JustPaste.it

Wakacje

Jedno jest życie, jedna szansa. Dlaczego jest tak, że biegniemy za chwilą ulotną, nie ceniąc prawdziwie tego, co jest w naszym zasięgu?..

Jedno jest życie, jedna szansa. Dlaczego jest tak, że biegniemy za chwilą ulotną, nie ceniąc prawdziwie tego, co jest w naszym zasięgu?..

 

„Wiesz Boguś, być może rzeczywistość jest inna, ale są tacy którzy tak właśnie to widzą. Ty zaś postępując mądrze powinieneś wziąć to pod uwagę i właściwie na to reagować…”
–  to zdanie wypowiedział przed wielu laty mój szef w reakcji na liczne słowa krytyki mojego niewłaściwego postępowania. Bardzo mi tym pomógł w staniu się lepszym

 

JA. Jestem złem. Jestem złym człowiekiem. Krzywdzę ludzi. Zadaję ból. Bez powodu. Bez przyczyny. Bez sensu… Ranię celnie. Ranię głęboko. Inteligentnie. Niezauważalnie. Konsekwentnie. Ranię tak, że źródło bólu trudno znaleźć, gdy się jednak pojawi zostaje na lata, a niekiedy na całe życie…

Dlaczego to robię. Nie wiem. Samo tak jakoś wychodzi. Może by coś zyskać, a może z zemsty: zakrzywmy, za krzywdy dzieciństwa, za krzywdy wieku dojrzałego, za brak szczęścia w życiu, za brak prawdziwej miłości…

**

ONA. Niepozorna. Niezauważalna. Pozornie niezauważalna. Znacząca jednak swym piętnem każde miejsce, w którym była. Rozważna lecz zarazem sprawna i energiczna. Nie pozwalająca na obojętność wobec siebie. Bardzo wrażliwa. Namiętna i pełna uczuć. Podobna klejnotowi z obrazów Vermera, który sam będąc niewielkim, w istotny sposób zmienia, harmonizuje i porządkuje przestrzeń wokół siebie.

Piękna. Piękna urodą filigranowego dojrzałego ciała o przyjemnych zgrabnych kształtach i aksamitnej powierzchni. Jak wykonana w oliwnym drewnie rzeźba greckiego mistrza. Wykonana z rozmysłem. Oszlifowana, wypolerowana, by matowym połyskiem podkreślać urodę szlachetnego materiału i kunszt twórcy.

Piękna. Piękna niezwykłym umysłem. Bogatym miliardami zakamarków, w których każda z myśli znajdzie swoją tylko drogę. Szlachetnym wszystkimi kolorami uczuć. Dobrym. Wrażliwym. Zawsze otwartym na cudze racje. Zawsze skłonnym do kompromisów. Otwartym. W każdej chwili gotowym pochłonąć kolejną porcję wiedzy z łatwością z jaką głodny łakomczuch chłonie każdy posiłek.

Piękna. Piękna przede wszystkim pięknem wnętrza. Szukając  go wszędzie, nie znajdziemy nigdzie, jeśli nie nosimy go w sobie...  Jej piękno to piękno bogate. Skrzące się od bajek Carrolla, Tolkiena, Milnego. Tak dobre, że w jego kąciku zaledwie,  całe dobro świata można by zmieścić.  Mądre. Zbudowane konsekwentnie, finezyjnie i genialnie. Jak domy Franka Lloyda Wrighta. Jak świątynie w Petrze. Jak miasta Gaudiego. Jest tam ład i porządek. Nie wolno poruszać się w nim byle jak i byle gdzie. Nie wolno przekraczać świętych zasad. To grozi nieodwracalną katastrofą! Wszystko jest zorganizowane, posprzątane i uczesane. Jest miejsce na pracę, na codzienne obowiązki, na czas dla rodziny, na przyjemności. Jest miejsce dla NIEGO.

**

ON. Wymyśliłem sobie, że ON jest też złym człowiekiem - jak ja. Wymyśliłem sobie, że krzywdzi JĄ. Posiadł jej wolność. Podporządkował sobie. Zapewnił tyle swobody, ile potrzeba, by przeżyć. Nie zapewnił tyle, ile potrzeba naprawdę. Zamknął  w złotej klatce ozdobionej klejnotami: urlopami, domami, samochodami, łodziami, przyjęciami. Każe śpiewać, ale nawet nie karmi… Nie karmi, ale każe śpiewać.

Posiadł jej duszę. Podporządkował sobie. Narzucił własne zasady. Zbudował własny raj i własne piekło. I teraz rozdaje je wedle własnego uznania. Nie liczy się z nią. Nie zauważa jej. Nie ceni i nie szanuje. Manipuluje uczuciami.  Stosuje brutalny emocjonalny szantaż, by zawsze uzyskać to, co chce.

Posiadł jej umysł. Podporządkował sobie. Przyzwyczaił do swoich potrzeb. Do swego rytmu. Włożył do zdobnej szkatułki, a kluczyk wyrzucił na dno jeziora.

Posiadł jej ciało. Podporządkował sobie. Rządzi nim. Jak książę rządzi swoimi włościami. Dysponuje. Kiedy chce i jak chce. Zniewolił jak brankę. Bez jej woli. Bez uznania sprzeciwu.  Bez praw...

**

Wymyśliłem sobie... Wymyśliłem sobie, że to ja uwolnię ją spod władzy tyrana. Biały rycerz na czarnym koniu, albo czarny na białym. Wszystko jedno… Ważne, że prawy, silny i odważny. Zdecydowany działać niezwłocznie. Nigdy więcej krzywd! Nigdy więcej JEJ krzywdy… Wkroczę w jej świat, wejdę w to życie i jednym ruchem – no może dwoma, odmienię jej tragiczny los…

Wymyśliłem sobie… Czy wymyśliłem właściwie?..

**

A jeśli to wszystko nie tak. Jeśli to wszystko nie to… Jeśli ON tak naprawdę jest dobrym człowiekiem?..  - Może trochę dziwnym. Chłodnym jak norweski fiord. Z irytującymi nawykami. Bezsensownymi celami. Nierealnymi marzeniami. Ale DOBRYM. Nie narzucającym się swoją obecnością. Łagodnym i miłym. Powszechnie szanowanym i cenionym. Nie znającym wrogów. Mającym licznych przyjaciół. Całym sobą oddanym rodzinie. Całym sercem oddanym JEJ. Sercem i duszą. Bez reszty. Bezgranicznie. Zakochany od ponad trzydziestu lat. Prawdopodobnie nigdy jej nie zdradza. Nigdy nie krzywdzi. Nigdy nie kłóci się z nią. Nigdy niczego nie wymusza siłą. Jedyną bronią, jaką się posługuje jest po prostu irytujące milczenie.

- „Uciekła mi przepióreczka…”

Czy nie jest tak, że dobremu człowiekowi odbieram największy skarb jego życia? Czy biały (- a może czarny…) rycerz w rzeczywistości nie okaże się prostackim giermkiem w obłoconych gnojem żołdackich buciorach, wchodzącym w cudze życie?.. Czy nie jest tak, że rujnuję życie jego i jej?.. Czy moje działania nie noszą znamion „uszczęśliwiania na siłę”? Czy pokazując osobie szczęśliwej do tej pory wady jej dotychczasowego życia robię dobrze i faktycznie przyczyniam się do poprawy jakości tego życia? Czy też, prezentując niebezpieczne cele, wywołuję burzę, która zrujnuje wszystko i zamiast realnej poprawy przyniesie dramat i łzy?..

- „Uciekła mi przepióreczka w proso…”

Jeśli to wszystko jest prawdą, to… to co ja tu robię?!

 

**

Która prawda jest prawdziwa? Nie wiem. Stale dostaję sprzeczne sygnały. Zupełnie nie wiem , co myśleć, jak się zachować:
 „- Nie. Nigdy w moim życiu nie było miesiąca bez seksu… (- to znaczy, że ostatnio też - chociaż nie ze mną…)
- Jestem Ci wierna na tyle, na ile to jest możliwe… (- co to znaczy?..),
- Tak. Gdy jesteśmy razem często trzymamy się za ręce… (- przecież nie okazuje się takich gestów człowiekowi, którego się nie lubi, albo wręcz nie kocha…),
- Jestem taka przylepa i stale przytulam się do niego… (- czy naprawdę można tulić się do tego, który krzywdzi?),
- Urlop z Ł. we dwoje był cudowny…,
- …”
Jeśli tak się sprawy mają, to w takim razie gdzie się podział ten domniemany tyran?.. Przecież to ON wypełnia naczynie jej życia perłami. A ja ? Jaką rolę tu pełnię. Wiem… By się te perły nie niszczyły i służyły jeszcze długo trzeba wypełniacza, który je uchroni przed zużyciem.

**

Czy można zjeść ciastko i mieć ciastko? Pozornie nie - w rzeczywistości tak. Trzeba tylko… mieć dwa ciastka. Można wówczas skosztować i jednego i drugiego... Ale do końca obu zjeść się nie da. Zemdli i będą kłopoty. Lecz jedynie kosztując jedynie część deseru nieodwracalnie tracimy niezjedzoną resztę i po krótkim czasie zostaniemy z pustymi rękami. Co wtedy zostanie? Głód i niedosyt…

**

Jest jednak i druga strona… Z tej drugiej strony stale przekonywany jestem o prawdziwości uczuć:

„- Powinnam być z Tobą… (- nie widzę przeszkód – powiedziała ślepa klacz przed gonitwą)
- Już nie mogę doczekać się naszego spotkania…,
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi Ciebie brakuje. Tęsknię bardzo, bardzo…, nawet nie myślałam, że aż tak…,
- Całuję, tęsknię, cały czas jestem sercem i myślami z Tobą… (- a kto w takim razie jest z NIM? A może biedna niewolnica więziona jest na tej łodzi, trzymana w kajdanach i pod kluczem?...),
- Pamiętaj, że zawsze i bez przerwy jestem z Tobą (- czy również podczas seksu z nim - przecież nie uprawianego z przymusu…)

Postawiłem sprawę jasno: „Jesteś moim najważniejszym życiowym celem. Zrobię wszystko, byś kiedyś była naprawdę moja. Czy mogę liczyć na chociażby cień nadziei, że będziesz mnie w tym wspomagała? – Nie musisz udzielać odpowiedzi…” .

Zapomniałem tylko dodać, że brak odpowiedzi jest oczywiście jednoznaczną odpowiedzią. Odpowiedzi nie było…

**

Jestem na huśtawce: to w górę, to w dół. I tak bez przerwy. Czy długo to wytrzymam?.. Nie wiem. Obawiam się, że już nie długo.

**

Miłość jest mieszkańcem naszej duszy. Bez niej niszczeje ona i popada w ruinę, niczym pusty dom. Człowiek bez miłości czuje się, jak architekt, któremu zlecono budowę domu, ale nie zadbano o to, by ktoś w nim zamieszkał. Starał się. Cały kunszt swego rzemiosła w to dzieło włożył … A teraz patrzy jak czas niszczyciel na powrót zamienia wszystko w kupkę pyłu bez formy.

Nie, nie jestem stworzony, aby żyć samemu. Życie to gra dla dwojga. Ale kochać drugiego człowieka to przeżywać z nim nie tylko radości i szczęście, nie tylko być razem kiedy jest dobrze i świeci słońce.  Znacznie trudniejsze, ale i cenniejsze zarazem, jest wspólne trwanie, kiedy obok przewala się burza, biją pioruny i wydaje się , że to już koniec…

Czy ja ją tak kocham? Myślę, że tak. Czy jestem tak kochany? Nadal nie wiem, chociaż wciąż mam nadzieję, że tak… A może to tylko złudzenia?..

**

Jeszcze tylko kilka namiętnych pieszczot, kilka gorących pocałunków i… już jej nie będzie. Dlaczego to jest dla mnie tak ważne? Dlaczego nie mogę spokojnie myśleć o tej rozłące? Przecież to tylko dwa tygodnie. Dlaczego moja wyobraźnia tworzy tak tragiczne obrazy? Skąd ten rozsadzający serce niepokój? Ach, ta moja intuicja…

**

Ł. jest naprawdę inteligentnym facetem. Mimo, że J. potrafi po mistrzowsku tworzyć „wirtualną przestrzeń” i uważa, że on niczego się nie domyśla, jestem przekonany, że on jednak domyśla się. Jeśli nie, to znaczy, że on nie ma oczu, a ja go przeceniam… Wskazuje na to kilka faktów. Ostatnio wreszcie zauważył ją. Parę razy był bardziej miły, niż zwykle. Coś go jednak ruszyło. Częściej bywa w domu. Rozmawia z nią, dba o drobne przyjemności… A skoro tak, to podejmie starania, by ją odzyskać. Dwutygodniowy rejs sam na sam będzie do tego najlepszą okazją i szansą. Być może ostatnią szansą… Wiem o tym. Będzie się starał. Zrobi wszystko żeby ją odzyskać. Ja w każdym razie na jego miejscu tak bym zrobił. Ma narzędzia i możliwości. Ma olbrzymie szanse na sukces. To stąd ten niepokój wypełniający mi duszę. Powoli tracę nadzieję… Zwycięzca bierze wszystko. Przegrany musi odejść…

**

Warszawa po brzegi zalana deszczem. Już cztery dni leje bez przerwy. Jest ponuro, zimno i nieprzyjemnie. Ludziom udziela się stan pogody. Ulice, tramwaje wypełnione ponurymi, szarymi twarzami .

Są pierwsze smsy od J. Najpierw były smutne, pełne niepokoju: pogoda w zatoce zła. Po jednym dniu niepogody świeci piękne słońce. Wiadomości są od razu pogodne. Dla mnie aż nadto pogodne… A u nas bez zmian…

J. się bawi. Pisze mi, że opala się topless. Jest szczęśliwa.  Ja dostaję kolejne złe informacje od moich partnerów. Synowi nie układa się w związku. Prosi o interwencję.  Nikogo nie mogę zastać, niczego nie mogę załatwić. A deszcz wciąż pada…

**

Nagle znany dzwonek. Telefonuje J… Jest lekko pijana. Stąd prawdopodobnie ta odwaga, by wykręcić numer do mnie. Zwykle dzwoni do mnie z podróży, gdy jest pijana. Papla coś o warunkach żeglowania, o najbliższych planach, o tym, że tęskni i że bardzo jej mnie brakuje. Mało znaczące słowa, gdy się je zestawi z kontekstem. Trudno mi tego słuchać. Wydaje mi się, że gdzieś w tle słyszę słowa nieco innej treści: „ Kochanie jest mi dobrze… Jest mi tak dobrze …  Za chwilę wracam do Ł. Przepraszam Cię, ale dzisiejsza noc należy do niego… Musisz się z tym pogodzić. Nic Ci na to nie poradzę…”

Pływają. Zwiedzają. Świetnie bawią się w swoim towarzystwie. Coraz lepiej. Dlaczego głupi i naiwny uwierzyłem, że teraz to ja będę dla niej najważniejszy? Dlaczego miałbym być? A do czego ja teraz jestem jej potrzebny… Ponury zakochany pajac w ponurym, ociekającym deszczem mieście… To inny świat. Wysyłam jej ważnego smsa. Proszę o jednoznaczną deklarację uczuć. Nie rutynowe „całuję, tęsknię”. Tym razem to coś poważniejszego. Nie dostaję odpowiedzi… Niepokój rozrywa mi serce.

**

Mijają kolejne dni. Pogoda poprawia się na tyle, że wreszcie można gdzieś wyjść, coś zrobić. Troszkę nadganiam pracę. Jutro przyjeżdża G. Z pewnym niepokojem myślę o tej wizycie. G. jest bardzo rozbita psychicznie po tym jak jej maż, prawdopodobnie ukrywając się przed wierzycielami, nagle zniknął, zostawiając ją z armią komorników na głowie i milinem problemów. Nie udźwignęła tego. Wpadła w poważną depresję. Ma zmienne nastroje. Trudno się z nią rozmawia. Ciągle wraca do wydarzeń sprzed kilku miesięcy i lat. Nie umie niczego złożyć w logiczną całość. Jej rozmowy przypominają słowne puzzle : są porozsypywane i chaotyczne. Chociaż intuicyjne czuję, że stanowią jakąś całość,  to połączenie tego wszystkiego w jeden logiczny wątek sprawia mi wyraźną trudność.

Sam jestem w kiepskim nastroju, a G. jeszcze pogłębia ten stan. Stąd ten niepokój przed jej wizytą. Poza tym będę chyba musiał podjąć decyzję, czy chcę pójść z nią do łóżka. Nie mam na to specjalnie ochoty. Wcale mnie nie pociąga. Jest wręcz nieapetyczna. To już nie jest ta „gwiazda” sprzed lat. Z drugiej strony może właśnie taka „łóżkowa terapia” i jej i mnie by się przydała… Nie wiem. Czas pokaże.

- A tymczasem J. świetnie się bawi. Pogoda im sprzyja. Ł. także najwyraźniej stał się jej bliższy. W Warszawie znowu pada…

**

Jestem z G. Nie jest tak źle. Pobyt u mnie wyraźnie jej sprzyja. Jest spokojniejsza, bardziej logiczna. Troszkę zwiedzamy Warszawę. Utrzymuję bezpieczny dystans. Nie pozwalam sobie nawet na jeden dwuznaczny gest. Tak jest dobrze. G. wreszcie zaprzestaje prób flirtowania ze mną. Oboje odczuwamy, że napięcie opada. Po południu spotykamy się z jej synem i jego dziewczyną Anią. Smutny obraz. Widzę jak Ania zabiega o tego chłopaka, a on nic do niej nie czuje. To bardzo mądra i wrażliwa dziewczyna. Jeszcze nie traci nadziei, ale też przeczuwa, że niczego z tego nie będzie. Stara się jednak sięgnąć po „broń ostateczną”: próbuje pozyskać sympatię G. Ta nie widzi toczącej się gry i z łatwością daję się wciągnąć w pułapkę. Obawiam się, że skończy się to konfliktem między G. i jej synem.

- A u J. bez zmian…

**

No i jest jak przewidziałem. Młody zirytowany, G. znowu nie rozumie o co chodzi synowi. Oni się już chyba nigdy nie zdołają porozumieć.  Stało się jednak coś gorszego. Jej syn zapałał sympatią do mnie. Próbuje nakłonić G., by zawalczyła o moje serce. Okropna sytuacja. Nie czuję się w tej grze najlepiej.  G. znowu próbuje flirtu. Stanowczo mówię: nie, ale to nie bardzo pomaga. Widzę wyraźnie powracające u niej objawy depresji. Myślę, że znowu zacznie się jazda…

- A J. dobrze się bawi…

**

Nowe zdarzenie. Na horyzoncie pojawia się E. E. to taki bardzo erotyczny epizod sprzed lat. Kilka zaledwie nocy, ale całkowicie nie przespanych.  Najlepszy seks, jaki kiedykolwiek w życiu przeżyłem. W ogóle najlepszy seks w kosmosie. No może do niedawna. J. przebija wszystko…

E. jest szalenie inteligentna. Posługuje się pięknym językiem. Ładnie i mądrze pisze. Wymieniliśmy kilka uroczych listów. Były ciepłem miłe, uczuciami gorące. Takie, jakich większość ludzi na tej planecie nigdy w życiu nie będzie w stanie napisać.

Kiedyś była bardzo piękna, ale i dzisiaj jest wciąż atrakcyjną kobietą. W przeszłości jej urodę i zalety umysłu docenił ktoś, kto przez lata był bardzo znaną postacią filmu, estrady i telewizji; Ewa długo była jego partnerką.

W efekcie tamtych paru spędzonych razem dni i nocy E. zakochała się we mnie do szaleństwa. Szczęście? W każdym razie nie problem, gdyby… Gdyby E. niemal natychmiast nie zaczęła wysuwać kategorycznych żądań, których na tym etapie budowania naszego związku nie mogłem zaakceptować. Chciała bym niezwłocznie zgodził się być z nią na stałe, bym zerwał dotychczasowy związek i był tylko dla niej. Jej żądania przybierały postać szantażu emocjonalnego. To broń ludzi poranionych przez los, porąbanych psychicznie.

Byłem wówczas z J. Faktycznie nasz związek przeżywał kolejny kryzys i już wówczas zmierzał niechybnie do końca. Nigdy nie był łatwy. Z trudem się rodził i nigdy nie wyewoluował w postać dojrzałego uczucia i, opartej na nim, prawdziwej więzi. Nie było w nim miłości. Tego braku nie była w stanie zastąpić wzajemna tolerancja, sympatia i wiele, wiele przyjaźni. W trudnych chwilach okazywało się, że to za mało. Brak prawdziwego uczucia skutkował tym, że żyliśmy obok siebie, a nie ze sobą. Gdy trafiałem na kolejny zakręt w swoim życiu – a było ich co nie miara, bowiem żywot mój jest pokręcony co się zowie - Jola naciskała na gaz i chyba tylko cud ratował nas przed katastrofą.

Z drugiej strony zwykła proza życia nakazywała działać racjonalnie. Trzeba mieć gdzieś dom. Co prawda nie do końca swój, ale na swój sposób swój. Trzeba mieć jakieś środowisko do którego się wraca i w którym człowiek czuje się u siebie. Port. Otoczenie J. stwarzało takie możliwości. Gwałtowne rozstanie z nią oznaczało skok głową w dół w nieznaną przestrzeń. Realia byłyby brutalne: natychmiastowa wyprowadzka, zmiana wszystkich dokumentów w związku z wymeldowaniem, tymczasowy brak dostępu do opieki medycznej, brak możliwości podjęcia pracy w razie jej zmiany, itd. itd.

Ok. Mimo tych utrudnień gotów byłem przystać na propozycję E. Nigdy nie byłem życiowym tchórzem i niejednokrotnie podejmowałem trudne decyzje. Jedna więcej w tej sytuacji nie robiłaby wielkiej różnicy. Przystałbym, gdyby nie drobny szczegół: E. jest mężatką… Twierdzi, że od lat nie żyje z mężem, ale… mieszka z nim, gotuje mu, pierze jego rzeczy, sprząta i opiekuje się nim. Na moje pytanie czy zamierza wkrótce zmienić ten stan rzeczy i rozstać się z nim, a najlepiej rozwieźć, odpowiada, że to nie takie proste – bo rodzina, bo wspólne sprawy, majątek, dzieci … Na Boga, a ja? Co ja tu robię?.. Czy moja sytuacja nie jest równie skomplikowana? Czy ja nie mam prawa współdecydować o przyszłości?  Niecierpliwość, jaką wówczas E. wykazywała, budziła mój najwyższy niepokój. Widziałem, że jest w takim stanie uczuć, że nie odpuści.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że za kilka lat czeka mnie powtórka z rozrywki…  Warunki w jakich powstała historia z E. powtórzą się z J. – z tym, że teraz to nie ona będzie dążyła do stałego związku… Czy Bóg istnieje? Czy przygląda się nam i płaci „pięknym za nadobne”?..

Uznałem wówczas, że potrzebna jest stanowcza i kategoryczna „kwarantanna”. W przeciwnym wypadku zaangażujemy się w coś, co z pewnością nie przyniesie nam upragnionego szczęścia, natomiast prawdopodobne jest, że może przynieść życiową katastrofę. Zwyczajnie nie byliśmy jeszcze gotowi na stały związek, a nie zauważające rzeczywistości uczucia E. pędziły nas ku niemu, niczym ekspres po świeżo wyremontowanym torze…

Postanowiłem zimno i brutalnie „ochłodzić” nieco namiętność rozpalającą E. Bardzo się bałem, ale uznałem, że jest to jedyny racjonalny wybór. Nie było mowy o konsultowaniu z nią jakichkolwiek kompromisów. Zaślepiona miłością nie działała racjonalnie. Trudno. Wybrałem mniejsze zło. I chociaż bardzo bolało zerwałem z nią wszelkie kontakty. Nie odpowiadałem na telefony, nie reagowałem na liczne listy, maile, smsy. Oczywiście chciałem za jakiś czas – może za rok, może wcześniej, wrócić do całej sprawy w rzetelnej i racjonalnej rozmowie. Powinno do niej dojść, gdy emocje opadną na tyle, że stać nas będzie na rozsądne, krytyczne, w tym samokrytyczne, ustosunkowanie się do tego co zaszło. Niestety na drodze do realizacji ostatniej fazy tych zamierzeń stanął Agent Tomek i afera, w którą przez wiele miesięcy konsekwentnie mnie wciągano.

- A teraz E. wróciła… Nadal ładna, namiętna i… wciąż zakochana. Co mam robić? Jak się zachować? Czy nadal jednostronnie zachować wierność Joasi? Czy ulec rajskiej pokusie, której na imię E.?..

- A tymczasem J. bawi się coraz lepiej… Jej relacje z pięknych miejsc, które odwiedzają, a których mnie prawdopodobnie nigdy nie będzie dane zobaczyć, wyciskają mi łzy z oczu. Dlaczego los jest dla mnie tak okrutny? Kogo skrzywdziłem tak bardzo, bym musiał teraz płacić tak wysoką cenę? Za co spotyka mnie to wszystko?.. „Navigare necesse est, vivere est non necesse”…

**

Spędzam z E. cały dzień. Wędrujemy  po znanych miejscach, szukając wspomnień. Tak naprawdę oboje sprawdzamy czy wywołane wspomnieniami wrócą dawne uczucia. Nie wracają, ale mimo to jest miło. Jesteśmy nawet bardziej otwarci i szczerzy, niż wówczas gdy byliśmy przez tę krótką chwilę razem. Ale nie ma już motyli…

Postanawiamy kontynuować znajomość. Będziemy współpracowali zawodowo. Zobaczymy co z tego wyniknie…

- Urlop J. zbliża się do końca. Mój niepokój sięga zenitu. Wypełniam jej telefon olbrzymią ilością bezsensownych smsów. Po co to czynię? Przecież i tak nie zmienię rzeczywistości. Teraz już wiem, już mam taką pewność. Niestety nie jestem i nigdy nie będę w jej życiu ten najważniejszy… Zwycięzca bierze wszystko. Przegrany musi odejść…