JustPaste.it

Idzie terror „tolerancji”!

Radykałowie, którzy uczynili homodewiację kulturowym i politycznym orężem, stosują strategię małych kroków.

Radykałowie, którzy uczynili homodewiację kulturowym i politycznym orężem, stosują strategię małych kroków.

 

26e4b25d6f20ccf3275d17ef8086a577.jpg

W roku 2003 pod hasłem Niech nas zobaczą na ulice polskich miast trafiła seria bilbordów przedstawiających homoseksualne pary. Cel akcji – przekonanie ogółu, że to ludzie tacy, jak inni, a mimo to niesłusznie cierpią prześladowania ze strony opresyjnego społeczeństwa. Jeśli homoseksualiści wyglądają tak normalnie i przeciętnie, są właśnie tak samo normalni jak on, widz – pisali na internetowej stronie akcji jej organizatorzy, deklarując, że to pierwsza w Polsce kampania mająca przeciwdziałać homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Nie upłynęła dekada, a być może wkrótce przez parlament przejdzie – pomyślnie dla „postępowego”lobby – nowelizacja Kodeksu Karnego, karząca więzieniem mowę nienawiści (czytaj: publiczny sprzeciw wobec homoseksualnej dewiacji).

 

Kampania Przeciw Homofobii oraz Stowarzyszenie Lambda – organizatorzy Niech nas zobaczą – zyskali silne wsparcie ze strony władz państwowych. Patronem akcji była nieżyjąca już Izabela Jaruga-Nowacka, rządowy pełnomocnik ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, w gronie sponsorów zaś znalazła się kancelaria premiera Leszka Millera. Inicjatorzy spodziewali się, iż sprowokują serię kolejnych coming-outów, nie tylkoznanych postaci życia publicznego, ale również przeciętnych Polaków, którzy z jakichś powodów mieliby się czuć zobligowani do eksponowania swoich nietypowych upodobań seksualnych.

 

– Akcja zakończyła się klapą, wymowa plakatów była dla ludzi nieczytelna i trafiła w próżnię – ocenia medioznawca monitorujący aktywność wojujących środowisk homoseksualnych. – Pewien przełom nastąpił dopiero w listopadzie 2008 roku, gdy „Różę” pisma „Gala” w kategorii „najpiękniejsza para showbiznesu” otrzymał znany dziennikarz Tomasz Raczek wraz ze swoim partnerem.

 

Z czasem „ujawniło” się kilku zadeklarowanych homoseksualistów: aktor, socjolog, tancerz, paru pisarzy, reżyserów, dziennikarzy i kreatorów mody. Do dzisiaj jednak pogląd o powszechności homoseksualizmu broni się nader słabo. Wydana ostatnio (reklamowana jako zbiorowy coming out)książka Tęczowa rewolucja zawiera wypowiedzi ponad trzydziestu osób, z których tylko część deklaruje się jako homoseksualiści i lesbijki lub osoby transpłciowe. Pozostali to – jak czytamy na stronie księgarni promującej publikację – przyjaźni idei równości heterycy i heteryczki, bez których tęczowa rewolucja nie byłaby możliwa.

 

Owych przyjaznych idei równości ideolodzy rewolucji szukają najchętniej wśród oficjalnych instytucji, urzędów, uczelni czy placówek dyplomatycznych. W polskich szkołach wyższych powstają ośrodki próbujące ubrać w szaty naukowe wątłą pod względem argumentów ideologię gender, mówiącą o kulturowej umowności pojęcia płci. Póki co – w przeciwieństwie do krajów zachodnich – nie ma jeszcze odrębnych wydziałów zajmujących się homoseksualną literaturą, gejowską historią czysztuką, ale to raczej tylko kwestia czasu. Na razie genderowcy, korzystając z przychylności pracowników naukowych i uczelnianych władz, działają w ramach wydziałów socjologii, sztuk audiowizualnych czy nawet… anglistyki. Próbują też wkraczać do szkół z wykładami na temat specyficznie pojmowanej tolerancji i z warsztatami dla nauczycieli.

 

Za to, śledząc rubryki kulturalne największych dzienników, przeglądając repertuar kin i teatrów oraz programy muzeów, można odnieść wrażenie, iż socrealizm wyparty został przez homorealizm – jakby artyści sztuk wszystkich znowu bezbłędnie wyczuli, gdzie teraz leżą konfitury.

 

Zaakceptuj, bo pożałujesz

Tęczowa rewolucja, gej (czyli radosny, wesoły), równość, tolerancja, przyjaźń, wielobarwne flagi, zabawa – takie określenia towarzyszą intensywnej promocji homoseksualnego stylu życia. Każdy, kto próbuje powiedzieć głośno, jakie praktyki kryją się za kolorowym sztafażem, wzbudza co najmniej popłoch. Stał się on udziałem dziennikarza TVN24, gdy zaproszona do programu katolicka publicystka Joanna Najfeld, poczęła cytować, w obecności zdeklarowanego homoaktywisty, szczegóły wpisów na administrowanym przezeń portalu.

 

Pół biedy, gdy kończy się na popłochu, próbach wykpienia czy przeinaczeniu wypowiedzi. Bywa znacznie gorzej.

 

Kiedy ksiądz Dariusz Oko przedstawił w maju 2005 roku na łamach „Gazety Wyborczej” szereg argumentów – nie tylko religijnych, ale również filozoficznych, społecznych i medycznych – dla których nie jest możliwa akceptacja homoseksualizmu (przy całej wymaganej przez Kościół miłości i szacunku wobec osób dotkniętych tym nieszczęściem), seria kontrartykułów na łamach katolickiego pisma społeczno-kulturalnego „Tygodnik Powszechny” (Jacek Prusak SJ zarzucił księdzu Oko m.in. nieznajomość elementarnych zasad logiki koniecznych do opanowania na poziomie maturalnym) i „Gazety Wyborczej” okazała się niewinnymi przykrościami przy steku obelg na homoportalach i uszkodzeniu samochodu księdza w sposób grożący śmiertelnym wypadkiem.

 

Agresji z powodu jednoznacznej postawy w kwestii homoseksualizmu doświadczyło również Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, organizator wielu konferencji poświęconych temu problemowi (m.in. cyklu spotkań z doktorem Paulem Cameronem, które wzbudziły furię środowisk lewicowo-liberalnych). SKCh opublikowało też w kilku językach książkę zatytułowaną W obronie wyższych praw. Dlaczego musimy przeciwstawić się legalizacji związków homoseksualnych. Wiosną 2005 roku stowarzyszenie sprzeciwiło się planowanemu Marszowi Równości w Warszawie (ostatecznie zakazał go ówczesny prezydent stolicy Lech Kaczyński, mimo to jednak pederaści i lesbijki oraz ich zwolennicy pomaszerowali pod silną eskortą policji podległej SLD-owskiemu ministrowi spraw wewnętrznych, a funkcjonariusze brutalnie pacyfikowali… przeciwników parady). Prowadzona z rozmachem akcja plakatowa i ulotkowa sprowokowała „nieznanych sprawców” do telefonicznych gróźb pod adresem członków stowarzyszenia, w których nie zawahali się grozić pozbawieniem życia.

 

Organizacja występująca otwarcie przeciwko promowaniu homodewiacji była wielokrotnie atakowana m.in. przez „Gazetę Wyborczą” nadającą w medialnym mainstreamie ton postępom tęczowej rewolucji. Dziennik w typowy dla siebie sposób wyrywał z kontekstu wypowiedzi bądź cytaty (na przykład z doktora Camerona), ustawiając je w kontekście ośmieszającym wszelkie formy sprzeciwu wobec kolejnych „postępowych” inicjatyw.

 

Imperium kontratakuje

Radykałowie, którzy uczynili homodewiację kulturowym i politycznym orężem, stosują strategię małych kroków. Zaczęło się bodaj od wspomnianej wystawy Niech nas zobaczą, potem przyszedł czas na marsze ulicami Krakowa, Warszawy, Poznania. Pierwsze z nich, wspierające rzekomo prześladowane mniejszości, odbywały się pod hasłem walki o tolerancję. W kolejnych chodziło o „równość” (czytaj: równe z małżeństwami prawa dla homozwiązków), po nich przychodzi czas na „dumę gejowską”, czyli jawną afirmację stylu życia, opierającego się de facto na hedonizmie, obscenicznym zachowaniu i wyglądzie, obrzydliwych praktykach seksualnych.

 

W ślad za coraz dalej idącymi postulatami, najpierw społecznej akceptacji, a potem zrównania praw z małżeństwami, zmienia się też forma demonstracji. W trakcie pierwszych parad trudno było dopatrzeć się haseł i gestów agresywnie antykatolickich czy prowokowania golizną bądź szokującymi ubiorami. Obecnie jedno i drugie jest już „normą”, bo prowadzony równolegle z oswajaniem dewiacji i toczony permanentnie od ponad dwóch dekad nowy etap medialnej kampanii ośmieszania katolicyzmu znalazł w widocznej części społeczeństwa podatny grunt.

 

Mniej więcej od 2005 roku, czyli spowodowanego społecznym oporem fiaska projektu ustawy o związkach partnerskich, zaczęło się też stygmatyzowanie przeciwników homoseksualizmu piętnem homofobów. Dotychczas słusznie i dosyć zgodnie uznawana za normalną postawa społeczna, od tej pory – głównie za sprawą mediów – jest ustawiana na ideologicznym celowniku. Określający samych siebie mianem wykluczanych na margines społeczeństwa, sami zaczęli wykluczać. Obecnie obserwujemy etap, na którym za niepoprawne wypowiedzi grozić będzie już nie tylko dymisja z zajmowanego stanowiska czy napiętnowanie w środowisku, ale więzienie.

 

Knebel „mowy nienawiści”

Skuteczność nacisków homolobby na polityków jest coraz większa, co widać jasno na przykładzie ostatnich tygodni. Chociaż partia rządząca lubi pokazywać się jako przyjazna Kościołowi, a prominentni działacze Platformy Obywatelskiej chętnie podkreślają swoje z nim związki, nieraz już przekonaliśmy się, iż przedwyborcze rekolekcje w blasku fleszy i otoczeniu kamer oraz wspólne fotografie z wysokimi hierarchami kościelnymi znajdują przełożenie wyłącznie na wyniki głosowania przy urnach, nie zaś już na stanowienie prawa przez posłów i senatorów. Gdyby było inaczej, PO wspólnie z opozycyjnym PiS z łatwością obaliłaby furtkę dla faktycznego zalegalizowania związków homoseksualnych w trakcie niedawnego uchwalania ustawy o prawie prywatnym międzynarodowym. Małżeństwem w rozumieniu niniejszej ustawy jest tylko związek kobiety i mężczyzny. Nie stosuje się przepisów prawa obcego regulującego związki osób tej samej płci – głosiła poprawka, która dla posłów i senatorów PO okazała się nie do przyjęcia.

 

Nie trzeba było czekać długo na następny legislacyjny krok w kierunku realizacji celów obyczajowej rewolucji. Zbliżają się bowiem wybory i partie polityczne, chcąc pozyskać kolejne grupy potencjalnych zwolenników licytują się w realizowaniu ekstremalnych wręcz postulatów, bez oglądania się na ich skutki społeczne. Mamy już więc de facto legalne używanie tak zwanych miękkich narkotyków (prezent od partii Donalda Tuska), w tyle nie pozostało również SLD, składając w Sejmie tuż przed Świętami Wielkanocnymi przygotowywany wspólnie z działaczami KPH projekt nowelizacji Kodeksu Karnego.

 

Chodzi o rozwinięcie artykułów 119., 256. i 257. Kodeksu Karnego, odnoszących się m.in. do sankcji za publiczne znieważenie, stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej, a także nawoływanie do nienawiści. W myśl projektu, w każdym z wymienionych przepisów mają zostać dodane słowa (rozszerzające katalog przestępstw): jak również ze względu na płeć, tożsamość płciową, wiek, niepełnosprawność, bądź orientację seksualną. I tak, zgodnie z Kodeksem Karnym, stosowanie przemocy i gróźb zagrożone jest karą do pięciu lat pozbawienia wolności, za nawoływanie do nienawiści można spędzić w więzieniu nawet dwa lata, zaś publiczne znieważanie lub naruszanie nietykalności cielesnej może kosztować oskarżonego trzy lata odsiadki. Biorąc pod uwagę łatwość, z jaką formułuje się obecnie w publicznych dyskusjach – zamiast argumentów – oskarżenia o nienawiść czy mowę nienawiści, wkrótce sądy mogą zostać zasypane pozwami, które – gdy pójdą za nimi kolejne akty oskarżenia – doprowadzą szybko do sytuacji już istniejącej w krajach zachodnich, gdzie terror politycznej poprawności skutecznie blokuje nieprzychylne wypowiedzi na temat homoseksualizmu.

Co gorsza, do tolerancjonistycznego unisono dołącza również wielu zachodnich duchownych, rezygnując z przekazywania wiernym nauczania Kościoła o grzechu sodomii.

 

Aktywiści homoseksualni domagają się prawa do małżeństwa i adopcji dzieci. To jest kompletnie absurdalne i jeszcze kilka lat temu każdy, kto by takie żądanie zgłaszał, zostałby uznany za wariata. Wystarczyło jednak kilka lat uporczywego domagania się i oto już nie mówimy o niemądrych roszczeniach, lecz o niezwykle ważnych prawach. Tu pojawił się jednak problem. Homoseksualiści to osoby jednej płci, a więc nie podpadają pod kategorię małżeństwa ani nie mogą mieć dzieci. Nic to. Zmieniamy zatem definicję małżeństwa, zmieniamy strukturę rodziny, zmieniamy sposób myślenia o moralności, robimy rozmaite eksperymenty społeczne, niezwykle kosztowne i o możliwie poważnych konsekwencjach. (…) Staliśmy się zakładnikami grup ideologicznych i jesteśmy zupełnie niezdolni do obrony podstawowych instytucji społecznych i podstawowych zasad moralnych – mówił przed niespełna rokiem poseł Parlamentu Europejskiego Ryszard Legutko w wywiadzie dla „Polska. The Times”, opisując przy okazji specyficzną atmosferę panującą w unijnych instytucjach, gdzie funkcjonuje wpływowe lobby karzące ostracyzmem wszelkie próby sprzeciwu wobec roszczeń homolobby: część europosłów jest jakby zaprogramowana w taki sposób, by przy każdej okazji wtrącać coś o prawach homoseksualistów.

 

Czy słowa profesora Legutki to już „mowa nienawiści”? I według jakich kryteriów będzie ona mierzona? Czy nowe przepisy równie skutecznie jak marginalną, ale wpływową mniejszość chronić będą praw poszkodowanych przez bluźnierców i szydzących z katolicyzmu oraz polskości? To raczej pytania retoryczne.

 

Homoseksualistom nie brakuje dzisiaj praw, nie są prześladowani. Istniejące regulacje prawne pozwalają w pełni na zabezpieczenie ich interesów, a nie mogą im przecież przysługiwać udogodnienia, które małżonkowie mają ze względu na wielki trud i koszty wychowania dzieci. Geje i lesbijki mają swoje kluby, organizacje, pisma, wpływy i lobby. Zagrożone są natomiast – także przez nich – rodziny, małżeństwa, dzieci i młodzież. Homoseksualiści pilnie potrzebują nie przywilejów prawnych, ale duchowego wyzwolenia i dobrych terapeutów.

Ks. Dariusz Oko, doktor filozofii i teologii UPJP II w Krakowie

 

Hedonizm wpisany w aktywność homoseksualną także nie może dać szczęścia ani spełnienia. Szczęśliwi homoseksualiści to grupa niemal nieistniejąca. To właśnie w tej grupie (i to nawet w krajach o najbardziej przychylnych homoseksualistom prawodawstwach) popełnianych jest najwięcej samobójstw, i w tej grupie procentowo najwięcej jest cierpiących na depresję. Uświadomienie sobie tego, a może częściej jej przeczucie, rodzi wściekłość, a ta ostatnia przekłada się na niechęć do tych, którzy te proste prawdy przypominają. Wściekłość ta (…) przekłada się, niestety, na prawo, które zaczyna ścigać „homofobię” (czyli każdy pogląd, który kwestionuje „normalność” homoseksualizmu), i promować ewidentne psychologiczne i seksuologiczne odstępstwo od normy. Oskarżenia o homofobię ogniskują się zaś wokół chrześcijan (przede wszystkim katolików), którzy stają się czarnym bohaterem każdej narracji homoseksualnej, i jako tacy stają się przedmiotem brutalnych ataków.

Tomasz Terlikowski, publicysta „Frondy”

 

 

Roman Motoła, Piotr Kucharski

Read more: http://www.pch24.pl/idzie-terror-tolerancji-,680,i.html#ixzz2JXRfD0NP

 

Źródło: Roman Motoła, Piotr Kucharski