły się komputery, a nawet zanim pojawiła się telewizja. Potrzebne są więc dalsze terminologiczne umowy aby uniknąć nadmiaru nieporozumień.

            Komputery z ich ogromnymi możliwościami informatycznymi  to bardzo współczesny wynalazek. Na tyle doniosły, że jego kulturowe owoce w postaci efektów kreowanego z jego pomocą   sztucznego świata  nazwane zostały światem wirtualnym.  Komputer może być symbolem nowej epoki w dziejach rozwoju mediów informacyjnych. Ale zanim zaznaczył swe piętno na naszej cywilizacji,  miały miejsca także inne technologiczne przełomy, także o epokowych  wymiarach.

            W rozwoju  prewirtualnego świata można więc także wyodrębnić określone epoki stosownie do rozwoju środków medialnych. W niniejszym artykule mowa będzie o dwóch takich epokach: o epoce prewirtualnego świata druku i epoce prewirtualnego świata telewizji. Świat wirtualny zgodnie z proponowaną umową związany jest z komputerem i stąd takie trochę przydługie określenia odnoszące się do epok przed  jego wynalezieniem i upowszechnieniem.

             Doniosłymi wynalazkami było także radio czy kino. Dlaczego więc tylko druk i telewizja zostały wyróżnione w periodyzacji epoki prewirtualnej?  Objaśnienia  pojawią się w odpowiednich dalszych partiach artykułu.

Naturalna i medialna scena publiczna

            To  rozróżnienie należy również w niniejszych rozważaniach do najbardziej podstawowych. W poprzednich artykułach dotyczących teatru (i kina) dużą rolę przypisałem rozróżnieniu przekazu naturalnego  i przekazu medialnego. Przekaz naturalny – przypomnijmy -  realizuje się w bezpośrednim, zmysłowym, wzrokowym lub słuchowym   kontakcie  między nadawcą i odbiorcą przekazu. Nadawca i odbiorca muszą się spotkać w tym samym miejscu i czasie aby bezpośrednio widzieć i słyszeć się wzajemnie.

            W przekazie medialnym tej naturalności kontaktu nie ma; realizuje się on poprzez określone media czyli różnorakie środki techniczne pozwalające na znoszenie bariery odległości czasowej lub przestrzennej jakimi ograniczony jest przekaz naturalny. Rozmowa telefoniczna jest kontaktem medialnym. Mimo, że angażuje rozmówców w tym samym czasie, to pokonanie odległości przestrzennej wymaga już specjalnych środków.

           Ktoś znajduje się na naturalnej scenie publicznej to znaczy, że jest dla swoich obserwatorów bezpośrednio widzialny i słyszalny. Znajduje się z nimi w naturalnym kontakcie,  podobnie jak ma to miejsce w teatrze między widzami i aktorami na scenie. 

           Ktoś znajduje się na medialnej scenie publicznej to znaczy, że jest dla odbiorców obserwowalny poprzez media, np. poprzez publikacje książkowe,  prasę, radio, film,  telewizję czy Internet. Z odbiorcami znajduje się tylko w kontakcie medialnym.  Między aktorami filmowymi a widzami zwykle nie ma żadnych bezpośrednich kontaktów; widz niby widzi i słyszy aktorów na ekranie, ale w rzeczywistości słyszy i widzi  przetworzone przez technikę filmową ich foniczne i wizualne wizerunki.   

           Podobnie rzecz się ma w przypadku telewizji czy Internetu, choć różna w detalach może być  skala owego przetworzenia.

           Metodologicznych uwag do pozornie łatwego problemu, jakim jest identyfikacja dorosłych mających wpływ na dzieci i młodzież zebrało się sporo. A pominięty został problem wpływu na dziecko czy ucznia jego środowiska rówieśniczego. To znowu obszerne zagadnienie, ale nie sposób w jednym artykule dotknąć wszystkiego.

Niektóre właściwości wirtualnego (i prewirtualnego) świata

           Orson Welles swoim słuchowiskiem radiowym wyemitowanym w 1939 roku Wojna Światów wywołał panikę w różnych  miastach kilku stanów,  a zwłaszcza w stanie  New Yersey, relacjonując rzekomy atak Marsjan na amerykańskie terytorium.  Pokazał tym spektakularnym czynem swoją „siłę medialnego rażenia”. Ta siła nie dotknęła Pawełka 1 ani Pawła 1. Żyli oni bowiem  „gdzieś w Polsce, czyli nigdzie” – by posłużyć się określeniem francuskiego ekscentryka Alfreda Jarry`ego.

          Wojna światów jako słuchowisko prezentowała obraz nieistniejącego stanu rzeczy, była fragmentem  sztucznej rzeczywistości, a więc zgodnie z przyjętą terminologią była fragmentem prewirtualnego świata. Na jej przykładzie łatwo pokazać  kilka ważnych spraw.

          Wirtualny świat i realne skutki. Prewirtualny w tym przypadku świat  (a dotyczy to też świata wirtualnego) może mieć właściwość realnego, wręcz mierzalnego oddziaływania na odbiorców. Można byłoby w przybliżeniu oszacować  liczbę amerykańskich obywateli, którzy przerwali swoje codzienne zajęcia, by jakoś dostosować się do nowej w ich zmanipulowanym przeświadczeniu  sytuacji. To pierwsze spostrzeżenie.

        Przyciąganie wirtualnego świata. Dlaczego amerykańscy obywatele słuchali wspomnianej audycji, czy ktoś ich do tego zmuszał? Nikt ich nie zmuszał, słuchali, bo byli ciekawi tego, co się w świecie dzieje. Świt wirtualny może więc wciągać jego odbiorców bez przymusu zewnętrznego. Ludzka ciekawość jest jednym z najważniejszych demiurgów  powołujących do istnienia świat wirtualny. Bez rachuby na ciekawość odbiorców ludziom ze świata medialnego nie chciałoby się zabiegać o jakąś wirtualną ofertę. I to jest drugie ważne spostrzeżenie. Dzieci i młodzież są zaś wyjątkowo ciekawi świata – trzeba tu koniecznie wspomnieć.

         Odpowiedzialność.  Czy Orsona Wellesa spotkały jakieś sankcje za jego społeczny eksperyment  i zamieszanie jakie wywołał?  Jego osobiste akcje – by tak rzec – ogromnie wzrosły. Słuchowisko per saldo okazało się niezwykle opłacalne dla jego dalszej kariery. Realna, wymierzalna  odpowiedzialność  za  tworzenie wirtualnego świata może być zatem znikoma. Tylko demiurg  ekonomiczny lub polityczny (inaczej mówiąc: siła ekonomiczna lub polityczna) może jakąś odpowiedzialność wyegzekwować, ale ich oczy słabo postrzegają ewentualne straty tych, których wirtualne dzieło mogło niebacznie wciągnąć. I to jest trzecie ważne spostrzeżenie.

Infosfera

           Osobno trzeba rozpatrywać książkę, osobno wiersz, dyskusję w rodzinnym gronie, fotografię, film, prasę, radio, reklamę, znak drogowy, rozmowę telefoniczna, plakat itd. – takie mniej więcej jest podejście większości ludzi w rozmowach podejmujących problemy przekazów w akcie czy procesach komunikowania się. A przecież wszystkie przypadki podlegają pod podstawowy schemat: nadawca –komunikat - odbiorca.

           I ta okoliczność pozwala mi mówić o infosferze jako zbiorze komunikatów, z jakimi  okazjonalnie lub na  co dzień ludzie się stykają lub mogą się zetknąc, niezależnie od tego, czy są one utrwalone na jakimś nośniku, czy są tylko ulotnym przekazem ustnym lub gestem w milczeniu.

           Cała ta infosfera ewokuje określony fragment sztucznego (arche-, pre-, i wirtualnego) świata w procesie formułowania komunikatu i w procesie jego odbioru.    

Część II

Świat dorosłych Pawełka 1 i Pawła 1

           Przejdźmy zatem nieco konkretniej do identyfikacji dorosłych mających wpływ na bohatera niniejszych rozważań. Musi gdzieś żyć i kiedyś.

           Dla  chronologicznej orientacji i pewnej poglądowości niech jego życie toczy się w Polsce w początkach okresu międzywojennego. Z punktu widzenia historii rozwoju środków medialnych okres ten przypada w myśl przyjętej tu periodyzacji na epokę druku. Dlaczego, skoro oprócz książek i prasy był już film i radio? Bo medialny przekaz słowa drukowanego był wtedy dominujący. Radio i film były w fazie początków pod względem swego technicznego rozwoju. Uzasadnienie takie będzie  dalej bardziej czytelne.

         Jak wyglądał świat dorosłych w oczach dorastających w tych latach dzieci? Uporządkowaniu odpowiedzi  służyć  będzie podział całych sfer świata dorosłych na poszczególne ich kręgi. Zakresy tych kręgów – co wypada zaakcentować -  wcale nie są wyraźne i ostre, ale w refleksji nad zjawiskami i procesami społecznymi taka jest specyficzna uroda różnorakich rozróżnień. 

  1. 1.       Sfera rodziny i dorosłych domowych

           Rodzinny krąg dorosłych.  Dziecko, zgodnie z przyjętym założeniem,  przychodzi na świat w rodzinie i rodzice są pierwszymi dorosłymi, z jakimi dziecko się zapoznaje, których opieki doświadcza i których zaczyna najwcześniej rozpoznawać. Rodzice są pierwszymi i najważniejszymi osobami z kręgu dorosłych domowych.  Krąg rodzinny zwykle staje się szerszy i bardziej złożony w miarę dorastania dziecka i ulega on pewnej stopniowej dywersyfikacji.

          To nie tylko rodzice, ale także dorosłe rodzeństwo (jeśli takowe jest), dziadkowie, bliżsi i dalsi krewni. Krąg ten staje się dla naszego Pawełka I coraz lepiej rozpoznawalny w miarę przybywania okazji do bezpośrednich kontaktów  z nimi. Nim Pawełek 1 stanie się Pawłem 1 ten rodzinny krąg dorosłych jest już zwykle dość szeroki, obejmujący nie tylko dorosłych, z którymi ma codzienny kontakt, ale także kontakt okazjonalny nawiązywany przy okazji jakichś szczególnych uroczystości rodzinnych czy spotkań.

         Ten rodzinny krąg dorosłych jest kręgiem bardzo stabilnym, kręgiem na całe życie jeśli pominąć różne losowe przypadki.        

         Krąg towarzysko-sąsiedzki rodziców. To krąg osób, z którymi Pawełek 1 czy Paweł 1 ma także bezpośredni kontakt z tej racji, że są one częstymi gośćmi w rodzinnym domu. Do tego kręgu można zaliczyć przyjaciół domu, sąsiadów, czasem domową służbę,  stróża w kamienicy, itp. z którymi  kontakt naszego Pawełka 1 czy Pawła 1 może być nawet częstszy niż z różnymi krewnymi.

         Ogólnie o kręgu osób dorosłych domowych powiedzieć można, że jest to krąg kontrolowany przez rodziców czy nawet przez nich organizowany lub współorganizowany. Wpływ dorosłych z tego kręgu na Pawełka i Pawła może być bardzo duży  z racji swej codzienności, ale też może być dość zmienny zwłaszcza, gdy zmieniło się miejsce zamieszkania rodziny. Krąg tych osób nie musi być więc kręgiem bardzo stabilnym, inny może być dla Pawełka 1, a inny dla bardziej już dorosłego Pawła 1.

  1. 2.       Sfera dorosłych z naturalnej sceny publicznej

       Druga sfera  dorosłych, z jakimi zapoznaje się dziecko, to dorośli ze sfery publicznej  niejako   przypadkowo przezeń obserwowani  i mający z nim ewentualne ulotne kontakty. To mogą być również sąsiedzi, osoby spotykane na ulicach, w sklepach, tramwajach czy pociągach, na jarmarkach, to także listonosz czy inkasent   itd. Dziecko bywa z tymi osobami w naturalnym kontakcie podobnie jak widzowie w teatrze bezpośrednio obserwują i słyszą aktorów na scenie. Z tego prostego powodu można mówić o naturalnej scenie publicznej w odróżnieniu od sceny publicznej medialnej, o której będzie jeszcze mowa.

        Osoby z tego kręgu nie mogą dziecku czegoś wprost nakazywać. Mogą o coś zapytać, poprosić o coś czy nawet namówić do czegoś, ale nie mają nad nim bezpośredniej władzy.  Przyjrzyjmy się im trochę bliżej.

        Naturalna scena publiczna lokalna.  Z  okazjonalnych  kontaktów bezpośrednich  czy tylko z obserwacji z pewnego dystansu pozornie  niewiele dla Pawełka 1 czy Pawła 1 wynika poza nabywaniem umiejętności publicznego   bycia czy poruszania się w społecznym świecie.

        Ale właśnie to jest ogromnie ważne. Lokalna scena publiczna jest sceną bardzo stabilną. Dla dziecka okazuje się dość wcześnie, że nawet okazjonalne i ulotne kontakty z osobami z tego kręgu mają pewien powtarzalny rytuał. Gdy mija kogoś dorosłego na ulicy, to może z dużym prawdopodobieństwem przewidywać, że nie będzie przez tego dorosłego zaczepione, jeśli samo nie będzie przejawiało jakiejś inicjatywy ze swej strony, że w sklepie nie będzie wypychane z kolejki tylko dlatego, że jest fizycznie słabsze.

          Poprzez okazjonalne i nawet zdawkowe rozmówki  z osobami z tego kręgu dziecko mogło  nawet poszerzać czy pogłębiać swoje kompetencje językowe. Różne produkty mogły być inaczej nazywane w domu niż w sklepie. 

         Pawełek 1 i później Paweł 1 dość szybko dostrzegają, że są nie tylko widzami lokalnej sceny publicznej ale także jej aktorami, że także są obserwowani przez innych, co wynika choćby z konieczności unikania fizycznych kolizji.

        Niekoniecznie wszyscy dorośli na tej lokalnej scenie odgrywają jednakowo absorbujące uwagę innych role, co widoczne jest choćby przy okazji różnych publicznych uroczystości. W relacjach z osobami z tego kręgu dorosłych młody człowiek uczy się być równoprawnym partnerem na publicznej scenie, choć dorastanie do tego jest niezwykle złożonym procesem wymagającym  wielu stopni wtajemniczenia.

       Zakres personalny osób z bezpośredniej sceny publicznej sceny, z którą  dane dziecko a później nastolatek i dorosły ma do czynienia jest niezwykle  trudny do precyzyjnego określenia, ma charakter zbioru o rozmytych granicach.  To z jednej strony może być kioskarz, od którego często kupuje  gazetę, a z drugiej – przejezdna osoba, którą spotkał przy kiosku i być może już więcej się z nią w życiu nie spotka.        

        Naturalna scena publiczna pozalokalna. Czy taką przejezdną osobę można zaliczyć do dorosłych ze sceny publicznej, skoro jest ona w danej miejscowości tylko przejazdem? W proponowanym tu ujęciu można. Ów przyjezdny dorosły znalazł się przynajmniej w zasięgu wzroku przykładowego młodego człowieka w jego okolicy i to wystarczy.

          Możliwe, że  Pawełek 1, a jeszcze bardziej prawdopodobne, że trochę starszy Paweł 1 wyjedzie gdzieś poza swoją miejscowość. Obserwowalna scena publiczna gwałtownie się wtedy dla niego poszerza.  Jest chyba zrozumiałe, że krąg dorosłych z  omawianej tu  sceny inaczej będzie się rozrastał dla dziecka żyjącego w niewielkiej wsi, a zupełnie inaczej dla dziecka żyjącego w jednaj z dzielnic wielkiego miasta. Zanim to ostanie osiągnie dojrzałość przez omawianą tu scenę   przewinąć się mogą dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi. Jakieś jej teoretyczne uporządkowanie może być zagadnieniem bardzo kuszącym, ale zapewne niewykonalnym w odniesieniu do konkretnej biografii.

           Biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo kontaktu konkretnego dziecka z osobami z naturalnej sceny publicznej  można mówić o pierwszym, najbliższym planie tej sceny (scenie lokalnej), planie drugim, trzecim itd. Czy ulotne, nawet mimowolne kontakty z dorosłymi z tej sceny mogą mieć jakieś znaczenie dla danego dziecka czy nastolatka? Mogą.

            Posłużę się tu pewnym przykładem z autopsji i nie ma w tym miejscu znaczenia, że dotyczy on innej epoki.   Jako nastolatek będąc nad morzem byłem świadkiem wyciągnięcia z niego młodego mężczyzny. Już nie żył. Widziałem go tylko raz. Lubiłem baraszkować w takich samych falach. Mnie się udawało dopływać do brzegu, jemu  raz się nie udało. Dzięki ulotnemu, jednostronnemu  kontaktowi z tą nieżyjącą już osobą stałem się trochę ostrożniejszy. A więc nawet kontakt z osobą z najdalszego planu naturalnej sceny publicznej może mieć pewne znaczenie na drodze do dorosłości.    

  1. 3.       Sfera dorosłych opiekunów instytucjonalnych

           Następna sfera, jaka się z czasem dla dziecka pojawia,  to osoby z instytucji wychowawczo-edukacyjnych. Wśród tych instytucji najważniejsza jest  szkoła i pracujący w nich nauczyciele. Poza szkołą wymienić tu można przedszkola, domy dziecka czy różne ośrodki resocjalizacji nieletnich.  Do  kręgu dorosłych  osób z takich instytucji można zaliczyć też opiekunów różnych zespołów sportowych, artystycznych  czy innych  placówek opiekuńczo wychowawczych o charakterze kół zainteresowań, do jakich rodzice dobrowolnie skierowują swe dzieci.

          Osoby z tego  kręgu  mają z dzieckiem  bezpośredni, naturalny kontakt, ale też  dozwolony  pewnymi  normami i akceptowalny lub nawet pożądany  przez rodziców wpływ na dzieci poprzez ukształtowany  system kar i nagród.

         O ile dorośli z naturalnej  sceny publicznej mają wpływ na dzieci niejako mimowolny, o tyle wpływ osób z kręgu instytucjonalnego ma charakter wpływów intencjonalnych, z czym wiąże się pewne podporządkowanie im młodych podopiecznych. Wpływ tych osób jest bardzo konkretnie adresowany. Szkoły nie oddziaływają tylko na  dzieci w ogóle, ale na konkretnego Jasia czy Małgosię i często niezależnie od tego, czy one sobie tego życzą lub nie.

         Ten zinstytucjonalizowany krąg wpływu dorosłych na dziecko w szkole, nie dla wszystkich dzieci był w latach międzywojennych jednakowo hojny. Dla jednych dzieci ograniczał się do kilku lat klas elementarnych,  innym służył aż do pełnoletności czy nawet dłużej. Podobnie i dzisiaj, nie każde dziecko udziela się w pozalekcyjnych czy pozaszkolnych kołach zainteresowań.  W tym miejscu nie chodzi o analizę społecznego rozkładu szans życiowych dzieci,  ale o zasygnalizowanie jakościowych różnic w rozwarstwieniu wpływów świata dorosłych na dzieci.

         Pawełek 1 może nie być świadomy, że ten krąg opiekunów będzie mu towarzyszył przez całe życie choć zmieni się charakter instytucji i ich  skład personalny.  Paweł 1 dość szybko może doświadczyć, że oto policjant czy konduktor może także, choć w specyficznych okolicznościach, wydawać mu określone polecenia. Jako Pan Paweł 1 będzie już świadomy, że istnieje instytucja państwa, że musi się jego funkcjonariuszom podporządkować, że wcale nie jest absolutnie wolny w wyborze swoich zachowań w określonych sytuacjach.

        Instytucja państwa poprzez swoich funkcjonariuszy sprawuje swoistą opiekę nad obywatelami przez całe ich życie. Współczesny świat jest tak urządzony, że od tej opieki nie ma ucieczki.  Pan Paweł 1 poprzez emigrację mógł sobie zmienić państwowego opiekuna oraz jego  funkcjonariuszy, co niekoniecznie było przywilejem wszystkich mieszkańców naszego globu, ale to już inna sprawa. Podobnie jak inną sprawą jest okoliczność, że także pracodawcy sprawują funkcje swoistych opiekunów dorosłych przecież osób.

  1. 4.       Sfera dorosłych ze świata medialnego

          Wszystkie wyróżnione dotąd kręgi osób mogących mieć wpływ na Pawełka 1 czy Pawła 1, który z czasem stanie się Panem Pawłem 1, znajdowały się  w bezpośredniej relacji zmysłowej z dorastającym bohaterem. Czy poza tymi zmysłowo doświadczanymi kręgami  świata dorosłych inni  dorośli już na Pawełka 1 nie mieli żadnego wpływu? Mieli już wtedy, a zobaczymy, że w kolejnych epokach ten wpływ będzie coraz większy.

          Pawełek 1 dość szybko zyskuje świadomość istnienia dorosłych i świata będących poza dotychczasowym i aktualnym zasięgiem jego wzroku czy słuchu. Zanim przyjedzie jakaś ciocia Pawełek 1 może być o niej poinformowany. Owa ciocia istnieje więc zrazu  dla Pawełka jak pewien byt idealny, byt wyobrażony,  który stanie się dla niego bytem realnym w pierwszym bezpośrednim kontakcie. [Słowo „byt” w odniesieniu do cioci nie ma nic wspólnego z intencją jakiegoś aksjologicznego spostponowania określonych osób, a tylko sygnalizuje bardzo abstrakcyjny,  teoretyczny poziom opisu.]

          A po wyjeździe cioci? Będzie już ona dla Pawełka 1 pewnym bytem zapamiętanym. Jej ontologiczny status w świadomości naszego bohatera uległ już pewnej zmianie, bardzo znaczącemu wzmocnieniu. Przekonanie o jej istnieniu Pawełek zawdzięcza już nie tylko zapewnieniom swoich najbliższych, ale także własnemu, bezpośredniemu kontaktowi z ciocią. O tym, że ona naprawdę istnieje, a nawet w niemałym stopniu  jaka ona jest, mógł  się na własne oczy i uszy przekonać.

Dygresja o świecie archewirtualnym

         Dawne podania czy baśnie zaczynały się od sformułowania typu Za górami, za lasami czy Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami. Taki wstęp sygnalizował, że mowa będzie o świecie, który nie będzie światem dostępnym zmysłowemu oglądowi odbiorcy opowieści. To skąd o tym świecie cokolwiek i komukolwiek wiadomo? Dla odbiorcy opowieści - z językowego przekazu. A dla nadawcy?

Z tym może być różnie.

            Nie ma niczego w umyśle, czego uprzednio nie byłoby w zmysłach. – to spostrzeżenie narodziło się już w starożytności. Kiedy dziecko uzyskuje świadomość, że istnieje świat przedmiotów, osób i zjawisk poza aktualnym  zasięgiem jego zmysłów? To frapujący problem psychologii rozwojowej, którym trudno się w tym miejscu zajmować.

           Dziadek opowiadający jakąś historię ze swego życia w dzieciństwie, mógł ją na miarę swoich możliwości relacjonować dość wiernie, ale mógł ją także ubarwić o fakty czy oceny, które już dla Pawełka 1 nie będą w żaden sposób sprawdzalne. Jeśli dziadek był wędkarzem, to trochę większa ryba może w jego opowiadaniu wystąpić już  jako prawdziwy olbrzym z głębin. Kusić może dziadka by przedstawić ją nawet  jako jakiegoś potwora obdarzonego niezwykłymi mocami.

            Pawełkowi 1 ta historyjka może się na tyle spodobać , że już sam, jako sędziwy dziadek,  może ją opowiedzieć swojemu wnukowi, coś jeszcze od siebie ubarwiając. Ten trochę wydumany przykład pokazuje, jak niejako żywiołowo mogą powstawać  fragmenciki sztucznego świata, których autorstwo bywa trudne do zidentyfikowania.

            W  takich bezpośrednich kontaktach mogą się żywiołowo rodzić nawet dość  złożone utwory. Plotki, anegdoty, legendy (dzisiaj legendy miejskie), piosenki czy przyśpiewki biesiadne, popularne niegdyś pieśni dziadowskie opowiadają o sprawach trudno dla słuchaczy jakoś bezpośrednio  sprawdzalnych.   Są one nośnikami  najróżniejszych ocen, gustów czy przeświadczeń współtworzących lokalną kulturę duchową danej społeczności.

           Świat wirtualny, prewirtualny a tu jeszcze jakiś świat archewirtualny! – czy nie za wiele tego? Raczej nie. Tego wymaga elementarna konsekwencja w myśleniu o świecie. Dwa pierwsze pojęcia zarezerwowane już są do przypadków, gdy ludzie posługują się sztucznymi nośnikami przekazów w procesie komunikowania się. Tu zaś mamy do czynienia z przypadkami, gdy nie ma żadnych materialnych artefaktów. Nikt określonych komunikatów nie utrwala w jakimkolwiek nośniku, a mimo to mają one swój własny żywot, przechodzą z pokolenia na pokolenie.

           Świat archewirtualny w postaci środowiskowych anegdot czy plotek jest ciągle żywotny – warto zauważyć. Ba, czasami bywa nawet dla kogoś zabójczy! 

            Kogoś, kto opowiada różne historie w bezpośrednich kontaktach ze słuchaczami raczej nie kojarzymy z osobami zajmującymi się ich  tworzeniem chociaż sam sposób przekazu także może wpływać  na modyfikację określonych treści. Osoby takie chociaż  na swój sposób współkreować mogą swoiście sztuczny świat  niedostępny zmysłowemu poznaniu to trudno w myśl przyjętych tu konwencji terminologicznych bez zastrzeżeń zaliczyć  do osób ze świata medialnego. Dlaczego? Odpowiedź już padła: bo nie posługują się żadnymi mediami. Dodać by jeszcze wypadało, że  często sami mimowolnie pełnią rolę swoistego medium, co jest niezwykle interesującym. ale pobocznym tu zagadnieniem.

          Czy takie bezpośrednie przekazy mają wpływ na odbiorców, a zwłaszcza młodych odbiorców?  Mają, i to niemały. Współtworzą takie przekazy określoną lokalną opinię społeczną, którą trudno ludziom (nie tylko młodym) ignorować, i która znacząco wpływa na ich standardy zachowań, upodobań czy postaw.

           Cała ta dygresja służy przekonaniu, że z odczuciem sztucznego świata Pawełek 1 miał już do czynienia bardzo wcześnie, zanim jeszcze poszedł do szkoły.   

           Co się stanie, jeśli ktoś zamiast przekazywać coś ustnie pokusi się o spisanie i opublikowanie swego przekazu? Wtedy, zgodnie z przyjętymi umowami terminologicznymi,  wchodzi on w sferę świata medialnego. Odbiorcy nie muszą już bezpośrednio  widzieć ani słyszeć autora, by zapoznać się z jego przekazem. 

Paweł 1 nawiązuje kontakt ze światem medialnym

           Wróćmy do naszego przedwojennego Pawła 1, który potrafi już czytać. Z tej racji  wchodzi on w określone relacje z nadawcami określonych przekazów językowych. Kim oni dla niego są? 

           Dla młodego czytelnika utworów Bolesława Prusa sam autor jest równie abstrakcyjny jak bohaterowie jego utworów. Paweł 1 ani go nie widzi, ani nie słyszy. A gdyby chciał go poznać jako

osobę fizyczną? Nie miałby na to żadnych szans. Autor Lalki  już nie żył. Ale jest jeszcze coś innego.

            Osoba nazwiskiem Bolesław Prus realnie w ogóle nie istniała. Fizycznie istniał Aleksander Głowacki, a Bolesław Prus był tylko jego pseudonimem.

 Paweł 1 mógł o tym nie wiedzieć.

            Powyższy przykład ilustruje złożoność medialnej problematyki. Aleksander Głowacki jako osoba fizyczna nie widział potrzeby publicznego prezentowania się czytelnikom swoich dzieł. Bywało to częstą praktyką i miało swoje zalety. Publiczna rozpoznawalność powszechnie znanej osoby bywa na co dzień dość kłopotliwa.

           Czy wpływ osób ze sfery  medialnej na Pawła 1   mógł być duży? Do osób z  kręgów tej sfery należeli autorzy wydawanych książek, dziennikarze prasy czy radia. Do tych kręgów zaliczyć też należy wydawców, właścicieli tytułów prasowych czy dysponentów rozgłośni radiowych. Wpływ tych medialnych osób mógł  być w poszczególnych przypadkach bardzo duży, ale ważne są tu istotne zastrzeżenia. 

          Po pierwsze, Paweł 1 był już przygotowany do kontaktów w relacji nadawca-obiorca z osobami tego kręgu. Był przygotowany przez rodziców, przez szkołę a także przez lokalne środowisko kierujące się własną  opinię społeczną i zapewne nagradzające jakoś czytelnicze aspiracje Pawła 1.

           Po drugie, przekazy słowa drukowanego czy radiowego  adresowane były też do osób dorosłych. Nawet jeśli intencjonalnym adresatem przekazów były dzieci i młodzież,  to przekazy te nasycone pierwiastkami wychowawczymi i edukacyjnymi nie były sprzeczne z tym, czego życzyli sobie rodzice czy edukacyjni opiekunowie z kręgów dorosłych będących w naturalnym kontakcie  z najmłodszymi.

           Skąd rekrutowały się osoby ze sfery medialnej? Wyłaniały je zwyczajne mechanizmy rynkowe. Jeśli ktoś czuł pociąg do pióra to różnymi drogami starał się zainteresować swą osobą wydawnictwa czy  redakcje swoimi utworami. Te zaś oceniane były nie tylko pod względem ich zawartości merytorycznej, ale także ich zdolności znajdowania odbiorców, gotowych za nie zapłacić. Utwory te musiały więc uwzględniać preferencje rodziców czy szkół zanim trafiły do rąk najmłodszych.

         Jest zrozumiałe, że media w demokratycznym pluralizmie odzwierciedlały w swych przekazach różnorakie sprzeczności świata dorosłych, ale do ich rozumienia dzieci i młodzież dorastała pod kontrolą  dorosłych  z najbliższych sobie kręgów. Osoby ze sfery medialnej  były dość słabymi  konkurentami dla rodziców i szkół w oddziaływaniu na dzieci i młodzież w okresie przed osiągnięciem pewnej dojrzałości.

          Zawsze można podać przykłady młodych osób, które własną, ponadprzeciętną  aktywnością poznawczą bardzo wcześnie wyrywały się spod opieki rodziców i społeczności lokalnych  w samodzielnych poszukiwaniach atrakcyjnych dla nich autorów i ich przekazów. Ale wyjątki tylko potwierdzają regułę.     

           W czasach gdy zasięg społeczny analfabetyzmu był jeszcze bardzo  poważnym problemem, większym zmartwieniem rodziców czy opiekunów było, że dzieci i młodzież czyta za mało niż za dużo. Aby stać się koneserem słowa pisanego, jego odbiór wymaga względnie wysokich sprawności i kompetencji czytelniczych. Te zaś zwykle nie przychodzą z łatwością.

Paweł 1 i oferty medialnego  świata

           W artykule Społeczna architektura teatru i kina. O ich magii, magikach i demiurgach [eioba] dość szczegółowo rozpatruję społeczny komponent filmowego świata. Taki komponent dotyczy także wszelkich innych środków medialnych (wydawnictw prasowych, radia, telewizji itd.).

          Czy ten medialny świat w Polsce lat dwudziestych ubiegłego wieku był bardzo rozbudowany i wpływowy? W porównaniu z dniem dzisiejszym był bardzo skromny. Istniały wydawnictwa książkowe i prasowe, istniała już rozgłośnia radiowa, nawet kręcono filmy ale w sumie potencjał kadrowy i materialny medialnego świata raczej wzmacniał  instytucjonalny system oświatowy niż go zastępował.

         Świat medialny dopiero raczkował na drodze do stawania się „czwartą władzą” w powszechniejszym odczuciu. Michałowi Choromańskiemu piszącemu o przedwojennych latach udało się stworzyć wcale pokaźną liczbę powieści, w których małomiasteczkowi bohaterowie uwikłani w rozliczne intrygi i tarapaty obywają się bez gazet, filmów i nawet telefonów. Życie w realnym świecie toczyło się swoim trybem. 

        Co radio oferowało Pawełkowi 1. Właściwie nic, co mógłby zrozumieć. A Pawłowi 1? Też niewiele więcej. Odbiornik lampowy był atrakcyjną, ale dość  drogą zabawką dla dorosłych. Nie była ona na wyposażeniu w każdej chacie. „Mówiąca skrzynka” nie była czymś, co powszechniej  przyciągałoby młodzież do odbioru. Pełniejsze zrozumienie tekstu mówionego, zwłaszcza bez możliwości widzenia  wypowiadającego, wymagało niemałych kompetencji słuchających. Wpływ radia na dzieci i młodzież, jeśli w ogóle można o nim mówić,  był marginalny. 

          Co oferował film? Też niewiele. Film niemy (w Polsce przynajmniej do 1930 roku) był atrakcyjną ciekawostką, pobudzał wyobraźnię samym ruchomym obrazem przedstawiającym rzeczywistość zwykle niedostępną oczom widzów, dostarczał emocjonalnych  chwilowych dreszczyków, ale jego wpływ na dzieci czy młodzież raczej niewiele wykraczał poza wpływ widowisk oferowanych przez wędrowne trupy teatralne czy cyrkowe.

            Sieć stacjonarnych kin wprawdzie dość szybko żywiołowo się rozrastała, jednak szerszy społecznie dostęp do odbioru filmowego był przede wszystkim udziałem ludności miejskiej i to raczej dorosłej jej części. Kino epatować mogło najmłodszych techniczną nowością przekazu, ale już mniej jego treścią obliczoną na gusta dorosłych, którzy musieli płacić za kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt minut rozrywki. Oferta kinowa dla młodszych widzów była dopiero w zalążku.

            Godzi się jednak wspomnieć, że pierwszy w świecie animowany film lalkowy  stworzył Władysław Starewicz w 1910 roku, a jego premiera miała miejsce w Petersburgu w 1912 r. No, ale ilu polskim dzieciom dane było ten, czy im późniejsze podobne filmy oglądać?

            Powyższe uwagi dotyczące radia i filmu niech tłumaczą, dlaczego w  pierwszym etapie rozwoju świata prewirtualnego wyeksponowany w tym artykule został przekaz za pomocą słowa drukowanego. Literaci i publicyści mieli największe szanse współuczestnictwa w sprawowaniu „rządu dusz”, a do najmłodszych ze swym przekazem  mogli trafić przy wydatnej pomocy lokalnych elit kulturalnych i oświatowych.

Pawełek 1 jako wychowanek lokalnej kultury

         Niedaleko pada jabłko od jabłoni. O tym, jaki będzie człowiek dorosły w ogromnej mierze zależy od tego, jak wychowywał się w dzieciństwie i w młodości, a więc i od tego, którzy dorośli mieli na niego najbardziej znaczący, codzienny oraz bezpośredni  wpływ. Jak to mogło wyglądać w przypadku Pawełka 1 wzrastającego w przedwojennej Polsce?

        Chyba zrozumiałe jest, że ten największy wpływ wywierały osoby z rodziny i kręgu dorosłych domowych, z kręgu lokalnej i pozalokalnej naturalnej sceny publicznej, a także osoby z kręgu instytucjonalnych wychowawców, wśród których szkolni nauczyciele zajmują poczesne miejsce.

         Czego o świecie Pawełek 1 i Paweł 1 dowiadywał się od osób domowych i od osób z naturalnej sceny publicznej, o czym miał okazję od nich usłyszeć i co zaobserwować?  Przede wszystkim o codziennych,  praktycznych sprawach związanych z potrzebami możliwie  sprawnego funkcjonowania „tu i teraz”,  w lokalnych realiach, w których żył i w których się poruszał. Zdobyte doświadczenia i wiedza mogły być różnie weryfikowane poza lokalnymi opłotkami, ale to już inna tu kwestia. 

           A czego Pawełek 1 czy Paweł  1 mógł uczyć się w szkole”. To szkoła dostarczała umiejętności i wiedzy o świecie niejako oderwanych od bezpośrednio obserwowanych i doświadczanych lokalnych realiów, wiedzy  oderwanej od codziennej krzątaniny, choć oczywiści to oderwanie nie mogło być absolutne. Szkoła uczyła liczenia, czytania i pisania, wprowadzała w arkana sztuki samodzielnego korzystania z takich przekazów medialnych jak książka, prasa   czy radio lub film.

          Dla Pawła 1 przekazy radiowe czy filmowe były przekazami dość okazjonalnymi i raczej niewielki miały na niego wpływ. A więc i osoby ze świata medialnego miały na Pawła 1 wpływ dość ograniczony, w  ogromnej mierze niejako zapośredniczony przez lokalne środowisko dorosłych będących z naszym bohaterem w bezpośrednim, naturalnym kontakcie. Podręczniki czy lektury były na lekcjach omawiane.

         Jeśli Paweł 1 stał się dość biegłym i kompetentnym  czytelnikiem, wówczas znaczenie lektur na kształtowanie jego postaw, jego ogólnej wiedzy o świecie mogło ogromnie rosnąć, ale do tego etapu był już dość ukształtowaną przez lokalne środowisko osobą. 

Część III

Świat Dorosłych Pawełka 2 i Pawła 2

             Przenieśmy się w inną już nieco epokę, w której telewizja zawitała powszechnie do ludzkich domów. Można chyba przyjąć, że w Polsce taki stan został osiągnięty  w drugiej połowie lat sześćdziesiątych. Wprawdzie pierwsze publiczne transmisje telewizyjne miały w Polsce miejsce już w 1952. roku, jednak kilka lat jeszcze było trzeba poczekać, zanim telewizory trafiły pod przysłowiowe strzechy.  Dokładne określenie czasu nie jest tu najważniejsze.

         Nasz przykładowy bohater, tym razem jako Pawełek 2 raczył zaszczycić świat swym pierwszym krzykiem i tym samym obwieścić dorosłym swe aspiracje do życia na przełomie lat 50-60. Jak wygląda świat dorosłych, z którym przyszło mu wchodzić w rozmaite relacje? W podstawowych relacjach właściwie zmieniło się niewiele.

O tym, co  raczej niewiele się zmieniło

         Pawełek 2, podobnie jak Pawełek 1, ma swoich rodziców, otacza go krąg osób domowych w których z czasem nauczy się odróżniać krąg rodzinny od kręgu towarzysko-sąsiedzkiego rodziców. Wprawdzie czasy wojenne i stalinowskie dokonały ogromnych wyrw w niemal każdej polskiej rodzinie oraz zmian  w materialnych warunkach kultywowania rodzinnych więzi, ale ich przecież nie zlikwidowały.

        Podobnie ma się sprawa ze sferą dorosłych z lokalnej sceny publicznej. Jest ona chyba liczniejsza niż dla Pawełka 1 i poszerza się szybciej z uwagi na większą codzienną mobilność społeczeństwa. Transport konny w znacznej mierze ustąpił transportowi mechanicznemu i proces ten będzie się nieustannie pogłębiał.

         A scena publiczna pozalokalna? Pawełek 2 ma większe szanse  dzięki rozbudowanej sieci autobusów i kolei podróżować ze swoimi rodzicami. Tym bardziej dotyczy to także Pawła 2.   

        Podobnie też w swoim czasie Pawełek 2 trafi pod skrzydła opiekunów instytucjonalnych, z których, podobnie jak w przypadku Pawełka 1, najważniejszych znajdzie w szkole. Opieka ta będzie już bardziej długotrwała -  siedem lat, a wkrótce i osiem -  obowiązku szkolnego.

         Można zatem powiedzieć, że kręgi dorosłych mających  wpływ na Pawełka 2 i Pawła 2 oraz bezpośrednio przez nich obserwowalnych są zupełnie analogiczne jak w przypadku Pawełka 1 i Pawła 1. W przypadku kręgu osób domowych zmienia się niewiele, a w przypadku osób ze sceny publicznej lokalnej i pozalokalnej różnica jest raczej ilościowa. W podobnej mierze dotyczy to także kręgu opiekunów instytucjonalnych, gdy już wszystkie dzieci objęte
są jednakowym obowiązkiem szkolnym.

         Rewolucyjna zmiana zaszła jednak w kręgu osób ze świata medialnego. Tu już mamy do czynienia ze zmianą jakościową.

         Ta zmiana była trudno zauważalna nawet dla Pana Pawła 2, a Pawełek 2 i Paweł 2  w ogóle nie mogli być jej świadomi, gdyż skąd mogli mieć  jakieś obserwacje do porównania? Paweł 2 stał się z wiekiem Panem Pawłem 2, ale nieświadomość oddziaływań medialnych, jakim został poddawany mogła mu już pozostać. To już temat na inne opowiadanie.

Inny świat medialny

         Nie znikły książki i prasa, a i związany z nimi świat dorosłych medialnych przejawiających zainteresowanie Pawełkiem 2 i jego rówieśnikami. Przeciwnie. Dzięki upowszechnieniu i ujednoliceniu całego systemu szkolnictwa słowo drukowane szybciej i powszechniej pojawiało się przed oczyma  najmłodszych. Podręczniki i biblioteki szkolne podsuwały najmłodszym prewiertualny świat niedostępny naturalnemu, wzrokowo-słuchowemu oglądowi, a dostępny poprzez druk wymagający i wspomagający rozwój wyobraźni dzieci i młodzieży.

         Podobnie rzecz się miała w przypadku radia i kina. Tranzystorowy przełom spowodował, że radio przestało być czymś ekskluzywnym, mogło towarzyszyć ludziom w podróży czy nawet w pracy, jeśli jej charakter na to pozwał. Sale kinowe powstawały nawet w niewielkich miasteczkach i za niewielką opłatą oraz kosztem względnie niewielkiej fatygi dotarcia do nich były praktycznie niemal każdemu dostępne.

            Jednak tylko pozornie zmiany, jakie się dokonały mają charakter tylko zmian ilościowych.

Pierwsza zmiana:

demiurg polityczny zastępuje demiurga ekonomicznego czyli

ideologizacja prewirtualnego świata

              Prewirtualny  obraz świata w tej epoce dostarczany odbiorcom przez media informacyjne był funkcjonalnie podporządkowany zimnowojennym zmaganiom w pojałtańskich konflikcie globalnych mocarstw.

              W obrazie tym świat - najogólniej rzecz ujmując - podzielony był na Wschód, Zachód i Trzeci świat.  Wschód to Związek Radziecki i zwasalizowane przezeń kraje socjalistyczne, Zachód to przede wszystkim Stany Zjednoczone, państwa Europy Zachodniej i inne kraje kapitalistyczne, a Trzeci świat to,  państwa Afryki, Ameryki Południowej i Środkowej oraz dużej części Azji.

             Ten podział był nie tylko podziałem w prewiertualnym świecie. Pojałtański układ sił w realnym świecie strzeżony był nuklearnymi arsenałami. Przynależność Polski do obozu socjalistycznego był rezultatem jałtańskich umów między mocarstwami i panujący u nas ład gospodarczy i polityczny wcale nie był suwerennym wyborem i dziełem naszych przodków, czego pokaźne sowieckie garnizony na terenie naszego państwa były wymownym świadectwem. Historycznym świadectwem, ale aktualnie także gwarantem trwałości  istniejącego ładu światowego i także ładu lokalnego w Polsce; jak to wyglądało z moskiewskiej perspektywy.

          Sztabowe  rozgrywki między globalnymi mocarstwami toczyły się ponad głowami „demoludów”, od których domagano się nie tylko akceptacji istniejącego stanu rzeczy, ale  także aktywnego wsparcia na rzecz wielorako rozumianej kondycji całego obozu socjalistycznego. W tym zaś niezmiernie pomocna była ideologizacja prewirtualnego świata serwowanego przez media, a w tym telewizję, o czym nieco dalej.

         W kreowanym przez świat medialny tej epoki obrazie globalnej rzeczywistości aksjologiczny werniks miał sugerować, że „zgniły Zachód” ma się już ku końcowi, że młody prężny blok socjalistyczny nieustannie, drogą pokojową z nim wygrywa, że Związek Radziecki jest przewodnią siłą w zwycięskim marszu ku lepszej przyszłości dla wyzyskiwanych przez kapitalistów społeczeństw. To zaś wymaga sporych wyrzeczeń, internacjonalistycznej solidarności  i nieustannej mobilizacji w pokonywaniu najróżniejszych przeszkód pojawiających się na tej drodze.

        Ten ideologiczny imperatyw płynący z Moskwy przekładał się w Polsce na obraz świata serwowany przez media. Wszystko, co zachodnie było złe, każde krajowe osiągnięcie w poprawie materialnego bytu czy w kulturze było potwierdzeniem słusznie obranego kierunku socjalistycznego rozwoju pod światłym przewodnictwem partii.  Wyjściowy kanon najogólniejszych założeń  ideologicznych był pniem ogromnie rozłożystego drzewa coraz bardziej szczegółowych  konsekwencji propagandowych, które sięgały swymi ocenami i komentarzem niemal każdej najdrobniejszej komórki społecznych struktur.

           Każda nowa fabryka, osiedle mieszkaniowe,  droga, szkoła itd. była okazją do propagandowego wykorzystania w przekonywaniu o wyższości socjalistycznej drogi pokojowego rozwoju nad drapieżnym, pełnym sprzeczności i awanturniczym kapitalizmem.

           Ideologizacja prewirtualnego świata wymagała centralizacji w jego kreowaniu i  serwowaniu społeczeństwu. Taki był zimnowojenny wymóg nałożony na wszystkie obozowe „demoludy” i temu służyły politycznie kierowane służby ideologiczne i propagandowe tych państw, w postaci odpowiednio rozbudowanych instytucji.  Wydziały ideologiczne pełniły ogromnie  ważną rolę w partyjnych centrach władzy politycznej poszczególnych państw, w których jedna partia (lub wiodąca – jak w Polsce)  konsekwentnie czuwały  nad rozbudowanymi służbami propagandowymi.

           Te ideologiczno-propagandowe służby nie były zależne od rodziców, od szkół, od lokalnych społeczności. Trafiały ze swym przekazem do Pawełka 2, do Pawła 2, ale także i do Pana Pawła 2. A bardzo pomocny był w tym postęp techniczny w zakresie środków medialnego przekazu. 

Druga zmiana:

telewizyjny przełom medialny

       Lepiej raz zobaczyć, niż sto razy usłyszeć! – mówi chińskie porzekadło zwracające uwagę na znaczenie odbioru wizualnej informacji płynącej ze świata, jakie potrzebne są ludziom do budowania sobie jego mentalnego obrazu.

       Czego oczy nie widza, tego sercu nie żal. – mówi  z kolei polskie porzekadło zwracające uwagę na znaczenie pozyskanych drogą wzrokową informacji dla emocjonalnej kondycji ludzi oraz ich motywacji w różnych działaniach i wyborach. 

       Dla Pana Pawła 2 o wiele bardziej atrakcyjne było oglądanie w telewizorze  transmisji z meczu niż tylko wysłuchiwanie jego radiowej relacji.  Atrakcyjniejsze było wysłuchanie wiadomości z kraju i ze świata z odpowiednim podkładem wizualnym, niż tylko słuchowy ich odbiór dzięki radiu czy lektura materiałów prasowych.

        Rodzice Pawła 2 jako osoby dorosłe mieli  już w miarę  ukształtowany pogląd na świat, na rodzinę, na szkołę, na swe lokalno-środowiskowe i szersze otoczenie, na to co  życiu ważne i mniej ważne. Kupno telewizora było dla nich jakby przedłużeniem starań o pewną nowoczesność  swoim domu, podobnie jak kupno dodatkowego przenośnego  radia.

         Dla  rodziców Pawła 2 jakkolwiek telewizor był czymś ogromnie ułatwiającym im w orientowaniu się w świecie i korzystanie z nowych propozycji rekreacji,  to raczej było trudno dostrzegalne, że dla jego pociechy Pawełka 2 czy Pawła 2 tenże telewizor stanowił już istotny czynnik bardzo mocno ingerujący w proces dochodzenia do jego dorosłości.

          Do oglądania telewizji nie było potrzeba jakoś specjalnie przygotowywać dzieci. Przeciwnie,  telewizyjna Dobranocka  stała się codziennym szlagierem.  Do oglądania programów spod znaku Telewizji dla dziewcząt i chłopców czy oglądania serialu Czterej pancerni i pies nie potrzeba było siłą młodych ludzi zapędzać.

           Przekaz telewizyjny jest daleko łatwiejszy a przez to i  atrakcyjniejszy w odbiorze niż przekaz słowem drukowanym czy radiowym wymagającymi sporego wysiłku wyobraźni.

           Telewizja ze swą wizualną atrakcyjnością i  siłą sugestii stała się wiodącym serwerem prewirtualnego świata dla najstarszych i najmłodszych. Wymogi ideologiczno-propagandowej spójności spowodowały, że inne media takie jak prasa, radio, książki, film niejako wspomagały telewizyjny przekaz, a przynajmniej nie były z nim jakoś znacząco sprzeczne.

Rozrost publicznej sceny medialnej

           Dla Pawła 1 osoby z publicznej sceny medialnej były osobami dość anonimowymi. Mógł czytać ich przekazy drukowane, czy nawet czytać o nich, ale trudno ich było bliżej poznać. Wprawdzie radio pozwalało słuchać głosu niektórych osób z tej sceny, a film nawet ich dodatkowo oglądać, ale ten ogląd był bardzo okazjonalny, wyrywkowy,  bardzo przypadkowy.

           Sytuacja Pawła 2 jest już zupełnie inna. Telewizję może oglądać codziennie, a nie tylko  od czasu do czasu, jak to w przypadku filmu było udziałem Pawła 1. Określone osoby na medialnej scenie publicznej pojawiały się w telewizji systematycznie choćby dzięki dziennikowi telewizyjnemu.

            Co jeszcze istotne. Dzięki telewizji Paweł 2 mógł zobaczyć osoby, które dla Pawła 1 przez całe życie pozostawały niewidzialne. W telewizji można było zobaczyć i usłyszeć autorów powieści, malarzy, poetów, sportowców, piosenkarzy, muzyków – słowem cały kulturalny i polityczny areopag kraju.   

            O tym, czy dana osoba może stać się osobą publiczną nie wystarczyły same jej chęci. O tym decydowały osoby i instytucje  ze świata medialnego mające do dyspozycji określone środki medialne. 

        Nie tylko decydowały o tym, kto mógł się pojawić, ale także o tym, jak dana osoba mogła być publiczności przedstawiana. To wcale niebagatelny problem czy ktoś jest przedstawiany w korzystnym dlań czy niekorzystnym świetle, czy mógł być autorytetem dla węższej czy szerszej publiczności czy mętną postacią godną politowania lub  czarnym charakterem domagającym się  publicznego napiętnowania.

         Wizerunek osób pojawiających się na publicznej scenie medialnej był wizerunkiem starannie preparowanym. Jeśli ktoś nie spełniał ideologiczno-propagandowych wymogów, ten na publiczną scenę nie miał wstępu. Jeśli już się na nią dostał, ale w jakiś sposób przestał owe wymogi spełniać, był po prostu usuwany w cień, na dalszy plan lub w ogóle, często bez rozgłosu, był z publicznej sceny medialnej usuwany.

Rodzice, szkoła, społeczność lokalna tracą monopol wychowawczy

       Panu Pawłowi 2 mogło nie do końca podobać się to, co prezentuje telewizja i cała pozostała maszyneria premedialnego przekazu w opisywanej tu epoce.  

       Mogło się  nie  podobać, że np. z historii eksponowany jest w mediach zwycięski marsz Armii Czerwonej z ukazywaniem tylko częściowych tego konsekwencji dla Polaków, konsekwentne milczenie w sprawach Katynia itd. itd. Mógł starać się uchronić Pawła 2 przed tak jednostronnym przekazem wiedzy o historii czy wielu aspektach aktualnej rzeczywistości. Ale te starania były coraz mniej owocne i miał w nich coraz mniej skutecznych sojuszników.

        Podporządkowany zimnowojennym wymogom i kreowany przez centralnie kierowany aparat ideologiczno-propagandowy prewirtualny  obraz świata trafiał jednocześnie nie tylko do jego rodziny, do jego społeczności lokalnej ale i do dzieci, społeczności szkolnych i lokalnych  w całym kraju. Obraz bardzo sugestywny, z którym sam w młodości nie miał wcześniej do czynienia.  Ale jego syn - Paweł 2 -  był już od wczesnego dzieciństwa do obioru telewizyjnego przekazu przyzwyczajony i traktował ten przekaz jako naturalny składnik jego codzienności.

        Dla Pawełka 2 telewizor w pokoju był już czymś naturalnym. Zanim poszedł do szkoły i nauczył się czytać i pisać, mógł już oglądać telewizyjne przekazy. Nie wszystkimi  musiał być zrazu  zaineresowany,  ale z czasem poszerzał się ich zakres. Pawełkowi 2 można było jeszcze dostęp do telewizji jakoś reglamentować, ale z Pawłem 2 było to już coraz trudniejsze. Oglądał właściwie wszystko, co oglądali dorośli.

         Czy Pan Paweł 2 miał jakiś wpływ na treść telewizyjnych i innych medialnych przekazów? Nie miał, podobnie jak nie miały na to wpływu społeczności lokalne i szkoły. Zresztą aparat ideologiczno-propagandowy państwa wcale nie był zainteresowany tym, aby wzbudzać jakieś niepokoje rodziców.  Stąd np. gdyby porównać sprawy obyczajowe prezentowane we współczesnych mediach a w mediach epoki peerelowskiej, to te ostatnie były wręcz purytańskie. O żadnej pornografii, nawet delikatnej, właściwie nie mogło być mowy, podobnie jak z nadmiarem nieuzasadnionych obrazów przemocy. Kto dziś pamięta o prasowych dyskusjach nad tym czy dany film może być adresowany do widzów od 14.  czy od 16. lat?         

         Czy wpływ świata medialnego  epoki telewizyjnej na dzieci i młodzież był duży? Był wpływem ogromnym. Na to, co życiu ważne i nieważne w odczuciach młodych odbiorców przestały mieć decydujący wpływ otoczenie dorosłych z kręgów rodzinnych, szkolnych czy lokalnych. Do gry o wpływ wychowawczy na najmłodszych wkroczyli dorośli specjaliści z aparatu ideologiczno-propagandowego państwa.

          Medialny obraz świata tworzą dorośli z medialnego świata, a nie wszyscy z nich zainteresowani byli  (i są), by ujawniać się publicznie. Czy ktoś z obserwatorów publicznej sceny medialnej mógł łatwo domyślić się moskiewskiej ręki z dala czuwającej nad prawomyślnością medialnego przekazu? A była to ręka nuklearna. Nuklearne ładunki zgromadzone na Zachodnim Pomorzu przeszło tysiąckrotnie przewyższały moc każdej z bomb,  jakie spadły na Hiroszimę czy Nagasaki, a które w kilka sekund uczyniły w tych miastach ogromne cmentarzyska. O tych ładunkach wiedziało w Polsce tylko kilkanaście osób.

           Polityczny demiurg wirtualnego świata nie afiszował się nadmiernie choć  służby ideologiczno-propagandowe państwa pilnowały, by serwowany przez media  obraz Polski i obraz świata był ideologicznie „słuszny”. Nie ma chyba potrzeby wykazywania, że służby te były ściśle związane z główną siłą polityczną państwa, jaką była PZPR nieustannie starająca się o zachowanie swej monopolistycznej pozycji.

            Nie każdy dziennikarz czy pisarz musiał być członkiem partii, ale jeśli chciał społecznie  funkcjonować, musiał jakoś wpisać się w ideologiczno-propagandowe zapotrzebowanie centralnie sterowanej obsługi informacyjnej obywateli a przy okazji ich edukowania o  państwie i świecie. Adam Słodowy – oficer LWP - przez dwadzieścia przeszło  lat uczył młodzież (i także starszych) majsterkowania w swych bardzo atrakcyjnych programach. Podobnie  Michał Sumiński przez lata barwnie opowiadał o tajemnicach lasu i jego mieszkańcach. Te edukacyjno-wychowawcze funkcje telewizji bez ideologicznego „zacięcia” to  jednak trochę uboczne tu zagadnienie.

          Telewizja pokazuje nie tylko jakieś wydumane obrazy. Wręcz przeciwnie. Pokazuje też całe zastępy różnych osób, widoki całkiem realnych miast czy relacji z całkiem realnych wydarzeń. Tak było kiedyś i tak jest obecnie. To decyduje o jej sugestywności.

Telewizja wrogiem lokalnych kultur

          Jeśli telewizja o czymś nie mówi, to raczej jest to mało ważne. Dość powszechne i raczej słuszne jest spostrzeżenie, że telewizja była wrogiem lokalnych kultur. Paweł 2 sporo z tego, co naocznie wokół siebie postrzegał mógł natychmiast konfrontować z tym, co pokazywała telewizja.

          Jak w tej konfrontacji mogły wypaść różne lokalne osiągnięcia? Jeśli przypadkowo nie znalazły się w telewizyjnej relacji, która potrafiła je nobilitować, to w odczuciu Pawła 2 nie miały większego znaczenia. Lokalne środowiska opiniotwórcze przegrywały z opiniotwórczymi głosami z centralnie kierowanych mediów. To co lokalne szarzało i bladło.

          Paweł 2 przestał być wychowankiem lokalnej kultury, jak można było powiedzieć o Pawle1. Stał się w dużej mierze wychowankiem kultury masowej, choć  w jej krajowym wymiarze. Nawet było to słyszalne. Pod wpływem telewizyjnych i radiowych przekazów nawet język potoczny dość szybko wyzbywał się naleciałości różnych dialektów czy gwar.

Krajowa i globalna scena publiczna

          To rozróżnienie może dzisiaj wydawać się cokolwiek dziwaczne, może być jednak niezwykle pomocne w opisie i rozumieniu procesów medialnych. Także tych aktualnie zachodzących w Polsce i świecie. Trudno te kwestie tutaj rozwijać, ale warto je chociaż odnotować.

          Polska nie jest całym światem, jest jego drobną częścią. Kreowanie wirtualnego obrazu świata i Polski oraz serwowanie go w mediach leżało w zakresie powinności i realnych możliwości osób ze świata medialnego.

           Brak swobody podróżowania poza granice kraju i duża bariera językowa utrudniały obywatelom konfrontację medialnego obrazu świata serwowanego przez telewizję i inne media z realnym światem. Scena publiczna we współczesnym świecie, pomijając naturalne bardzo lokalne sceny publiczne, to przede wszystkim scena kreowana przez media. Stąd światowa scena publiczna mogła być w peerelowskich warunkach urządzana przez ten sam aparat ideologiczno-propagandowy, co krajowa scena publiczna zgodnie z ideologicznym zapotrzebowaniem.

           Czy mogli być dla widzów autorytatywni ci, którzy nie wyjeżdżając z Polski coś o sprawach poza Polską mówili?

           To nie było większym problemem. Można było np. powołać się na jakiś zachodni autorytet, który  krytycznie wypowiedział się o określonym wydarzeniu, a w pluralistycznej rzeczywistości Zachodu o odmienność poglądów w każdej niemal sprawie nie było trudno. Czyjaś opinia krytyczna o jakimś cząstkowym problemie na Zachodzie, nie oznaczała, że dana osoba akurat popiera całokształt obozowej rzeczywistości na Wschodzie, ale przecież nie potrzeba było  takich zastrzeżeń sygnalizować, a pół prawdy może pełnić podobną rolę jak całe kłamstwo.

           Czy taki podział na krajową i globalną scenę publiczną jest zasadny w odniesieniu do państw zachodnich? Odpowiedź wymagałaby pogłębionych analiz, gdyz jeśli czegoś dobrze nie widać, to jeszcze nie oznacza, że tego niema.

            Zaraz po wojnie granice między poszczególnymi państwami nie były tak łatwo przekraczalne jak dzisiaj, telewizyjnych ośrodków czy studiów nie było od razy w każdym miasteczku. 

             Z drugiej strony przepływ osób i informacji był daleko swobodniejszy, niż po naszej stronie żelaznej kurtyny. Medialny pluralizm, czemu sprzyjała dominacja demiurga ekonomicznego nad politycznym,  nie stwarzał poczucia braku swobody wypowiedzi. 

Część IV

Świat dorosłych Pawełka III i Pawła III

            Skończyło się drugie tysiąclecie. Pawełek III przychodzi na świat w pierwszej dekadzie XXI wieku. Cywilizacyjnie, przynajmniej w zakresie środków medialnych, jest to już zupełnie inny świat aniżeli świat Pawełka 2 a tym bardziej Pawełka 1

Kilka zdań o postępie technicznym w mediach informacyjnych

             Lampa elektronowa legła u podstaw największego osiągnięcia w dziedzinie środków masowego przekazu w czasach Pawełka 1, jakim było  radio. Niedługo liczna i urokliwa dla miłośników elektroniki  rodzinka tych lamp znalazła swe zastosowanie w budowie telewizorów, a nawet komputerów. Pierwsze telewizory były oparte na lampach elektronowych z których lampa kineskopowa bardzo długo nie dawała się wyprzeć, a nawet jeszcze w epoce komputerów znalazła eksponowane dla siebie miejsce w monitorach.  Zresztą i pierwsze komputery skonstruowane dla potrzeb wojskowych oparte były na  lampach. Komputery te z uwagi na swe gabaryty wymagały niemałego pomieszczenia.

              Tranzystor, niepozorny wielkością braciszek lampy elektronowej, może być symbolem epoki Pawła 2. Dziś jako stateczny Pan Paweł 2 i dziadek Pawła 3 pamięta swoistą rewolucję, jaka miała miejsce w latach 60-tych, gdy przenośne radia tranzystorowe stały się symbolem nowoczesności i nawet swoistej ulicznej elegancji, gdy z nimi paradowano.

              Pawełek 3 żyje już w epoce mikroprocesora. Lampa elektronowa (pomijając kineskopowego giganta) miała wielkość porównywalną ze średniej wielkości żarówką,  tranzystor -  pestki od czereśni, mikroprocesor zaś to  płytka wielkości znaczka pocztowego na której upakowano całą  armię  tranzystorów liczącą ich setki tysięcy a nawet miliony.

              To gigantyczne przyśpieszenie w miniaturyzacji urządzeń elektronicznych, którego ciągle jesteśmy świadkami, stworzyło zupełnie nowe możliwości w zakresie komunikowania się ludzi przy pomocy środków medialnych i niech to będzie uzasadnieniem, dlaczego pojęcie świata wirtualnego związane zostało w tym artykule z komputerem, a dokładniej z jego centralnym elementem jakim jest mikroprocesor. Wszystko, co było przedtem  wydaje się być nieśmiałym wstępem do tego, co już jest, a tym bardziej do tego, co całą ludzkość czeka.

              Dzięki mikroprocesorom oraz tanim kosztom ich wytwarzania niemal każdy może poprzez komórkę telefoniczną w dowolnym momencie porozmawiać z jakimkolwiek użytkownikiem podobnej komórki na świecie, może nagrać film z obserwowanego właśnie wydarzenia. Komputer  osobisty jest już w powszechnym użyciu a wraz z tym, powszechny jest już dostęp do globalnej sieci Internetu.

        Ten postęp technologiczny w zakresie medialnego komunikowania się zasadniczo zmienił relacje międzyludzkie na olbrzymią skalę. Zarówno w wymiarze jednostkowym, rodzinnym, jaki i grupowym, międzynarodowym i międzykontynentalnym. Ale tu nas interesuje sytuacja Pawełka 3 i jego relacje z dorosłymi.

O tym, co pozornie niewiele się zmieniło

         Dla naszego bohatera niby niewiele się zmieniło w porównaniu do Pawełka 1 i Pawełka 2 jeśli chodzi o jego relacje z dorosłymi osobami z najbliższych mu kręgów.

         Sfera dorosłych domowych czyli krąg rodzinny i krąg towarzysko-sąsiedzki są właściwie podobne  jak dla Pawełka 1 i Pawełka 2. Podobne, to niekoniecznie zupełnie takie same, bo zmienia się przecież kultura życia rodzinnego i warunki  życia, ale pozostawmy ten problem.

         Troszkę inaczej jest już z  bezpośrednio postrzegalną czyli lokalną sceną publiczną.   Jest ona o wiele bardziej zatłoczona i ruchliwa niż dla Pawełka 2. Samochód jest już powszechnym środkiem lokomocji, Pawełek 3 jest jego częstym pasażerem.  Życie jest jakby szybsze. Ruchliwość na tej scenie wcale nie ułatwia Pawełkowi 3 jej obserwacji. Przez to zagęszczenie i  ruchliwość obserwacje wzrokowe stają się o wiele bardziej pobieżne, choć z czasem nauczy się postrzegać na tej scenie jakby bardziej stałych aktorów.

            Ruchliwość tej sceny powoduje, że Pawełek 3 jest dłużej po niej oprowadzany przez rodziców czy opiekunów niż Pawełek 1 czy Pawełek 2. Pawełek 2 w wiejskich czy małomiasteczkowych realiach do szkoły chodził z reguły samodzielnie, już od pierwszej klasy. Dziś Pawełek 3 jest doprowadzany i wyprowadzany   ze szkoły przez rodziców czy opiekunów aż do 3-ciej klasy włącznie. Nie musi zatem zbyt bacznie przyglądać się dorosłym na lokalnej scenie publicznej.

            Nawet okazjonalnie nawiązane  kontakty z dorosłymi z tej sceny są jakby bardziej zdawkowe. Zdarzało się Pawłowi 2, że sprzedawczyni zamieniła z nim kilka słów niekoniecznie związanych z zakupami. Kasjerka w dużym sklepie już dla Pawła 3 raczej sił, czasu ani ochoty na to nie znajdzie. W odniesieniu do innych sytuacji Paweł 3 będzie  przestrzegany przez dorosłych bardziej jako ktoś z bezimiennego tłumu niż jako autonomiczny choć mały aktor sceny publicznej. Może te zmiany są niewielkie, ale dlaczego problem nie miałby być zasygnalizowany.

          Podobnie niewiele się zmienia także w przypadku sfery dorosłych opiekunów  instytucjonalnych. Pawełek 3, podobnie jak jego poprzednicy, trafia do szkoły pod opiekę nauczycieli. Mają oni bezpośredni na niego wpływ. Czy podobnie duży jak w przypadku Pawła 2?

           Daleko mniejszy, chociaż nie rozwijam tego problemu jak dalece mniejszy. Zwracam natomiast uwagę na to, dlaczego jest mniejszy.

           Pozaszkolna sfera tych instytucjonalnych opiekunów jest chyba bogatsza niż w przypadku poprzednika. Nawet Pawełek 3 często korzysta z  kursów języka obcego czy  udziela się w jakichś kółkach sportowych. Dla Pawła 3 zaś korepetycje czy różnorakie koła zainteresowań, kluby sportowe są już zwykle wpisane w tygodniowy rozkład zajęć.

          Zupełnie inna jest jednak dla Pawełka 3,  a zwłaszcza dla Pawła 3  sfera relacji z dorosłymi osobami ze świata medialnego,  jakie realizowane są poprzez kreowany przezeń świat wirtualny. To już jest zupełnie inny świat, aniżeli ten, jaki z dzieciństwa pamiętają jego rodzice, a tym bardziej dziadkowie.

Wirtualny świat telewizyjno-radiowy

          Radio i telewizja były już w doświadczeniu Pawełka 2 i Pawła 2. Nic jednak nie stoi w miejscu i warto na kilka spraw zwrócić uwagę.

          Dla Pawełka 3 wirtualny świat serwowany przez radio nie ma większego znaczenia, dopóki nie założy sobie słuchawek na uszy, ale uczyni to dopiero, gdy trochę dorośnie i stanie się Pawłem 3. Pominięcie tego wpływu w niniejszych rozważaniach nie będzie więc jakimś metodologicznym uszczerbkiem, a zyska na tym ich czytelność. Co zaś zmieniło się w przypadku wirtualnego świata serwowanego przez telewizję? Niby niewiele, ale… Niech wystarczą tu tylko trzy „ale”.

        Po pierwsze, telewizja jest już kolorowa a tym samym niepomiernie wzrosła sugestywność jej przekazu dla niezmiernie wrażliwych i spostrzegawczych oczu najmłodszych. Pawełek 2 miał do czynienia z czarno-białym obrazem, często „śnieżącym”,   w którym niknęły różne detale. Teraz ten obraz jest nie tylko ruchomy, kolorowy, ale także bardzo wyraźny. Pawełek 3 nie jest już zmuszony nawet do śladowej mobilizacji zdolności swej wyobraźni choćby w zakresie kolorystyki. Czy Pawełek 3 będzie równie chętnie jak Pawełek  słuchał opowiadania dziadka o wielkiej rybie? Wysłucha może i z przyjemnością, ale na ile to opowiadanie pobudzi jego wyobraźnię? Atrakcyjność opowiadania dziadka jest już niewielka w porównaniu z tym, co można obejrzeć w telewizji.

       Po drugie, Pawełek 3, choć bardziej odnosi się to do Pawła 3,  nie ma do dyspozycji jednego kanału telewizyjnego, ale przynajmniej kilkanaście. To już dość poważnie zmienia charakter jego relacji z dorosłymi osobami z najbliższego kręgu. Rodzice Pawełka 2 mogli jakoś orientować się w tym, co przekazuje telewizja na jednym czy dwóch kanałach. Dziś nie ma już rodzica, który byłby w stanie orientować się w przekazach z kilkunastu programów. O tym, co przekazuje  telewizja jeśli mówi się w domu, to niezmiernie wybiórczo.  Dla Pawełka 3 i Pawła 3 rodzice i najbliżsi domowi powoli przestają być autorytetem w zakresie wykraczającym poza sprawy domowe, lokalne i może jeszcze szkolne.

        Po trzecie, telewizja nasycona jest reklamami. Jej twórcy robią wszystko, aby ich sugestywność była jak najwyższa nawet w odniesieniu do dorosłych, ale oglądają je już najmłodsi. Nagość, czy lekceważenie praw przyrody są w nich niemal stałym składnikiem.  Twórcy tych reklam, podobnie zresztą jak i innych przekazów, wcale nie muszą być zainteresowani, aby były one dla najmłodszych konstruktywne.

        Najbliżsi domowi, nawet społeczność lokalna przestała mieć wpływ na kształtowanie upodobań najmłodszych oraz na  interpretację przez nich różnych zdarzeń w realnym świecie. Zaczątki tego miały już miejsce w czasach Pawełka 2, ale dziś to zjawisko uległo ogromnemu wzmocnieniu.

         Jeszcze bardziej może jest to widoczne w odniesieniu do przekazu radiowego, a zwłaszcza programów muzycznych. Paweł 3 może już chodzić ze słuchawkami na uszach. Jakiej muzyki i jakich piosenek  słucha? Dorośli o tym mało już wiedzą i raczej niewiele się tym interesują. Czarne winylowe płyty czy pocztówki dźwiękowe były za Pawła 2 jakby dodatkami do radiowych usług. Dziś te dodatki są dla Pawła 3 niepomiernie tańsze, bardziej urozmaicone i dostępne.

         O wirtualnym świecie filmu już w przypadku Pawełka 3 i Pawła 3   nie pisałem, gdyż jego autonomia względem świata telewizyjnego jest już dość problematyczna (skoro np. telewizor służy urządzaniu kina domowego), co wcale nie oznacza, że przekaz filmowy stracił na znaczeniu. Przeciwnie, o upowszechnianie okrucieństwa, przemocy i brutalności najbardziej chyba oskarżany jest właśnie film.

         Tradycyjny świat dorosłych medialnych mających wpływ na Pawełka 3 i Pawła 3 rozrósł się ogromnie w porównaniu do świata Pawełka 2 i Pawła 2.

          Wszystko to jednak niewiele w porównaniu do medialnego świata jaki narodził się wokół technosfery rozbudowanej  wokół mikroprocesora.

Telefon komórkowy i globalna wioska

         Telefon komórkowy  w kieszonce czy w damskiej torebce oraz system łączy satelitarnych szybko  uczynił świat globalną wioską w stopniu, w jakim nawet fantastom  trudno było  przewidywać. To jedna z przełomowych dla ludzkości konsekwencji zastosowania mikroprocesora.  Każdy dysponent niewielkiego, mieszczącego się w dłoni  urządzenia może bez trudu porozmawiać z podobnym dysponentem czy przesłać mu wiadomość tekstową  gdziekolwiek by się on znajdował.

         Taki telefon ogromnie ułatwia codzienne życie milionom ludzi na świecie, choć skądinąd uczynił  ich po trochu jego niewolnikami. To jednak  inna już sprawa. Następna z mikroprocesorowych  konsekwencji jest niewspółmiernie donioślejsza.

Internetowa rewolucja medialna

        Powstanie i rozwój globalnej sieci internetowej jest na tyle doniosłą zmianą w dziejach ludzkości, że zasadne jest, przynajmniej dla mnie, rozróżnienie epoki świata wirtualnego od prewirtualnego.

        Istotą internetowej rewolucji jest to, że po raz pierwszy w dziejach ludzkości zniesiony został uwarunkowany technicznymi i ekonomicznymi względami podział na nadawców i odbiorców publicznych przekazów. Nie wszędzie i nie od razu, ale to tylko kwestia czasu.

        Niegdyś pan Iksiński był tylko czytelnikiem literatury, był odbiorcą utworów literackich. Jeśli chciał awansować do świata literackich nadawców musiał przejść uciążliwą drogę znalezienia wydawcy, który zechce zaryzykować swoje pieniądze i wydać stosowny tomik poezji czy powieść. Dzisiaj sam może być dla siebie redaktorem i wydawcą choćby najbardziej grafomańskich utworów. Nie musi nikogo prosić o łaskę. Bywało kiedyś, że jakieś czasopisma miały na swych łamach kącik zarezerwowany dla czytelniczych amatorów pióra,  ale to były sytuacje sporadyczne, a i tak pod kontrolą redakcyjnych gremiów.

         Pan Iksiński był czytelnikiem prasy, ktoś zaspokajał jego ciekawość w zakresie takich czy innych spraw. Dzisiaj sam może być redaktorem swojego bloga i dostarczycielem informacji, wiedzy czy własnych opinii lub obserwacji  dla odbiorców na całym świecie. Jeśli trud redagowania jest dla niego zbyt duży, to serwisy społecznościowe chętnie użyczą mu miejsca w swoim portalu. Byleby potrafił coś napisać.

         Jeśli pan Iksiński lubi fotografować lub nawet filmować jakieś wydarzenia czy zaaranżowane scenki, to niewiele fatygi wymaga, by swoje dokonania upublicznić.

         Innymi słowy pan Iksiński nie musi być tylko odbiorcą wirtualnego świata preparowanego przez jego twórców  i nadawców, ale sam może być jego współtwórcą i współnadawcą. Sam może wstąpić na scenę publiczną i sam może próbować odgrywania roli, jaką sobie określił.

         A czy znajdzie po stronie publiczności chętnych, którzy zechcą się nim w jakikolwiek zainteresować czy nawet  wyrazić publicznie swą  aprobatę lub dezaprobatę? To już inna sprawa. Nie każdy ma coś od siebie do zaoferowania innym jednakowo interesującego. Na światowej scenie publicznej, jak na scenie w teatrze, są role pierwszoplanowe, role drugiego i jeszcze dalszych planów  oraz role  tylko statystów.

Trojaka rola jednostki na światowej scenie publicznej

         Pan Iksiński dzięki Internetowi może sam wystąpić w roli współkreatora wirtualnego świata, nadawcy komunikatów do szerokiej publiczności,  o czym właśnie powyżej była mowa. I to jest pierwsza jego znacząca rola.

          Powyższe  nie oznacza, że przestał być odbiorcą wirtualnego świata. Wręcz przeciwnie. Ma możliwość jego stałego oglądu, monitorowania różnych interesujących go zmian w tym świecie zachodzących. I to jest jego druga rola.

         Jest jeszcze i trzecia rola, której niekoniecznie jest świadom, a którą odgrywają już wszyscy mieszkańcy naszego globu, i którą wypada nieco szerzej, choć tylko sygnalnie, omówić.

          Ta trzecia rola, to rola statysty w wielkim, globalnym, wirtualnym świecie. Warto o przykład.

           Pan Iksiński idzie na mecz piłkarski i zajmuje jakieś miejsce na trybunach. Kim tam jest w swoim mniemaniu? W swoim mniemaniu jest odbiorcą meczowego widowiska, które wcale nie jest dla niego widowiskiem wirtualnym, ale jak najbardziej realnym. Na własne oczy i uszy obserwuje to, co na murawie i na trybunach się dzieje.

           Ale mecz jest transmitowany przez telewizję i oto kamera na chwilę zatrzymuje swoje oko na panu Iksińskim, który akurat z energią i malowniczo reaguje na boiskową sytuację. Kim on przez ten moment jest dla setek tysięcy czy nawet  milionów telewidzów? Pan Iksiński  jest w tym momencie jedną z postaci transmitowanego widowiska.

           Za sprawą operatora kamery telewizyjnej wizerunek pana Iksińskiego posłużył do uatrakcyjnienia transmisji telewizyjnej oglądanej przez ogromne rzesze telewidzów. Tak było już w epoce prewirtualnej – można zauważyć -  więc co tutaj nowego?

           Operatorów telewizyjnych kamer było i jest raczej niewielu. A ilu może być „operatorów internetowych”? Tu już zupełnie nowa sytuacja. Praktycznie każdy z otoczenia pana Iksińskiego może nim zostać. A za tym kryją się już  dla niego niezmiernie doniosłe konsekwencje.

Kamerzyści i papparazzi Internetu

            Pan Iksiński poszedł na mecz, kamerzysta telewizyjny skierował na kilka  czy kilkanaście sekund oko swej kamery na jego kibicowskie reakcje i oto  stały się one widoczne dla kilkusettysięcznej rzeszy telewidzów. Mogły się one szerzej spodobać lub nie. Pan Iksiński w ogóle o tym nie myślał. Jego prywatne odczucia na moment ujawnione na stadionie nagle stały się  przedmiotem szerokiej publicznej kontemplacji. A to jeszcze nie koniec.

           W późniejszych migawkach z meczu na potrzeby telewizyjnego serwisu informacyjnego jego redaktorzy zmontowali materiał, w którym pan iksiński jest znowu widoczny. Redaktorom czasopism także określone ujęcie mogło się podobać, więc stosowne zdjęcia pojawiają się w materiałach prasowych.  Spokojny na co dzień pan Iksiński, akurat z Internetu nie korzystający, niespodziewanie dla siebie przeniesiony został w świat wirtualny. Nie on fizycznie, ale jego cząstkowy wizerunek.

          Kto może wystąpić w podobnej roli kamerzysty? Każdy, kto posiadł choćby skromne umiejętności posługiwania się komórką telefoniczną, odpowiednim aparatem fotograficznym, skanerem, czy nawet umiejętnością wystukania kilka słów na klawiaturze telefonu lub komputera.

          W światowej wiosce niemal każdy ma już techniczne i ekonomiczne możliwości aby  skutecznie przekazać coś do szerokiego publicznego odbioru. Może przekazać coś o sobie, ale też o swoim bliższym i dalszym otoczeniu. Każdy może wystąpić w roli medialnego kamerzysty. A jeśli robi to interesownie dla siebie? Wtedy występuje w roli medialnego papparazzi.

          To ma też drugą stronę medalu. Tym samym bowiem, każdy może stać się obiektem, którego wizerunek może być  przeniesiony przez kogoś do wirtualnego świata.  Może to być fotografia, może być to nagranie  wypowiedzi, jakaś sfilmowana  scenka, narysowana portret czy karykatura, może to być opis werbalny.

           Po mikroprocesorowej  rewolucji w technicznych środkach medialnych każdy stał się statystą w nieustannym spektaklu wirtualnego świata, statystą, na którym w każdej chwili spocząć może czyjeś oko. Może stać się obiektem czyjegoś zainteresowania i następnie szerszego zainteresowania publicznego, a to niekoniecznie musi oznaczać przyjemność z publicznego aplauzu.

Chaos medialnego świata

        Książki, prasa, radio, film, telewizja nie zniknęły. Poszczególne media publicznego przekazu ponawarstwiały się na siebie w cywilizacyjnym postępie. Pod względem technicznym sieć Internetu jest jakby synergicznym konglomeratem wszystkich tradycyjnych mediów publicznych. Osoby z medialnego świata bardzo często związane są z różnymi mediami.

         Wspomniany już Orson Welles po swoim radiowym sukcesie słuchowiska Wojny światów już kilka dni po jego emisji  otrzymał niezwykle intratną propozycję z Hollywoodu, dzięki czemu mógł zrealizować film Obywatel Kane. Ten czarnobiały film do dziś jest uznawany za jedno z arcydzieł sztuki filmowej, o ile nie arcydziełem największym.

          Świat medialny to nie tylko osoby, ale również instytucje czy firmy utrzymujące i nieustannie rozwijające całą infrastrukturę technologiczną i organizacyjną mediów publicznych. Te firmy i instytucje konstytuują swymi działaniami, swą pracą konkretni ludzie. Nie czynią tego bezinteresownie.

           Ogół tych ekonomicznych motywacji nazwałem w  artykule o teatrze i kinie ekonomicznym demiurgiem. Ten ekonomiczny demiurg niezbędny jest także w przypadku innych mediów, a w tym i sieci internetowej. Czy ktoś za darmo umieszcza sztuczne satelity na orbicie geostacjonarnej czy opracowuje nowe technologie pozwalające na dalszą miniaturyzację urządzeń całej infrastruktury informatycznej, a w tym i urządzeń codziennego użytku (jak np. GPS)?

           Za komputer czy podłączenie do sieci Internetu trzeba płacić, podobnie jak za kupno książki czy gazety. Z koncepcyjnym rozwijaniem, wytwarzaniem, upowszechnianiem  całej infrastruktury informatycznej związane są olbrzymie koszty, pieniądze i interesy.

         Sfera mediów informacyjnych jest zbyt ważną dla sprawności funkcjonowania państwa,  aby jego organy nie były nią zainteresowane. A tam, gdzie państwo tam i polityka. Demiurgowi ekonomicznemu towarzyszy więc nieustannie demiurg polityczny. Stąd  o najróżniejsze regulacje w sprawach świata medialnego toczą się nieustanne spory tak wewnątrz poszczególnych państw jak i między nimi a nawet ich międzynarodowymi organizacjami.

         Sytuacja w świecie medialnym jest ciągle zmienna, a jednym z czynników tej zmienności jest rozwój jego technologicznych składników. Globalna sieć telefoniczna jest już sprzężona z siecią internetową, a komputerowy monitor może pełnić funkcję ekranu telewizyjnego.

         Cały medialny świat stwarza na obserwatorach wrażenie chaosu, bo faktycznie jest chaosem. Tak jak cała globalna cywilizacja.

Chaos wirtualnego świata

         Publikuj, aby istnieć! - mówi znana akademikom zasada. Ktoś nie publikuje, to nie istnieje jako naukowiec. Nie wystarczy własne mniemanie o sobie ani nawet opinia najbliższego środowiska. Trzeba się poddać szerszej  ocenie, a to oznacza tutaj wystąpienie na scenie publicznej w formie stosownej publikacji czy wystąpienie na odpowiednio poważnej konferencji naukowej. Wartościowa publikacja naukowa oznacza dorzucenie czegoś od siebie do skarbnicy wiedzy wytwarzanej przez kolejne pokolenia uczonych pod publicznym, kompetentnym i krytycznym nadzorem - tak można by to trochę górnolotnie określić.

         Ta akademicka praktyczna dewiza ważna jest także w innych sferach działalności ludzkiej, choć przybiera trochę zmienione formy. Wewnątrz  firmy rodzą się tylko koszty, zyski mogą się rodzić tylko w relacjach z jej otoczeniem – zauważają ekonomiści. To chyba oczywiste. Jeśli ktoś będzie w piwnicy wytwarzał choćby najwyższej jakości wytwory, to nie będzie miał z tego żadnych zysków, o ile nie pokaże ich  ludziom. Reklama i marketing to nic innego jak budowanie publicznego wizerunku produktów i firmy. Stąd dzisiejsza wszechobecność reklamy w mediach a nawet publicznych widowiskach.

         Nie inaczej jest w sferze polityki. Trudno jest znaleźć się na politycznej scenie nie prezentując się wyborcom. Jak zaprezentować się jednocześnie wielu potencjalnym wyborcom? Tutaj media informacyjne są jakby do tego stworzone i nic dziwnego, że odbiorcy obserwują swoiste „parcie na szkło” polityków i całych ugrupowań politycznych ze swymi różnorako formułowanymi, kamuflowanymi czy nawet dezinformującymi przekazami.

        Jak cię widzą, tak cię piszą. – mówi znane przysłowie, powstałe  chyba jeszcze w czasach, gdy nawet o radiu nie było mowy. Zwraca ono uwagę na schludność wyglądu, od czego, w domyśle, zależeć może ocena wydawana przez otoczenie danej osoby. Dziś temu przysłowiu można nadać trochę przenośny i głębszy sens, jeśli odniesie się go do to świata wirtualnego.

         W sytuacji wszechobecnej konkurencji ważne jest dla nadawcy danego przekazu medialnego nie tylko to, jak sam jest prezentowany, ale także jak prezentowani są jego konkurenci, jak on wygląda na tle innych. Producentowi masła nie wystarczą zapewnienia o zdrowotnych walorach jego produktu, ale korzystne dlań  jest także zwrócenie uwagi odbiorców na niekorzystne właściwości margaryny. Producent tejże zainteresowany będzie z kolei zupełnie odmiennym przesłaniem przy okazji reklamy margaryny. Obydwaj producenci nie są bezczynni, więc w świecie wirtualnym trwa nieustanna walka między nimi.

           To samo odnosi się do świata polityki. Polemiki między politykami i ich ugrupowaniami trudno zakwalifikować do salonowych dyskursów.

            W wirtualnym świecie widoczna jest nieustanna walka na wizerunki kryjących się za nimi nadawców. Nadawców wizerunków osób, instytucji, produktów, firm, wizerunków miejscowości, państw, organizacji politycznych i innych oraz ich programów czy idei.        

            W tej walce wszystkie chwyty są dozwolone, walka ta nie pozostawia w spokoju statystów. W każdej chwili i z każdej strony mogą być w nią wciągnięci a właściwie powoli już wszyscy zostają wciągani. Wciągany zostaje także Pawełek 3.

Pawełek 3 jako statysta globalnej sceny medialnej

             Zanim Pawełek 3 pójdzie do szkoły już jest obiektem zainteresowania dorosłych z całego świata. Zabawki, które dostaję do rąk powoli instruują go w obsłudze najróżniejszych urządzeń, jakimi będzie się później posługiwał jako dorosły nadawca i odbiorca publicznych przekazów.

              Oprócz tradycyjnych zabawek, jakimi cieszyli się Pawełek 1 czy Pawełek 2 (klocki, piłki, misie itd.) Pawełek 3 bawi się już zabawkami, w których coś trzeba włączyć, aby migotały, wydawały dźwięki czy poruszały się. Jego poprzednikom o takich zabawkach nawet mogło się nie śnić. W szkole szybciej nauczy się obsługi kalkulatora niż tabliczki mnożenia. Szybciej nauczy się gier z użyciem konsoli niż czytania i pisania.

               Pawełek 1 mógł posłuchać dziadka o wojennych przygodach, Pawełek 2 mógł takie przygody dodatkowo obejrzeć w telewizji. Pawełek 3  nie tylko może posłuchać i pooglądać, ale sam może brać udział w różnego rodzaju wirtualnych strzelankach.

               Kto zajmuje się edukacją Pawełka 3 w zakresie przysposobienia go do uczestnictwa w życiu globalnej wioski? Dziadkowie? Rodzice? Oni są pierwszym, bezpośrednim ogniwem całego łańcucha edukacyjnego, którego drugi koniec niknie z oczu gdzieś poza naturalną, lokalną i pozalokalną  sceną publiczną, a nawet poza krajową sceną publiczną. Ekonomiczny i polityczny demiurg mediów publicznych ze swymi technologicznymi osiągnięciami mają możliwości działania w globalnym wymiarze.  

               Rodzice kontrolują jeszcze, czym bawi się Pawełek 3, bo sami kupują mu zabawki pozwalając mu cieszyć się nimi na domowej scenie.  Mogą też pilnować, by ostrożnie poruszał się na naturalnej lokalnej i pozalokalnej scenie publicznej. Jednak kontrola nad Pawłem 3 jest już coraz bardziej iluzoryczna zwłaszcza od czasu, gdy nauczy się samodzielnego korzystania z komputera i Internetu. W tym pomaga mu szkoła, dziadkowie często niewiele potrafią, a rodzice nie są w stanie nadążać za postępem umiejętności Pawła 3. Ale i szkoła rychło przestaje być odpowiedzialnym nauczycielem, i to zanim  Paweł 3 samodzielnie wstąpi na scenę medialną. Nie musi tego robić samodzielnie, ktoś może go na tej scenie wystawić nie pytając go o zdanie.

           Cały globalny wirtualny świat rychło otwiera się przed  Pawłem 3 nęcąc niezwykłymi atrakcjami ale też nie ostrzegając go przed najróżniejszymi zagrożeniami. Zagrożeniami, które czasem materializują  się ze śmiertelnym skutkiem.  

              Czy Paweł 3 długo zechce być tylko biernym statystą w wirtualnej wiosce? Dlaczego nie miałby publicznie samodzielnie szerzej zasygnalizować swego istnienia? Chce być kimś, chce jakoś pokazać  światu kim jest i co potrafi. Dlaczego ktoś miałby mu tego zabraniać i w imię czego? Dlaczego inni mają szansę, a Pawełek 3 miałby jej nie mieć? Przed elitami wszystkich społeczeństw na świecie staje taki dylemat. Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Publikuj się, aby istnieć!

           Można coś publikować czy opublikować, ale czy można „publikować się”?  Zwrotna forma tego czasownika może mieć dość nieoczekiwanie pewien głębszy sens w odniesieniu do Internetu.

           Potrzeba akceptacji społecznej siebie jest potrzebą elementarną ludzi. Spełnianie tej potrzeby w bardzo poważnym wymiarze nadaje sens ich życiu.

           W przypadku środowisk akademickich, co już było sygnalizowane, publikacja osiągnięć naukowych była warunkiem akceptacji tego środowiska określonej osoby jako naukowca, czy przynajmniej jako aspiranta do takiego miana. Akceptację siebie jako naukowca dana osoba zyskiwała tu dzięki określonym środkom medialnym, jakim był artykuł czy książka i jakieś zwrotne echa takiej publikacji.

          O podobną w gruncie rzeczy akceptację społeczną  zabiegał Pawełek 1 i już nieco starszy Paweł 1 w kręgu rodzinnym, domowym, szkolnym, w lokalnej społeczności. W wielu przypadkach akceptacja w tym lokalnym zakresie mogła być wystarczająca. W lokalnym świecie mogło realizować się całe jego życie.

          Tę akceptację zyskiwał przede wszystkim dzięki kontaktom naturalnym. Ze środków medialnych można byłoby tu wymienić listy i  wspólne okazjonalne fotografie, które niejako wspomagały utrwalanie nawiązanych kontaktów i jakby utwierdzały odczucie wzajemnej akceptacji. Rodzinne albumy ze zdjęciami, jak niegdyś drzewa genealogiczne na dworach,  przypominały o rodowej tożsamości.

           Pawełek 2 i jako nieco starszy Paweł 2 o akceptację społeczną swego najbliższego środowiska zabiegał podobnie. Jednak dużo wcześniej mogło pojawić się odczucie, że akceptacja tylko lokalnego środowiska to trochę mało. Telewizja nieustannie  pokazywała uroki życia poza lokalnymi opłotkami, chociaż pokazywała je dość ostrożnie, by nie wzbudzać nadmiernego dysonansu poznawczego i aksjologicznego.  Naturalna lokalna scena publiczna jakkolwiek ważna, traciła na znaczeniu w porównaniu z krajową sceną publiczną medialną. Jak wydostać się z lokalnej sceny?

         Trzeba awansować, a najlepszą dostępną okazją był awans edukacyjny Nowa szkoła, nowe otoczenie, nowe satysfakcje i niespodzianki płynące z nowych kontaktów.

        Jak rodzinne albumy wzmacniały poczucie rodowej tożsamości tak powielane w wielu egzemplarzach zbiory wspólnych zdjęć z najróżniejszych imprez okolicznościowych, wycieczek, rajdów itp. wzmacniały poczucie tożsamości  środowiskowo-generacyjnej (pokoleniowej).

         Czym owe zdjęcia są w przyjętej w tym artykule terminologii? Są one fragmentami infosfery i materialnymi podstawami prewirtualnego świata stworzonymi na miarę ówczesnych środków medialnych, jakim były podręczne aparaty fotograficzne. Nawet fotografia w jednym egzemplarzu może być oglądana przez wiele oczu, a przecież może być publikacją w bardziej tradycyjnym znaczeniu.  Ogląd tych pamiątkowych zdjęć był wprawdzie ograniczony, ale zaspokajał pewne potrzeby akceptacji społecznej w danym środowisku. Im ktoś więcej takich zdjęć posiada, tym silniejsze poczucie jego społecznego istnienia i społecznej akceptacji.

          Pawełek 3 swoje społeczne istnienie może szeroko publicznie zamanifestować bardzo niewielkim wysiłkiem jego  rodziców, którzy chętnie stosowne zdjęcie zamieszczą w Internecie. Paweł 3 wkrótce będzie się prezentował samodzielnie, bez rodzicielskiej pomocy. Opanowanie technicznych umiejętności jest dla niego porównywalne z nauką jazdy na rowerze.

          Potrzeba społecznej akceptacji jest bardzo silną potrzebą i stąd trudno się dziwić, że Paweł 3 zabiega o wydłużanie listy znajomych pod swą internetową autoprezentacją. Im dłuższa lista, tym silniejsze poczucie społecznej akceptacji, poczucie społecznego istnienia. Potęguje to wrażenie możliwość wymiany różnych uwag a nawet prezentów w postaci ustandaryzowanych ikonek. Oto jedenastolatek ma już kilkuset znajomych? Kim oni dla niego są? Z iloma z nich wymienił chociaż kilka sensownych zdań?

          Paweł 3 nie musi się zanadto wysilać w szkole, by zyskać uznanie w oczach swej klasy i nauczycieli z tytułu szkolnych osiągnięć. Środowiskowa opinia społeczna niekoniecznie musi być dla niego najważniejsza, skoro ma poczucie swego społecznego istnienia dzięki akceptacji środowiska internautów, a ono wcale nie musi być zanadto wymagające. A jak się w takim środowisku wyróżnić? Każdy sposób może być dobry.

          Czy edukacyjny awans jest faktycznie najważniejszy? Tak może mówić rodzina, tak mówi szkoła, ale czy to samo mówi cały świat medialny?

Smerfy,  dinozaury, nauczyciele , kosmici…

           Pawełek 1 o tym, co realne, a co przynależy do prewirtualnego czy archewirtualnego świata dowiadywał się drogą własnych prób i błędów, drogą własnych doświadczeń, wspomagany  przez najbliższe mu środowisko. Czy święty Mikołaj istnieje naprawdę? Nawet jeśli jego istnienie potwierdzano  w domu, to  poza nim szybko wytrącano go z takiego mniemania.

           Realne życie w konkretnych realiach nie pozwalało na zbytnie fantazjowanie, a to co niedostępne codziennym doświadczeniom nie było nazbyt cenione. Życie wymagało twardego stąpania po ziemi.  Na tysiące pytań, jakie nasuwają się dzieciom życie dość szybko przynosiło odpowiedzi na wiele z nich, a pozostałe mogły  pozostać w zawieszeniu z ich poczuciem, że nie są one życiowo ważne.  

            Trochę inaczej było już z Pawełkiem 2. Swoje pytania formułował nie tylko na podstawie tego, czego realnie doświadczał i dzięki zdolnościom do różnych skojarzeń, ale także na podstawie tego, co oglądał w telewizji. Zakres  informacji o świecie niedostępnym naocznemu oglądowi, jakie w ciągu jednego tygodnia trafiały do Pawełka 2 mógł być wielokrotnie większy niż zakres informacji, jakie w ciągu całego dzieciństwa trafiały do Pawełka 1. Jak ten olbrzymi natłok informacji uporządkować w jakąś spójną całości, by zbudowany na ich podstawie obraz świata pozwalał na efektywne i skuteczne funkcjonowanie w nim?

           Tutaj lokalne środowisko dorosłych nie było bezradne. I rodzice, i nauczyciele oglądali ten sam program i bez najmniejszych trudności na takie czy inne pytania mogli odpowiadać przynajmniej w takim zakresie, aby praktycznie i sprawnie poruszać się w lokalnych realiach.

           Pawełek 3 w ciągu jednego dnia odbiera informacje dotyczące spraw, z którymi Pawełek 1 nie zetknął się przez całe życie. Na tysiące pytań, jakie mogą się nasuwać Pawełkowi 3, nikt właściwie nie odpowiada, bo nie ma komu. Dorośli nie są w stanie kontrolować informacji jakimi zalewany jest mały Pawełek, a tym bardziej Paweł.

           Dorośli ludzie porzucili niegdyś swe zajęcia na radiową wieść o lądowaniu Marsjan, o czym już wspomniałem. A skąd Pawełek 3 a nawet Paweł 3 ma wiedzieć, które informacje można traktować serio, a które z przymrużeniem oka? Za wiele jest tych informacji, aby Pawełek 3 czy Paweł 3 nadążył formułować jakieś pytania i nie ma już nikogo, kto nadążyłby z odpowiedziami choćby na część z nich. W rezultacie dla Pawełka 3 wszystko może być jednakowo prawdopodobne, jednakowo prawdziwe lub nieprawdziwe.

           Tych informacji nie sposób mu jakoś uporządkować, znaleźć dla nich miejsce w dotychczas dopracowanym mentalnym obrazie świata. W efekcie samoobrony przed tym zalewem umysł po prostu odrzuca te informacje, nie stanowią one budulca tworzenia jakiejś bardziej systematycznej i pogłębionej wiedzy o świecie. Nadto, wszechobecność informacji obrazowej powoduje, że lektura tekstu nie zaopatrzonego w ilustracje staję się niezwykle trudnym zadaniem i poziom jego zrozumienia jest mało obiecujący.

           I to już można zaobserwować w szkole. Paweł 1 nawet jeśli nie był zbyt pilnym uczniem, to jakieś informacje o świecie łatwo zapamiętywał, bo nie było ich zbyt wiele. Paweł 2 sytuację może miał nieco już inną, ale także to czego dowiadywał się w szkole potrafił względnie łatwo połączyć z tym, czego dowiadywał się od dorosłych ze świata medialnego, którzy dość starannie dbali, aby nie dochodziło niepotrzebnie do jakiegoś dysonansu poznawczego ponad niezbędne wymogi ideologiczne.

            A Pawełek 3? To o czym dowiaduje się w domu czy w szkole jest dla niego ledwie skromną cząstką tego, co serwuje mu świat medialny. Dlaczego miałby akurat większą uwagę zwracać na to, co mówią nauczyciele, dlaczego miałby to lepiej zapamiętywać? To, o czym mówią nauczyciele natrafia na  już wykształcony mechanizm obronny przed nadmiarem informacji. Pawełek 1 żył w warunkach głodu informacji o świecie, Pawełek 3 żyje wręcz w oceanie tych informacji.  

            Problem jest jeszcze poważniejszy. Oto w jednym serwisie informacyjnym Paweł 3 dowiaduje się o wypadku drogowym, o zbrodni w którymś z miast, o ciekawostce przyrodniczej, o krwawych starciach gdzieś w Afryce, o nowym przeboju popularnej grupy, o tym, że ktoś mocno przytył,  czy wreszcie o pogodzie. A wszystko to okraszone jest promiennym uśmiechem telewizyjnej spikerki i zakończone jej ciepłym życzeniem wszystkiego najlepszego.

            Brak jakiejkolwiek aksjologicznej hierarchii zagadnień. 

            I tak codziennie przez lata. Zabicie człowieka staje się w wirtualnym świecie podobnie ważne, jak zabicie przez kogoś psa czy kota, pobicia, gwałty, wyzwiska stają się czymś normalnym podobnie jak wulgarność  i językowe prostactwo w życiu publicznym. Nie jest już istotne, czy określone przekazy Paweł 3 otrzymuje dzięki telewizji, Internetowi, słuchawkom na uszach czy komórkowemu mailowi. Paweł 3 doświadcza świata bez granic. A życie w realu pełne jest najbardziej przyziemnych ograniczeń.

          Kto te ograniczenia serwuje? Dorośli. Dorośli w rodzinie, domowi. Dorośli w szkole, dorośli z najbliższego lokalnego otoczenia. A co oferują w zamian? Jakie są ich możliwości?

           A co oferują dorośli ze świata medialnego? Oferują wszystko, co tylko da się wymyślić. Nawet działki na Księżycu. Ale jaka jest wiarygodność ich ofert? Jakie proponują drogi, by z nich skorzystać? To są pytania, które niekoniecznie dla młodych są najważniejsze. Cierpliwość nie jest przymiotem młodości. Każda droga na skróty może być pociągająca, bo ciekawość świata, ciekawość nowych doświadczeń  jest nieograniczona. 

Część V

Społeczność lokalna jako poglądowy model ludzkości

            Tak było wszędzie i od zawsze. Dziecko najpierw odnajduje się w rodzinie i niemal natychmiast w określonej społeczności lokalnej, naturalnej przestrzeni współżycia dorosłych i dzieci. Zanim te ostatnie zainteresują się pozalokalnym światem, swoje pierwsze praktyczne doświadczenia w zakresie społecznego współżycia zdobywają tam, gdzie to jest jedynie, realnie, praktycznie możliwe. Społeczność lokalna jest dla młodzieży naturalnym poligonem doświadczalnym w ich wchodzeniu do świata dorosłych.

          Dziś ten naturalny poligon nadal jest głównym poligonem naturalnych kontaktów, ale jakby obok niego czy nad nim  pojawiła się sfera kontaktów medialnych z dorosłymi. W tych medialnych kontaktach najmłodszym tylko się wydaje, że mogą być jakoś równorzędnymi czy równoprawnymi partnerami. To, co charakteryzuje niemal cały medialny świat dorosłych, to daleko idący brak odpowiedzialności za to, co młodsi z tych kontaktów wynoszą.

          Demiurg ekonomiczny i polityczny powodują medialnym światem dorosłych i ten świat wciąga najmłodszych w sposób dla nich nieodczuwalny. Nieodczuwalny i niewidoczny nawet dla ich rodziców i szkół.

          W realnym świecie naturalnych kontaktów prezentem jest coś, co jedna osoba przekazuje drugiej z empatyczną myślą o niej i czemu towarzyszy choćby skromny gest w postaci kilku słów czy  uścisku dłoni.  W Internecie zaś z całą powagą prezentem nazywana jest jakaś standardowa ikonka mająca rzekomo odzwierciedlać  pozytywny stosunek nadawcy do adresata. Niechby i tak było, ale czy taka ikonka to rzeczywiście prezent w utrwalonym przez kulturę znaczeniu? Grzecznościowej formułki na końcu listu chyba nikt nie nazwie prezentem. Jeśli nadawca prezentem nazwie odręcznie domalowany kwiatuszek czy inny rysuneczek, to przecież włoży weń jakieś dodatkowe przemyślenie i wysiłek.  I dzięki temu nawet taki prezencik może być wiarygodny. A jak z nim porównywać ikonkę wymagającą jednego kliknięcia?  

          Czy lista kilkuset „znajomych” pod profilem młodego internauty w społecznościowym serwisie  to rzeczywiście znajomi? Język służący porozumiewaniu się ludzi w praktycznym działaniu wymaga, by odzwierciedlał jakoś faktyczny stan rzeczy, służy tutaj zakłamywaniu czy zaklinaniu rzeczywistości. A przecież pod względem formalnym nie jest to inny język od tego, którym się na co dzień posługujemy. Czy takie językowe problemy są przedmiotem rozmowy najmłodszych z rodzicami czy nawet nauczycielami w bezpośrednich kontaktach?

          Odpowiednie dać rzeczy słowo! – ten norwidowski problem czy postulat ma charakter i praktyczny, i etyczny. W internetowej komunikacji  ten drugi aspekt często, zbyt często ulega pominięciu. Interesowna efektywność w walkach na medialnej scenie jest dla demiurga ekonomicznego czy politycznego najważniejsza.

          Język służy wyrażaniu myśli, uczuć, przekonań, ocen  w wypowiedziach dla innych, ale też służy kształtowaniu naszych  myśli, uczuć, przekonań czy ocen przez tych, którzy się do nas zwracają. Bywa, że dorośli takiemu kształtowaniu bezwiednie ulegają, a cóż dopiero mówić o  dzieci i młodzieży?

          Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą – zauważył jeden z klasyków propagandy. To mniemanie było może i słuszne, gdy kłamca miał organizacyjny i techniczny  monopol na upowszechnianie kłamstwa. A gdy monopol zostaje złamany? Sprawa może być otwarta. Kłamca w swym zadufaniu może nawet nie zdawać sobie sprawy, że buduje wokół siebie mur nieufności.

          Internet to nie tylko przekaz słów. To także przekaz obrazów, których sugestywność bywa nieporównanie silniejsza niż przekaz werbalny. Czy fotografia osoby leżącej na ulicy przedstawią ją jako pijaną, czy porażoną atakiem epilepsji? Kontekst może sugerować jedno, lub drugie, a wcale nie musi to być komentarz werbalny. Atak epilepsji może się komuś przydarzyć w sytuacji trwającej dookoła ulicznej burdy. Co zaś dla odbiorcy może wynikać z fotografii ujmującej daną osobę w takim nieszczęśliwym dla niej momencie?

           Posługiwanie się obrazem na publiczny użytek, nawet ruchomym,  to już dzisiaj  nie tylko przywilej artystów czy filmowców.

           Odpowiedni dać rzeczy obraz! – to jakby poszerzony, ale już  dramatycznie aktualny postulat Norwida. Jak on jest lub może być wypełniany w masowej skali?  Nie tylko w skali krajowej, ale w skali globalnej?

           Na tak ogólne pytanie możliwa jest chyba tylko równie ogólna odpowiedź. Trzeba dowartościować kontakty naturalne między starszymi a młodszymi nie tylko w relacjach wewnątrz rodziny, ale w relacjach wewnątrz całej lokalnej społeczności. Tradycyjne nawoływania do harmonijnego układania i kultywowania więzi rodzinnych to już za mało. Nawet język używany w kontaktach między rodzicami a dziećmi nie musi być już tak samo rozumiany.

           Trudno o doświadczenia publicznego bycia tylko wewnątrz kręgów rodzinnych, domowych czy środowiskowych kręgów zainteresowań. A praktyczne doświadczenia są najważniejsze. Ile młodzi ludzie mogą słuchać werbalnych, choćby i najmądrzejszych wskazówek?

           Publiczne wystąpienia na scenie teatralnej wymagają ogromnej ilości prób, cierpliwości i wysiłku od każdego ze współtwórców takiego widowiska. Staranne jego przygotowanie i sukces przed realną, bezpośrednią widownią jest ogromnym atutem przed występowaniem już na scenie medialnej.

            Lokalne przedsięwzięcia realizowane w naturalnych kontaktach pozwalają na korygowanie względnie niewielkimi kosztami najróżniejszych niedociągnięć, niedopatrzeń, pomyłek, braków doświadczenia. Pod warunkiem jednak, że kryteria ocen uwzględniają skromność lokalnych możliwości, ale nie są zgodą na bylejakość w porównaniu z szerszymi standardami.

            Zrobić coś mało, ale dobrze według szerszych standardów rokuje wykonawcom na przyszłość o wiele lepiej niż zrobić więcej, ale byle jak. Dotyczy to także przedsięwzięć edukacyjnych. W naturalnych kontaktach, gdzie jest miejsce na poprawki, na powtórzenia, na jakieś dodatkowe próby łatwiej  i szybciej zdobyć można doświadczenia, o które niezwykle trudno w sferze  kontaktów  medialnych, gdzie nawet mimowolny błąd może mieć kosztowne czy wręcz tragiczne konsekwencje. 

            Lokalna społeczność często bywa kojarzona w naszym krajowym medialnym świecie z zacofaniem, prowincjonalizmem w niekorzystnym tego słowa znaczeniu, kołtuństwem czy tym podobnym przymiotami. Opiniotwórcze sfery z medialnego świata jakby zapominały, że same także nie są w stanie wyzbyć się znamion lokalności. Sam fakt występowania w świetle jupiterów w najmniejszym stopniu nie likwiduje ich małostkowych kompleksów czy mentalnych ograniczeń.

           Uczucia zażenowania, konsternacji, zakłopotania czy jakby to inaczej nie określać wzbudził fakt, że oto internauci za najlepszą piosenkę mającą towarzyszyć rozgrywkom  EURO 2012  wybrali utwór  skomponowany na tę okazję przez gospodynie z zespołu Jarzębina kultywujący folklor z okolic Biłgoraja. Poszło o pieniądze. Organizatorzy nie przewidzieli, że jakiś lokalny zespół może coś sensownego stworzyć, że być może trzeba byłoby trochę popracować, aby przygotować utwór do wymogów stadionowej inscenizacji transmitowanej na cały świat. Nie przygotowano tłumaczenia na inne języki, nie dano możliwości jakimś grupkom młodzieży, by przygotowali odpowiednio atrakcyjny układ choreograficzny. A nawet dzieci potrafiły się przy tym energetyzującym utworze dobrze bawić.

            Między kim a kim zrodził się konflikt? Między organizatorami publicznego widowiska i  gospodarzami krajowych mediów publicznych z jednej strony, a internautami głosującymi na utwór i twórcami utworu – z drugiej.  Kim byli ci Internauci? Czy to tylko kibole spod budki z piwem? Nie, to w dużej części  młodzi ludzie, którym nie przeszkadzał wiek wykonawczyń, nie przeszkadzały im ludowe stroje ani okoliczność, że zespół był mało znany. Walory melodii, prostota i pewien humorystyczny akcent idealnie wpasowywały się w atmosferę ludycznego przecież widowiska, jakim jest mecz sportowy.

          A co mogło przeszkadzać organizatorom konkursu, którzy skorzystali z okazji, że jego warunki nie przewidywały obowiązku prezentacji zespołu na otwarciu imprezy? Nie zabrakło głosów z medialnej elity kulturalnej wyrażających w różny sposób swe zniesmaczenie utworem. Czy to zniesmaczenie nie było wyrazem środowiskowych kompleksów czy środowiskowych ograniczeń mentalnych bezradnych wobec kreatywności lokalnej w najlepszym wydaniu? Jakich szerszych standardów ten utwór nie spełniał?

          Celowo ten przykład przytoczyłem, by zilustrować, jak ważne są relacje między młodszymi i starszymi kształtujące się w naturalnych kontaktach w środowiskach lokalnych. Jeśli młodym ludziom i kibicom w powiecie janowskim mogła się taka piosenka podobać, dlaczego nie miałaby się podobać szerszym kręgom młodzieży, czy szerszym kręgom kibiców? Czy tamta młodzież i kibice  nie korzystają z Internetu? Korzystają. Bez kompleksów utwór został poddany próbie oglądu przez internautów z całej Polski i z tej próby wyszedł zwycięsko.

          To właśnie internauci byli najlepiej przygotowanie do tego, by docenić oryginalność propozycji z  Kocudzy Drugiej na tle tego, co dotąd krąży w europejskich mediach. Czy rekomendacja polskich internautów nie była najlepszą i najbardziej kompetentną ze wszystkich możliwych, jaką można było wtedy pozyskać? Młodzi polscy internauci nieco wcześniej odnieśli zbiorowo spektakularny, światowy sukces w sprawie ACTA, który stał się polskim sukcesem dostrzeżonym przez europejskich internautów. Skąd więc obawy,  że polscy internauci swoim wyborem mogli skompromitować Polskę w oczach świata?

           Cała ludzkość żyje w lokalnych społecznościach. Dotyczy to także elit politycznych, gospodarczych, kulturalnych intelektualnych itd.  Ich złudzeniem jest, że w dobie rewolucji informacyjnej mogą w nieskończoność liczyć na swą opiniotwórczą siłę korzystając ze swego miejsca w instytucjonalnych strukturach, w których się ulokowali. Nie dostrzegają tego, że tradycyjne,  instytucjonalne mechanizmy forsowania gustów, opinii, przekonań są już mało skuteczne w sytuacji, gdy nie ma  monopolu na autorytet zdobywany dość tandetnymi sposobami. Konkurentów bowiem trudno już nawet policzyć.

             A czy w tej konkurencji bylejakości nie wyłaniają się mimo wszystko zalążki przyszłych elit, które lepiej potrafią sobie radzić w warunkach wyzwań epoki  rewolucji informatycznej? Co robić, aby takie zalążkowe elity nie były zmiatane przez paroksyzmy najróżniejszych kryzysów, które w najmłodszych uderzają najdotkliwiej? Najpierw trzeba je dostrzec, a nawet o to niezwykle trudno.

                                                               Edward M. Szymański