JustPaste.it

Nie kuś Łukaszenki - zapinaj guziki!

Tak jak nieprzerwanie rosnące bezrobocie w Polsce, tak łamanie praw człowieka na Białorusi to już zwykła codzienność współczesnego świata.

Tak jak nieprzerwanie rosnące bezrobocie w Polsce, tak łamanie praw człowieka na Białorusi to już zwykła codzienność współczesnego świata.

 

Tak jak nieprzerwanie rosnące bezrobocie w Polsce, tak łamanie praw człowieka na Białorusi to już zwykła codzienność współczesnego świata. Nikogo nie dziwią kolejne wiadomości zza wschodniej granicy dotyczące aresztowań czy tortur. Cały świat przymknął na to oczy, twierdząc, że przeszło 18 lat rządów Aleksandra Łukaszenki wystarczy, by uznać to za narzędzie jego polityki (bądź co bądź do dziś niezawodne, zbierające krwawe żniwo). Organizacje międzynarodowe na czele z Unią Europejską co jakiś czas wysyłają na wschód upomnienia, potępiające listy, prośby i deklaracje pomocy w zmianie systemu politycznego. Wszystko to, odbywa się oczywiście na drodze pokojowej, jednak jak w taki sposób negocjować z kimś, kto stoi nad nami z pałką w ręku i bezczelnie śmieje nam się w twarz?
            Łamanie praw człowieka na Białorusi skierowane jest najczęściej względem opozycji i wszelkich przeciwników władzy prezydenta Łukaszenki. Każdy z nas słyszał na pewno o sprawie Andrzeja Poczobuta, Prezesa Rady Naczelnej nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi. W lipcu ubiegłego roku został on skazany za zniesławienie Aleksandra Łukaszenki na 3 lata więzienia w zawieszeniu. W czerwcu bieżącego roku został ponownie zatrzymany, skonfiskowano jego komputer a jemu samemu grozi kolejny proces sądowy dotyczący wcześniejszych zarzutów, za które został już zresztą skazany. Jak widać prezydent Łukaszenka niełatwo wybacza dawne grzechy, a wręcz przeciwnie – pozwala grzesznikowi uwierzyć, w jego miłosierdzie i tym samym uśpić czujność, by za chwilę zaatakować ze zdwojoną siłą.

Kolejnym grzesznikiem na czarnej liście Łukaszenki jest, a właściwie byłAłeh Biabienin, dziennikarz i założyciel jednego z głównych opozycyjnych portali internetowych Karta’97.

 3 września 2010 roku pod Mińskiem znaleziono jego ciało. Białoruska prokuratura jednoznacznie wskazuje na samobójstwo, jednak rodzina i współpracownicy Biabienina mają nieco odmienne zdanie. Nieco, bo choć stanowczo negują jakiekolwiek załamanie psychiczne jednocześnie podkreślając, że Ałeh mógł paść ofiarą morderstwa politycznego, to nie ulega wątpliwości, że Aleksandr Łukaszenka wraz ze swoimi współpracownikami lepiej znali stan psychiczny swojego przeciwnika.

Niejednokrotnie osoby zwalniane z więzienia wypowiadały się na temat panujących warunków i stosowanych tam metod karania. Jeden z zatrzymanych w grudniu 2010 roku działaczy białoruskiej opozycji, Aleś Michalewicz przyznał, iż podczas kilkutygodniowego przetrzymywania w areszcie był poddawany torturom m.in. wyłamywania rąk ze stawów, uniemożliwiania snu i upokarzających rewizji w celi. Jednocześnie przyznał, iż został zmuszony do podpisania zobowiązania współpracy z KGB. Michalewicz był kontrkandydatem Łukaszenki  w wyborach prezydenckich. Czyżby więc dla swoich przeciwników w walce o władzę prezydent przewidywał wyspecjalizowane kary i dodatkowe bonusy?
Natalia Radzina, dziennikarka, która została aresztowana razem z Alesiem Michalewiczem potwierdziła jego słowa. Inne środki stosowane wobec opozycji jakie wymieniła to np.: zabranianie korzystania z toalety, bicie i przebywanie nago w wyziębionym pomieszczeniu. Ponadto władze posuwały się nawet do gróźb w stosunku do rodzin aresztowanych. Tak więc jeśli Polska konstytucja gwarantuje nam wolność słowa, ale nie gwarantuje już wolności po słowie, to w Białorusi opozycjonista ma zagwarantowane jedno, a mianowicie fakt, że władza nigdy o nim nie zapomni i zawsze będzie się o niego gorliwie troszczyła.

Wszelkiej maści raporty dają nam jeszcze głębszy wgląd w białoruską rzeczywistość. Nie tak dawno Andrej Bandarenka, szef  białoruskiej organizacji praw człowieka„Platforma”, podczas konferencji prasowej w Mińsku przedstawił raport z monitoringu przestrzegania praw więźniów: ,, Na nasze skargi do prokuratury otrzymujemy odpowiedź, że przeprowadzona kontrola nie potwierdziła zarzutów co do łamania jakichkolwiek

praw.” – powiedział Bandarenka. – ,, Jeżeli nie zapniesz guzika dwa czy trzy razy mogą to podciągnąć pod sprawę kryminalną, mogą cię ponownie skazać i wydłużyć wyrok.”.

Przyznać trzeba, że białoruskie organy kontrolne popadają już w lekką paranoję. Świadczyć może o tym fakt, że za nielegalne zgromadzenie mińska milicja uznała zbiórkę biegaczy z grupy „Trzeźwość – to proste”, którzy co tydzień rano w niedzielę spotykają się w stołecznym parku imienia Gorkiego. Przedstawiciele władz wyjaśnili, że biegać wspólnie nie wolno.      W przeciwnym razie wszyscy uczestnicy zostaną zatrzymani za udział w nielegalnym zgromadzeniu. Poproszeni o sprecyzowanie zasad legalnego i nielegalnego biegania, poinformowali, że jeśli potencjalni „demonstranci” podejmą jakiekolwiek działania bez zatrzymania się nie obejdzie. Białoruś rządzi się swoimi prawami. Warto więc zapamiętać, że ,,choć sport to zdrowie lepiej biegać w pojedynczej osobie”.
O zaprzestanie łamania podstawowych praw do władz Białorusi regularnie apelują międzynarodowe organizacje, m.in. Amnesty International, ONZ czy Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Niestety, Białoruś jak dotychczas nie dała odnośnie tych apelów żadnego odzewu, a wszystko wydaje się spływać po niej jak po przysłowiowej kaczce. I szczerze mówiąc nie mamy się czemu dziwić – Białoruś funkcjonuje we współczesnej Europie jako państwo autorytarne przeszło 18 lat. Dla Łukaszenki to już nie tylko sposób sprawowania rządów i utrzymania się przy władzy, to część historii, kultury - to tradycja, a kto podniesie rękę na dorobek kulturowy?

Wobec posunięć naszych wschodnich sąsiadów bierna nie pozostaje także Unia Europejska. Należy jednak podkreślić fakt, że sytuacja na Białorusi nie jest dla niej postrzegana jako problem numer jeden, ale też funkcjonowanie w Europie reżimu autorytarnego wywołuje liczne kontrowersje. Zauważyć trzeba, że w 2004 roku, w wyniku rozszerzenia Unii Europejskiej na Wschód, Białoruś stała się bezpośrednim sąsiadem Unii dlatego też organizacja ta wyraża podwójną chęć wspierania demokratycznych przemian i budowania gospodarki rynkowej na Białorusi. Jak na razie wszelkie jej działania są bezskutecznie, a fakt, że nie przeprowadza ona ich zbyt wiele dodatkowo wysyła punkty na Wschód wprost na biurko Łukaszenki.

Na szczęście nasi wschodni sąsiedzi mają w nas swoich sojuszników. Świadczyć o tym może chociażby niedawno przeprowadzona akcja Stowarzyszenia Projekt Polska. W pobliżu przejścia granicznego z Białorusią w Kuźnicy i w Przemyślu wypuszczono setki "lampionów wolności", by w ten sposób zamanifestować sprzeciw wobec łamania praw człowieka na Białorusi i Ukrainie. Takie niewątpliwie drobne wobec powagi sytuacji gesty pozwalają uwierzyć, że słowa wiersza Edwarda Stachury ,,człowiek człowiekowi wilkiem” nie znajdują odwzorowania przynajmniej w stosunkach Polaków i Białorusinów.

            Nasi wschodni sąsiedzi w XXI wieku, gdzie wszystkie kraje zrzeszają jakieś organizacje, na arenie międzynarodowej stoją sami, porzuceni od niedawna nawet przez Rosjan. Teoretycznie nie powinni mieć szans na to, by jakkolwiek wpływać na międzynarodową politykę, a tymczasem choć zostali sami na placu boju to właśnie oni dyktują nam warunki. Choć prawie cała Europa zrzeszona jest pod sztandarami Unii Europejskiej, a każdy kraj na świecie szczyci się członkostwem w NATO lub/i ONZ to Białoruś robi z nami co chce, konsekwentnie łamiąc podstawowe zasady i rysując tym samym krwawy ślad w naszej wolnej, demokratycznej Europie. Fenomenem jest dla mnie to, jak szybko i skutecznie udało jej się poustawiać nas wszystkich w szeregach (o dziwo bez przemocy!) zamykając usta na kłódki. Pamiętajmy tylko, by mieć się zawsze na baczności, bo nie wiadomo kiedy to nasze guziki będą wyznacznikiem naszej wolności.