JustPaste.it

Bramy piekielne go nie przemogą

Przepowiadają koniec świata, koniec moralności, koniec papiestwa… koniec Kościoła. Mówią: są znaki. A to, że po raz kolejny skrzętnie ukrywają najważniejsza przepowiednię

Przepowiadają koniec świata, koniec moralności, koniec papiestwa… koniec Kościoła. Mówią: są znaki. A to, że po raz kolejny skrzętnie ukrywają najważniejsza przepowiednię

 

6602d3deb1d5c13a3798c9997edf3298.jpg

Bramy piekielne go nie przemogą!

Dlaczego? Bo to właśnie wyraźny sygnał dla świata. Chodzi o to, by świat go nie dostrzegł. To w tym bowiem jest sygnał fatimskiej nadziei.

Rok 2012 miał być ostatnim rokiem (ery, świata …czegokolwiek?) według kalendarza Majów. Nie był, jak widać. I w sumie, nie wiadomo, czy Majowie pomylili się, badacze pomylili się, czy może nowe właśnie przyszło, ale jest zbyt młode byśmy to dostrzegli. Kiedy tak dobrze się przyjrzymy, zmian nie brakuje i wydarzeń przykuwających uwagę również. Meteoryty, jak karzące palce Boga dotykają ludzkość tu i ówdzie; przez zorze polarne przebijają się mega- twarze na niebie; bukmacherzy ogłosili wybór nowego papieża – czarnoskórego! A to nie koniec.

Meteoryt nad Czelabińskiem (przewałkowany na wszystkie strony, więc wałkować nie będę), wcześniej abdykacja papieża, zaatakowany przez mewę gołąbek pokoju, piorun uderzający w kopułę bazyliki św. Piotra w Rzymie i kto wie, czy nie czarnoskóry nowy papież, który przyjmie imię Piotr a na dodatek ani na krok nie ruszy się z Rzymu. Póki co, znaków wskazujących na rychły nowy koniec świata przybywa. I ręczę, że tendencja będzie raczej wzrostowa. Czy jednak chodzi o rok 2012, nie wiem. Wszak w 2010 „żelazny ptak runął z nieba na ziemię” i pogrzebał życie znamienitych ludzi, rozdzielił braci… Wybuchł zaraz potem wulkan, którego pyły zasłoniły niebo Europy i uniemożliwiły latanie. I kilka innych rzeczy też jeszcze się zdarzyło, które za znaki traktowane być mogą i może nawet powinny. A ja mam mieszane uczucia. Przeważa jednak sceptycyzm hamowany jednak Wiarą.

Wiem, zbitka sprzeczności, ale to pozory. Gdyby chodziło o sam sceptycyzm, nie byłoby tematu. Gdyby zaś o samą Wiarę, temat byłby inny. A chodzi o ciągle niejasną sytuację człowieka – niezmiennie i odwiecznie. Tyle tylko, że dziś tę sytuacje wielu sztucznie pogłębia.

Z tymi znakami to jest tak, że Bóg zawsze jakieś do ludzi kierował, zostawiał je jako drogowskazy, dowody istnienia, wskazówki czy przestrogę. Biblia roi się od znaków. Apokalipsa mówi również o znakach. Znak ma zaś to do siebie, że nie istnieje sam dla siebie, ale oznacza „coś” – coś czym sam nie jest. On na coś wskazuje. Znak nie jest też symbolem, jakimś schematycznym odwzorowaniem czegoś. Znak jednak ma sens, znaczenie powiedzielibyśmy a ma często poprzez to, że zawiera w sobie jakieś elementy symbolu, czegoś, co do nas przemawia w określonym kontekście. I w ten sposób dociera do nas sygnał. Sygnał, który nie jest ani znakiem ani symbolem. Ktoś powie, o czym ona gada, jakieś para filozoficzne bezsensowne rozważania. Cóż, trafność określeń ma spore znaczenie dla zrozumienia świata i zobaczenia go, poznania takim jakim on naprawdę jest. To również dotyczy rzeczywistości nadprzyrodzonej. Tym bardziej też, że ta rzeczywistość, jako odmienna i nieuchwytna empirycznie, jest i tak trudna do opisania i poznania.

Wracamy do znaków. Wiem, że znaki były, są i będą. Co jednak jest znakiem a co nie? I najważniejsze, co znaki mówią, o czym, co zapowiadają? Jeśli to nie ważne, to za znak możemy przyjąć wszystko lub nic. Możemy stać się zabobonnymi istotami, które oglądają się wokół siebie z lękiem lub przeciwnie, beztroskimi, które na nic nie zważają i igrają z życiem, losem, Bogiem… Ważne jest, by tych najważniejszych znaków nie przegapić i jeśli już je dostrzeżemy, właściwie je zinterpretować. A czy są? Jakie są?

Tu kłaniają się dwie stare maksymy. Z pierwszą zgadzam się całkowicie i jest ona osnową mojego życia niejako, mianowicie: „nie ma przypadków, wszystko jest celowe”. I druga, która całkowicie ją zaburza: „prawda jest jak d…pa, każdy ma swoją”. Z tą druga nie zgadzam się ani trochę, ale wspominam, bo, niestety, większość społeczeństwa uważa, że to prawdziwa mądrość życiowa. Pomijam tu pogłębiające rozmyślania, które komentowałyby taką postawę w kategoriach zacofania i ogłupienia lub ignorancji (zawinionej lub niezawinionej – nie ważne).

Jakiś czas temu w ręce wpadła mi trzecia tajemnica fatimska. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam pełen grozy tekst, który znacznie różnił się od tego, który został oficjalnie ogłoszony przez Kościół. Patrząc na to, co się dzie przez pryzmat przepowiedni Nostradamusa, proroctw Baby Wangi (czy jak tam jej na imię, zabij a nie pamiętam), Malachiasza, czy tej fatimskiej, którą czytałam, można odnieść wrażenie, ze przyszło nam żyć w bardzo ważnych i ciekawych acz nie bardzo przyjemnych, dla uczciwych ludzi, czasach. Bo oto zło: pycha, chciwość, nieczystość, nieumiarkowanie, gniew i lenistwo, przegryzły wszystkie dziedziny życia, wszelkie jego przejawy, wszelkie jego skupiska, nie omijając tych, które na świeczniku umieszczono. Bóg stał się pośmiewiskiem dla ziemi i ludzkości. A znak zbawienia, symbol zwycięstwa życia nad śmiercią, dobra nad złem – Krzyż, znakiem upadku, porażki i zdrady. Człowiek stał się zwierzęciem na sprzedaż, którym kupczy się na wszelkie możliwe sposoby. Wolność ludzka, podstawowe podobieństwo człowieka do Boga, jest iluzoryczna i znikoma. Świat pogrąża się w niesprawiedliwości podziału dóbr, braku empatii, egoizmie i krwi. To krew mordowanych niewinnych, żołnierzy, nienarodzonych i tych wszystkich, którym nie ratuje się życia nie z braku możliwości, ich ubóstwa a z chciwości właścicieli firm farmaceutycznych.

Ktoś powie, to co się dziwić, że koniec świata jest blisko, że są znaki… Ze trzy tysiące lat przed naszą erą, ktoś wyrył kilka słów (z braku papieru, którego nie zdążyli jeszcze wynaleźć) o ówczesnej moralności ludzi. Znalezione po pięciu tysiącach lat nie straciły na aktualności. Tak to już jest, ze każdy z nas jest z natury dobry, ale nosi w sobie ziarenko zła, któremu pozwoli lub nie wykiełkować i urosnąć. Każdy jest znakiem dla innych – znakiem współczesnego świata. A znaki na niebie i ziemi mówiące o jego końcu zawsze mówią też coś początku czegoś nowego. I w tym Majowie i ich badacze się nie mylili.

Odrzucam wszelkie straszące proroctwa i przepowiednie, które sieją jedynie strach, nieufność, lęk i nie daj Boże rozpacz ( ciężki grzech w przypadku Chrześcijanina). Świat ludzi, których dusze przeniknie atmosfera tak apokaliptycznych, wyzbytych z Miłosierdzia i nadziei wizji, musi upaść. Nic dziwnego, że mówi się, że ludzie będą w panice zabijać jeden drugiego i przeżyją jedynie ci, którzy zamkną się w domach, oddadzą Bogu i nikomu nie będą otwierać drzwi, aż czas psychozy ustąpi (niby przepowiednia fatimska). Takie wizje mogą być faktycznie prorocze… jeśli w nie ludzie uwierzą. A że wierzą, kto wie, czy nie należy przygotować gromnic, zasłon w oknach, żywności…Ktoś w kontekście zbliżającego się konklawe powiedział mi, że znany na całym świecie watykański egzorcysta Gabriele Amorth twierdzi, że w Watykanie działa sekta satanistyczna. Cóż, nie wiem, czy tak twierdzi i czy ma rację. Sądząc po jego darze może mieć rację i słusznie należy modlić się o przebieg i rezultat konklawe. Ale przecież katolik to i tak powinien wiedzieć. Powinien o to się modlić. Niezależnie do znaków i oznaczeń, niezależnie od symboliki i sygnałów, tak czy inaczej, jesteśmy zdani na Bożą łaskę, która jest na wyciągnięcie ręki.

To właśnie Gabriele Amorth, chyba w pierwszej części cyklu swoich Wyznań Egzorcysty, napisał, że największą bronią szatana jest strach, który uda mu się zaszczepić w ludzkim sercu: niepokój, lęk, obawy… prowadzące ku wątpliwościom, brakowi zaufania do Boga, szukania oparcia w gusłach i ku rozpaczy.

To oznacza bowiem odcięcie człowieka od łaski, która może go uratować. To oznacza brak wiary w Boga (nawet jeśli delikwent powtarza jak mantrę, no ja wierzący jestem) i brak wiary w istnienie szatana. Niewidzialny dla ludzkich oczu, ludzkiego instynktu samozachowawczego, szatan może robić z człowiekiem, co mu się podoba, karmić go czym chce i prowadzić dokąd uzna za stosowne. Chrystus mówił, że wyrzucony diabeł odchodzi a potem wraca z kompanią całą złych duchów, by wziąć w posiadanie czyste mieszkanie. Serce Kościoła, gdzie i którym rządził mistyk, człowiek wiary, nadziei i miłości, na pewno stało się celem wzmożonych ataków zła. Gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska, możemy jednak przeczytać. I tak należy rozprawiać się z przepowiedniami.Jednostkę można mimo wszystko porównać w jej rozwoju do całego społeczeństwa. Na zasadzie analogii widzimy, że ludzkość zgrzeszyła pychą wiary we własny geniusz, możliwości, urodę…, że zatraciła się w zabobonach po tym, jak odrzuciła istnienie przepaści między Bogiem a człowiekiem w rozumieniu ich istoty istnienia i po tym, jak odrzuciła istnienie szatana. Następnie popadła rozpacz taką, kiedy się pyta „gdzie wtedy był Bóg” niewrażliwa już na Miłość nie znalazła odpowiedzi, więc żyje jakby Boga nie było. Coraz szybciej, coraz płycej, coraz bliżej katastrofy, która musi się stać. Musi, bo mówią o tym. Nie wiem, czy znaki na niebie mówią, ale wszelkie znaki na ziemi – ludzie. Oni mówią sami sobą. Mówią, że staczają świat.
Czy papież będzie czarny, biały czy w paski; czy będzie siedział w Rzymie, Awinionie czy na Krymie; czy nazwie się Piotrem, Pawłem czy Janem… Nie ważne. Nie ważne, jak długo będzie żył i od czego umrze. Ważne by odmawiał różaniec. Jeśli zostanie świętym, sam do nieba nie pójdzie… Każdy kapłan ciągnie tam (lub na „dół”) cały orszak a papież – narody.

Przepowiadają koniec świata, koniec moralności, koniec papiestwa… koniec Kościoła. Mówią: są znaki. A symboliczne jest już to, że po rak kolejny skrzętnie ukrywają najważniejsza przepowiednię: Bramy piekielne go nie przemogą! Dlaczego? Bo to właśnie wyraźny sygnał dla świata. Chodzi o to, by świat go nie dostrzegł. Tow tym bowiem jest sygnał fatimskiej nadziei.

 

Źródło: Tomasz Mierzwiński