JustPaste.it

„Czas burzy” Antonio Socciego

Uczciwa konfrontacja dzieła Valtorty z kondycją moralną Kościoła Katolickiego to krach i bankructwo. Dzieło więc broni się samo przed nienawiścią biurokracji watykańskiej

Uczciwa konfrontacja dzieła Valtorty z kondycją moralną Kościoła Katolickiego to krach i bankructwo. Dzieło więc broni się samo przed nienawiścią biurokracji watykańskiej

 

czasburzy-antoniosocci.jpg 

Dzieło więc broni się samo przed nienawiścią biurokracji watykańskiej, która też walczy z każdym Papieżem! /Benedykt określił ich mianem "stada wilków" podobnie jak Jan Paweł II. Ono zmusiło go do ucieczki z tronu Piotra/. Dziś dzieło Jezusa i Valtorty zapisującej Jego słowa, zyskało nowego obrońcę Antonio Socciego, którego atakuje kolejny sceptyk Terlikowski, który nie przeczytał Poematu Boga Człowieka, bo by się jeszcze nawrócił i został katolickim oszołomem i dewotem. Oto co pisze:

 

„Czas burzy” Antonio Socciego, to jak zwykle u tego autora, lektura porywająca. Trudno się oderwać od literackiego świata, a i wizja w nim przedstawiona wciąga. Ale po zamknięciu powieści pozostaje wrażenie, że tym razem granice zostały przekroczone, i tej wizji świata – nawet w wersji powieściowej – nie da się obronić.

I nie chodzi o słabości konstrukcji samej powieści (choć powieść wciąga i nie pozwala się od siebie oderwać, to widać w niej wyraźne konstrukcyjne braki), czy o niewiarygodność historii (ta bowiem, dla kogoś, kto uważnie śledzi rzeczywistość, jest aż nazbyt prawdopodobna), a to, że tym razem w poszukiwaniu „mistycznych” czy „duchowych” źródeł swojej publicystyki Socci zdecydował się sięgnąć po pisma Marii Valtorty, które uczynił punktem wyjścia całej narracji powieściowej. Wizje tej „mistyczki”, jej opinie, a także pojmowanie Kościoła – są fundamentem, na którym zbudowany jest „Czas burzy”. A samą powieść określić można „apologią Valtorty”, próbą jej przywrócenia Kościołowi i przekreślenia potępień, jakie nałożyły na jej pisma watykańskie urzędy. Socci zresztą wcale tego nie ukrywa. Zarówno w rozmowach bohaterów powieści, jak i w „podziękowaniach” wprost znaleźć możemy stwierdzenie, że chciałby on, by jego książka stała się początkiem procesu beatyfikacyjnego tej „mistyczki”, a także powrotu do jej pism.

 

Apologia Valtorty

Włoski pisarz ma oczywiście świadomość, że kroczy po cienkim lodzie. Pisma Marii Valtorty zostały uznane za pozbawione cech nadprzyrodzonych jeszcze w latach 50. za pontyfikatu Piusa XII (i to pomimo tego, że on sam początkowo wypowiadał się o nich pozytywnie). I wtedy też dzieło zostało wciągnięte na indeks. A później decyzja ta potwierdzana była przynajmniej kilkakrotnie. W 1985 roku ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Joseph Ratzinger przypomniał w liście do arcybiskupa Geui, że potępienia dzieła Marii Valtorty zachowują swoją aktualność. „ ...potwierdzam słuszność potępienia dzieła Marii Valtorty i uważam za niepożądane jego rozpowszechnianie dla uniknięcia szkód, jakie dzieło to mogłoby wywołać u prostych ludzi” - napisał. A siedem lat później sekretarz Konferencji Episkopatu Włoch Dionigi Tettamanzi domagał się od włoskiego wydawcy książek Valtorty, by już na pierwszej stronie przyznał on, że „wizje i dyktanda, jakie są zapisane, nie mogą być uznane za mające pochodzenie nadprzyrodzone, lecz powinny być uważane za formę literacką, jaką autorka posłużyła się dla opowiedzenia po swojemu o życiu Jezusa”.

Potępienia te nie robią jednak większego wrażenia na samym Soccim, który odrzuca je jako „pochodzące od ludzi”, i wypływające jedynie z niechęci wobec prawdy objawień, która uderza w katolicki modernizm, kryzys w Kościele i watykańską biurokrację. Ale żeby uniknąć jasnej i wyrażonej wprost polemiki z orzeczeniami urzędów watykańskich, które zwracają uwagę na trudnością związane z uznaniem pism Marii Valtorty za nadprzyrodzone, Socci zamiast napisać swoje kolejne śledztwo (choć akurat jeśli uznaje, że „mistyczka” została potępiona niesłusznie i jedynie z ludzkich powodów, to byłoby niezmiernie interesującym dowiedzenie tego), przyjmuje formę powieściową, która pozwala mu na o wiele większą swobodę w traktowaniu źródeł czy polemizowaniu z krytykami objawień włoskiej „mistyczki”.

W niczym nie zmienia to jednak faktu, że jego książka jest w istocie apologią Marii Valtorty. Całe passusy z jej dzieł, fragmenty (momentami aż dłużące się) z rozmów między bohaterami, które dowieść mają autentyczności objawień i błędności decyzji Świętego Oficjum pokazują to aż nazbyt dokładnie. Socci chciał i napisał apologię, z której wyprowadza wizję Kościoła, która rzeczywiście budzi dreszcze, jest bowiem napisana z dziennikarską, ale i religijną pasją.

 

Burza w sercu Kościoła

Ta wizja, gdyby tylko pozbawić ją odniesień do pism Marii Valtorty, trudna by była zresztą do zakwestionowania. Socci stawia bowiem tezę (nie nową w jego twórczości), że wkraczamy w ostateczne czasy ostateczne, i że Kościół potrzebuje w tym czasie szczególnych świadków, którzy bez lęku podejmą wyzwanie rzucane im przez antychrystów naszych czasów. Okres ten ma być jednak nie tylko czasem wielkiego ataku na Kościół i ludzi wierzących, ale również gigantycznego odstępstwa wewnątrz samego Kościoła.

 

Oba te elementy szkicuje w „Czasie burzy” Socci z niezwykłym wyczuciem. Pomysł, by u podstaw ataku na Kościół legło oskarżenie o to, że papież z powodu swojego nauczania na temat prezerwatyw odpowiada za śmierć milionów Afrykańczyków, już realizuje się na naszych oczach. Sugestia, że kryzys ekonomiczny może doprowadzić do konfiskaty majątku Kościoła – także, szczególnie jeśli zna się historię, wygląda niezwykle wiarygodnie. Z pasją opisane spory wśród kardynałów, którzy zastanawiają się, czy Kościół ma rezygnować z nauczania prawdy, by upodobnić się do świata, także pokazują, jak wielką wiedzę i intuicję ma włoski dziennikarz. Tu zatem nie ma się o co przyczepić i trzeba oddać Socciemu szacunek dla jego pióra.

Z lekka można by się przyczepić do wiarygodności szkicowania rozwoju duchowego niektórych bohaterów, ale w literaturze popularnej (a taką jest powieść Socciego) nie jest to jakiś wielki problem. Ojciec Michele nie ma być przecież przedmiotem wielogodzinnych analiz historyków literatury, ale wygodnym nośnikiem przekonań publicystycznych Socciego. I akurat tę funkcję spełnia w sposób doskonały. Świetnie czyta się także „teologiczne rozmowy” bohaterów, które choć rozbijają tok powieściowej narracji, to pokazują erudycję autora, i odsyłają do źródeł jego wizji rzeczywistości Kościoła.

 

Przekroczone granice

Wszystkie te pochwały nie mogą jednak przesłonić jednej, ale za to zasadniczej wady. Otóż wydaje się, że w swojej apologii mistyczki Socci posunął się o kilka kroków za daleko. I nie chodzi o pytania (te bowiem można, a być może trzeba zadawać), ale o to, że zamiast pytań, wątpliwości, szukania przyczyn, otrzymujemy jednostronną i pozbawioną jakichkolwiek wątpliwości apologię Marii Valtorty. Apologię, w której ginie choćby próba zrozumienia racji Świętego Oficjum czy kard. Josepha Ratzingera. Potępienie wynikać ma bowiem z racji ziemskich, a jedynym ratunkiem dla Kościoła ma być powrót do pism Marii Valtorty. Na takie stawianie sprawy zgody być nie może... I to nawet, gdy docenia się pióro Antonio Socciego.

Tomasz P. Terlikowski

Na watykańskim indeksie długo znajdowała się siostra Faustyna, a kolejna mistyczka Rozalia Celakówna trzymana jest w watykańskiej zamrażarce z przesłaniem o intronizacji Jezusa Króla Wszechświata na Króla Polski. /mojra/

 

teraz:

/koment blumkwista co czytał Valtortę/

Wielkie dzięki Socciemu, że w końcu ktoś broni dzieła Marii Valtorty, a broniąc jej dzieła broni głosu samego Jezusa. Poemat Boga Człowieka jest dziełem poruszającym do głębi. Wiele osób dzięki lekturze pism Valtorty zostało nawróconych, wielu umocniło swoją wiarę. Bardzo chciałbym kiedyś usłyszeć jakie konkretnie zarzutu doktrynalne są skierowane przeciwko tym książkom. Poemat jest rozwinięciem Ewangelii i nie ma tam żadnej z nią sprzeczności, wręcz przeciwnie, można dzięki Poematowi wejść głębiej w jej rozumienie, można w końcu wejść w głębie relacji z samym Jezusem. Podczas lektury artykułu red. Terlikowskiego, zastanawiałem się jakie można było by mieć wątpliwości dotyczące pism mistyczki...i znalazłem jedną zasadniczą, która przez Kościół nie mogła by być zaakceptowana...ale nie ze względy na doktrynalne problemy...ale ze względu na wizerunek Kościoła. Otóż jest takie dzieło Valtorty, które zawiera słowa Jezusa odnoszące się do czasów ostatecznych nazywa się "Koniec czasów" zostało napisane ok 70 lat temu. Jezus mówi tam że obok antychrysta pojawi się też inna złowroga postać, którą nazywa fałszywym prorokiem.

http://www.objawienia.pl/valtorta/spis-val.html

RECENZJE O DZIELE Marii Valtorty


     Wiele jest pozytywnych opinii o dziele kobiety, która z powodu paraliżu spędziła całe swe życie przykuta do łóżka, a stworzyła na 5000 tysiącach stron dzieło monumentalne, zawierające syntezę osobowości i nauczania Syna Bożego. W wyrażanych o tej książce opiniach zwraca się uwagę na jej całkowitą zgodność z duchem Ewangelii oraz na fakt, że nawet współczesne odkrycia archeologiczne potwierdzają opisy miejsc, szczegóły budowli, odległości, określone przez M. Valtortę w "Poemacie...". Nie trzeba dodawać, że osoba pozbawiona możliwości swobodnego poruszania się została też pozbawiona okazji do studiowania Pisma Świętego, historii, archeologii, geografii i innych dziedzin nauki. Tymczasem jej pisma dają nieustanne świadectwo doskonałej wiedzy o życiu i obyczajach w Palestynie i Rzymie za życia Chrystusa.

     Między innymi papież Pius XII, po przeczytaniu "Poematu Boga-Człowieka" powiedział:

"Opublikujcie tę pracę w formie, w jakiej została napisana. Nie ma potrzeby, aby wydawać opinię o jej pochodzeniu. Kto przeczyta, ten zrozumie."

     Wybitny teolog włoski, ojciec Gabriel M. Roschini osm (1900-1977),

profesor na Uniwersytecie Papieskim na Lateranie, wybitny filozof, hagiograf i słynny mariolog, ekspert Soboru Watykańskiego II, we wstępie do książki "Maryja Dziewica w Dziele Marii Valtorty" napisał:

     «Minęło już pół wieku odkąd zajmuję się mariologią poprzez studia, wykłady, kaznodziejstwo i moje pisma. W tym celu musiałem przeczytać niezliczoną ilość wszelkiego rodzaju prac i artykułów na temat Maryi: prawdziwą bibliotekę Maryjną. Czuję się jednak zobowiązany wyznać szczerze, że mariologia wyłaniająca się z pism M. Valtorty, wydanych lub nie, była dla mnie prawdziwym odkryciem. Żadne inne pismo Maryjne, ani nawet suma tego wszystkiego co przeczytałem i przestudiowałem, nie była w stanie dać mi tak jasnego, tak żywego i także całościowego, tak świetlistego i fascynującego, a jednocześnie prostego i wysublimowanego pojęcia o Maryi, Arcydziele Boga, jakie dały mi dzieła Valtorty.

     Pomiędzy Świętą Dziewicą przedstawioną przeze mnie i moich kolegów mariologów a Świętą Dziewicą przedstawioną przez M. Valtortę, jest taki sam kontrast, jaki istnieje pomiędzy Madonną z kartonu a żywą Maryją Dziewicą; jak pomiędzy Dziewicą o rysach mniej lub bardziej wyraźnych a Maryją Dziewicą pod każdym względem w całej swojej istocie doskonałą (...).

     Poza tym dobrze, żeby wiedziano, że nie byłem spontanicznym wielbicielem Marii Valtorty. Ja także, w istocie, byłem przez jakiś czas wśród tych, którzy bez odpowiedniej znajomości jej pism, zadowalali się uśmiechem nieufności. Jednak po ich przeczytaniu i przestudiowaniu, musiałem jak wielu innych uczciwie przyznać, że postąpiłem zbyt pochopnie i doszedłem do następującego wniosku: kto chce poznać Najświętszą Dziewicę (Dziewicę, która jest w doskonałej harmonii z Magisterium Kościoła, zwłaszcza z Soborem Watykańskim II, z Pismem Świętym i Tradycją Kościoła), musi zagłębić się w mariologii valtortańskiej! Temu, kto by zechciał w moim oświadczeniu zobaczyć jeden z pospolitych, przesadnych sloganów, jakimi się zwodzi publiczność, mogę dać jedyną odpowiedź: żeby najpierw przeczytał, a potem osądził...»

 

 

Źródło: Terlikowski