JustPaste.it

(nie)banalna rozpraw(k)a

dlaczego piszemy i po co rozmawiamy. "Rozprawka" - m.in. o odkrywczości banalności.

dlaczego piszemy i po co rozmawiamy. "Rozprawka" - m.in. o odkrywczości banalności.

 

 

We wstępie podobno wypadałoby wyjaśnić w jakim konkretnie celu, albo z jakiej przyczyny, autor podjął się napisania danego dzieła. Dowolnie: czy to książki, wypracowania czy artykułu. Osobiście lubię określenie „rozprawka” - rozprawiam o czymś... Fajne słowo.

Dlaczego podjąłem się pisania? Co chcę powiedzieć, dlaczego w ogóle cokolwiek mówię?

A dlaczego w ogóle się odzywamy? Po co mówimy? W jakim celu wyjawiamy światu swoje zdanie o nim?

Odzywamy się po to, żeby być słyszanym. Żeby móc zweryfikować i określić czy się wyróżniamy. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek jest istota społeczną. Za stwierdzenie tego, dzisiaj już oczywistego, faktu powinien dostać Nobla...

Chcemy określić czy się wyróżniamy.

W swojej głowie każdy jest czymś wyjątkowym. Jest jedynym umysłem, który naprawdę widzi, słyszy, a przy odrobinie szczęścia i samokontroli: także rozumie. Owszem, po ulicy chodzi cała masa innych głów przyczepionych szyją, torsem i całą resztą do dwóch nóg, ale czy te głowy maja w środku to samo? Skąd mamy wiedzieć czy nie są one 14 razy mniej sprawne, czy zamiast 300 myśli na minutę nie powtarzają w kółko zdania „o, jaka ładna cegła. O, jaka ładna cegła...”?
Po to rozmawiamy. Jedna głowa mówi drugiej, co ma w środku, żeby to ustalić. Żeby sprawdzić, która jest lepsza.

Po to rozmawiamy.

A czemu piszemy i publikujemy?

Bo tak jest łatwiej i tego wymaga od nas rozrastający się świat.

Pismo jest wynalazkiem. Gdzie tam pismo... Mowa też jest wynalazkiem.

Zaczęło się od patentu z pocieraniem dwóch patyków albo stukaniem dwóch kamieni
o siebie, żeby zrobić ogień. Wtedy ktoś musiał wyrazić jakoś swoje „au!”, kiedy się poparzył (może wtedy wymyślono mowę). Potem ktoś „wymyślił” zastosowanie dla koła, zaczęto malować po ścianach jakiej to kto ryby – czy tam mamuta... - nie złapał (pismo) i nagle mamy internet. Świat się skurczył, globalna wioska itd. Społeczeństwo się powiększyło.

Nie jesteśmy już ograniczeni zasięgiem swojego głosu i swoich nóg. Nawet jeśli zdobędziemy – lub nie – uznanie w swoim makrośrodowisku, w kręgach z którymi jesteśmy związani z tych lub innych przyczyn, to i tak istnieje jeszcze szersza publika.

Rodzice, znajomi, szkoła, praca – ich zdanie jest ważne, to na pewno, ale kim właściwie są ci ludzie? Są tylko dziełem przypadku, kichnięciem losu, że to akurat ich spotkaliśmy na swojej ścieżce życia.

A może gdzieś tam są ludzie do których bardziej pasuję albo którzy stwierdzą, że jestem naprawdę cenny i wyjątkowy?

Dzięki wynalazkowi takiemu jak pismo nie trzeba marnować niczego tak kosztownego jak benzyna (a przy okazji i czas), żeby świat mógł zobaczyć, że istniejemy.

Oczywiście nikt nam nie każe się odzywać ani pisać – kto co lubi. Ale gdyby akurat ktoś miał taką potrzebę i chciał – proszę bardzo, jest możliwość.

Wychodzi więc na to, ze mówimy, żeby się sprawdzić. Piszemy, bo chcemy, żeby więcej osób mogło nas ocenić. Inna teoria mówi, że ludzie piszą/tworzą różne rzeczy, bo chcą, żeby coś po nich pozostało. Z mówieniem jest w sumie tak samo – kiedy powiemy coś mądrego/odkrywczego, jest szansa, że zostaniemy zapamiętani. Z pisaniem jest o tyle bezpieczniej, że nawet kiedy napiszemy jakieś głupoty, które wszyscy uznają za totalne banały albo brednie, to i tak coś po nas pozostanie. Może tylko kartka papieru, ale to już coś.
Odnośnie pisania bredni i banałów: czy powinniśmy bać się odzywać - czy to w mowie czy na piśmie – bo być może nie powiemy nic nowego, nic odkrywczego? A gdzie tam!

Ktoś kiedyś powiedział [1], dosyć lekceważąco, że Sokrates był idiotą. Wielki Myśliciel, Ojciec Filozofii... był idiotą. A raczej jest idiotą z naszego – dzisiejszego – punktu widzenia. Mówił rzeczy w naszej ocenie oczywiste i banalne. Co za człowiek chodzi i rozgaduje oczywistości? Głupi? Nie... To co Sokrates rozgadywał po całym mieście (dzisiaj określamy to szczytną nazwą „nauk”) dla niego też było oczywiste. Ale nie powstrzymało go to od obnoszenia się ze swoimi poglądami. Można by tu pewnie podać jeszcze inne przykłady, ale chyba już przedstawiłem swój punkt widzenia.

A ja? Teraz też mówię same – obawiam się, że nie tylko w mojej opinii – oczywistości, ale może znajdzie się ktoś, dla kogo parę rzeczy będzie tu odkrywczych.

Nie boję się, że mówię rzeczy banalne. Byłem w różnych miejscach i wszędzie patrzyłem
i słuchałem ludzi: w podstawówce, gimnazjum, liceum, na studiach, na ulicy, przyjęciach, plażach, w klubach, u znajomych, u obcych, w szpitalach i urzędach... i wiecie co? Banalność dominuje. Ludzie są schematyczni i przewidywalni. Rozmawiają często o rzeczach banalnych i oczywistych. Jeśli nie jest to coś banalnego dla mnie, to być może jest to takie dla kogoś innego.

A poza tym warto zastanawiać się (nawet na głos) nad rzeczami oczywistymi, bo często pozwala to dojść do niebanalnych wniosków. To też jest ważny powód do uzewnętrzniania swoich poglądów. Często kształtują się one dopiero przy ich pierwszej głośnej werbalizacji, a posiadanie czegoś takiego jak swoje zdanie nigdy nie jest czymś złym.

Dlatego warto rozmawiać. Jak komuś mało, może też pisać.

Naukowiec, który zamknie się w laboratorium na całe lata nie będzie wiedział czy jest wielkim naukowcem, dopóki nie wyjdzie i ktoś nie oceni jego pracy czy rzeczywiście jest... potrzebna.

Jeżeli będziemy wiecznie zamknięci w sobie nikt nas nie zobaczy. Nikt nas nie oceni.

Dlatego piszę. Może napiszę coś niebanalnego i odkrywczego. Może jestem wyjątkowy. Może nawet coś po mnie zostanie. Może tylko kartki papieru.

 

 



maj 2013

 

 

 




 

przypisy:

[1] To też ciekawe zagadnienie: niby kto tak powiedział? Mógłbym powiedzieć, że Nixon, mój ojciec, Kennedy, Einstein albo Mozart. Nie ma znaczenia kto tak powiedział. Ważne, że nie bał się tego powiedzieć. Stwierdził coś w sumie oczywistego, ale ci którzy go słuchali o tym nie wiedzieli.

Tak, to był mój ojciec...